„W podróż poślubną do Chorwacji pojechałam bez męża. Lepszego miesiąca miodowego nie mogłam sobie wymarzyć”
„Kiedy miałam ochotę, szłam na plażę, podziwiałam zachody słońca albo wcinałam lody. Byłam panią swojego czasu i nie musiałam się z nikim liczyć. Sama decydowałam o tym, co będę robić i czułam się z tym nieziemsko”.

- Listy do redakcji
Jestem tą wielką szczęściarą, która miała ślub swoich marzeń. Był dokładnie taki, jak sobie go wyobrażałam jako mała dziewczynka. Dużo kwiatów, piękna suknia, wspaniałe wesele i najukochańszy na świecie mężczyzna u boku. Czego chcieć więcej? Pamiętam, jaka byłam wtedy szczęśliwa – tego uczucia z pewnością nie zapomnę do końca życia.
– Kochanie, mamy problem – oznajmił mi pewnego dnia mój świeżo upieczony małżonek.
– Co się stało? – spytałam zaniepokojona.
Jeszcze na dobre nie zaczęliśmy żyć jako małżeństwo, a Darek już mówi o problemach.
– Nie mogę pojechać w naszą podróż poślubną.
– Co takiego? – moje oczy przybrały w tym momencie kształt spodków od filiżanek.
Okazało się, że firma, w której Darek pracuje na wysokim stanowisku kierowniczym, akurat teraz przyklepała duży i bardzo intratny kontrakt. Darek musiał się zająć tematem i jak sam stwierdził, i o jakichkolwiek wyjazdach może zapomnieć na najbliższe kilkanaście tygodni.
– Jedź sama albo weź kogoś. Szkoda, żeby to przepadło, zwłaszcza że od dawna marzyłaś o Chorwacji.
Przystałam na tę propozycję, ale niezbyt chętnie.
Na początku było dziwnie
Darek odwiózł mnie na lotnisko, ale nie mógł poczekać ze mną na odlot, bo musiał pojechać do biura. Samolot na szczęście nie był opóźniony. Jak zwykle się stresowałam, ponieważ średnio przepadam za lataniem. Wszystkie dotychczasowe podróże samolotem odbywałam w towarzystwie Darka, więc było to dla mnie kompletnie nowe doświadczenie.
Po dotarciu na miejsce wysłałam mu kilka zdjęć z hotelowego apartamentu. „Żałuj, że cię tu nie ma, pokój jest obłędny” – napisałam w wiadomości. Odpowiedział, że w to nie wątpi i że strasznie mi zazdrości. Przez pierwsze dwa dni czułam się strasznie nieswojo. Jak by nie patrzeć, to była poślubna podróż, ale bez męża było dziwnie. Nie bardzo wiedziałam, co mam ze sobą zrobić i przyznaję, że po prostu krępowałam się wychodzić w pojedynkę. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że wszyscy przyglądają mi się z politowaniem. Moja mama, kiedy dowiedziała się, że do Chorwacji lecę bez Darka, omal nie dostała zawału.
– Jak to bez męża? Co ludzie pomyślą?
Siedziało mi to w głowie i nie potrafiłam uwolnić się od przekonania, że jestem oceniana. Jednakże trzeciego dnia coś się zmieniło.
Wstałam rano, wyszykowałam się i zeszłam na śniadanie, które było podane w formie szwedzkiego stołu. Miałam dobry nastrój i niespodziewanie nabrałam ochoty na spróbowanie rzeczy, których do tej pory nie jadłam. Uświadomiłam też sobie, że przecież nikt mnie tu nie zna i nikogo nie interesuje, w jaki sposób i z kim spędzam czas. Pragnęłam zobaczyć Split i miałam siedzieć w hotelu tylko dlatego, że nie ma ze mną męża? Uśmiechnęłam się do swoich myśli i nabrałam wewnętrznej lekkości.
Kolejne dni poświęciłam głównie na zwiedzaniu miasta i odkrywaniu jego uroków. Byłam nim zafascynowana i całą sobą chłonęłam jego atmosferę. W końcu nieobecność Darka przestała mi przeszkadzać. Już się na niej nie skupiałam, ale czerpałam pełnymi garściami ze wspaniałego miejsca, w jakim się znalazłam. Uznałam, że widocznie tak właśnie miało być – zmiana perspektywy okazała się zbawienna.
Odkryłam siebie na nowo
Nie dzwoniłam już do Darka trzy razy dziennie. Zdarzały się takie dni, gdy wcale nie rozmawialiśmy i nie wymienialiśmy się wiadomościami. Nie chodziło tu o jakąś złość czy żal, ale o danie sobie nawzajem przestrzeni. Wcześniej było zupełnie inaczej, ponieważ każdą wolną chwilę spędzaliśmy we dwoje i razem planowaliśmy wszelkie aktywności. Pojęłam, że nie mieliśmy właśnie tej przestrzeni, żeby za sobą zatęsknić, a przy okazji dowiedzieć się czegoś o sobie. Do tej pory rozłąka z Darkiem powodowała dyskomfort, a teraz czułam się w stu procentach swobodnie.
Odwiedzałam lokalny bazar, rozmawiałam z ludźmi, delektowałam się smakiem kawy i cudownych owoców. Kiedy miałam ochotę, szłam na plażę, podziwiałam zachody słońca albo wcinałam lody. Byłam panią swojego czasu i nie musiałam się z nikim liczyć. Sama decydowałam o tym, co będę robić i czułam się z tym nieziemsko. Nie oznacza to wcale, że nie cieszyłam się z powrotu do Warszawy. Darek czekał na mnie na lotnisku z bukietem czerwonych róż. Wystarczyło jedno spojrzenie, a oboje wiedzieliśmy, że jest inaczej. Byliśmy tacy spragnieni siebie.
– Kochanie, wyglądasz przepięknie – uśmiechnął się od ucha do ucha. – Cała promieniejesz!
– Aż tak to widać?
– Oczywiście.
Każdy potrzebuje trochę wolności
Mocno się wyściskaliśmy i pojechaliśmy do domu. Z pasją opowiadałam mężowi o tym, co zobaczyłam i przeżyłam. Pokazałam zdjęcia, podzieliłam się wrażeniami. Jednakże dla siebie zachowałam to, że była to najwspanialsza podróż w moim życiu – nie powiedziałam tego na głos, ponieważ nie chciałam sprawiać Darkowi przykrości. Niemniej taka była prawda.
Miałam wrażenie, że narodziłam się na nowo. Pojęłam, że miłość nie polega na kurczowym trzymaniu się drugiego człowieka, ale na uszanowaniu jego wolności i niezależności. Już wtedy wiedziałam, że bez wątpienia będę wyjeżdżać nie tylko z mężem, ale także i sama – najzwyczajniej w świecie tego potrzebuję.
Od tamtych chwil minął rok. Wyszły nam one wyłącznie na dobre. Darek powiedział, że się zmieniłam, nabrałam większej pewności siebie i zaczęłam emanować niezwykłą energią. Przyznał, że bardzo mu się to podoba. Dziś śmiejemy się, kiedy ktoś pyta o naszą poślubną podróż. Wielu osobom nie mieści się w głowach, że miałam czelność pojechać bez męża. Ja natomiast wiem, że była to najlepsza rzecz, jaka mogła nas spotkać. Nie każdy musi to rozumieć. Ostatnio rozmawialiśmy o tym, aby drugą rocznicę ślubu uczcić wspólną wycieczką.
– A co będzie, jak ci coś w pracy pilnego wypadnie? – zażartowałam.
– Nie wypadnie, dopilnuję tego.
Również i Darkowi sytuacja sprzed roku dała sporo do myślenia – zwłaszcza że ten wielki kontrakt, o który było tyle szumu, ostatecznie spalił na panewce. Praca zawsze była dla męża niezmiernie istotna, lecz wreszcie dostrzegł, że to nie ona jest w życiu najważniejsza i wcale nie musi być priorytetem.
Aldona, 34 lata
Czytaj także:
- „Córka wpada co weekend i zabiera wszystko z lodówki. Nie mam zamiaru sponsorować smarkuli do końca życia”
- „Całe życie pomagałam innym, a na starość zostałam sama jak palec. Nikt mi nawet nie poda szklanki wody”
- „Zdradziłam męża po 15 latach małżeństwa, bo sam się o to prosił. Przystojny księgowy przypomniał mi, że jestem kobietą”

