Reklama

Dzień ślubu to coś, na co czekałam od zawsze. Kiedy Marek i ja powiedzieliśmy sobie „tak”, poczułam niesamowitą radość i spokój. Goście bawili się doskonale, toasty rozbrzmiewały nieustannie, a my z Markiem cieszyliśmy się każdą chwilą. Otrzymaliśmy mnóstwo kopert od naszych bliskich, a ja pilnowałam, by każda z nich trafiła do specjalnej skrzynki. Była zamknięta w małym pokoju, do którego dostęp miał tylko Marek i ja. Gdy impreza zaczęła się kończyć, zauważyłam, że mój świeżo upieczony mąż jest jakiś nieobecny.

Reklama

– Co się dzieje? – zapytałam, ale tylko uśmiechnął się blado.

W końcu odkryliśmy, że skrzynka na prezenty jest pusta. Wszystkie koperty zniknęły, a wraz z nimi spokój naszej poślubnej nocy.

Jak to się mogło stać?

Pamiętam dokładnie moment, kiedy po raz ostatni zaglądałam do skrzynki. Była tam, zamknięta, pełna prezentów od naszych gości. A teraz? Stałam przed drzwiami pokoju, nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Z Markiem zaczęliśmy analizować, kto mógł mieć dostęp do tego miejsca.

– To niemożliwe, przecież zamknęłam ten pokój! – powiedziałam z niedowierzaniem, próbując zebrać myśli.

– Ale ktoś musiał tam wejść – odparł Marek, pocierając czoło w zamyśleniu. – Klucz był na stole przy DJ-u…

Nagle, jak znikąd, pojawiła się ciotka Halina, nasza rodzinna specjalistka od wszelkiego rodzaju śledztw, i wtrąciła swoje trzy grosze.

– Ja wam powiem jedno – widziałam, jak ktoś się tam kręcił. Ale nie chcę plotkować… – zaczęła, a ja od razu poczułam dreszcz emocji. Może miała jakiś trop.

Zaczęło się podejrzenie i niepewność, które zapowiadały, że ta noc będzie znacznie dłuższa, niż przypuszczaliśmy.

Zbieraliśmy podejrzanych

Musiałam zacząć działać. W mojej głowie kłębiły się pytania. Kto mógł mieć dostęp do pokoju i klucza? Nasze podejrzenia szybko padły na Damiana, kelnera, który często przechodził obok pokoju.

– Basiu, widziałaś coś podejrzanego? – zapytałam moją świadkową, starając się wyłapać choćby najmniejszy cień prawdy.

Baśka, zazwyczaj spokojna i opanowana, wyglądała na zdenerwowaną.

– Nie… To znaczy… Nie wiem. Może Damian? On często tam przechodził… – powiedziała, unikając mojego wzroku.

W międzyczasie Marek rzucił inną sugestię.

A Tomek? – zapytał, marszcząc brwi. – Jakoś dziwnie zniknął, zanim mieliśmy szansę policzyć koperty…

Przyglądałam się, jak mój ukochany Marek wygląda na zmartwionego i sfrustrowanego, a ja sama nie mogłam uwierzyć, że wszystko się tak poplątało. Tomek zawsze był duszą towarzystwa, ale tej nocy zachowywał się dziwnie nerwowo. Postanowiłam, że muszę przeprowadzić ciche śledztwo, by dojść do prawdy.

Robiło się coraz bardziej nerwowo

Chwilę później niechcący staliśmy się świadkami podsłuchanej rozmowy. Marek i ja przypadkiem usłyszeliśmy, jak Tomek kłóci się z kimś przez telefon na tarasie. Jego głos był zdenerwowany i podniesiony.

– Mówiłem Ci, nie mogę teraz gadać! – rzucił Tomek, wyraźnie zirytowany. – Nie, to nie moja wina! Tak, wiem, ale… Nie rozumiesz, to się jakoś rozwiąże samo…

Wymieniliśmy z Markiem znaczące spojrzenie. Czyżby Tomek rzeczywiście miał coś na sumieniu? Chociaż nie chciałam podejrzewać nikogo z bliskich, to co usłyszeliśmy, nie dawało mi spokoju.

Jednocześnie zauważyłam, że Damian, kelner, robi się coraz bardziej nerwowy. Kręcił się niespokojnie i ciągle sięgał do kieszeni, jakby coś tam chował. Ściągał na siebie moje podejrzenia.

On ewidentnie coś ukrywa… – szepnęłam do Marka, wskazując subtelnie głową na Damiana.

Wszystko zaczynało się układać w niezbyt przyjemną całość, ale wciąż brakowało nam dowodów i odpowiedzi na kluczowe pytania.

Gubił się w tłumaczeniach

Zdecydowaliśmy się z Markiem na konfrontację z Tomkiem. Wiedzieliśmy, że musimy postawić sprawy jasno. Tomek, choć z początku próbował udawać obojętność, był wyraźnie spięty, kiedy zaczęliśmy rozmowę. Wyjaśniliśmy najpierw, co się stało.

– Tomek, powiedz prawdę. To Ty? – potem Marek zapytał bezpośrednio, starając się zachować spokój.

Spojrzał na nas z niedowierzaniem, ale wyraźnie unikał naszego wzroku.

– Ja? Oszalałeś? Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił! – wykrzyknął, choć jego głos zdradzał nerwowość.

W tym momencie Basia, która do tej pory milczała, nagle wtrąciła się do rozmowy, przekazując mi szeptem swoje uwagi. Jej słowa były szokujące.

– Wiem, że Tomek ma długi… – wyznała, patrząc na mnie z przepraszającym wyrazem twarzy. – Sam przecież mi o nich mówił…

Tajemnica, którą skrywała, rzuciła nowe światło na całą sytuację. Chociaż nadal brakowało nam twardych dowodów, to, co usłyszeliśmy, nie mogło pozostać bez odpowiedzi. Każda chwila przynosiła nowe emocje, a moje zaufanie zaczynało się kruszyć.

Gdzie są pieniądze?

Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Kiedy myśleliśmy, że znaleźliśmy winnego, ciotka Halina z typowym dla siebie entuzjazmem odkryła coś niespodziewanego. Podczas przeszukiwania zakamarków sali weselnej natrafiła na porzuconą torbę na zapleczu.

No i proszę, znalazłam! – oświadczyła triumfalnie, wchodząc do pokoju z torbą w rękach. – Wiedziałam, że to jakaś grubsza sprawa!

Otworzyliśmy torbę i zobaczyliśmy w niej koperty, ale niestety część z nich była pusta, a pieniądze zniknęły. Napięcie rosło z każdą chwilą.

Damian, ten kelner, który wcześniej wzbudzał nasze podejrzenia, nagle przyznał się do kradzieży, ale jego wyjaśnienie było równie zaskakujące, jak wszystko, co się działo tej nocy.

– Ja… Ja nie miałem wyboru. Ktoś mi kazał to zrobić… – wyznał, patrząc na nas z rozpaczą w oczach.

Jego wyznanie dodało nowego wymiaru tej zagmatwanej historii. Choć część pieniędzy udało się odzyskać, wciąż nie znaliśmy całej prawdy. Nie wiedziałam, czy mogę jeszcze komuś ufać.

Nie wszystko wyszło na jaw

Część pieniędzy wróciła do nas, ale strata była bolesna. Gdy próbowałam uporządkować myśli, ogarnęła mnie mieszanka ulgi i rozczarowania. Chociaż trochę nam ulżyło, że odkryliśmy częściowo prawdę, nie mogliśmy uwierzyć, że na naszym własnym weselu doszło do takiej sceny. Gorycz przeplatała się z ulgą, gdy rozmawialiśmy o przyszłości.

Tomek, choć jego długi były zrozumiałe, pozostawał w centrum podejrzeń. Czy rzeczywiście nie maczał w tym palców, czy Damian rzeczywiście był tylko ofiarą działania kogoś innego? To pytanie wciąż nie dawało mi spokoju. Zbyt wiele pytań, zbyt mało odpowiedzi. Ciotka Halina, choć znalazła torbę, nie mogła rozwikłać całej zagadki.

Pod koniec tego długiego i męczącego dnia, a właściwie nad ranem, Marek i ja usiedliśmy razem, zastanawiając się nad sensem zaufania. Choć zaczęliśmy nasze wspólne życie od gorzkiej lekcji, wiedzieliśmy, że musimy się trzymać razem, nawet w obliczu takich wyzwań. Życie rzadko bywa przewidywalne, a zaufanie może zostać zrujnowane w jednej chwili. To była bolesna lekcja, której nigdy nie zapomnimy.

Nasza historia nie zakończyła się tak, jak planowaliśmy. Ale zrozumieliśmy, że prawdziwa miłość musi przejść próbę, zanim stanie się naprawdę niezłomna. Choć tajemnica kopert pozostała niewyjaśniona, wiedzieliśmy jedno: czekała nas wspólna droga, na której musieliśmy sobie ufać bardziej niż kiedykolwiek.

Alicja, 29 lat

Reklama

Czytaj także:
„W tajemniczej kopercie ślubnej nie znalazłam pieniędzy. To, co było w środku, było gorsze nawet niż pocięte gazety”
„Moja była dziewczyna wpadła na mój ślub jak burza. Jak się okazało, nie była sama, a mnie szczęka opadła do podłogi”
„Nie mam pojęcia, o czym myślał mój syn, gdy brał ślub z Żanetą. Zanim się obejrzy, ta cwana lalunia wydoi go z kasy”

Reklama
Reklama
Reklama
Loading...