Reklama

Szukałam tylko paragonu. Tego za te cholerne żaluzje, które okazały się za krótkie. Marek jak zwykle rzucił portfel na komodę, wracając z pracy. Myślałam, że przewertuję go w minutę i nawet nie zauważy. Otworzyłam przegrodę i... wtedy to zobaczyłam. Małe zdjęcie, przycięte, jakby wycięte z większego. Uśmiechnięty chłopiec – może dziesięć lat, ciemne oczy, trochę podobny do Marka. Ten sam kształt nosa. Ten sam lekki uśmiech. Serce zaczęło mi walić.

– Kto to, do cholery, jest? – wymamrotałam do siebie.

To nie był przypadek. To nie było zdjęcie kolegi córki czy syna znajomych. Było w przegródce. Włożyłam je z powrotem. Paragon? Już nie był ważny. Tego dnia nie potrafiłam się skupić na niczym. Robiłam obiad i pomyliłam sól z cukrem. Basia patrzyła na mnie dziwnie.

– Mamo, wszystko okej?

– Tak, kochanie, tylko zmęczona jestem – skłamałam.

Wieczorem zadzwoniłam do Moniki.

– Monia... znalazłam zdjęcie jakiegoś chłopca w portfelu Marka.

– Jakiego chłopca?

– Nie wiem. Dziesięć lat może. Wygląda jak Marek.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Aga... Może to jego syn?

Zamarłam. Bo właśnie tego się najbardziej bałam.

Czułam, że mąż kłamie

Czekałam, aż dziewczynki pójdą spać. Marek siedział na kanapie, wpatrzony w ekran, jakby naprawdę interesował go ten beznadziejny serial. Usiadłam naprzeciwko niego. Milczałam chwilę.

– Kto to jest? – zapytałam w końcu, podając mu zdjęcie.

Zamarł. Na ułamek sekundy. Potem przybrał obojętną minę, jakby pokazała mu losową ulotkę z marketu.

– A to… – wziął zdjęcie do ręki. – To stare zdjęcie od znajomej.

– Znajomej?

– No tak. Dziecko koleżanki z pracy. Kiedyś dała mi przez przypadek z dokumentami. Miałem oddać, ale zapomniałem.

– Ty, który nienawidzisz bałaganu w portfelu, trzymasz zdjęcie jakiegoś dziecka? – przerwałam mu, czując, że zaraz wybuchnę.

– Przesadzasz, Agnieszka. Naprawdę robisz aferę o głupie zdjęcie?

– Bo to głupie zdjęcie wygląda jak twój klon z podstawówki! – podniosłam głos. – To twoje dziecko, prawda?

Marek spiął szczękę. Nie odpowiedział. Po prostu wstał z kanapy i ruszył w stronę sypialni.

– Nie wiesz, o czym mówisz – rzucił przez ramię. – Zostaw to.

Zostawić? Chyba żartował. Wiedziałam, że coś ukrywa. A jego milczenie tylko to potwierdzało.

Dobrze podejrzewałam

Nie spałam prawie całą noc. Leżał obok mnie, jak gdyby nigdy nic, oddychał spokojnie, nawet się nie odwrócił. A ja tylko patrzyłam w sufit, czując, jak powoli coś we mnie pęka. Następnego dnia wrócił wcześniej z pracy. Udawałam, że zmywam naczynia, ale podsłuchałam rozmowę. Wyszedł na balkon, myśląc, że go nie słyszę.

– Nie mogę jej tego powiedzieć. To zniszczy wszystko – mówił cicho do telefonu. – Nie, nie teraz. Jeszcze nie…

Poczułam, jak nogi robią się jak z waty. Podeszłam do drzwi balkonowych, otworzyłam je z hukiem.

Nie musisz już kłamać – powiedziałam chłodno. – Słyszałam.

Zbladł. Przez chwilę wyglądał, jakby chciał się cofnąć w czasie.

– Aga… To nie tak.

– To jest dokładnie tak – przerwałam mu. – Ten chłopiec. To twój syn.

Milczał. W końcu spuścił wzrok.

– Tak – powiedział cicho. – To mój syn.

Wiedziałam, że od tej chwili wszystko się zmieniło. Już nie było „nas”. Był Marek. Byłam ja. I chłopiec ze zdjęcia, który miał zaledwie dziesięć lat i istniał poza naszym światem. A teraz – rozwalał go na kawałki.

Mąż się tłumaczył

Siedział przy stole z opuszczonymi ramionami, jakby w jednej chwili postarzał się o dziesięć lat. W końcu zaczął mówić.

– To było przed tobą – zaczął cicho. – Miałem krótki romans. Z Natalią. Poznaliśmy się na wakacjach nad morzem. Nic poważnego. Myślałem, że to tylko przelotna znajomość. Ona wyjechała. Potem poznałem ciebie.

Zaciskałam palce na kubku z herbatą, który dawno ostygł.

– A dziecko?

Przez lata nie wiedziałem, że istnieje. Natalia odezwała się, gdy Oskar miał cztery lata. Przysłała zdjęcie i wiadomość: „To twój syn”.

– I?

– Spotkałem się z nią. Byłem w szoku. Ale Oskar... był tak podobny do mnie, że nie mogłem mieć wątpliwości. Natalia nie chciała ode mnie niczego. Tylko, żebym wiedział. Powiedziała, że nie zamierza burzyć mojego życia.

Parsknęłam śmiechem przez łzy.

– I uznałeś, że najlepiej będzie udawać, że to się nie wydarzyło?

– Bałem się, Aga. Mieliśmy wtedy małą Kingę, ledwo sobie radziliśmy. Myślałem, że to... że to minie. Ale nie minęło. On rósł. Czasem jeździłem do nich. Pomagałem po cichu.

– Po cichu? Miałeś dziecko przez dziesięć lat. I nie uznałeś, że powinnam o tym wiedzieć?!

Wstałam gwałtownie, aż krzesło zaskrzypiało.

– Nie chcę cię teraz widzieć, Marek. Po prostu... wyjdź.

Wyszedł. A ja siedziałam tam, w naszej kuchni, wśród dziecięcych rysunków i zdjęć z wakacji, które nagle wydawały się należeć do zupełnie innego życia.

Musiałam się z nią spotkać

Znalazłam jej numer i adres szybciej, niż się spodziewałam. Natalia mieszkała kilkanaście kilometrów od nas, w spokojnej dzielnicy domków jednorodzinnych. Pod domem stał rower dziecięcy. Mój żołądek zacisnął się z nerwów.

– Dzień dobry. Nazywam się Agnieszka… Jestem żoną Marka – powiedziałam, gdy otworzyła drzwi.

Nie wyglądała na zaskoczoną. Może się tego spodziewała. Może czekała.

– Wejdź – powiedziała tylko.

Usiadłyśmy przy kuchennym stole. Bez słów postawiła przede mną kubek z herbatą.

– Marek wie o Oskarze od dawna – zaczęła. – Ale nigdy nie chciał, żebyś się dowiedziała. Bał się.

– Bał się?! – powtórzyłam z goryczą. – A ja? Ja nie miałam prawa wiedzieć, że mój mąż ma dziecko z inną kobietą?

– Nigdy nie chciałam waszego świata burzyć – odpowiedziała spokojnie. – Oskar ma moje nazwisko, wychowuję go sama. Marek tylko... bywał.

– Bywał? – prychnęłam. – Mój mąż prowadził podwójne życie. A ty w tym uczestniczyłaś.

Natalia spojrzała na mnie bez złości.

– Nie chcę się tłumaczyć, ale to on wybrał, Agnieszko. To Marek zdecydował, żeby żyć tak, a nie inaczej. Ja tylko uszanowałam jego decyzję – powiedziała.

Zamilkłyśmy. W tle słychać było cichy głos chłopca z drugiego pokoju. I nagle poczułam, że nie jestem zła na nią. Byłam wściekła na niego. To on przez lata decydował, że żyć będę w nieświadomości. Bez prawa wyboru.

Wróciłam do domu późnym wieczorem. Marek siedział w kuchni, jakby czekał. Nie powiedziałam nic. Minęłam go w milczeniu. Nie miałam już siły na kolejne rozmowy, tłumaczenia, łzy. Patrzyłam na śpiące córki i zastanawiałam się, ile jeszcze sekretów przede mną ukrywał. Nie wiem, czy potrafię mu wybaczyć. Nie chodzi o zdradę samą w sobie – chodzi o zdradę zaufania. O lata kłamstw. O decyzje, które podejmował beze mnie.

Agnieszka, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama