Reklama

Kiedyś myślałam, że nasze małżeństwo jest stabilne, przewidywalne – w dobrym tego słowa znaczeniu. Szymon miał swoje pasje, ja miałam swoją pracę, a wieczorami spotykaliśmy się w salonie przy herbacie i opowiadaliśmy sobie o dniu. Z czasem jednak te wspólne wieczory zaczęły znikać, a zamiast nich pojawiły się samotne soboty i niedziele. Szymon odkrył „grzybobranie”. Na początku śmiałam się, że znalazł sobie idealne hobby dla emeryta, ale szybko przestało mi być do śmiechu.

Co tydzień, bez wyjątku, znikał na całe dnie. Wracał późno, czasem zmęczony, czasem dziwnie pobudzony, a ja siedziałam w domu, wpatrując się w telefon, jakby od tego miał zadzwonić i powiedzieć: „Kochanie, tęsknię, wracam wcześniej”. Nigdy nie dzwonił.

Tłumaczyłam sobie, że każdy potrzebuje przestrzeni. Że może ja jestem zbyt wymagająca. Ale gdzieś głęboko w sercu kiełkowało coś innego – poczucie osamotnienia, a wraz z nim niepokój. Bo czy to normalne, że mężczyzna woli spędzać każdą wolną sobotę w lesie, zamiast ze swoją żoną?

– Szymon, naprawdę musisz jechać dziś z samego rana? – spytałam pewnego sobotniego poranka, gdy pakował termos i koszyk do bagażnika.

– No przecież wiesz, że teraz najlepszy czas na podgrzybki – odpowiedział, nawet na mnie nie patrząc.

Moglibyśmy pojechać razem. Albo… po prostu zostać w domu – próbowałam brzmieć lekko, choć w środku już czułam rozczarowanie.

– Innym razem, Lilka. Nie rób takiej miny – rzucił od niechcenia i zatrzasnął drzwi auta.

Zostałam sama na podjeździe, z narastającym wrażeniem, że wcale nie chodzi o grzyby.

Znalazłam to w jego plecaku

Tego dnia nie planowałam sprzątać jego rzeczy. Chciałam tylko odłożyć brudne kubki do zmywarki i przewietrzyć sypialnię. Ale kiedy spojrzałam na plecak Szymona stojący w rogu, poczułam dziwne ukłucie. Niby nic – zwykły plecak, który od miesięcy towarzyszył mu w każdym „grzybobraniu”. A jednak coś mnie tknęło.

Rozpięłam zamek plecaka. Pachniało lasem i wilgocią jak zawsze. Wyjęłam kilka gazet, nożyk do grzybów, pustą butelkę po wodzie. Już miałam go zamknąć, kiedy pod palcami natrafiłam na coś miękkiego.

Zamarłam. W dłoniach trzymałam parę koronkowych, bordowych majtek. Serce mi waliło. W głowie słyszałam tylko jeden głos: „To nie moje”. Odrzuciłam je na bok, jakby mogły mnie poparzyć.

– Boże… – wyszeptałam, siadając na krawędzi łóżka. – On ma inną kobietę.

Szok przeszedł w niedowierzanie, a potem w gniew. Jak długo? Od kiedy? Ile razy wracał do domu, pachnąc „lasem”, a tak naprawdę pachnąc nią?

Chciałam na niego naskoczyć od razu. Wykrzyczeć mu w twarz, co znalazłam. Ale coś mnie powstrzymało. Może strach, że zaprzeczy, że zrobi ze mnie idiotkę. A może potrzeba, by dowiedzieć się więcej, zanim wszystko runie.

Wieczorem wrócił, jak gdyby nigdy nic. Uśmiechnięty, w błocie po kolana, niósł koszyk pełen grzybów.

– No, Lilka, dzisiaj szczęście mi dopisało! – rzucił wesoło, stawiając koszyk na stole.

– Widzę… – odpowiedziałam, zmuszając się do uśmiechu. – To chyba był udany dzień.

– Najlepszy w tym sezonie – pokiwał głową, sięgając po piwo.

Stałam naprzeciwko niego, zaciskając dłonie w kieszeniach, żeby nie wydobyć z nich tej przeklętej bielizny. On niczego się nie domyślał. A ja wiedziałam już, że od tej chwili nic między nami nie będzie takie samo.

Nie miałam odwagi go zapytać

Od tamtej soboty nie mogłam już patrzeć na Szymona tak samo. Każdy jego gest, każde spojrzenie wydawało mi się podszyte kłamstwem. Zaczęłam go obserwować, jakbym mieszkała z obcym człowiekiem.

Kiedy brał telefon do ręki, robił to szybciej niż zwykle. Zdarzało mu się wyjść do kuchni niby po herbatę, ale zawsze z komórką w dłoni. Gdy podchodziłam, odwracał ekran, jakby chronił coś, czego nie powinnam zobaczyć.

– Kto tam do ciebie pisze? – zapytałam raz, niby żartem.

Kolega od grzybów – odpowiedział bez wahania, a ja poczułam, jak ściska mnie w żołądku.

Zazdrość wgryzała się we mnie jak trucizna. Zamiast spać, leżałam w nocy z szeroko otwartymi oczami i wyobrażałam sobie ich razem. Widziałam ją – tę kobietę – jak się do niego uśmiecha, jak dotyka jego ramienia. Czułam się upokorzona, oszukana, zepchnięta na drugi plan.

Któregoś dnia spotkałam się z Kasią, moją najbliższą przyjaciółką. Siedziałyśmy w kawiarni, a ja mieszałam zimną kawę, nie mając odwagi powiedzieć wprost, co się dzieje.

A gdybyś odkryła, że twój facet cię zdradza, co byś zrobiła? – zapytałam nagle, zerkając na nią spod rzęs.

– Nie wiem… – Kasia zamyśliła się i odłożyła łyżeczkę. – Chyba bym zrobiła piekło. A ty? Masz coś na myśli?

Tak tylko… pytam – odpowiedziałam szybko, ale jej spojrzenie mówiło, że nie uwierzyła.

Wróciłam do domu z jeszcze większym mętlikiem w głowie. Nie miałam dowodów poza tym, co znalazłam w plecaku. Ale przecież to wystarczało. Musiałam podjąć decyzję – czy dalej udawać, że nic nie widzę, czy też stanąć do walki o prawdę.

Zobaczyłam ich na własne oczy

Nie mogłam już dłużej żyć w niepewności. Kiedy w kolejną sobotę o świcie Szymon znów szykował się na „grzyby”, serce waliło mi tak, że ledwo mogłam oddychać. Tym razem nie zostałam w domu.

Poczekałam, aż odjedzie, a potem wsiadłam w auto pożyczone od Kasi pod jakimś pretekstem i pojechałam za nim. Droga wiła się między polami, aż w końcu zniknął w lesie pod miasteczkiem. Zatrzymałam się kawałek dalej i ruszyłam pieszo, czując, jak pot spływa mi po plecach mimo chłodnego poranka.

Każdy trzask gałązki wydawał mi się zdradliwy. Szłam wolno, schowana za drzewami. I wtedy ich zobaczyłam.

Szymon stał na polanie, a naprzeciwko niego – kobieta. Wysoka, z długimi, rudymi włosami. Uśmiechali się do siebie, jakby byli sami na świecie. Widziałam, jak przyciąga ją do siebie i całuje. Nie tak, jak całuje się żonę po tylu latach małżeństwa. To był pocałunek pełen namiętności.

– Z tobą czuję się żywy – usłyszałam, kiedy się odsunął.

– A ja wreszcie mam ciebie tylko dla siebie – odpowiedziała cicho kobieta.

Świat mi zawirował. Chciałam krzyknąć, wbiec na polanę i rozedrzeć tę scenę na strzępy. A jednocześnie coś mnie przygwoździło do ziemi. Jakbym patrzyła na obcy film, który nie miał prawa dotyczyć mojego życia.

Łzy napłynęły mi do oczu. Wszystko stało się jasne. Te soboty, te majtki w plecaku, jego nerwowe spojrzenia w telefon – to wszystko układało się w brutalną całość.

Zacisnęłam pięści, czując, jak we mnie narasta wściekłość. Wiedziałam, że już nie dam rady dłużej milczeć.

Nie mogłam dłużej czekać

Nie pamiętam, kiedy wyrwałam się z ukrycia. Jednego byłam pewna – nie mogłam już patrzeć, jak mój mąż obejmuje inną kobietę. Wybiegłam na polanę z taką siłą, że oboje aż drgnęli.

– To tak wyglądają te twoje grzyby, Szymon? – krzyknęłam, wymachując znalezioną bielizną w dłoni. – Szukasz ich w majtkach innej kobiety?!

Twarz męża pobladła. Kobieta cofnęła się o krok, jakby chciała zniknąć między drzewami.

– Lilka… to nie tak… – zaczął Szymon, wyciągając ręce w moją stronę.

– Nie tak?! – wybuchnęłam, czując, jak głos mi drży. – Bo dla mnie to dość jasne!

– Posłuchaj, ja… – jąkał się, ale zabrakło mu słów.

Lepiej już nic nie mów! – przerwałam mu ostro. – Przez tyle lat wierzyłam, że wyjeżdżasz zbierać grzyby, a ty zbierałeś… ją!

Kobieta próbowała coś wtrącić, jej głos był niepewny:

– Przykro mi, ja… nie chciałam…

Zamknij się! – wrzasnęłam, obrzucając ją lodowatym spojrzeniem. – To nie do ciebie mam pretensje. To do niego! Do mojego męża, który przysięgał mi wierność!

W lesie odbijało się echo naszych krzyków. Czułam, jak ziemia drży mi pod nogami.

Zawiodłeś mnie, Szymon. Zawiodłeś nasze małżeństwo. I to wszystko w imię czego? Kilku chwil namiętności? – dodałam, a głos mi się załamał.

On spuścił wzrok, milcząc. A ta cisza bolała bardziej niż każde kłamstwo, jakie mógłby wymyślić.

Stałam tam, wściekła, roztrzęsiona, a jednocześnie dziwnie pusta w środku. Wiedziałam już, że tej sceny nie da się wymazać ani zapomnieć.

Już za późno na naprawę

Wracaliśmy do domu jak obcy ludzie. Każde swoim samochodem. Jechał powoli za mną.

W domu usiedliśmy w kuchni naprzeciwko siebie. Na stole stał talerz z grzybami, które wcześniej tak dumnie przyniósł. Teraz patrzenie na nie przyprawiało mnie o mdłości.

– Lilka… – zaczął niepewnie, bawiąc się kapslem od piwa. – Naprawdę nie chciałem cię ranić. To się po prostu stało.

Zaśmiałam się gorzko.

Zdrada nie dzieje się przypadkiem, Szymon. Wychodzi się jej naprzeciw.

– Brakowało mi… czułości – wyszeptał, unikając mojego wzroku. – Tego, co mieliśmy kiedyś. Nie planowałem tego, naprawdę.

– A myślisz, że mnie czegoś nie brakowało? – przerwałam ostro. – Ale ja nie szukałam pocieszenia w ramionach obcego człowieka!

– To nie tak prosto wytłumaczyć… – westchnął, jakby szukał słów, które mogłyby zmyć jego winę. – Z nią… czuję się żywy.

Te słowa zabolały najbardziej. Jakby chciał mi powiedzieć, że przy mnie czuł się martwy.

– To dlaczego wciąż tu siedzisz? – zapytałam chłodno, podpierając głowę na dłoni.

On milczał. W końcu spojrzał na mnie i powiedział cicho:

Bo cię kocham. Bo mimo tego wszystkiego… chcę spróbować jeszcze raz.

Poczułam, jak serce ściska mi się w piersi. Nie odpowiedziałam. Siedzieliśmy w milczeniu, a między nami leżały nie grzyby, lecz prawda – gorzka, nie do przełknięcia.

Małżeństwo straciło swój smak

Tamtego wieczoru długo leżałam w łóżku, wpatrując się w sufit. Szymon spał obok, a ja nie mogłam uwierzyć, że to wciąż mój mąż. Jego oddech brzmiał spokojnie, jakby zdrada, kłamstwa i moja rozpacz były tylko złym snem. Dla mnie to nie był sen. To była nowa rzeczywistość, w której nagle musiałam się odnaleźć.

Czułam się zdradzona i oszukana. Każde spojrzenie na niego przypominało mi tamtą polanę, jej włosy, ich pocałunek. A jednak… gdzieś pod tą warstwą gniewu i bólu kryło się coś jeszcze. Uczucie dziwnej wolności. Choć bolało, że straciłam złudzenia, to przynajmniej miałam już pewność.

Przez lata żyłam w przekonaniu, że jesteśmy małżeństwem, które przetrwa wszystko. Teraz wiedziałam, że to kłamstwo. Pytanie tylko, co dalej. Czy odejść i zacząć od nowa, czy zostać i udawać, że można odbudować coś, co runęło z takim hukiem?

Jedno było pewne – nigdy już mu nie zaufam. Nawet jeśli zdecyduję się zostać, ta rysa pozostanie na zawsze. Ilekroć powie „jadę na grzyby”, zobaczę przed oczami jej twarz.

Zrozumiałam jedno: w tym lesie odnalazłam coś znacznie gorszego niż muchomory czy trujące jagody. Odnalazłam prawdę o swoim małżeństwie. A prawda jest taka, że czasem nie da się już wrócić na dawną ścieżkę.

Może kiedyś podejmę decyzję. Ale tej nocy wiedziałam tylko, że świat, który budowałam przez lata, rozsypał się jak próchno pod nogami.

Lilianna, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama