Reklama

Nie jestem inny niż reszta. Przynajmniej chciałbym w to wierzyć. Gram w piłkę, oglądam te same filmy co moi kumple, śmieję się z tych samych głupich żartów. Staram się dopasować. Ale czasem mam wrażenie, że świat dzieli się na tych, którzy mają domy jak z katalogu IKEA, i na tych, którzy nadal żyją w PRL-u. I to mnie wkurza.

Reklama

Nie przemyślałem tego

Gdy po meczach chodziliśmy do kogoś na domówkę, zawsze było tak samo. Wysokie sufity, jasne ściany, designerskie meble. Lodówka w zabudowie, stoły z litego drewna, wielkie kanapy. Nawet jak ktoś narzekał, że ma stary wystrój, to i tak wyglądało to nowocześnie. A potem wracałem do siebie. Do meblościanki, ceraty na stole i dywanu na ścianie.

Nie myślałem o tym za często, ale kiedy patrzyłem na te ich mieszkania, czułem wstyd. Dlaczego u nas jest inaczej? Dlaczego moja matka żyje, jakby czas zatrzymał się w 1985 roku?

Nie miałem tego w planach. Po prostu emocje wzięły górę. Wygraliśmy ważny mecz, drużyna była podekscytowana, a ja – podjarany jak nigdy – rzuciłem:

– Idziemy do mnie, co? Mieszkam niedaleko, mama zrobi coś do jedzenia.

Kiedy zaczęliśmy iść w stronę mojego osiedla, poczułem ścisk w żołądku. Co ja zrobiłem?

Na początku było fajnie. Śmialiśmy się, gadaliśmy o meczu, Dominik naśmiewał się z bramkarza przeciwnej drużyny, który w ostatniej chwili puścił gola między nogami. Ale im bliżej byliśmy mojego bloku, tym bardziej czułem ścisk w żołądku.

Zazdrościłem innym

W głowie miałem obraz ich mieszkań. Jasne wnętrza, wielkie telewizory, nowoczesne kuchnie, a nawet jeśli ktoś miał stare meble, to były one w stylu vintage, a nie jak u mnie – po prostu stare. Przez chwilę rozważałem, czy nie wymyślić czegoś na poczekaniu. Ale było już za późno.

Przechodziliśmy przez podwórko, na którym dzieciaki jeździły na rowerkach, a jakaś starsza pani trzepała dywan na balkonie. Na tle nowoczesnych osiedli, które mijaliśmy w drodze z boiska, moje wyglądało jak z innej epoki. Klatka schodowa pachniała gotowaną kapustą, a windy nie było, więc wbiegliśmy po schodach na trzecie piętro. Stojąc przed drzwiami, ostatni raz wziąłem głęboki oddech, zanim przekręciłem klucz.

Matka była w kuchni. Stała przy kuchence, mieszając coś w garnku, a kiedy nas zobaczyła, uśmiechnęła się ciepło.

– O, widzę, że masz gości – powiedziała z entuzjazmem. – Zaraz zrobię wam kanapki.

I wtedy się zaczęło. Złapałem pierwsze spojrzenie. Krótkie, niby nieznaczące, ale zauważyłem, jak Dominik rzucił okiem na ściany, na starą meblościankę, na ceratę w kwiaty na stole.

– Ale klimacik – rzucił Adrian z uśmiechem, który miał brzmieć niewinnie, ale wcale taki nie był.

– Twoja babcia tu mieszka? – zapytał Dominik, przyglądając się obrusowi z koronką.

Naśmiewali się ze mnie

Matka nie wyglądała na przejętą. Krzątała się po kuchni, kroiła chleb, wyciągała jakieś wędliny z lodówki. Dla niej to było normalne, ten wystrój, te rzeczy, które były tu od zawsze. Ale dla nich – to był skansen.

Usiadłem na kanapie, ale nie mogłem się skupić na rozmowie. Widziałem, jak ukradkiem wymieniają spojrzenia. Nie mogli się doczekać, żeby wyjść. Kiedy w końcu zamknąłem za nimi drzwi, przez chwilę stałem w milczeniu. Potem matka odezwała się z kuchni.

– Fajnych masz znajomych. Może następnym razem zrobię ciasto.

Zacisnąłem zęby.

– Mamo, to mieszkanie wygląda jak muzeum. Nie mogłabyś w końcu czegoś z tym zrobić?

Odwróciła się powoli.

– Tu cię wychowałam – powiedziała spokojnie. – Jeśli to dla ciebie wstyd, może przestań tu przychodzić.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Więc po prostu wyszedłem.

Czułem się bezradny

Chodziłem bez celu po osiedlu. Było już późno, latarnie rzucały długie cienie na chodnik, a w oknach bloków paliły się światła. W wielu z nich można było zobaczyć wnętrza – nowoczesne kuchnie z białymi szafkami, telewizory na całą ścianę, modne lampy.

W końcu wróciłem do domu. Matka siedziała przy stole w kuchni, piła herbatę. Na blacie leżał talerz z kanapkami, których nikt nie tknął.

Poszedłem do swojego pokoju, rzuciłem się na łóżko i wbiłem wzrok w sufit. W głowie wciąż słyszałem jej słowa: „Jeśli to dla ciebie wstyd, może przestań tu przychodzić”. Zamknąłem oczy i próbowałem przypomnieć sobie, jak wyglądało to mieszkanie, kiedy byłem mały. Wtedy nie wydawało mi się stare ani brzydkie. Po prostu było.

Pamiętałem, jak leżałem na dywanie i oglądałem bajki, jak matka siadała obok i opowiadała mi historie z dzieciństwa, jak piekła ciasto, które pachniało w całym bloku. Teraz wszystko, co widziałem, to meblościanka i cerata.

Rano matka zachowywała się tak, jakby wczoraj nic się nie stało. Zrobiła mi śniadanie, opowiedziała o nowej sąsiadce z parteru, która ma śmiesznego psa. A ja milczałem, bo wciąż miałem w głowie ten wstyd, którego nie umiałem się pozbyć.

Wstydziłem się

Przez kilka dni unikałem matki. Wracałem późno, zamykałem się w pokoju, wychodziłem, zanim zdążyła zapytać, co u mnie. Na przerwach między wykładami starałem się zachowywać normalnie. Śmiałem się, rozmawiałem, jakbym zapomniał o tamtym wieczorze, ale w głowie wciąż miałem scenę z mieszkania. Byłem pewien, że moi znajomi też ją pamiętają. Może nie rozmawiali o tym przy mnie, ale na pewno śmiali się z tego dywanu na ścianie.

Na boisku starałem się odreagować. Strzelałem bramki z całą siłą, jakbym chciał wybić z siebie tamten wstyd. Ale to nie działało. Któregoś dnia Weronika podeszła do mnie po meczu.

– Ej, wszystko okej? Jakoś mało się odzywasz ostatnio.

Wzruszyłem ramionami.

– No wiesz, jak coś, to nie wiem, czy zauważyłeś, ale nikt nie ma idealnego domu – powiedziała, jakby czytała mi w myślach.

Poczułem, jak ściska mi się żołądek.

– O czym ty mówisz?

– No o niczym, tylko wiesz… Fajnie było u ciebie. Twoja mama wydaje się super.

Przez chwilę nie wiedziałem, czy mówi to serio, czy robi sobie ze mnie żarty. Ale na jej twarzy nie było śladu kpiny.

– Taak, jasne – mruknąłem.

– No serio – wzruszyła ramionami. – Adrian gadał coś głupiego, ale olej to, on zawsze musi coś skomentować. W sumie szkoda, że nie zostaliśmy dłużej.

Nie wiedziałem, co powiedzieć

Wracając do domu, myślałem o jej słowach. Może rzeczywiście to ja robiłem z tego większy problem, niż to było warte? Może moi znajomi przyszli tam, żeby spędzić czas ze mną, a nie oglądać meble? Ale wstydu nie dało się tak łatwo wymazać. Kiedy przekroczyłem próg mieszkania, matka właśnie sprzątała w kuchni.

– Zjesz coś? – zapytała, jakby nigdy nie było naszej kłótni.

Wahałem się chwilę, po czym usiadłem przy stole.

– Może…

Podała mi talerz z naleśnikami. Pachniały tak, jak w dzieciństwie, kiedy biegałem po domu w piżamie i nie przejmowałem się, jak wygląda mieszkanie. Nie wiedziałem jeszcze, jak przeprosić. Ale wiedziałem, że muszę to zrobić.

Matka krzątała się po kuchni, układała naczynia w szafce, przestawiała słoiki. Było cicho, ale nie w ten spokojny, domowy sposób. To była cisza, w której coś wisiało w powietrzu.

– Kuba, czy ty się wstydzisz tego, jak mieszkamy?

Mój żołądek znowu się zacisnął.

– Mamo… – westchnąłem. – Po prostu… U nich jest inaczej.

– Inaczej, czyli jak?

– No, nowocześnie. Ładnie. – Unikałem jej wzroku. – A u nas wszystko jest stare.

Zrozumiałem to

Przez chwilę milczała, a potem podeszła i usiadła naprzeciwko mnie.

– Kiedy dostałam to mieszkanie po babci, byłam dumna, że mamy własny kąt, że mogę ci stworzyć dom. Nie było mnie stać mnie na nowe meble, ale nawet gdyby było, to nie wiem, czy bym chciała wszystko wymieniać – dodała. – Bo to miejsce, w którym się wychowałam. Ty też tu stawiałeś pierwsze kroki, tu uczyłeś się jeździć na rowerze na podwórku… – urwała i spojrzała na mnie uważnie. – Nie myślałam, że kiedykolwiek będziesz się tego wstydził.

– To nie tak, że się wstydzę – zacząłem, ale nie wiedziałem, jak skończyć to zdanie. Bo prawda była taka, że się wstydziłem.

– Wiesz, kiedyś też myślałam, że wszystko powinno wyglądać jak z katalogu – powiedziała. – Ale potem zrozumiałam, że dom to nie katalog, tylko miejsce, w którym masz się czuć dobrze.

Nic nie odpowiedziałem.

Tego wieczoru długo nie mogłem zasnąć. Patrzyłem na sufit, słyszałem dźwięki dochodzące z kuchni – brzęk odkładanych naczyń, szum wody w kranie. Przypomniałem sobie, jak kiedyś, kiedy byłem mały, bałem się burzy i matka przyszła do mojego pokoju, usiadła na łóżku i opowiadała mi bajkę, aż zasnąłem. Zrozumiałem, że dom to nie wygląd czy nowe meble, ale atmosfera i ciepło.

Jakub, 21 lat

Reklama

Czytaj także:
„Włożyłam oszczędności życia w dom córki i zięcia. Myślałam, że przygarną mnie na starość, ale gorzko się rozczarowałam”
„Zamieszkaliśmy na wsi, by żyć w spokoju. Nachalni sąsiedzi to pikuś, bo odór z pola czuliśmy nawet pod kołdrą”
„Z konta znikały spore sumy, a mąż udawał niewiniątko. Myślałam, że ma kochankę, ale on skrywał zupełnie inny sekret”

Reklama
Reklama
Reklama