Reklama

W październiku Marek założył kalesony. Ot, wydarzenie jak każde inne. Ale dla mnie to był punkt zwrotny. Tak, dokładnie od tej chwili coś pękło. Jakby w naszym łóżku – oprócz pościeli i Marka – zagnieździł się bezpowrotnie chłód. Kalesony z bawełny ściągnęły z naszych nocy resztki czułości. Zamiast dotyku – szelest materiału. Zamiast bliskości – milczenie.

Leżałam obok niego i patrzyłam w sufit, licząc pęknięcia w tynku, jakby miały mi coś powiedzieć. Że to tylko przejściowe. Że Marek wstanie, rzuci tymi swoimi ocieplanymi gaciami w kąt i znów będzie… mój. Tyle że nic takiego się nie wydarzyło. Od miesięcy nasza codzienność to trzy zdania przy śniadaniu, sześć przy kolacji i jedno suche: „Dobranoc”.

Czasem pytam samą siebie: kiedy to się zaczęło? Kiedy Marek przestał mnie widzieć? A może to ja zaczęłam znikać? Dla dzieci jestem mamą, dla Marka – jakby elementem wyposażenia mieszkania.

– Joasia, wszystko okej? – zapytała Natalia, podsuwając mi kubek z kawą.

– Jasne – skłamałam, jak co tydzień.

Ale Natalia już nie dawała się zwieść. Miała ten swój wścibski wzrok, co widzi więcej, niż by się chciało. Jakby czytała mi w myślach. A tam, pod pozorami spokoju, buzowało.

Pokłóciliśmy się

– Zjesz jeszcze ziemniaków? – zapytałam, choć dobrze wiedziałam, że nie.

– Nie, wystarczy – odpowiedział, nie podnosząc wzroku znad telefonu.

Chciałam rozmawiać. Naprawdę. Nie o rachunkach, nie o dzieciach, nie o tym, że trzeba kupić kostkę do WC. O nas. Ale jak zaczyna się rozmowę z kimś, kto w twoim towarzystwie najbardziej lubi milczeć?

– Marek… czujesz, że coś się między nami zmieniło?

– Znowu zaczynasz – mruknął, odkładając widelec. – Przecież wszystko jest jak zawsze.

– No właśnie, jak zawsze. A ja się czuję, jakbyśmy mieszkali w dwóch różnych światach. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz mnie przytuliłeś.

Westchnął. Zniecierpliwiony.

– Musisz wszystko rozkładać na czynniki pierwsze? Nie możemy po prostu żyć spokojnie?

– Spokojnie? – głos mi zadrżał. – Ty to nazywasz spokojem? My od miesięcy nie zrobiliśmy nic razem. Nie ma nas. Jest tylko cisza. I twoje cholerne kalesony, które zabiły resztki pożądania!

W końcu spojrzał na mnie. Ale nie z troską. Z wyrzutem. Jakby to moja potrzeba rozmowy była problemem.

– To tylko kalesony, Joasia. Przestań robić z tego dramat.

– Nie o kalesony chodzi, Marek! – podniosłam głos. – Chodzi o to, że ja przestałam się czuć jak kobieta w tym domu. Jestem tylko kucharką i gosposią. Nawet nie zauważasz, co się ze mną dzieje!

– Nie przesadzaj – burknął, wstając od stołu.

A ja siedziałam dalej, sama przy zimenj kolacji. Tłukło mi się w głowie jedno zdanie: może on mnie już nie kocha. Może nigdy nie kochał. Może ja nie zasługuję…

Brakowało mi bliskości

– I co, przytulił cię chociaż na dobranoc? – zapytała Natalia, patrząc na mnie z troską. Siedziałyśmy na ławce w parku, piłyśmy kawę z papierowych kubków i udawałyśmy, że słońce jeszcze grzeje.

– A skąd. Odwrócił się do ściany i zasnął. Jak zwykle.

– Nawet nie musisz mówić dalej – westchnęła. – Ty mi to mówisz od miesięcy.

Pokręciłam głową i zapatrzyłam się gdzieś daleko. Między drzewa.

– To nie chodzi o seks, Nati. Naprawdę. Tylko o to, że ja już nawet nie pamiętam, kiedy on mnie ostatni raz dotknął tak... po prostu. Dłoń na ramieniu. Palce splątane z moimi. Głupie muśnięcie karku, kiedy gotuję.

– Czułość – powiedziała. – Brak czułości to gorzej niż brak seksu. Bo jak nie ma seksu, ale jest czułość, to można przeżyć. Ale jak nie ma nic…

Zacisnęłam palce na kubku. Kawa wystygła. Tak samo jak ja.

– Czuję się jak mebel. Praktyczna, potrzebna, ale niewidzialna. On mnie dotyka tylko wtedy, jak mi podaje talerz do stołu.

Natalia się skrzywiła.

– I co? Nie próbowałaś z nim o tym gadać?

– Gadałam. Parę razy. Ale on zawsze mówi: „Nie przesadzaj”, „To przez stres w pracy”, „Czego ty się czepiasz?”. No to przestałam się czepiać.

– I teraz siedzisz jak wygłodniała kobieta z pustym sercem i łapiesz emocje z seriali.

Nie odpowiedziałam. Bo tak właśnie było.

– Wiesz co boli najbardziej? – szepnęłam w końcu. – Że zaczynam się przyzwyczajać.

Natalia spojrzała na mnie długo.

– Joasia, nie przyzwyczajaj się. Kobieta może żyć bez wielu rzeczy. Ale nie powinna żyć bez dotyku.

Szukałam odskoczni

Założyłam konto w nocy. Dzieci spały, Marek też, odwrócony do ściany, oddychający płytko, równomiernie. Jakby go w ogóle nie było.

Profil bez zdjęcia. Bez nazwiska. „Kobieta, 42 lata. Szuka rozmowy. Czułości. Obecności.” To ostatnie dodałam i sama się zaśmiałam pod nosem. Jakby to było coś, czego szuka się w internecie.

Pierwsze wiadomości były okropne. Wulgarne, nachalne. Skasowałam je natychmiast. Już miałam zamknąć wszystko i udawać, że to był tylko impuls. Ale wtedy napisał ON.

– Też nie śpisz?

Tylko tyle.

Odpisałam po kilku minutach.

– Rzadko sypiam. Mam w domu dużo ciszy, ale żadnej ulgi.

Zamrugałam, zdziwiona, że to wysłałam. Ale poszło.

– Cisza bywa najgłośniejsza – odpisał. – Co sprawia, że chcesz z kimś pisać w środku nocy?

– Chcę poczuć, że jeszcze istnieję.

Zamilkł na chwilę. Już myślałam, że zniknie. Ale wrócił.

– To ja cię teraz widzę.

Przez kolejną godzinę rozmawialiśmy o niczym i o wszystkim. O tym, że nie pamiętam, jak to jest być dotykaną. O tym, że on też czasem czuje się, jakby był duchem w czyimś życiu. Jego słowa były spokojne, uważne. Żadne: „co masz na sobie?”, tylko: „czy ktoś dziś zapytał cię, jak się czujesz?”.

Nie umiałam zasnąć. A rano Marek obudził się, ziewnął, poprawił kalesony i poszedł robić kawę. Jak gdyby nigdy nic. Patrzyłam na niego. I miałam ochotę krzyknąć.

Mąż zwrócił uwagę na mnie

– Z kim ty tak piszesz, że się uśmiechasz do telefonu jak uczennica? – zapytał niespodziewanie Marek. Stał w drzwiach sypialni, oparty o framugę, z tym swoim obojętnym wyrazem twarzy, który przez lata nauczył mnie, że nic nie znaczy.

Zamarłam. Po raz pierwszy od dawna czułam, że nie jestem gotowa do tej rozmowy. A może po prostu nie miałam już siły się tłumaczyć.

– Z nikim ważnym – odpowiedziałam spokojnie, chowając telefon pod poduszkę.

– Joasia, nie jestem głupi – powiedział cicho. – Od tygodni jesteś gdzie indziej. Nawet jak siedzisz obok, czuję, że cię nie ma.

– A ja czuję, że już dawno mnie tam nie było – wybuchłam. – Marek, kiedy ostatnio mnie przytuliłeś? Kiedy powiedziałeś, że ładnie wyglądam? Że cieszysz się, że wróciłam do domu?

– Nie wiedziałem, że muszę to mówić, żebyś czuła się kochana – rzucił szorstko.

– A ja nie wiedziałam, że można być żoną i czuć się jak współlokatorka. Nawet nie – jak tapczan. Wygodny, przyzwyczajony, stały element wystroju.

Marek usiadł na brzegu łóżka. Głowę schował w dłoniach.

– Myślałem, że to wszystko po prostu… tak już musi wyglądać. Że to normalne. Dzieci, praca, zmęczenie, kolacja, sen. Że nie trzeba się starać, jak już się ma siebie.

Milczeliśmy chwilę. W powietrzu wisiała ta dziwna, trudna bliskość – taka, co boli bardziej niż kłótnia.

– Czy ty kogoś masz? – zapytał nagle. Cicho. Jakby się bał odpowiedzi.

Spojrzałam mu w oczy.

– Mam wrażenie, że przez miesiące miałam nikogo. A teraz... ktoś po prostu zapytał, jak się czuję. I usłyszał odpowiedź.

Marek skinął głową. Nie wiem, czy zrozumiał. Ale pierwszy raz od dawna, nie wyszedł. Został. Siedział. Słuchał.

Nadal go kocham

Tego wieczoru siedziałam w kuchni długo po tym, jak dzieci poszły spać. Światło nad stołem dawało przytulne ciepło, ale w środku czułam się pusta. Zimna. Patrzyłam na jego kubek – ten z napisem „najlepszy tata” – i czułam, że to wszystko nie powinno tak wyglądać.

Nie było go jeszcze w domu. Znowu został po godzinach. Praca, praca, praca. I choć wiedziałam, że haruje, żeby niczego nam nie brakowało, nie potrafiłam już nie czuć żalu. Słysząc zgrzyt klucza w zamku, przez chwilę chciałam udawać, że śpię. Że już mi wszystko jedno. Ale zostałam. Niech mnie zobaczy – zmęczoną, spiętą od zbyt wielu myśli, w starej bluzie z plamą po kawie.

Wszedł i zdjął buty jak zawsze – powoli, metodycznie. Włożył kapcie. Spojrzał w moją stronę. Przez moment sądziłam, że pójdzie do łazienki, zniknie jak zwykle. Ale podszedł. Usiadł naprzeciwko. Nie odezwał się. Patrzył.

– Czekałaś? – zapytał cicho.

Skinęłam głową.

– Przepraszam – dodał po chwili. – Wiem, że cię zawiodłem. Że się oddaliłem.

Zacisnęłam dłonie na kubku. Milczałam. Ale nie uciekłam wzrokiem. Bo tak – zawiódł mnie. Ale też był. Ciągle tu był. Nie zostawił mnie, nie zamknął drzwi na głucho.

– Ja cię dalej kocham, wiesz? – powiedziałam szeptem. – I chyba to mnie najbardziej boli. Że kocham cię, a czuję się przy tobie taka samotna.

Marek spuścił głowę. Przesunął ręką po twarzy.

– Myślałem, że wszystko, co trzeba było powiedzieć, już powiedzieliśmy lata temu. Że nie muszę cię już codziennie przekonywać, że jesteś dla mnie wszystkim. Ale może muszę. Może powinienem od nowa.

Milczałam. Ale pod tą warstwą zmęczenia, irytacji i żalu... poczułam coś ciepłego. Delikatnego. Może to była nadzieja.

Wierzę w nas

Następnego dnia obudziłam się, zanim zadzwonił budzik. W łóżku było jeszcze ciepło od jego ciała. Marek spał, odwrócony do mnie plecami – tak jak zwykle. Ale tym razem… jego dłoń leżała blisko mojej.

Wstałam cicho. Zaparzyłam kawę tylko dla siebie. Poszłam na balkon, owinięta w szlafrok, z kubkiem w dłoniach. Na osiedlu budził się dzień. Ktoś trzasnął drzwiami od samochodu, gdzieś w tle szczekał pies. Przeciągnęłam się powoli. Czułam w sobie coś dziwnego. Jakby pierwszy raz od dawna coś pękło, ale nie do końca się rozpadło. Jakby zaczęło się układać inaczej.

Wiem, że to nie koniec problemów. Nie wystarczy jedna rozmowa, żeby naprawić lata milczenia. Ale coś we mnie się przesunęło. Przestałam krzyczeć w środku. Przestałam walczyć o wszystko naraz. Zaczęłam… być. Po prostu.

Wróciłam do sypialni. Marek już nie spał. Patrzył na mnie bez słowa.

– Kawa? – zapytałam.

– Z tobą – odpowiedział. – Tylko z tobą.

I może to jeszcze nie była miłość jak z filmów. Może nie było płomiennych wyznań. Ale jego dłoń przykryła moją, kiedy postawiłam przed nim kubek. A ja poczułam, że w naszym łóżku jeszcze będzie ciepło.

Joanna, 42 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama