„W moim ogrodzie pojawiały się hordy ślimaków. Myślałam, że to naturalna sprawa, ale prawda nieomal zwaliła mnie z nóg”
„W sklepie ogrodniczym zaopatrzyłam się w stosowne środki chemiczne. Generalnie staram się ich unikać, ale nie zawsze jest to możliwe. W zaistniałych okolicznościach uznałam je za niezbędne. Tymczasem ślimaki nic sobie z nich nie robiły”.

- Listy do redakcji
Ogrodniczą pasją zaraził mnie mój nieżyjący już tata. Miał prawdziwy dar i wspaniałą rękę do roślin. Dzięki niemu nauczyłam się więcej niż na lekcjach biologii w szkole. Przejęłam działkę po rodzicach – mama nie ma siły się nią zajmować, ale często ją tu przywożę i razem spędzamy czas.
Kochał to
W tym roku, jak zwykle zresztą, bardzo ucieszyło mnie nadejście wiosny, ponieważ wreszcie mogłam się zabrać za prace ogrodowe. Jak to zawsze po zimie, roboty było co niemiara, ale autentycznie to uwielbiam.
Przypomina mi się wówczas tata, który podchodził do tego z wielką pasją i zaangażowaniem. Obie z mamą często się śmiałyśmy, że minął się z powołaniem. Pracował w dużej firmie jako pracownik produkcji – nigdy nie narzekał na to, czym się zajmował, a nie była to lekka praca. Podziwiałam go za pogodę ducha, a jego odejście było czymś, z czym do dziś nie umiem się pogodzić. Stało się to zdecydowanie za wcześnie.
Zajmowanie się działką – poza tym, że sprawia mi ogromną przyjemność i daje mnóstwo satysfakcji – jest dla mnie czymś w rodzaju hołdu złożonego tacie. To nie tylko pielęgnowanie roślin, ale także pamięci o nim.
Było ich mnóstwo
Jednym z największych utrapień każdego ogrodnika są ślimaki. No cóż, nie darzę ich sympatią, ponieważ potrafią narobić niezłych szkód. Niemniej do tej pory jakoś sobie z nimi radziłam, redukując straty w roślinach do minimum. Jednakże to, co działo się w tym roku, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nie były to pojedyncze osobniki, ale dosłownie całe ich stada.
Usiłowałam się ich pozbyć rozmaitymi metodami. Rozstawiałam miski z piwem i podsypywałam rozdrobnione skorupki jajek, ale nie dawało to kompletnie żadnych rezultatów.
– Co jest? – pytałam siebie po nosem, gdyż nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że z każdym dniem tych szkodników przybywa.
Zbierałam je ręcznie, ale było to niczym niekończąca się historia. Nic nie pomagało. Żałowałam, że nie ma taty, bo on na bank wiedziałby, jak się z tym kłopotem rozprawić. Sądziłam, że to wina intensywnych opadów – ślimaki są fanami wilgoci. Nigdy jednak nie pojawiały się w ogrodzie w takich ilościach!
– Może trzeba kupić coś mocnego na nie? – mama też się martwiła.
– Masz rację, chyba pora najwyższa wytoczyć ciężkie działa.
Nic nie działało
W sklepie ogrodniczym zaopatrzyłam się w stosowne środki chemiczne. Generalnie staram się ich unikać, ale nie zawsze jest to możliwe. W zaistniałych okolicznościach uznałam je za niezbędne. Tymczasem ślimaki nic sobie z nich nie robiły.
Sytuacja uspokoiła się na kilka dni, po czym wszystko wróciło do normy. Ręce mi opadły. Całą sałatę trafił szlag, a innym roślinkom niedużo brakowało, żeby podzielić jej smutny los. Byłam już skłonna opłacić jakiegoś dobrego specjalistę – obawiałam się, że w takim tempie ogród zostanie totalnie splądrowany przez szkodniki. Serio, czegoś podobnego moje oczy jeszcze nie oglądały, a jako pasjonatka ogrodnictwa wielu wyzwaniom stawiałam czoła. W tym przypadku byłam bliska kapitulacji.
W końcu w mojej głowie pojawiła się myśl, która wcześniej nie zaświtała w umyśle. Otóż stwierdziłam, że może warto sprawdzić, skąd te ślimaczyska przyłażą – bo przecież skądś musiały się tu brać. Starałam się z całych sił zniechęcać je do wizyt, ale najwidoczniej było coś, co czyniło te starania nieefektywnymi. Tata często powtarzał, że niekiedy najlepiej jest sięgnąć do źródła. Tutaj jego rada pasowała jak ulał, w związku z czym zabawiłam się w detektywa. To, co odkryłam, wprawiło mnie w osłupienie.
Pod latarnią najciemniej
Wynik śledztwa, jakie przeprowadziłam, okazał się sporym zaskoczeniem. Przez pewien czas bacznie przyglądałam się śladom pozostawianym przez ślimaki. Dzięki temu udało mi się dociec, skąd się biorą w moim ogrodzie.
Daleko szukać nie musiałam. Odpowiadała za to sąsiednia działka, a raczej składowane tam odpadki żywności. Właściciel zmarł mniej więcej dwa lata temu i nikt się tą działką nie zajmował. Była cała zarośnięta i zaniedbana, więc ktoś zwietrzył okazję do bezproblemowego i darmowego pozbywania się resztek jedzenia. Ba, doskonale wiedziałam, kto to był.
Pan Staszek miał niedaleko swoją działkę. Znałam go, rozmawialiśmy nie raz i nie dwa. Prowadził niewielką firmę cateringową. Kiedyś się skarżył na przepisy dotyczące spożywczych odpadów. Narzekał, że jest drogo i że prowadząc tego typu działalność, ponosi spore wydatki.
Momentalnie połączyłam to ze stertą kompostu zalegającą w dole na działce bezpośrednio sąsiadującą z moją. Dla ślimaków to idealne warunki do żerowania, no i niejako rzutem na taśmę składały niechciane wizyty w moim ogrodzie.
Byłam wściekła
Nie pojmuję, jak można być do tego stopnia nieodpowiedzialnym. Raz, że pan Staszek najzwyczajniej w świecie łamał prawo, a po drugie, w ogóle nie myślał o innych. Udałam się zatem do niego na rozmowę.
Początkowo się wypierał, ale przyparty do muru wyznał prawdę. Nie potraktował mnie poważnie. Pomimo moich próśb o posprzątanie odpadów, nie kiwnął palcem. Dopiero kiedy zagroziłam wezwaniem policji i powiadomieniem sanepidu, przestraszył się i ogarnął bałagan, jakiego narobił.
– Kilka głupich ślimaków, a pani afery tu urządza – oczywiście nie omieszkał skomentować tego wszystkiego po swojemu.
– Wie pan – odparłam – gdybym była aferzystką z krwi i kości, to spotkalibyśmy się w sądzie.
Dostał nauczkę
To mu zamknęło usta, lecz w ramach zemsty przestał mi mówić „dzień dobry”, czym wcale się nie przejęłam. Rzecz jasna od tamtej pory na bieżąco monitoruję to, co dzieje się na sąsiedniej działce. Żadne odpady się na niej nie pojawiają, więc i ślimacze hordy zniknęły.
Zastanawiam się nad zakupem tej działki, ale póki co nie wiem, z kim skontaktować się w tej sprawie. Dzięki temu mogłabym powiększyć swój ogród. Mam trochę oszczędności, które powinny wystarczyć na ten cel.
Mama twierdzi, że to znakomity pomysł i jednocześnie się martwi, że sama nie dam sobie z tym rady. Męża nie szukam – jednego już miałam i wystarczy. Związek to nie mój priorytet, po stokroć wolę spędzać czas przy roślinach.
Agnieszka, 40 lat
Czytaj także:
- „Życie w cieniu siostry naprawdę mnie męczy. Mama widzi tylko ją, nawet kiedy już jej z nami nie ma”
- „Romanse męża już mnie nie ruszają. Udaję, że nie wiem, a w zamian mam dostęp do jego pełnego konta”
- „Ojciec jeszcze nie ostygł w grobie, a brat już liczył kasę. Uznał, że jemu należy się 200 tysięcy ekstra”

