„W spadku po dziadku zgarnęłam jego rozpadającą się chałupę. Pomyślałam sobie, że za darmo to i ocet słodki”
„Strych był pełen starych kartonów, walizek, nawet dziecięcego rowerka, którego pamiętałam sprzed lat. Chciałam już wracać, kiedy kątem oka zauważyłam coś dziwnego – plamę na podłodze, pod jedną z desek. Kucnęłam i dotknęłam jej palcami. Była sucha, ale ciemna”.

- Redakcja
Kiedy adwokat zadzwonił z wiadomością o spadku, spodziewałam się może jakiegoś pamiątkowego zegarka albo rodzinnego albumu, a nie rozpadającej się chałupy na końcu świata. Mimo wszystko pojechałam ją zobaczyć. Pomyślałam sobie, że każda nieruchomość to potencjalna inwestycja. Nie byłam sentymentalna, z dziadkiem nie miałam zbyt bliskiego kontaktu. Po śmierci babci zamknął się w sobie, a my widywaliśmy się rzadko. Wieś, w której stał dom, znałam tylko z dziecięcych wspomnień. To miała być tylko krótka wizyta. A jednak...
Powrót do przeszłości
Zatrzymałam samochód tuż przy zardzewiałej bramie. Przez moment po prostu siedziałam, gapiąc się na chałupę, która wyglądała, jakby miała się zaraz rozsypać. Tynk odpadał płatami, dach pokrywały mech i liście, a drewniane okiennice wisiały smętnie na jednym zawiasie. To właśnie po to przyjechałam dwieście kilometrów z miasta? Żeby obejrzeć ruinę?
Wysiadłam i ostrożnie podeszłam do drzwi. Klucz, który dostałam od notariusza, zaskrzypiał w zamku, ale w końcu ustąpił. W środku uderzył mnie znajomy zapach – trochę stęchlizny, trochę drewna, a trochę wspomnień z dzieciństwa. Wszystko było jakby zatrzymane w czasie. Fotel bujany dziadka stał nadal przy piecu, a na kredensie leżały zakurzone słoiki z czymś, co kiedyś mogło być konfiturą.
– No to mamy to – mruknęłam do siebie, przecierając dłonią blat stołu.
Postanowiłam zostać na noc, żeby rozejrzeć się dokładniej. Śpiwór wrzuciłam na wersalkę w pokoju gościnnym. Prąd działał, choć światło migało przy każdym włączeniu. Wzięłam latarkę i ruszyłam obejrzeć podwórko. Stodoła chyliła się ku upadkowi, a ogród dawno zapomniał, czym jest sekator. Nagle z tyłu chałupy usłyszałam szelest. Zamarłam.
– Kto tam? – zawołałam, unosząc latarkę.
Z ciemności wyłonił się kot. Zwykły bury dachowiec. Uspokoiłam się, choć serce nadal mi waliło. Wracając do środka, zerknęłam na chałupę jeszcze raz. Mimo wszystko… miała w sobie coś znajomego. Coś, co kazało mi zostać choćby jeszcze jeden dzień.
Sąsiedzkie rewelacje
Rano obudziło mnie stukanie do drzwi. Zerwałam się ze śpiwora, jeszcze nie do końca ogarniając, gdzie jestem. Za progiem stała starsza kobieta w płaszczu w kratę i kaloszach.
– A jednak przyjechałaś – powiedziała, zanim zdążyłam się odezwać. – Córka Stefana, prawda?
– Wnuczka – poprawiłam ją niepewnie.
– No tak, wnuczka – kiwnęła głową, zupełnie jakby już wszystko o mnie wiedziała. – Nazywam się Celina, mieszkam naprzeciwko. Twój dziadek często o tobie wspominał.
Wpuściłam ją do środka, choć czułam się trochę niezręcznie. Celina od razu zaczęła się rozglądać po chałupie, jakby sprawdzała, czy wszystko jest na miejscu.
– Mówił, że może kiedyś wrócisz – rzuciła w zamyśleniu. – Nie wierzyłam mu, ale proszę. Masz jego oczy.
Zaparzyłam herbatę z torebki, którą cudem znalazłam w torbie. Usiadłyśmy przy stole.
– Dziadek żył tu zupełnie sam? – zapytałam.
– Tak. Po śmierci twojej babki już nigdzie nie wychodził. Z nikim nie rozmawiał. Ale coś go tu trzymało.
Spojrzała na mnie przenikliwie, jakby chciała powiedzieć coś więcej, ale się zawahała.
– Coś się stało? – dopytałam.
– Nie mnie mówić – odparła, wstając. – Ale nie daj się zwieść temu miejscu. Ma swoje sekrety.
Patrzyłam, jak odchodzi, czując dziwny ciężar w żołądku. Zanim zamknęłam drzwi, spojrzałam na stary kredens. Jego szuflada była lekko uchylona. Przysięgłabym, że wczoraj wieczorem była zamknięta.
Niespodzianka na strychu
Postanowiłam zajrzeć na strych. Nie wiem, co mnie do tego popchnęło – może ciekawość, może coś w słowach Celiny, co nie dawało mi spokoju. Drabina skrzypiała przy każdym kroku, a każdy stopień wydawał się mniej stabilny niż poprzedni. Gdy otworzyłam klapę, uderzyła mnie fala kurzu. Latarka w telefonie z trudem rozpraszała ciemność, ale po chwili wzrok przyzwyczaił się do półmroku.
Strych był pełen starych kartonów, walizek, nawet dziecięcego rowerka, którego pamiętałam sprzed lat. Chciałam już wracać, kiedy kątem oka zauważyłam coś dziwnego – plamę na podłodze, pod jedną z desek. Kucnęłam i dotknęłam jej palcami. Była sucha, ale ciemna. Jakby coś tam kiedyś wyciekło… albo zakopano.
Zaczęłam delikatnie podważać deskę. Po kilku minutach w końcu udało mi się ją unieść. W środku znajdował się stary, metalowy pojemnik. Ciężki. Otworzyłam wieko z duszą na ramieniu. W środku leżały zdjęcia. Setki. Wszystkie czarno-białe. Ludzie, których nie znałam. Ale na niektórych był dziadek. I kobieta, która zdecydowanie nie była moją babcią.
– Co tu do cholery… – szepnęłam.
Pod spodem znalazłam notatnik. Zapisany drobnym pismem, w pośpiechu. Przekartkowałam kilka stron. Opisywał kobietę – tajemniczą, piękną, niebezpieczną. „Ona wróci” – przeczytałam na jednej ze stron. Nagle coś zaszurało pod strychem. Zamarłam, wpatrzona w klapę. Zeszłam na dół, trzymając notatnik w rękach. W salonie drzwi wejściowe były lekko uchylone, choć przysięgłabym, że zamykałam je na klucz.
Nieproszony gość
Stałam przez chwilę bez ruchu, nasłuchując. W domu panowała cisza, przerywana tylko tykaniem starego zegara i moim przyspieszonym oddechem. Ruszyłam w stronę drzwi, ostrożnie, stawiając stopy na skrzypiącej podłodze. Wyjrzałam na zewnątrz – nikogo nie było. Tylko wiatr poruszał gałęziami jabłoni i szeleścił liśćmi.
Zatrzasnęłam drzwi i przekręciłam zamek. Potem jeszcze raz. I dla pewności zablokowałam je krzesłem. Wróciłam do notatnika, który zostawiłam na stole. Przez kolejne minuty przewracałam strony, próbując zrozumieć, co takiego wydarzyło się w życiu dziadka, że zostawił po sobie coś takiego.
– Ona patrzy zza okna, nie wiem, czego chce – przeczytałam na głos. – Nie mogę spać, boję się, że znów zapuka.
Zadrżałam. Notatki były coraz bardziej nieskładne. Jakby pisane przez kogoś, kto tracił kontakt z rzeczywistością. Albo... kto mówił prawdę, ale nikt mu nie wierzył. Usłyszałam pukanie. Zamarłam. Ciche, ledwo słyszalne, ale jednak wyraźne pukanie do drzwi.
– Kto tam? – zawołałam drżącym głosem.
Brak odpowiedzi. Podniosłam latarkę i podeszłam do okna. Ostrożnie odchyliłam firankę. Nikogo. A potem zauważyłam coś na szybie – od wewnętrznej strony. Odcisk dłoni. Mały, jakby dziecięcy. Rzuciłam się do drzwi. Wypadłam na zewnątrz, patrząc we wszystkie strony. Pusto. Ani śladu. Ale już wiedziałam, że nie jestem tu sama. I nie chodziło o kota.
Decyzja, która wszystko zmieniła
Następnego dnia spakowałam torbę. Nie zamierzałam zostać tu ani dnia dłużej. Chałupa, choć należała teraz do mnie, zaczynała mnie przerażać. To już nie była zwykła ruina – miała swoje tajemnice i najwyraźniej nie chciała być sama. Albo… nie chciała, żebym ja była sama. Zadzwoniłam do znajomego z agencji nieruchomości.
– Chcę to sprzedać – powiedziałam od razu. – Nie obchodzi mnie cena. Niech to pójdzie jak najszybciej.
– Jasne, ale muszę najpierw obejrzeć, zrobić zdjęcia…
– Nie będziesz musiał wchodzić do środka – przerwałam mu. – Naprawdę, nie warto.
Jeszcze raz weszłam do chałupy. Pożegnałam się z nią w myślach, jakby była żywa. I chyba tak właśnie ją czułam – jakby oddychała razem ze mną, jakby patrzyła na każdy mój ruch. Weszłam na strych tylko po to, by schować notatnik z powrotem do skrzyni. Coś mówiło mi, że nie powinnam go zabierać.
Zamknęłam deskę, przykryłam wszystko z powrotem starymi szmatami i zeszłam na dół. Ostatni raz obejrzałam się za siebie, zamykając drzwi. Wtedy znów usłyszałam pukanie. Tym razem z wnętrza domu. Nie odwróciłam się. Po prostu ruszyłam do samochodu. Po drodze minęłam Celinę. Skinęła mi tylko głową, bez słowa. Może wiedziała, co się tam działo. Może też kiedyś próbowała coś odkryć. Ale zrezygnowała. I ja też postanowiłam zrezygnować. Z tej chałupy. Z tej historii. Z tego spadku. Niektóre rzeczy lepiej zostawić w spokoju.
Na własnych warunkach
Minął miesiąc, odkąd wróciłam do miasta. Dom został wystawiony na sprzedaż, ale jak na razie nikt się nim nie zainteresował. Podobno jedna para przyjechała obejrzeć posesję, ale zrezygnowali, zanim jeszcze weszli do środka. „Coś ich wystraszyło”, powiedział agent. Nie pytałam o szczegóły.
Czasem, gdy siedzę wieczorem w swoim mieszkaniu, łapię się na tym, że nasłuchuję – czy ktoś nie zapuka. Albo nie szura pod drzwiami. Ale nic takiego się nie dzieje. To miejsce, choć pełne hałasu miasta, jest zupełnie martwe w porównaniu z tamtą chałupą. Zastanawiam się, co by było, gdybym wtedy została. Czy odkryłabym całą historię dziadka? Kim była kobieta z jego zapisków? Co naprawdę widział? A może po prostu tracił zmysły, samotny i zapomniany przez wszystkich?
Nie wiem. I może nigdy się nie dowiem. Czasem mam wyrzuty sumienia. Jakbym porzuciła nie tyle dom, co człowieka – dziadka, którego tak naprawdę nigdy nie znałam. Ale przypominam sobie, że żyję własnym życiem. I że nie muszę dziedziczyć nie tylko jego domu, ale też jego lęków.
Chałupa stoi tam nadal. Samotna, na skraju wsi, pośród zarośniętego ogrodu. Może ktoś kiedyś ją kupi. Może ktoś ją zburzy. A może zostanie tam na zawsze, z tym, co w niej zostało. Ale ja już tam nie wrócę. Nie chcę. Nie muszę.
Emilia, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Oddałam synowi mieszkanie, bo myślałam, że to ułatwi mu życie. Teraz nie mam gdzie mieszkać, ani za co żyć”
- „Przez lata uważałam moją synową za zimną i opryskliwą. Jeden wieczór zmienił wszystko, co o niej myślałam”
- „Na emeryturze zamieszkałam z córką i jej rodziną. Zażyczyli sobie, bym płaciła im za wynajem jak za luksusowy hotel”

