„W święta rodzinę widywałam tylko na ekranie komputera. Tym razem nawet Wigilia online skończyła się wielką awanturą”
„Tak bardzo się starałam, a oni... Tylko Agnieszka próbowała trzymać atmosferę. Zaśpiewała kolędę, pokazała pierniczki, które piekła. Marcin cały czas stukał czymś, jakby nie mógł się skupić. – Może byśmy się pomodlili razem, co? – zaproponowałam”.

Nie pamiętam już ostatniej Wigilii, na której wszyscy byliśmy razem. Może dziesięć lat temu? Może dłużej? Wtedy jeszcze mój mąż żył, dzieci przyjeżdżały z torbami pełnymi prezentów, a stół uginał się od barszczu, karpia i makowca. Było głośno, ciepło i chaotycznie – tak jak powinno być. Teraz siedzę sama w salonie z komputerem ustawionym na stole tak, żeby dobrze było mnie widać. Mam czerwony obrus, świeczkę, opłatek i gałązki świerku, żeby chociaż trochę zrobić atmosferę.
Kiedyś Wigilia z kamerki to była konieczność, a potem – wygoda. Marcin mieszka teraz w Niemczech, Agnieszka w Anglii. Mówią, że przyjazd do Polski „to duży koszt i zamieszanie”. Ja rozumiem. Naprawdę. Czy jednak musimy przez to udawać, że wszystko jest w porządku?
W tle leci cicho kolęda z radia, niby coś gra, a tak naprawdę tylko zagłusza pustkę. W ręku trzymam opłatek – biały, nietknięty. Jeszcze nie złożyliśmy sobie życzeń. Jeszcze chwilę. Jeszcze się zbierają.
– Mamo, tylko się nie denerwuj – Kasia, synowa zadzwoniła z samego rana. – Marcin nie przyleci, niestety. Nie udało mi się go namówić. Praca, plany… Ale ja z Antosiem przyjedziemy do ciebie zaraz po świętach, dobrze? Wcześniej będziemy u moich rodziców.
– Dobrze, Kasiu – rzuciłam, uśmiechając się przez łzy. – Najważniejsze, że jesteście zdrowi.
Zostało jeszcze kilka minut do wideorozmowy. Poprawiłam bluzkę, przetarłam obiektyw kamerki. Chciałam, żeby dobrze mnie widzieli. Żeby nie pomyśleli, że jestem smutna. Bo przecież „święta to radość”. Nawet jeśli radość siedzi sama przy stole i czeka na dźwięk z komputera.
Nic nie było w porządku
Na ekranie pojawiła się pierwsza Agnieszka. W czerwonej czapce Mikołaja, z kubkiem herbaty w ręku.
– No hejka, mamuś! – zawołała. – Ale masz ładną serwetkę! To ta ze sklepu, co ci wysłałam?
– Tak, kochanie. Bardzo ładna. Pasuje do obrusu – uśmiechnęłam się do niej, choć głos już mi drżał.
Chwilę potem dołączył Marcin. Z koszulą zapiętą do połowy i rozczochranymi włosami, jakby wstał pięć minut temu.
– Cześć wszystkim – rzucił krótko. – Jest Kasia?
– Byliśmy, jesteśmy… – powiedziała Kasia, która właśnie wychylała się zza kadru. – Mamo, zaraz się rozłączymy, ale chciałam tylko złożyć życzenia. Zdrowia, spokoju.
Poczułam, jak coś się we mnie zaciska. Tak bardzo się starałam, a oni... Tylko Agnieszka próbowała trzymać atmosferę. Zaśpiewała kolędę, pokazała pierniczki, które sama piekła. Marcin przez cały czas stukał czymś poza kadrem, jakby nie mógł się skupić.
– Może byśmy się pomodlili razem, co? – zaproponowałam niepewnie.
– Mamo, serio? Przez ekran? – Marcin prychnął.
– A co, tak trudno? – wtrąciła się Agnieszka. – Przylecieć też było trudno, co?
– Aga, nie zaczynaj. Życie to nie bajka – odburknął Marcin.
Wtedy coś się wydarzyło. Kamera Marcina lekko się przekrzywiła i spadła. Coś zobaczyłam – młodą kobietę w czarnej sukience, która wnosiła dwa talerze na stół. Nie wyglądała jak Kasia. Zapadła cisza. Agnieszka otworzyła szeroko oczy. Marcin szybko poprawił kamerę.
– No to... Wesołych Świąt – powiedział sztywno i się wylogował.
Zostałyśmy z Agnieszką same. A ja... nie wiedziałam, czy chcę się już czegokolwiek dowiadywać.
Udawałyśmy, że wszystko gra
– Mamo, przecież to… nie była Kasia – powiedziała Agnieszka wieczorem, kiedy zadzwoniła jeszcze raz, już po całej tej farsie.
– Jaka Kasia? – udawałam, że nie rozumiem, ale serce biło mi jak oszalałe.
– No ta baba w tle. Młoda, zgrabna, w czarnej sukience. To nie była Kasia, ty to dobrze wiesz. Co on sobie myśli?
Westchnęłam. Przypomniałam sobie, jak Kasia wychylała się zza kadru tylko na chwilę. Jak szybko się rozłączyła. Jak Marcin przez całą rozmowę był rozkojarzony.
– Może to znajoma? Koleżanka z pracy? Wiesz, w Niemczech wszyscy się spotykają na święta, jak nie mają rodziny na miejscu…
– Mamo! – Agnieszka aż tupnęła. – Ty zawsze go tłumaczysz. A on od dawna coś kręci. Przecież nawet nie mówi już o Kasi. Cały czas tylko „robota, robota, robota”.
Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tysiąc obrazów – Marcin, który kiedyś nosił Kasi zakupy z miłością w oczach. Marcin, który teraz nawet nie miał odwagi patrzeć w kamerę. Drugiego dnia świąt przyjechała Kasia z Antosiem. Przynieśli pierniczki, dziecięce rysunki, prezenty pod choinkę. Mały zaraz rzucił mi się na szyję.
– Babciu, a tatuś będzie?
– Nie wiem, kochanie – odpowiedziałam cicho, głaszcząc jego główkę.
Kasia była pogodna, może nawet za bardzo. Widziałam, że się stara. Kiedy wreszcie Antoś zasnął, a my piłyśmy herbatę w kuchni, nie mogłam już wytrzymać. Napisałam Agnieszce, że Kasia już jest. Odpisała błyskawicznie: „Mamo, Marcin oszukuje. Widziałam tę kobietę. A ty nadal będziesz mu gotować bigos, jak wróci?”. Spojrzałam na parujący garnek i nie odpowiedziałam.
Ktoś dał jej znać
Wieczorem usiedliśmy wszyscy razem do kolacji. Antoś bawił się ciastem, a ja z Kasią próbowałyśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym – pogoda, przedszkole, ciocia Halina z Warszawy. Normalność na siłę. Moje myśli cały czas wracały do tej kobiety z ekranu.
– Kasieńko… A jak u was z Marcinem? – zapytałam cicho, ledwie słyszalnie, żeby Antoś nie zwrócił uwagi. – Wszystko w porządku?
Kasia zawahała się tylko chwilę.
– Tak, znaczy… wiesz, ostatnio trochę ciężko. On ciągle zajęty, jakby tam w Niemczech życie miało dziesięć razy szybszy rytm. Czasem mi się wydaje, że mnie unika. Ale może to tylko ten czas, wiesz, faceci tak mają.
– Mój Staszek też tak miał, jak dziecko było małe – skłamałam odruchowo, bo przecież Staszek zawsze do mnie wracał, nawet jeśli był zmęczony.
W pewnej chwili Kasia zostawiła swój telefon na stole i poszła do łazienki. Dzwonek powiadomienia zawibrował cicho. Nie chciałam patrzeć. Przysięgam. Ale ekran rozbłysł i zanim zdążyłam odwrócić wzrok, zobaczyłam to: „Miałaś rację, był z jakąś inną”. Serce mi stanęło. Kiedy Kasia wróciła, spojrzałam na nią inaczej. Ona tylko uniosła brwi – widziała. Wiedziała.
– On… on coś ma z inną kobietą? – zapytałam drżącym głosem.
Kasia zbladła. Usiadła ciężko na krześle, jakby nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
– Myślałam, że to tylko kryzys… że wróci do nas. Ale on chyba już tam ma nowe życie – wyszeptała i zaczęła płakać. – Ja… chciałam wierzyć. Dla Antosia. Dla nas.
– Boże… – zasłoniłam usta dłonią. – Przecież my nie tak go wychowaliśmy…
Cisza w kuchni była gęsta, jakbyśmy obie bały się oddychać za głośno. Antoś spał w pokoju obok. Nie wiedział jeszcze, że coś się skończyło.
Wytknęłam mu to wszystko
Nie mogłam spać. Obraz wiadomości pulsował mi przed oczami jak neon. Wstałam o szóstej rano, kiedy jeszcze było ciemno, i bez śniadania włączyłam laptopa. Marcin był dostępny na komunikatorze. Zadzwoniłam.
– Mamo? Coś się stało?
– Tak – powiedziałam, prosto, bez owijania. – Przyszła wczoraj wiadomość. Na telefon Kasi. Od kogoś, kto potwierdził jej podejrzenia. Przestań kłamać
Chwila ciszy.
– Mamo… – zaczął, ale głos mu się załamał. – To nie tak…
– To powiedz, jak. Bo twoja żona siedzi tu u mnie. Płacze. A ty nawet nie miałeś odwagi się odezwać.
– Mamo, ja… Ja nie wiedziałem, jak wam powiedzieć. To się wszystko wydarzyło tak… niespodziewanie.
– Co się wydarzyło? – spytałam lodowato.
– Zamieszkaliśmy razem. Ja i Sandra. Jesteśmy razem od… od roku.
Poczułam, jak fotel pod moimi plecami staje się zbyt twardy. Rok? A ja przez ten rok wysyłałam mu paczki z piernikami i pytałam, czy Kasia nie potrzebuje czegoś dla Antosia.
– Rok… A Kasia? A twój syn? Ich też zostawiłeś przez przypadek?
– Nie chciałem nikogo skrzywdzić – powiedział cicho. – Po prostu… się zakochałem.
– A odpowiedzialność? A przysięga? Myślisz, że zakochanie wszystko tłumaczy?
Słyszałam, że oddycha szybko. Może płakał, ale mnie to już nie wzruszało.
– Mamo, proszę… ja nie jestem złym człowiekiem.
– Nie. Jesteś tchórzem. I egoistą.
Rozłączyłam się, zanim zdążył coś odpowiedzieć. Nie byłam w stanie więcej znieść. Usiadłam przy stole. Opłatek wciąż leżał nietknięty, jakby czekał na kogoś, kto już nigdy nie przyjdzie.
Rodzina sypała się na moich oczach
Kasia została z Antosiem jeszcze kilka dni. Starałam się być obok, pomóc, pocieszyć, ale wszystko wydawało się sztuczne. Co można powiedzieć kobiecie, której właśnie zawaliło się życie?
Antoś biegał po mieszkaniu z samochodzikiem, śmiał się, prosił o naleśniki. Nie wiedział, że jego tata zniknął z ich świata. Jeszcze nie.
– Myślisz, że mam mu powiedzieć? – zapytała Kasia któregoś wieczoru, siedząc na wersalce z kubkiem ziół w ręku. – Że tatuś… że już nas nie chce?
– On nie rozumie takich rzeczy. Może... może poczekaj. Może Marcin się wreszcie odezwie, powie coś, weźmie odpowiedzialność.
– Marcin już nic nie powie – odpowiedziała gorzko. – On wszystko już sobie ułożył.
Wiedziałam, że ma rację.
Po dwóch dniach Agnieszka zadzwoniła. Była wściekła.
– Ja tam polecę, mamo. Przysięgam. Zrobię mu taką awanturę, że ta jego „Sandra” będzie mu podawać bigos przez kratkę!
– Aga, zostaw go. To nie twoja wojna. Nie nasza – powiedziałam cicho.
– Ale to jest moja rodzina!
– Może kiedyś była.
Agnieszka milczała długo. A ja czułam, jak coś we mnie zamarza. Jakby ktoś zgasił światło w środku.
Tymczasem Kasia zaczęła się pakować.
– Nie chcę, żeby Antoś widział, że ciągle płaczę. Potrzebuję trochę przestrzeni. Sama, bez podpowiedzi.
Uściskałam ją długo. Nie protestowałam. Zostałam sama. Zamknęłam laptopa. Płakałam długo.
Coś się skończyło na zawsze
Minęły trzy tygodnie. Święta dawno się skończyły, a ja wciąż nie mogłam zmusić się, żeby schować ozdoby. Choinka stała smutna, gubiąc igły, opłatek nadal leżał na talerzyku, nietknięty. Jakby wciąż czekał, aż ktoś jednak zadzwoni, zapuka, powie: „Wróciłem”. Nie wrócił nikt.
Marcin nie dzwonił. Nawet nie zapytał, czy Antoś dotarł z Kasią bezpiecznie do domu. Nie napisał ani do mnie, ani do siostry. Jakby odciął się grubą kreską. Agnieszka wysłała paczkę – trochę herbat, książkę o samotnych matkach i kartkę z jednym zdaniem: „Jesteśmy silniejsze, niż myślimy”.
Siedziałam któregoś wieczoru w kuchni, patrząc przez okno na ciemne niebo i rozświetlone okna sąsiadów. Przyszło mi do głowy, że może wcale nie chodziło o tę kobietę, o zdradę, o decyzje. Może to po prostu my – moja ukochana rodzina – już przestaliśmy być jednością. Taką, jaką znałam. Jaką chciałam chronić za wszelką cenę.
Byłam naiwna. Myślałam, że jak dam serce, obiad i miłość, to wystarczy. Nie wystarczyło. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś usiądziemy razem przy stole. Może nie. Może będą tylko ekrany i świąteczne życzenia w formie emotek. Tego roku coś się skończyło. Wigilia bez zapachu pierogów, bez śmiechu Antosia, bez ciepła rodziny. Tylko cisza.
Zofia, 59 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W Wigilię pokłóciłam się z teściową o łazienkę. Co roku święta są w tym samym gronie, a ona się stroi jak na karnawał”
- „Od lat spędzałam Wigilię sama, ale nagle wydarzył się świąteczny cud. Zupełnie obcy ludzie podali mi pomocną dłoń”
- „Gdy rodzina zaprosiła mnie na Wigilię, wyczułem, że coś tu śmierdzi. Spadek po babci sprawił, że jestem łakomym kąskiem”

