„W spadku po mamie dostałam szafę z niespodzianką. Sekretne znalezisko z szuflady niemal wyrwało mnie z kapci”
„Przez pierwsze dni patrzyłam na nią z satysfakcją. Stała w kącie mojego salonu, ciemna i niezgrabna, jak niemy dowód na to, że nie dałam się Dariuszowi. Ale im dłużej na nią patrzyłam, tym bardziej mnie irytowała. Była za duża, przytłaczała całe pomieszczenie. Kiedy otwierałam którąś z szuflad, skrzypiała jak stare drzwi w horrorze”.

Po śmierci matki wszystko wydawało się proste. Sprzedać mieszkanie, podzielić pieniądze, pozbyć się rzeczy, które nikomu nie są potrzebne. Matka nigdy nie była sentymentalna, nie kolekcjonowała pamiątek, a jej meble to były głównie solidne, ale już niemodne graty.
Nie zostawiła nam żadnych instrukcji, co mamy zrobić. Dariusz chciał zamknąć temat jak najszybciej – pieniądze z mieszkania podzielimy po równo, reszta na śmietnik albo dla chętnych.
Sylwia, jak zwykle niezdecydowana, przytakiwała to jemu, to mi. Nikt jednak nie chciał starej, topornej komody stojącej w kącie sypialni matki. Miała krzywe szuflady, obdrapane uchwyty i śmierdziała starością.
– Wyrzućmy ją – powiedział Dariusz, ale coś mnie wtedy uderzyło. Może to był sposób, w jaki patrzył na mnie z góry, może jego ton – tak, jakby tylko jego zdanie miało znaczenie.
– Wezmę ją – powiedziałam nagle, nie do końca rozumiejąc, dlaczego to robię. Nie miałam na nią miejsca, nie miałam na nią ochoty, ale coś mnie podkusiło.
Może tylko po to, żeby dopiec Dariuszowi
– To chyba jakiś żart – prychnął Dariusz, krzyżując ramiona na piersi. – Po co ci ten rupieć?
Stałam z rękami wciśniętymi w kieszenie, wpatrując się w komodę. Była naprawdę brzydka. Ciemne drewno, wytarte w miejscach, gdzie matka przez lata przesuwała na nim palcami. Uchwyty wyglądały, jakby miały zaraz odpaść.
– Po prostu ją wezmę – wzruszyłam ramionami. – Może uda mi się ją odnowić.
– Wyrzucamy ją – rzucił sucho Dariusz.
– Może ktoś by ją chciał? – wtrąciła Sylwia, jak zwykle próbując tonować sytuację. – Może wystawić ją na grupę „oddam za darmo”?
– A może po prostu zamkniesz się na chwilę i pozwolisz mi zdecydować? – warknęłam.
Sylwia wywróciła oczami, ale nic nie powiedziała. Dariusz popatrzył na mnie, jakbym postradała rozum.
– Wiesz co, jak chcesz sobie zagracić mieszkanie, to twoja sprawa – powiedział. – Ale potem nie przychodź z płaczem, jak będziesz musiała to taszczyć na śmietnik.
Nie odpowiedziałam. Może rzeczywiście to było głupie. Może powinnam machnąć ręką i pozwolić Dariuszowi zrobić, co chce. Ale kiedy zobaczyłam, jak zaciska szczękę, jak jest zirytowany tym, że się mu sprzeciwiam, poczułam satysfakcję.
Komoda była moja. Tylko co, do cholery, miałam z nią teraz zrobić?
Przez pierwsze dni patrzyłam na nią z satysfakcją. Stała w kącie mojego salonu, ciemna i niezgrabna, jak niemy dowód na to, że nie dałam się Dariuszowi. Ale im dłużej na nią patrzyłam, tym bardziej mnie irytowała. Była za duża, przytłaczała całe pomieszczenie. Kiedy otwierałam którąś z szuflad, skrzypiała jak stare drzwi w horrorze.
– Serio? – Kasia, moja przyjaciółka, oparła się o framugę i przyjrzała meblowi z nieukrywanym rozbawieniem. – Wzięłaś to, bo ci się podobało, czy tylko po to, żeby wkurzyć Dariusza?
– Może jedno i drugie – mruknęłam.
– I co teraz?
Westchnęłam.
– Nie wiem. Może ją wyrzucę.
Kasia uniosła brwi.
– Po co było się wykłócać, jeśli i tak chcesz się jej pozbyć?
Nie miałam na to dobrej odpowiedzi
– Wiesz co? – kontynuowała. – Może zamiast ją wywalać, lepiej byś ją odnowiła? Czasem w starych meblach można znaleźć fajne rzeczy.
– Jakie? Karaluchy?
Zaśmiała się.
– A może coś lepszego? Pomyśl, twoja matka trzymała ją przez lata, prawda? Może coś w niej ukryła?
Parsknęłam śmiechem, ale ta myśl zaczęła we mnie kiełkować.
Może rzeczywiście warto było przyjrzeć się komodzie bliżej, zanim się jej pozbędę.
Wieczorem, gdy mieszkanie było ciche, usiadłam przed komodą z kubkiem herbaty. Przejechałam dłonią po chropowatym drewnie, zastanawiając się, co zrobić. Odnowić? Oddać? A może po prostu rozebrać na części i spalić?
Zaczęłam od szuflad. Wysuwały się topornie, jakby niechętnie. Każda skrzypiała, a ich wnętrza pachniały kurzem i czymś jeszcze – może dawnymi perfumami matki? W ostatniej, najniższej, zauważyłam coś dziwnego. Szuflada wydawała się płytsza niż inne.
Zmarszczyłam brwi i wsunęłam dłoń do środka, opukując dno. Było twardsze niż w pozostałych.
Serce zaczęło mi bić szybciej.
Zaczęłam dłubać paznokciem przy krawędzi. Drewno lekko ustąpiło. Przycisnęłam mocniej, próbując coś przesunąć, i wtedy – ciche kliknięcie.
Dno szuflady uniosło się o kilka milimetrów.
Z bijącym sercem wsunęłam palce pod krawędź i podważyłam. Drewno poddało się z lekkim oporem. A pod nim…
Plik banknotów, ciasno zwiniętych, związanych starą gumką recepturką.
Odsunęłam się gwałtownie, jakby komoda mnie oparzyła. To nie miało sensu. Matka nigdy nie mówiła o żadnych oszczędnościach. Wręcz przeciwnie – zawsze powtarzała, że pieniędzy nigdy nie ma za dużo.
Patrzyłam na znalezisko, czując, jak wzbiera we mnie mieszanka szoku, radości i… niepokoju.
Co teraz?
Przesuwałam palcami po szorstkich brzegach banknotów, jakbym wciąż nie mogła uwierzyć, że są prawdziwe. Serce waliło mi w piersi. To było kilka grubych plików, związanych starymi gumkami, które kruszyły się pod dotykiem. Pieniądze wyglądały na stare, ale wciąż były w obiegu.
Dlaczego matka nigdy o nich nie wspomniała?
W głowie od razu usłyszałam jej oschły ton: „Pieniądze to nie temat do rozmów”. Matka zawsze była oszczędna do granic przesady. Kupowała rzeczy na promocjach, nie wyrzucała starych ubrań, a w szafkach trzymała stosy reklamówek „na później”. Całe życie udawała, że ledwo wiąże koniec z końcem. A teraz okazuje się, że miała schowane oszczędności?
Czułam się oszukana.
Patrzyłam na pieniądze, a potem na telefon. Powinnam zadzwonić do Dariusza i Sylwii? Powiedzieć im?
Zacisnęłam powieki. Przecież wiem, co by się stało. Dariusz natychmiast chciałby je podzielić, przekonany, że mu się należą. Sylwia… Sylwia pewnie przytaknęłaby jemu albo mi, zależnie od tego, kto by mówił głośniej.
Ale może matka zostawiła te pieniądze specjalnie dla mnie? Może dlatego nigdy nie powiedziała o nich rodzeństwu?
Westchnęłam, zamykając szufladę.
Nie miałam pojęcia, co zrobić, ale wiedziałam jedno – cokolwiek postanowię, zmieni to wszystko.
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, raz przekonana, że powinnam zatrzymać pieniądze, a chwilę później pewna, że muszę powiedzieć Dariuszowi i Sylwii. W końcu, o świcie, podjęłam decyzję.
– Musicie przyjechać – rzuciłam do telefonu, gdy Dariusz odebrał. – To ważne.
– Co się dzieje? – zapytał, od razu podejrzliwy.
– Przyjedźcie. Wyjaśnię na miejscu.
Dwie godziny później siedzieliśmy w moim salonie. Komoda stała na swoim miejscu, jakby nigdy nic. Czułam, jak serce wali mi w piersi, gdy otworzyłam dolną szufladę i sięgnęłam do skrytki.
– Co to ma być? – Dariusz zmarszczył brwi.
– Znalazłam to w komodzie matki – powiedziałam cicho, kładąc pieniądze na stole.
Zapadła cisza
Dariusz jako pierwszy sięgnął po plik i przekartkował banknoty.
– Żartujesz sobie? – Jego spojrzenie było ostre. – Ukryła to przed nami?
Sylwia przygryzła wargę.
– Może… może nie zdążyła powiedzieć?
– Nie bądź naiwna – warknął Dariusz. – Całe życie powtarzała, że nie ma kasy, a tymczasem trzymała oszczędności w jakimś rupieciu?
– Co teraz? – Sylwia spojrzała na mnie niepewnie.
Patrzyłam na pieniądze i nagle dotarło do mnie, że ta decyzja nie dotyczy tylko pieniędzy. Chodziło o nas, o to, jakimi jesteśmy ludźmi.
Czy miałam podzielić się sprawiedliwie, czy posłuchać głosu w głowie, który mówił: „To znalazłaś ty, to twoje”?
Wiedziałam jedno – nasza relacja już nigdy nie będzie taka sama.
Patrzyłam, jak Dariusz przekłada pliki banknotów, jakby próbował oszacować ich wartość samym wzrokiem. Sylwia siedziała sztywno, jakby bała się cokolwiek powiedzieć. Czułam ich spojrzenia na sobie, czekali na moją decyzję.
– To nie są duże pieniądze – powiedziałam powoli, choć w środku wszystko we mnie wrzało. – Ale zmieniają wszystko, prawda?
Dariusz prychnął.
– Nie chodzi o kwotę. Chodzi o zasady. Matka powinna była nam powiedzieć.
– Może nie chciała – odpowiedziałam.
Znów zapadła cisza.
W głowie przewijały mi się obrazy z przeszłości – matka oszczędzająca na wszystkim, jej chłodne, pragmatyczne podejście. Może odkładała te pieniądze na czarną godzinę? Może nigdy nie zamierzała ich nikomu dawać?
Spojrzałam na Sylwię, która siedziała z pochyloną głową. Była zmęczona. Zawsze unikała konfliktów, zawsze chciała, żeby wszyscy się dogadywali.
– Podzielmy je – powiedziała nagle cicho.
Dariusz spojrzał na mnie wyczekująco.
Przez chwilę miałam ochotę powiedzieć „nie”. Powiedzieć, że to ja je znalazłam, że to był znak, że powinny zostać przy mnie. Ale wtedy pomyślałam o matce i o tym, jak teraz patrzyłaby na nas z góry – jak dzielimy jej tajne oszczędności tak samo, jak dzieliliśmy mieszkanie, meble, jej życie.
– Podzielmy – powiedziałam w końcu.
I wiedziałam, że choć pieniądze w końcu się rozejdą, coś między nami pękło na zawsze.
Alicja, 35 lat
Czytaj także:
„Skąpstwo ojca przekraczało wszelkie granice. Na nas oszczędzał do skrajności, ale sobie nie żałował pieniędzy”
„Zawsze uważałem, że moja matka to kucharka bez ambicji. Traktowałem ją jak gosposię, dopóki los nie podstawił mi nogi”
„Miałem żonę za świętą, aż przeczytałem jeden SMS na jej telefonie. Nasza romantyczna bajka zamieniła się w koszmar”

