Reklama

Oliwia była fajną dziewczyną. Taką o – która za wiele nie wymagała i cieszyła się z każdej kobiecej głupotki. Wystarczyło jej przynieść różę czy innego badyla i od razu skakała z radości. Nigdy się tak naprawdę na nią nie wykosztowałem, a chodziliśmy zwykle w miejsca, które ja wybierałem. Moja poprzednia, Maryśka, bez przerwy truła, że myślę tylko o sobie i nie słucham o jej potrzebach. Oliwia była inna. Ona nawet parę razy mnie pochwaliła za kreatywność, bo zawsze przecież wymyślam takie ekscytujące miejsca…

Reklama

Nie oglądałem się za innymi

Nasz związek układał się całkiem całkiem. Moi starzy łudzili się chyba, że zdecyduję się na ślub i takie tam pierdoły, a ja nie wyprowadzałem ich z błędu.

Wy tak idealnie do siebie pasujecie, Kornelku! – powtarzała mi matka, a ja uparcie starałem się wtedy nie krzywić. Nie wiem, czy bardziej z powodu jej teorii, czy jednak tego „Kornelka”. – Cieszę się, że jesteś szczęśliwy!

No, szczęśliwy byłem. Od roku sypiałem tylko z Oliwią i w sumie nie czułem potrzeby zmiany. Moja dziewczyna nigdy nie narzekała, jak chciałem pójść gdzieś z kumplami i stawiałem takie wyjście nad nasze spotkania we dwoje.

Każdy facet ma też swoje życie – twierdziła z przekonaniem. – Nie musisz mi się tłumaczyć. Idź, idź, Kornel.

No i jak miałaby mi nie pasować?

Zaproponowała kolację

W sumie to nigdy dotąd nie obchodziłem walentynek. Nie czułem takiej potrzeby. W ogóle uważałem, że to wyjątkowo żałosne święto, wymyślone przez nadwrażliwe kobiety, by mogły się trochę dowartościować. W tym roku uznałem jednak, że co mi szkodzi – mogę coś wymyślić i przygotować dla Oliwii. Skoro cieszyła się ze wszystkiego, co miało związek ze mną, na pewno i to mogło wywołać w niej entuzjazm. Już od paru dni zresztą chodziła jakaś podekscytowana i jakby bardziej szczęśliwa niż zwykle. Uśmiechała się częściej, a to był wyczyn, bo zwykle prawie nie widywałem jej smutnej. Przynajmniej nie w moim towarzystwie.

Zdziwiła mnie jednak trochę, gdy sama zaproponowała, żebyśmy jakoś uczcili Dzień Zakochanych.

– Wiem, że ty chyba nie obchodzisz walentynek – zaczęła trochę niepewnie – ale tak sobie pomyślałam… że może tym razem zrobimy wyjątek? Tylko w tym roku!

Uśmiechnąłem się lekko, przyglądając jej się z lekkim zaciekawieniem.

– A co masz na myśli? – rzuciłem.

– No nie wiem… – przygryzła wargę, jakby bardzo nad czymś myślała. – Może… romantyczna kolacja u mnie? Wino, świece i w ogóle. – Zaśmiała się głośno na widok mojej niepewnej miny. – Spokojnie. Ja gotuję.

Udałem, że odetchnąłem z ulgą.

– Na szczęście – stwierdziłem. – Bo moglibyśmy nie wyjść z tego cali.

Oczy zabłysły jej wesoło.

Czyli się zgadzasz?

Wzruszyłem ramionami.

– A czemu nie? Kolacja jak kolacja. Może być i w walentynki.

Liczyłem na przyjemny wieczór

Szczerze – ani trochę nie bałem się tego wieczora. Myślałem nawet, że będzie całkiem miło. No dobra, romantyczna kolacyjka przy świecach to nie były moje klimaty, ale raz w życiu mogłem się poświęcić. W sumie Oliwia zawsze spełniała moje standardy, więc powiedzmy, że coś jej się ode mnie należało. Nie byłem przecież jakimś skończonym samolubem zapatrzonym tylko w siebie. Żeby poczuła się szczególnie wyjątkowo, kupiłem jej nawet kolczyki. Były co prawda w promocji, no ale w końcu srebro to srebro, nie? Zresztą, skoro ona się tak wszystkim jarała, czemu miałaby nimi pogardzić?

Właściwie byłem z siebie całkiem dumny. No, że zdobyłem się na takie poświęcenie i w ogóle. Mogłem przecież spędzić ten wieczór normalnie, po ludzku, z chłopakami przy piwie. Chociaż część kumpli pewno też została dzisiaj osaczona przez swoje kobiety i tyle by było w efekcie z naszego cudownego wypadu. Inną dobrą perspektywą okazałoby się z kolei leżenie przed telewizorem i bezrefleksyjne zmienianie kanałów. A jednak przyjechałem do Oliwii, licząc, że fajnie spędzimy czas.

– No hej! – przywitała mnie, cała rozpromieniona.

Wyglądała zjawiskowo w czerwonej sukience, która doskonale podkreślała jej kształty.

– Hej, piękna! – uśmiechnąłem się, a potem od razu ją pocałowałem.

Wtedy wydawało mi się jeszcze, że akurat tego spotkania nie pożałuję. Szkoda tylko, że musiałem się aż tak pomylić.

Niespodzianka zepsuła wszystko

Popatrzyłem po udekorowanym stole, a potem zaczekałem, aż Oliwia przyniesie swoje popisowe danie – makaron z łososiem i szpinakiem.

– No, no – pochwaliłem. – Postarałaś się.

Zatrzepotała zalotnie rzęsami.

Bo jest szczególna okazja – stwierdziła.

Myślałem, że chodzi jej o walentynki. Niestety – nie to miała na myśli.

– Nie wiedziałem, że Dzień Zakochanych ma dla ciebie aż takie znaczenie – przyznałem lekko rozbawiony.

– Bo nie ma – rzuciła całkiem beztrosko. – Ale jest inna okazja.

– Tak? – Przekrzywiłem głowę. Przyglądałem się jej uważnie. – A jaka?

– Mam dla ciebie wyjątkową niespodziankę! – Oliwia uśmiechnęła się tajemniczo.

Zastanawiałem się, z czego może być aż tak zadowolona i prawdę mówiąc, mocno mnie to ciekawiło.

– No, to dawaj, bo nie mogę się doczekać! – odwzajemniłem uśmiech, który jednak szybko zbladł, gdy wyciągnęła przed siebie test ciążowy.

– Co to jest? – zapytałem jak jakiś głupek, chociaż przecież doskonale wiedziałem. A nawet wiedziałem, jak odczytać wynik.

– Test ciążowy! – oświadczyła z dumą, jakby się co najmniej było czym chwalić.

Skrzywiłem się lekko, wciąż nie dowierzając.

– Ale że co? – burknąłem. – Że niby ty jesteś w ciąży?

Pokiwała głową.

– I że niby ze mną? – drążyłem.

Prychnęła z zauważalną irytacją.

– No twoje, Kornel, a czyje? – rzuciła nieco podenerwowana.

Wcale się nie cieszyłem

Napiłem się wina.

– Cudownie – skwitowałem, chociaż mój głos wyrażał zupełnie co innego.

Będziesz tatusiem! – szczerzyła się jak głupia. – Czy to nie wspaniałe?

Westchnąłem i podniosłem się z miejsca.

– No jakoś nie – zauważyłem. – No dobra, to czas na mnie.

– Ej, ale jak to? – zdumiała się wyraźnie. – Przecież prawie nic nie zjadłeś!

– I tak nic nie przejdzie mi przez gardło. – Parsknąłem mimowolnym śmiechem. – Ale że ty chciałaś mnie wrobić w dziecko? A to dobre!

Zamrugała. No normalnie w ciężkim szoku była.

– Ale… jak wrobić, Kornel? – nie rozumiała. – Mam tylko ciebie. To twoje dziecko~

Wzruszyłem ramionami.

– Ale ja nie chcę dziecka – oświadczyłem. – No, to miło było z tobą spędzić trochę czasu. Więcej do mnie nie dzwoń.

Czas na nowy rozdział

Dobrze, że nie zdążyłem jej wtedy dać tych srebrnych kolczyków – będą dla innej dziewczyny, która rzeczywiście na nie zasłuży. Nie kocham Oliwi aż tak, żeby zmienić zdanie. Nie zależy mi też na dziecku – ani z nią, ani z nikim innym. Ona na pewno wciąż się łudzi, że jeszcze się opamiętam, przyjdę do niej i przeproszę. Jakbym naprawdę miał żałować tego, co się stało.

Wolę rozpocząć nowe życie. Już bez Oliwii, ale za to z jakąś nową laseczką u boku. To musi być wygodne i dawać mi wolność, a nie więzić przy dzieciaku. Skoro Oliwia jest taka do niego przekonana, niech mu po prostu znajdzie innego tatusia i będzie pozamiatane.

Kornel, 30 lat

Reklama

Czytaj także: „Teściowa wparowała na naszą kolację walentynkową. Macała moje bicepsy i mizdrzyła się, bo liczyła na coś więcej”
„Mąż od 30 lat robi mi romantyczną niespodziankę w walentynki. Koleżanki kpią, że to nie wypada w tym wieku”
„W Walentynki mąż dał mi tylko bukiet róż. Wściekłam się, bo liczyłam na perfumy i błyskotki, a nie na tanie badyle”

Reklama
Reklama
Reklama