Reklama

Żyję z Henrykiem od ponad trzydziestu lat. Henryk zawsze był człowiekiem praktycznym, może nawet zbyt praktycznym. Finanse, rachunki, składki, oprocentowania – to jego język. Moim był język emocji. Chciałam, żebyśmy jakoś się dopełniali, ale teraz czuję, jakby moje emocje były dla niego ciężarem.

Nasza córka Natalia zawsze była oczkiem w mojej głowie. Jedyna córka, wyczekana. Kiedy była mała, nosiła się jak księżniczka – a ja nie protestowałam. Nawet jeśli oznaczało to pranie różowej sukienki co drugi dzień. Teraz miała wyjść za mąż. Marzyłam, że jej ślub będzie jak z bajki.

Chciałam dla niej czegoś więcej, niż ja miałam. Mój ślub z Henrykiem był skromny, z tłustym rosołem i kotletem schabowym w wiejskiej sali. Z braku pieniędzy sukienkę szyła mi sąsiadka, a zespół grał z playbacku. Ale to były inne czasy – mówiliśmy sobie. Ja jednak nigdy nie przestałam marzyć, by kiedyś Natalia miała wszystko, co najlepsze.

Gdy zaczęliśmy organizować wesele, szybko się okazało, że sala, którą sobie wymarzyła, jest poza naszym zasięgiem finansowym. Henryk rozłożył ręce – powiedział, że możemy wynająć coś tańszego, skromniejszego. Natalia była zawiedziona, ale nie chciała robić problemów. Uśmiechała się i mówiła:

– Mamo, wszystko mi jedno. Bylebyśmy byli razem.

Ale ja wiedziałam. Znałam ten uśmiech. Miałam taki sam, kiedy mówiłam: „wszystko w porządku”, a tak naprawdę chciało mi się płakać.

Marzyłam o tym

Wtedy zaczęłam rozważać inne sposoby. Nie powiedziałam nikomu. Ani Henrykowi, ani Natalii. Po prostu pewnego dnia, wracając z pracy, weszłam do banku. Chciałam tylko, żeby była szczęśliwa. Żeby miała wspomnienia, o jakich ja nigdy nawet nie śniłam. Kredyt konsumpcyjny. Podpis złożony szybko, prawie jak podpis na kartce imieninowej. Cicho, bez słowa, tylko z jednym zdaniem w głowie: „Niech to będzie prezent od mamy”.

Kilka dni później stałam przy kuchennym blacie, siekając pietruszkę na zupę, kiedy usłyszałam odgłos kroków. Henryk westchnął głośno, a potem podniósł głos, co zdarzało mu się bardzo rzadko.

– Beata, co to ma znaczyć? – zawołał z przedpokoju. – Możesz mi powiedzieć, co to jest?

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, wszedł do kuchni z rozłożonym listem w dłoni. Miał spiętą twarz. Spojrzałam na kopertę i od razu poczułam zimno w karku. Logo banku. Rata kredytu.

– Dlaczego dostałaś wezwanie do zapłaty? Co to za kredyt?

Był wściekły

Odłożyłam nóż, starając się zachować spokój. Przez chwilę nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa. Wzięłam głęboki wdech.

– Chciałam tylko… – zaczęłam, ale przerwał mi niemal od razu.

– Chciałaś tylko? Bez mojej wiedzy? Bez rozmowy? Zaciągnęłaś kredyt na kilkadziesiąt tysięcy i nawet nie uznałaś za stosowne mnie o tym poinformować?

– Miałam plan... wiedziałam, że damy radę. Nie chciałam ci dokładać zmartwień. Przecież tyle masz na głowie...

– I dlatego postanowiłaś zrobić wszystko sama? Za moimi plecami? – jego głos był coraz bardziej napięty. – Przez trzydzieści lat byliśmy razem i myślałem, że przynajmniej w najważniejszych sprawach jesteśmy partnerami. A ty wzięłaś kredyt, jakbyśmy byli obcymi ludźmi.

– To dla Natalii – powiedziałam w końcu. – Żeby miała piękne wesele. Żeby nie musiała się martwić, że coś będzie za skromne, za tanie, byle jakie. Chciałam, żeby mogła wspominać ten dzień z radością, a nie żalem.

Patrzył na mnie, jakby nie rozumiał. Jakby właśnie teraz po raz pierwszy mnie widział.

– Czy ty naprawdę myślisz, że ona by tego chciała? Że potrzebowała tego bardziej niż uczciwości? Zaufania? – zapytał cicho.

Chciałam odpowiedzieć, ale nie umiałam. Co miałam powiedzieć? Że widziałam ten błysk w jej oczach, kiedy opowiadała o sali z kryształowymi żyrandolami? Że marzyłam, by choć raz coś dla niej było lepsze niż standardowe?

Nie rozumiał mnie

Henryk odłożył kopertę na stół.

– Nie wiem, kim się stałaś, Beata – powiedział i wyszedł z kuchni.

Nie powiedział mi już ani słowa. Przez kolejne dni mijaliśmy się w mieszkaniu jak sąsiedzi z końca korytarza. Rozmawialiśmy tylko o tym, co konieczne. W końcu nie wytrzymałam.

– Przepraszam – powiedziałam. – Nie chciałam cię zawstydzać. Chciałam oszczędzić stresu. Myślałam, że tak będzie lepiej.

– Kłamstwo to kłamstwo – odpowiedział chłodno. – Nieważne w jakim celu.

Nie potrafiłam nic odpowiedzieć. Patrzyłam na niego, jakby miał za chwilę dodać coś więcej. Ale nie dodał. Wstał, odsunął krzesło i wyszedł z kuchni.

Parę miesięcy po ślubie Natalia wpadła z wizytą bez zapowiedzi, niosąc bukiet kwiatów i butelkę wina. Przyniosła zdjęcia z wesela, zaczęła wspominać, jak bardzo wszystko jej się podobało. Uśmiechała się, mówiła ciepło, ale ja czułam tylko narastające napięcie. Henryk nie wyszedł z pokoju. Tylko się z nią przywitał i wrócił do telewizora.

Wydało się

Po południu Natalia poszła do sklepu po lody. Gdy wróciła, była blada jak ściana. Zamknęła drzwi, rzuciła torebkę na krzesło i spojrzała na mnie, jakby coś zrozumiała.

– Mamo, kto to był? – zapytała.

– Kto?

– Komornik. Spotkałam sąsiadkę na klatce. Powiedziała, że był tu dwa dni temu.

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, weszło do kuchni trzecie milczące spojrzenie – Henryk. Oparł się o framugę, czekał. Nie zamierzał mnie bronić. Nie zamierzał niczego wyjaśniać.

– Co się dzieje? – Natalia była coraz bardziej zdenerwowana. – Mamo, powiedz mi prawdę. Dlaczego komornik cię szukał?

Spróbowałam się uśmiechnąć, ale wyszło tylko coś między grymasem a płaczem.

– Wzięłam kredyt – powiedziałam. – Żebyście mieli wesele, o jakim marzyłaś. Żeby wszystko było tak, jak sobie wymyśliłaś. Sala, zespół, fotograf. Myślałam, że z czasem wszystko się ułoży. Ale… nie nadążam ze spłatą.

– Wzięłaś kredyt? Na moje wesele?

Przez chwilę nikt się nie odezwał. Natalia patrzyła na mnie z taką mieszanką zaskoczenia, gniewu i smutku, że poczułam, jakby całe powietrze zniknęło z kuchni. Henryk odwrócił wzrok.

To był koniec

Minął rok. Dokładnie o tej porze zaczynało się wesele Natalii. Spojrzałam na zegarek – osiemnasta. Pamiętałam każdy szczegół tamtego dnia. Jej uśmiech, gdy poprawiałam welon. Suknię, którą przymierzała trzy razy, zanim zdecydowała się na tę jedną. I jak się śmiała, że będzie płakać, zanim jeszcze dojdzie do ołtarza.

Radio grało cicho w tle. I wtedy usłyszałam tę samą piosenkę, przy której Natalia i jej mąż tańczyli pierwszy taniec. Usiadłam na krześle i siedziałam tak w milczeniu.

Henryk był w drugim pokoju, jak od miesięcy. Żyliśmy obok siebie. Wymienialiśmy słowa, ale nie rozmowy. Przestaliśmy się nawet kłócić. Może to było najgorsze – że przestaliśmy chcieć coś sobie wyjaśniać.

Przypomniałam sobie, jak siedziałam przy tym samym stole rok temu, poprawiając listek na torcie weselnym. Jak trzymałam kopertę z pieniędzmi, które wtedy jeszcze miałam. Jak wierzyłam, że wszystko się uda. Teraz miałam tylko pustą kuchnię i listy z banku, które chowałam głęboko do szuflady.

Beata, 55 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama