„W moim małżeństwie to żona nosiła spodnie. Nie przewidziała tylko do czego może być zdolny upokorzony mężczyzna”
„Zaczęło się jak zwykle, od niczego. Wróciłem do domu po pracy, zdjąłem buty, powiesiłem kurtkę, odłożyłem klucze. Żona weszła do kuchni i stanęła w progu z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Już wiedziałem, że coś jest nie tak”.

- Redakcja
Wszyscy myśleli, że mam idealne życie. Śliczna żona, ładny dom pod miastem, dobra praca w korpo, w której wypłata wpływała zawsze na czas. Na zdjęciach – uśmiechnięte twarze, wspólne wakacje, kolacje z przyjaciółmi. Z pozoru wszystko się zgadzało. Ale wystarczyło zdjąć maskę, żeby zobaczyć, że pod spodem jestem nikim.
Poniżała mnie
Z każdym rokiem cichłem bardziej. Kiedyś miałem pasje, znajomych, poczucie humoru. Kiedyś biegałem maratony – potrafiłem trenować o piątej rano tylko po to, żeby zdążyć przed pracą. Ale potem pojawiła się Anita.
– Tyle czasu marnujesz na bieganie? Może byś w tym czasie lepiej ogarnął łazienkę?
Z początku mówiła to półżartem. Z czasem zniknął żart, została tylko pogarda. Zanim się obejrzałem, życie zaczęło się toczyć według jej grafiku. Mój głos był zawsze za cichy, żeby ktoś go usłyszał. Nawet ja sam. Biegałem coraz mniej, mówiłem coraz mniej, byłem coraz mniej sobą. Matylda, moja siostra, była jedyną osobą, która to widziała. Tylko ona miała odwagę zapytać:
– Michał, ty jesteś jeszcze tam w środku? Bo jak patrzę, to widzę tylko cień.
W pracy wszyscy mówili, że mam poukładane życie. A ja tylko czekałem, kiedy znowu dostanę ochrzan za źle odłożoną szklankę. Codzienna krytyka. Każde zdanie wypowiedziane tonem nauczycielki poprawiającej ćwiczenia u pierwszoklasisty.
– Znowu źle powiesiłeś ręcznik.
– Mogłeś chociaż raz nie przypalić makaronu.
– Z tobą nie da się rozmawiać. Nawet nie potrafisz normalnie odpowiadać.
A ja? Ja przepraszałem.
Czułem się jak w klatce
Zaczęło się jak zwykle, od niczego. Wróciłem do domu po pracy, zdjąłem buty, powiesiłem kurtkę, odłożyłem klucze. Żona weszła do kuchni i stanęła w progu z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Już wiedziałem, że coś jest nie tak. Pomyślałem, że może znowu coś zapomniałem kupić.
– Ty to specjalnie zrobiłeś? – zapytała, wskazując na blat.
Patrzyłem na nią zdezorientowany. Rano starłem z kuchennego blatu wszystkie okruszki, przetarłem płytę indukcyjną, włożyłem naczynia do zmywarki.
– Co zrobiłem?
– Ten zlew. Znowu zostawiłeś zacieki. I blat się klei. Dotknij, no, dotknij sam!
Podszedłem i przejechałem palcami po blacie. Może faktycznie coś zostało, może nie starłem tego dokładnie.
– Przepraszam, poprawię.
– Ale to nie o to chodzi, Michał. Ty po prostu nic nie robisz porządnie. Wszystko muszę po tobie poprawiać. Jak dziecku trzeba ci tłumaczyć. Ja się pytam, jak dorosły facet może być tak bezradny?
Miałem dosyć
Stałem w tej kuchni, przy tym przeklętym blacie i słuchałem, jak wylicza wszystko, czego nie zrobiłem, co zrobiłem źle albo za późno. Słuchałem, bo tak robiłem przez ostatnie lata. Ale tym razem coś we mnie się przesunęło. Powoli, bez szarpania, bez wybuchu.
– Wiesz co? Chciałbym cię nigdy nie poznać – powiedziałem.
Spojrzała na mnie, jakby nie rozumiała, co usłyszała. Ręce jej opadły i w tej ciszy poczułem coś dziwnego, jak spokój, którego nie znałem od dawna. Odwróciłem się i poszedłem do pokoju. Usiadłem na kanapie, słyszałem, jak przestawia coś w kuchni, jak trzaska szafką. Nie krzyknęła ani razu, nie przyszła za mną, nie pytała, co miałem na myśli.
Tego wieczoru nie rozmawialiśmy. Kolację zjadła sama, spała w sypialni, ja na kanapie. Nawet nie próbowała mnie budzić. Rano wyszła do pracy bez słowa. Zadzwoniłem wtedy do Karola.
– Nie wiem, co się ze mną dzieje – powiedziałem bez przywitania.
– Coś się stało?
– Wczoraj powiedziałem jej, że żałuję, że ją poznałem.
– Pierwszy raz powiedziałeś coś, co myślisz.
– I nie bałem się jej reakcji. Bałem się, co będzie, jeśli zostanę.
Miałem obawy
Była już w domu, kiedy wróciłem z pracy. Stała w przedpokoju, jakby czekała, aż przekroczę próg. Nie zdjęła butów, nie podała ręki. Tylko patrzyła.
– Chcesz rozwodu? – zapytała, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
Skinąłem głową.
– I tak nie jestem dla ciebie wystarczająca, prawda?
– Nie o to chodzi. Ja już nie umiem oddychać przy tobie.
Wybuchła. Najpierw oskarżała, potem płakała, w końcu zaczęła grozić, że powie wszystkim, że to moja wina, że zrobi ze mnie potwora. Że zabierze wszystko, co się da. Nie odpowiedziałem. Patrzyłem, jak miota się po mieszkaniu, jak dramatycznie chowa głowę w dłoniach, jak mówi o zdradzie, choć nigdy nikogo nie było. W końcu powiedziałem tylko:
– Nie muszę się tłumaczyć. Mam prawo odejść.
Spakowałem walizkę, wsunąłem do niej kilka koszul, szczoteczkę, książkę. Wyszedłem bez pożegnania. Na klatce było zimno i cicho.
Po prostu odszedłem
Wynająłem pokój w starej kamienicy. Łazienka z odpadającymi kafelkami, kuchnia, którą dzieliłem z emerytem, który nigdy nie mówił „dzień dobry”. Pierwszej nocy nie mogłem zasnąć. Leżałem pod cienką kołdrą i słuchałem lodówki, która buczała jakby dla towarzystwa. Rano poszedłem do sklepu, kupiłem chleb, ser i kawę rozpuszczalną. Usiadłem na parapecie z kubkiem w dłoni i nie wiedziałem, co dalej. Zadzwoniłem do Matyldy.
– Jesteś bezpieczny? – zapytała tylko.
– Tak.
– I co teraz?
– Nie wiem. Chyba uczę się od nowa być sam.
Tego samego dnia założyłem na nogi stare buty do biegania. Wyszedłem na trening. Nie przebiegłem więcej niż dwa kilometry. Bolały mnie nogi, płuca paliły, ale wróciłem z twarzą mokrą nie tylko od potu. Wieczorem zapisałem się na miejski maraton. Nie po to, żeby coś udowodnić. Chciałem znów gdzieś zmierzać.
Kolejnego dnia wstałem przed szóstą. Wsunąłem się w dres, zapiąłem bluzę pod samą szyję. Na zewnątrz pachniało jesienią i chłodem. Ulice były puste, tylko śmieciarka turlała się powoli między kamienicami.
Odnalazłem siebie
Biegałem codziennie, niezależnie od tego, jak bardzo bolały mnie łydki albo jak mało spałem. Każdy kilometr odrywał ode mnie coś, co już nie było moje. Matylda przyszła kiedyś z ciastem.
– Wiesz, że wyglądasz lepiej? – zapytała, siadając na parapecie.
– Bo znowu wiem, gdzie jestem. I że to moje miejsce.
Na Facebooku wpadłem na zdjęcia Anity. Uśmiechnięta, opalona, z nową fryzurą. Wyjechała gdzieś nad morze. Pod zdjęciem dziesiątki komentarzy o tym, jak świetnie wygląda. Przestałem ją obserwować. Pod koniec września spotkaliśmy się przypadkiem. Ja z torbą sportową, ona z zakupami. Spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem.
– Biegasz?
– Tak.
– I co… dobrze ci beze mnie?
– Lepiej.
Nie odpowiedziała. Poszła dalej. A ja pomyślałem, że nie muszę wygrać żadnego wyścigu. Wystarczy, że dobiegnę.
Wróciłem do pasji
W dniu maratonu wstałem, zanim jeszcze zadzwonił budzik. Zjadłem banana, napiłem się wody. Wziąłem numer startowy, przyczepiłem go do koszulki. Kiedy wychodziłem, spojrzałem w lustro. Na twarzy nie było już tego dawnego zmęczenia. Ulice miasta tętniły od ludzi. Każdy biegacz miał swoją historię, ale wtedy interesowała mnie tylko moja. Stałem na starcie i czułem, jak serce tłucze się w klatce piersiowej. Nie ze strachu – z gotowości.
Biegłem spokojnie, równo. Po dziesiątym kilometrze zaczęły boleć mnie kolana. Po piętnastym poczułem, że nie mam już siły, ale nie przestawałem. Każdy krok był jak zdanie wypowiedziane po raz pierwszy na głos.
Gdzieś po drodze zobaczyłem w głowie obraz – kuchnię, tę samą, w której kiedyś stałem jak uczeń przy tablicy. Słyszałem jej głos. Widziałem siebie, milczącego. I wtedy przyspieszyłem. Na ostatnich metrach wszystko się zacierało. Tłum, brawa, organizatorzy. Słyszałem tylko własny oddech i bicie serca. Przekroczyłem metę, a potem się zatrzymałem. Stałem mokry, zdyszany, ledwo trzymający się na nogach. Ale po raz pierwszy czułem się prawdziwie szczęśliwy.
Michał, 44 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż zniknął bez słowa i odezwał się po 3 miesiącach. To, co mi powiedział, całkowicie zmieniło moje życie”
- „Gdy poznałam faceta przyjaciółki, wpadłam jak śliwka w kompot. Wiedziałam, że zrobię wszystko, aby był mój”
- „Gdy mąż powiedział, że chce rozwodu, tylko zaśmiałam mu się w twarz. Drań mnie jeszcze popamięta”

