„W noc po dożynkach poszłam na całość z pomocnikiem z agroturystyki. Nawet ciąża nie zmieniła jego decyzji”
„– To… moje? – zapytał, a ja spojrzałam mu w oczy. – A czyje miałoby być? – Ja… ja nie wiem, co mam powiedzieć – wyszeptał. Odstawił test. Wyszedł bez słowa. A ja zostałam. Sama. Z czymś, czego nie planowałam i nie umiałam jeszcze pokochać. Ale co już było częścią mnie”.

- Redakcja
Prowadzę agroturystykę na skraju wsi. Codzienność tu to ciągłe krzątanie się: gotowanie, sprzątanie, oprowadzanie gości po sadzie. Latem, gdy sezon w pełni, pomagał mi Patryk – dwudziestoletni syn sąsiadów. Młody, pełen energii, zawsze uśmiechnięty. Traktowałam go jak dzieciaka, który jeszcze nie wie, czego chce od życia. Mimo to między nami narastało coś trudnego do zdefiniowania – niedopowiedziane spojrzenia, ciepłe żarty. Flirt, który długo wydawał mi się niewinny. Aż do tej nocy po dożynkach, gdy wszystko się zmieniło. Za bardzo. Za nagle.
Poranek po wszystkim
Obudziłam się z bolącą głową i jeszcze cięższym sercem. Z kuchni dobiegał zapach kawy. Przez chwilę łudziłam się, że to tylko sen, ale wystarczyło, że zobaczyłam jego koszulkę na podłodze. Patryk. W moim łóżku. W moim domu. W moim życiu.
– Dzień dobry… – powiedział cicho, stojąc w progu z dwoma kubkami. – Pomyślałem, że może…
– Odstaw. Dzięki. – Przerwałam mu, nie patrząc w oczy. – Musimy porozmawiać.
– Wiem.
Usiadł na brzegu łóżka. Nagle wyglądał na dużo starszego. Ale ja czułam się, jakbym znowu miała siedemnaście lat i ukradkiem wracała do domu nad ranem.
– To… nie powinno się wydarzyć – zaczęłam. – Byliśmy… pijani. I zmęczeni. To była chwila słabości.
– Mhm – pokiwał głową. – Czyli „to nic nie znaczyło”, tak?
Zamilkłam.
– Marta, ja nie jestem dzieckiem. I może ci się wydaje, że to był przypadek, ale ja... chciałem tej nocy.
– Ale ja nie! – wyrwało mi się szybciej, niż pomyślałam.
Zrobiło się niezręcznie. Wstał. Odstawił kubek na stół.
– Jasne. Rozumiem. Przepraszam, że w ogóle zostałem.
– Patryk…
– W porządku. Już mnie nie ma.
Wyszedł, a ja osunęłam się z powrotem pod kołdrę. Serce tłukło mi się jak szalone. Przecież miałam nad tym panować. Być rozsądna. Dojrzała. A teraz… wszystko było poplątane.
Zaczęłam czuć mdłości
– I co ty tak siedzisz, jakbyś ducha zobaczyła? – zapytała mnie Basia, moja sąsiadka, która wpadła z rankiem po jajka.
Wzruszyłam ramionami.
– Źle spałam – wymamrotałam. – Miałam… kiepski tydzień.
– Kiepski? Ty? Przecież wszystko gra. Goście zachwyceni, pogoda jak z obrazka. A ty? Blada jak ściana. Coś się dzieje?
Wahałam się chwilę. Potrzebowałam z siebie wyrzucić choć skrawek tego chaosu.
– Miałam… przygodę. Taką… nieprzemyślaną.
– Przygodę? – Basia usiadła przy stole jak rażona prądem. – Z kim?!
– Nieważne… – mruknęłam.
– Oho. Czyli jednak ważne. Marta, znam cię. Ty nie masz „przygód”. Ty masz wiecznie wszystko pod kontrolą. A teraz wyglądasz, jakby ci się życie wyślizgnęło z rąk.
Milczałam.
– To ktoś stąd?
– Może.
– I nie jesteś zadowolona?
– To było… głupie. – Przerwałam. – I… chyba nie było do końca przypadkowe. Ale to się skończyło. Już.
Basia spojrzała na mnie przenikliwie, jakby próbowała poukładać klocki w swojej głowie.
– A ty? Czujesz się z tym okej?
– Nie wiem. W ogóle… nie wiem, co czuję.
Kilka dni później zaczęłam czuć mdłości. Najpierw raz, potem znowu. Zrzuciłam to na stres, na przesilenie. Ale kiedy trzeciego ranka wymiotowałam, zanim jeszcze zdążyłam zaparzyć kawę, poczułam, jak moje serce zamarło. Nie. To niemożliwe. Nie. Ale gdzieś w środku… już przeczuwałam prawdę.
Prawda wychodzi na jaw
Test ciążowy leżał na pralce. Ręce mi drżały, gdy odczytywałam wynik. Dwie kreski. Dwie. Nie miałam złudzeń. Usiadłam na pokrywie toalety i ukryłam twarz w dłoniach.
W tym samym momencie ktoś zapukał.
– Marta?
Głos Patryka. Co on tu robił?
– Otworzysz?
– Nie teraz – warknęłam. – Zajęta jestem.
– Marta… widziałem cię przez okno. Blada jesteś jak ściana. Wszystko w porządku?
Otworzyłam drzwi gwałtownie. Stał tam z niepewnym wyrazem twarzy.
– Po co przyszedłeś?
– Chciałem pogadać. Wyjeżdżam jutro na studia. Do miasta. Pomyślałem, że…
– Idealny moment – przerwałam. – Naprawdę, lepiej trafić nie mogłeś.
Zamilkł, przyglądając się mi uważnie.
– Co się dzieje? – zapytał.
– Nic – skłamałam i odwróciłam się, ale spojrzał w bok. Zobaczył test. Podszedł, podniósł go. I wtedy zamarł.
– To… to jest…?
– Tak – powiedziałam cicho. – Jestem w ciąży.
Stał w ciszy, nieruchomo, z testem w dłoni.
– To… moje?
Spojrzałam mu w oczy.
– A czyje miałoby być?
– Ja… ja nie wiem, co mam powiedzieć – wyszeptał.
– Nie musisz mówić nic – odpowiedziałam. – I tak już wszystko powiedziałam za nas oboje.
Odstawił test. Wyszedł bez słowa.
A ja zostałam. Sama. Z czymś, czego nie planowałam i nie umiałam jeszcze pokochać. Ale co już było częścią mnie.
Między odpowiedzialnością, a strachem
Patryk przyszedł wieczorem. Stał na progu jak zbity pies, z plecakiem przewieszonym przez ramię. W pierwszym odruchu chciałam zamknąć drzwi, udawać, że mnie nie ma. Ale odsunęłam się, robiąc mu miejsce.
– Musimy pogadać – powiedział.
– Proszę – wskazałam stół. – Słucham.
Usiadł naprzeciwko mnie. Przez chwilę oboje milczeliśmy.
– Wiem, że nie mogę udawać, że to się nie wydarzyło – zaczął cicho. – Ale ja naprawdę nie wiem, co mam teraz zrobić. Miałem plan. Studia, mieszkanie, życie w mieście. Nie dziecko.
– Myślisz, że ja miałam plan? – spojrzałam na niego ostro. – Myślisz, że siedząc sama w łazience z testem w ręku, czułam się gotowa?
Zacisnął dłonie.
– To… ja nie chcę uciekać. Tylko… jestem przerażony. Mam dwadzieścia lat, Marta. Nie wiem, jak się wychowuje dzieci. Sam siebie ledwo ogarniam.
– Ja nie oczekuję od ciebie bohaterstwa – powiedziałam cicho. – Nie proszę cię, żebyś rzucał wszystko. Ale też nie chcę udawać, że nic się nie stało.
Zamilkł.
– Nie chcę być potworem – dodał po chwili. – Ale nie wiem, czy potrafię to udźwignąć.
– A ja nie wiem, czy potrafię to unieść sama – szepnęłam. – Ale muszę. Bo to we mnie rośnie.
Spojrzał na mnie. I przez ułamek sekundy zobaczyłam w jego oczach chłopca. Nie mężczyznę. Przestraszonego, rozbitego chłopca, który właśnie po raz pierwszy zobaczył, że życie nie czeka.
Niewypowiedziane decyzje
Spotkaliśmy się znowu, pod koniec września. Patryk przyjechał na weekend. Przyszedł wieczorem, gdy już zamknęłam drzwi za ostatnimi gośćmi. Siedziałam w kuchni z herbatą, owinięta swetrem, gdy zapukał.
– Mogę? – zapytał nieśmiało.
– Jasne. Siadaj.
Usiadł. Miał nowy płaszcz i ciut inny sposób mówienia. Ale patrzył tak samo – jakby szukał we mnie jakiegoś punktu zaczepienia.
– Dużo o tym myślałem – zaczął. – O nas. O tym… dziecku.
Zamilkł. Czekałam.
– Wiem, że to moje. I wiem, że… to moja odpowiedzialność. Ale też… nie mam pojęcia, co to znaczy być ojcem. Nie teraz. Ja dopiero zacząłem żyć.
Westchnęłam. Nie bolało mnie to już tak jak kiedyś. Teraz po prostu… rozumiałam.
– Ja też się boję – powiedziałam. – Każdego dnia. Ale jestem w tym sama. I muszę sobie poradzić. Chciałam ci tylko dać szansę, żebyś wiedział. I żebyś miał wybór.
– A jeśli nie wybiorę dobrze? – zapytał cicho.
– To będzie twój wybór. I twoje sumienie – odparłam spokojnie. – Ja nie zamierzam cię zmuszać.
Pokiwał głową. Patrzyliśmy przez chwilę w ciszy na parujące kubki.
– Czy… mogę czasem przyjeżdżać? Pomagać? Nie wiem jeszcze jak. Ale… być.
– Możesz – odpowiedziałam. – Ale nie obiecuj niczego, czego nie jesteś pewien.
Przytaknął. A potem znowu zamilkł. I tak siedzieliśmy – w tej zawieszonej, kruchej chwili, między przeszłością a tym, czego oboje się baliśmy.
Może tak miało właśnie być
Nie wiem, co dalej. Nie wiem, jak ułoży się moje życie za miesiąc, za rok, za dwa. Nie wiem, czy Patryk naprawdę będzie przyjeżdżał, czy zadzwoni, czy zniknie, jak wielu innych. Ale wiem jedno – nie mogę budować przyszłości na jego niepewności. Mam siebie. I mam to maleńkie życie pod sercem, które zmienia mnie każdego dnia.
Czasem budzę się w środku nocy i czuję strach. Przed porodem. Przed samotnością. Przed sąsiadami, którzy będą zadawać pytania. Przed pytaniem: „Gdzie jest tata?”. Ale jednocześnie… czuję, że to dziecko, ten mały człowiek, jest czymś, co pojawiło się nie tylko przez błąd czy słabość. Może miało tak być. Może musiałam stracić spokój, żeby w końcu coś naprawdę poczuć.
Czuję się winna. Że nie postawiłam granicy. Że pozwoliłam na tamtą noc. Że nie pomyślałam. Ale jeszcze bardziej byłabym winna, gdybym udawała, że nic się nie wydarzyło. Bo wydarzyło się. I to zostanie we mnie na zawsze. Patryk? Nie wiem, co myśli. Może sam jeszcze nie wie. Nie naciskam. Ale już go nie chronię. Teraz chronię kogoś innego. Może kiedyś opowiem temu dziecku, jak się pojawiło. Może nie. Może powie mi: „Dziękuję, że mnie urodziłaś”. A może: „Nie rozumiem, czemu to zrobiłaś sama”. Zobaczymy. Ale ja już nie jestem tylko sobą. Jestem kimś więcej.
Marta, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Latem sąsiad zapraszał mnie do swojego sadu, a ja korzystałam. Teraz w moim brzuchu rośnie mała brzoskwinia”
- „Na wakacjach podrywałam tylko bogatych mężczyzn. Jednak to biedny kelner odmienił moje życie”
- „Mąż zabrał mnie na grzyby do lasu. Miało być romantyczne, a skończyło się kłótnią o kanapki z pasztetem”

