„W spożywczym przypadkiem spotkałam byłego męża. Ucieszyłam się, że ktoś, kto zniszczył mi życie teraz sam jest na dnie”
„Miał na sobie grafitowy płaszcz, ten sam, w którym chodził jeszcze pod koniec naszego małżeństwa. Był nieogolony. Zmarszczki pod oczami zrobiły się głębsze, spojrzenie miał zmęczone, nieco przygaszone”.

- Redakcja
Minęły dwa lata, odkąd mój mąż Artur odszedł. Dwa lata, odkąd usłyszałam, że potrzebuje czegoś innego. Nie krzyczałam wtedy, nie błagałam, nie urządziłam sceny, choć bardzo chciałam. Zamiast tego wypuściłam go z mieszkania jak listonosza, który przyniósł mi list z wyrokiem.
Zostawił mnie
Początki były najgorsze. Miałam wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie z litością. Koleżanki z pracy, sąsiadka z naprzeciwka, nawet Maja, nasza córka – choć bardzo się starała być dzielna – miała w oczach pytanie, na które sama nie znała odpowiedzi: „Dlaczego właśnie my?”.
Dziś żyję inaczej. Samotnie, ale nie samotna, po swojemu. Praca, dom, herbata i książka wieczorem. Mój rytm. Wreszcie nie muszę nikomu tłumaczyć, dlaczego chcę zostać w domu w piątkowy wieczór albo dlaczego kupiłam trzecią roślinę doniczkową w tym miesiącu. Nie tęsknię za Arturem, ale są dni, kiedy jakaś część mnie jednak o nim pamięta. Zwłaszcza gdy przypomina mi się jego zapach, głos, sposób, w jaki podchodził do mnie i szeptał do ucha coś kompletnie głupiego, tylko po to, żebym się uśmiechnęła.
Tamtego dnia weszłam do sklepu spożywczego tylko po kilka rzeczy – mleko, makaron, jogurt. Nie planowałam spędzać tam więcej niż dziesięć minut. Chciałam wrócić do domu, zjeść coś ciepłego, odpisać na wiadomość od koleżanki z pracy, która znów pisała o swoich problemach. Zwyczajny, wtorkowy wieczór. Nic, co mogłoby zapowiadać tamto spotkanie.
Nie spodziewałam się
Stałam przy półce z nabiałem, szukając jogurtu, gdy poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Takie delikatne uczucie czyjegoś wzroku, które przychodzi, zanim jeszcze człowiek zarejestruje obecność. Odwróciłam głowę niemal odruchowo, z zamiarem zignorowania tej myśli. I wtedy go zobaczyłam.
Stał po drugiej stronie alejki, trzymając w dłoni opakowanie jajek. Miał na sobie grafitowy płaszcz, ten sam, w którym chodził jeszcze pod koniec naszego małżeństwa. Był nieogolony. Zmarszczki pod oczami zrobiły się głębsze, spojrzenie miał zmęczone, nieco przygaszone. Patrzył prosto na mnie. Zanim zdążyłam zareagować, zrobił krok w moją stronę. Delikatny, niepewny, jakby nie wiedział, czy ma prawo go wykonać.
– Cześć – powiedział cicho, ledwo słyszalnie.
W jego głosie nie było ani radości, ani wstydu. Raczej coś na kształt wahania. Takie „cześć”, które nie wie, czy zostanie przyjęte.
Spojrzałam mu w oczy. Skinęłam głową, i to wszystko. Odwróciłam się z powrotem do półki, wzięłam pierwszy lepszy jogurt i odeszłam bez słowa. Nie było we mnie potrzeby, żeby zareagować emocjonalnie.
Zignorowałam go
Kiedy mijałam kasę, słyszałam jego kroki za sobą. Płacił w drugiej kolejce. Czułam jego obecność, choć się nie oglądałam. Wyszłam na zewnątrz i skierowałam się w stronę parkingu. Przez moment miałam wrażenie, że mnie dogoni. Ale nie. Gdy wsiadałam do samochodu, zobaczyłam, jak idzie w przeciwną stronę. Trochę zgarbiony, z reklamówką w jednej ręce. Sam.
Zanim przekręciłam kluczyk w stacyjce, jeszcze przez chwilę siedziałam w ciszy. Ten jego głos, choć wypowiedział tylko jedno słowo, zabrzmiał jak coś, co nie powinno już wracać. Ale wróciło i zostawiło po sobie ślad.
Następnego dnia, tuż po piętnastej, zadzwonił telefon. Numer miałam zapisany, nigdy się nie zdecydowałam go usunąć. Może dlatego, że gdzieś w środku nie potrafiłam tak do końca zamknąć drzwi? Zobaczyłam jego imię na wyświetlaczu i przez moment tylko patrzyłam na ekran. Odebrałam.
– Basia? – zapytał, choć przecież wiedział, że to ja.
– Tak – odpowiedziałam.
– Przepraszam, że tak… bez zapowiedzi. Wiem, że to może nie na miejscu. Ale pomyślałem, że… może moglibyśmy się spotkać na chwilę? Pogadać.
Chciał się spotkać
Nie zapytał, jak się mam albo czy mam czas. Brzmiał tak, jakby to było dla niego oczywiste, że się zgodzę. W tamtej chwili miałam ochotę powiedzieć „nie”. Nie złośliwie, po prostu, dla spokoju, który z takim trudem sobie wypracowałam.
– Dobrze – powiedziałam w końcu. – Ale nie dziś.
– Jasne. Może jutro? W tej kawiarni przy parku, o siedemnastej?
– Będę.
Spotkaliśmy się nazajutrz. Przyszłam pięć minut przed czasem. On już siedział przy stoliku przy oknie. Zauważył mnie od razu, wstał, jakby nadal obowiązywały nas pewne rytuały. Usiadłam naprzeciwko niego. Przez pierwszych kilka minut rozmawialiśmy o pogodzie, o tym, że zima przychodzi coraz później, o korkach w mieście. Jakbyśmy byli starymi znajomymi, którzy nie mają wspólnej przeszłości.
– Czasem sobie myślę… – zaczął po chwili – że może to wszystko jednak nie miało sensu.
Spojrzałam na niego długo, bez słowa. Wiedziałam, o czym mówi, ale udawał, że to nie o nas, że mówi ogólnie o życiu, o decyzjach, o czymś nieokreślonym, co mogłoby być wszystkim i niczym jednocześnie.
– Szkoda, że nie pomyślałeś o tym wcześniej – odpowiedziałam w końcu.
Żałował tego
Spuścił wzrok i upił łyk kawy, jakby musiał coś zrobić z rękami. Potem znów zapadła cisza.
– Wiem, że nie powinienem tego mówić, ale… czasem tęsknię za tamtym życiem.
– Za wygodą? Za stabilnością? Za tym, że ktoś czeka z obiadem?
– Nie. Za tobą. Z Anetą się rozstaliśmy.
Nie zdziwiło mnie to. Może tylko upewniło w czymś, co i tak od dawna przeczuwałam.
– Nie chcę, żebyś myślała, że przyszedłem po litość albo żeby się cofać. Tylko… nie mam z kim o tym wszystkim pogadać. A z tobą… przynajmniej wiedziałem, kim jestem.
– A ja przy tobie przestawałam to wiedzieć.
Zamilkł. Oparł łokcie na stole, potarł twarz dłońmi, jakby próbował zetrzeć z niej zmęczenie.
– Nie chciałem cię zranić, serio. Myślałem, że gdzieś tam będzie lepiej, inaczej. Że może to wszystko się ułoży.
– Ułożyło się. Ale nie tobie.
Nie zaprzeczył. A ja już nie miałam nic do dodania. Wstałam i wyszłam, zostawiając za sobą jego i całą tę przeszłość.
Barbara, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Śmierć żony spadła nam mnie jak grom z jasnego nieba. Samotne ojcostwo osłodziła mi nieco urocza przedszkolanka”
- „Związałem się z szefową i nie powiedziałem o tym rodzicom. Bałem się, że ojciec mnie wyśmieje, bo ona zarabia więcej”
- „Na emeryturze czułam się stara i bezużyteczna. Kiedy wyszłam z domu i zaczęłam pomagać innym, odżyłam w mgnieniu oka”

