„W starym albumie ze zdjęciami babci znalazłam tajemniczego mężczyznę. Nie mogłam uwierzyć, kim był dla naszej rodziny”
„Przewracałam kolejne kartki. Czarno-białe fotografie, babcia jako dziewczynka z warkoczami. I nagle… coś mnie zatrzymało. – Babciu, kto to? – pokazałam palcem na serię zdjęć, na których uśmiechała się do jakiegoś nieznanego, przystojnego mężczyzny”.

- Listy do redakcji
Po rozwodzie chciałam tylko świętego spokoju. Żadnych facetów, żadnych kłamstw, żadnych złudzeń. Ostatnie miesiące były dla mnie naprawdę trudne. Z Piotrem byliśmy małżeństwem od ośmiu lat. Pobraliśmy się tuż po studiach i byłam przekonana, że czeka nas świetlana przyszłość. Początkowo rzeczywiście tak było. Oboje pracowaliśmy, urządzaliśmy mieszkanie, które mój mąż odziedziczył jeszcze przed ślubem od ciotki i żyliśmy spokojnie.
Nagle zażądał rozwodu
Aż w pewnego dnia dowiedziałam się, że mój mąż kogoś ma. Koleżanka z pracy. Młodsza ode mnie o całe pięć lat, pełna energii i życia. Klasyk. Wielu parom to się zdarza. Często jednak znacznie później. Gdy już są dzieci, wspólny dom, kredyt. Nam przytrafiło się tuż po trzydziestce. Byłam wściekła, rozżalona, pełna negatywnych emocji. Ale chyba wybaczyłabym Piotrowi zdradę. Gdyby tylko o to mnie poprosił. Jednak on nie chciał ode mnie drugiej szansy.
– Klaudia jest w ciąży, teraz muszę o nią zadbać. Chcę rozwodu – po prostu wyrecytował beznamiętnym tonem.
Tak skończyło się moje małżeństwo. To, które miało być „na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie”. Przeniosłam się do koleżanki, bo mieszkanie należało do mojego męża. A później wzięłam cały zaległy urlop i wyjechałam do babci na wieś. Dlaczego? To było jedno z niewielu miejsc, w którym od zawsze czułam się szczęśliwa. A teraz bardzo potrzebowałam czasu, który pozwoliłby mi zebrać siły i powrócić do równowagi. Nie byłam dłużej w stanie udawać, że wszystko jest w porządku. Musiałam pomyśleć o swojej przyszłości. Ale, żeby to zrobić, potrzebowałam zebrać siły, dlatego powróciłam do miejsca znanego z dzieciństwa. Tego, gdzie zawsze czułam się bezpieczna i kochana.
– No i co teraz? – zapytała babcia, gdy przekroczyłam próg jej wiejskiego domku z wypakowaną po brzegi walizką i zapuchniętymi oczami.
– Teraz to ja potrzebuję tylko kołdry, ciszy i herbaty z malinami – mruknęłam, zdejmując buty.
Nie musiała nic mówić. Przytuliła mnie tak, jak robiła to, gdy byłam małą dziewczynką i płakałam, bo właśnie rozbiłam kolano, spadając z huśtawki. Babcia Aniela miała osiemdziesiąt cztery lata, cięty język i uśmiech, który rozświetlał nawet najbardziej szare dni. Dokładnie taki sam, jak przed laty. Zamierzałam spędzić u niej kilka dni, może tydzień lub dwa. Tymczasem los chciał inaczej.
Obok babci nie stał wcale dziadek
Cisza za oknem i długie spacery po leśnych ścieżkach były niczym najlepszy balsam na moją duszę. Tutaj rzeczywiście czułam się jak w innym świecie. Bez pośpiechu, samochodów trąbiących za oknem i jakiejś takiej nerwowej atmosfery miasta. Mogłam bezkarnie siedzieć z książką w ogrodzie, słuchać śpiewu ptaków, patrzeć w niebo i chodzić na długie wędrówki, z których często wracałam już po zmierzchu. Może to nie rozwiązywało moich problemów, ale naprawdę zaczęłam czuć się dużo spokojniejsza.
– Zrób coś pożytecznego, zamiast się zamartwiać. Przejrzyj ze mną ten album – zaproponowała któregoś wieczoru babcia, podając mi grubą księgę w płóciennej oprawie.
Właśnie wróciłam ze swojego zwyczajowego spaceru i rozsiadłam się z kubkiem herbaty przy kuchennym stole. Na talerzyku były ułożone kawałki babcinego popisowego sernika z rodzynkami. Puszek, babci kot, ocierał się o moją nogę, a ja czułam, że może rzeczywiście wszystko w moim życiu się jeszcze ułoży.
– Myślałam, że już go znam na pamięć – westchnęłam, bo zdjęcia z tego albumu przeglądałyśmy już nie jeden raz.
– Oj, nie znasz, dziecko, nie znasz – powiedziała z tajemniczym uśmiechem babcia.
Hm, o co jej mogło chodzić? Przewracałam kolejne kartki. Czarno-białe fotografie, odbarwione rogi, babcia jako dziewczynka z warkoczami i w sukience w grochy. Potem jej ślubny portret z dziadkiem, zdjęcia z chrztu mojej mamy. I nagle… coś mnie zatrzymało.
– Babciu, kto to? – pokazałam palcem na serię zdjęć, na których uśmiechała się do jakiegoś przystojnego mężczyzny. Trzymali się za ręce, siedzieli razem na rowerze, jedli lody nad rzeką. Widać było, że są dla siebie kimś ważnym.
– To… – zamilkła. – To dawne czasy. Nie ma co do nich wracać. Było, dawno minęło i już nie wróci – wyszeptała z jakąś wyraźną nutką tęsknoty w głosie.
– Ale przecież to nie dziadek! – powiedziałam zaskoczona.
Babcia wstała, poprawiła fartuch i wyszła z kuchni bez słowa. Album został na stole. A ja nie mogłam oderwać wzroku od podpisu pod zdjęciem: „A + S, sierpień 1958”.
Kim był tajemniczy pan?
Następnego dnia zaczęłam dopytywać. Mama nic nie wiedziała. Ciocia Marysia zmieniła temat. Dopiero stara sąsiadka, pani Krystyna, spojrzała na zdjęcie i cmoknęła z dezaprobatą.
– To był Stefan M. Żołnierz z pobliskiej jednostki. Porządny chłopak. Babka twoja to za nim płakała jak bóbr. Ale potem zniknął.
– Zniknął? Jak to zniknął?
– Przenieśli go z jednostki, chyba gdzieś na Śląsk. A potem już tylko twój dziadek się pojawił – wzruszyła ramionami, jakby ta cała historia była jedynie epizodem, który nic nie znaczy.
Ja jednak wiedziałam, że coś znaczy. Do domu wracałam z mętlikiem w głowie. Wiedziałam, że nie mogę odpuścić. Że muszę dowiedzieć się, o co chodziło z tym Stefanem i dlaczego tak nagle zniknął z życia babci Anieli.
Nigdy mu nie mówiła
Postanowiłam jeszcze raz porozmawiać z babcią. Przecież nie mogła wiecznie milczeć. Obiecałam sobie, że zrobię wszystko, żeby poznać historię jej miłości sprzed lat. Wieczorem przyszłam do niej na ganek. Siedziała na swoim ulubionym wiklinowym fotelu, z nogami przykrytymi kolorowym kocem i patrzyła gdzieś w dal.
– Babciu, proszę, powiedz mi. Kim był Stefan?
Milczała przez chwilę. Potem westchnęła i spojrzała przez okno.
– Moją pierwszą miłością – powiedziała w końcu cicho. – Chciałam za niego wyjść. Marzyliśmy o domku nad jeziorem, dzieciach, wspólnym życiu. Ale przyszedł rozkaz. Pojechał i nigdy nie wrócił. Pisałam do niego listy. Jeden, drugi, trzeci… Odpowiedź nie przyszła. Myślałam, że zapomniał. I wtedy rodzice zapoznali mnie z twoim dziadkiem. Był troskliwy uczciwy, kochający. Ale to już nie było to samo.
– A dziadek wiedział?
– Nie. A niby po co miał wiedzieć?
Siedziałam w ciszy, czując, że moje własne zranione serce nagle rozumie swoją babcię lepiej niż kiedykolwiek.
Znalazłam jego adres
W nocy długo nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, otwierałam okno, bo było mi strasznie duszno. Aż w końcu wstałam i włączyłam laptop, który stał ustawiony na stoliku w kącie sypialni. Wpisałam w wyszukiwarce: „Stefan M., rocznik 1940, jednostka wojskowa Radom”. Poszukiwania nie były łatwe, ale znalazłam kilka pasujących nazwisk. Jeden z nich prowadził do domku letniskowego nad jeziorem w okolicach Ełku. Zadrżałam. A jeśli to on?
– Babciu… – zaczęłam rano, pokazując jej zdjęcie mężczyzny w wieku około osiemdziesięciu lat. – Czy to może być on? Twój Stefan?
Zaczęła dokładnie się i przyglądać i w pewnej chwili zamarła. Zakryła usta dłonią. I po długiej chwili powiedziała:
– Tak. To on. Ma te same oczy.
– Chcesz do niego napisać?
– Nie wiem, może. Chyba tak.
Babcia usiadła przy biurku i napisała list. Na zwyczajnej kartce papieru, długopisem. Takie listy pisało się przed laty. Nie pozwoliła mi czytać, ale widziałam jej łzy, gdy składała kartkę na cztery i wkładała do koperty. Wysłałam ten list na adres tego domku letniskowego.
Dwa tygodnie później listonosz przyniósł niewielką kopertę. Stefan pamiętał. Pamiętał wszystko. Nie zapomniał. Pisał, że rodzice przechwycili jej listy. Że szukał, ale powiedziano mu, że wyszła za mąż. Teraz był wdowcem. Babcia zaniemówiła.
– Jedźmy tam – powiedziałam.
– Nie wiem, czy powinnam.
– A kiedy, jeśli nie teraz?
Spotkali się po ponad 60 latach
Jechałyśmy w milczeniu. Babcia cały czas wygładzała sukienkę, którą zawsze zakładała tylko na „naprawdę ważne okazje”. Ja czułam się dziwnie spokojna. Jakby ten wyjazd był potrzebny nie tylko jej, ale i mnie. Stefan czekał przed domkiem, oparty o furtkę. Gdy zobaczył babcię, oczy mu się zaszkliły. Nie powiedzieli nic przez pierwsze minuty. Tylko się objęli. Jakby żadni ludzie, żadne czasy i żadne listy ich nie rozdzieliły.
Poczułam coś, czego nie czułam od dawna. Ciepło i nadzieję. I pewność, że życie zawsze potrafi nas zaskoczyć nawet wtedy, gdy myślimy, że wszystko już stracone. Babcia i Stefan pisali do siebie listy co tydzień. Spotykali się raz w miesiącu. Ja zawoziłam ją do niego lub wnuk Stefana przywoził dziadka do babci. Nie mówili o przyszłości, tylko o teraźniejszości. To im wystarczało.
Ja wprowadziłam się do babci na stałe. Znalazłam pracę w gminnej bibliotece w pobliskim miasteczku. Codziennie po pracy zaglądam do kawiarni naprzeciwko, gdzie pewien blondyn parzy najlepszą kawę na świecie.
– Jak zwykle? – pyta.
– Jak zwykle – uśmiecham się, ale już wiem, że nic nie będzie „jak zwykle”.
Czyżby stare zdjęcia zmieniły nie tylko jedno życie?
Małgorzata, 32 lata
Czytaj także:
- „Na wakacjach babcia zagoniła mnie do roboty w polu. Urocza sąsiadka zza płotu pokazała mi nie tylko jak trzymać widły”
- „Na pogrzeb ojca przyszedł nieznajomy mężczyzna. Myślałam, że to jakiś daleki krewny, ale prawda mnie zszokowała”
- „Na stypie po dziadku miałam wygłosić mowę pogrzebową. Rodzina spodziewała się lukru, ale ja otworzyłam puszkę Pandory”

