„W moim małżeństwie od dawna wiało chłodem. Gdyby nie licealny kumpel mojego męża, dalej żyłabym parodią życia”
„Drugiej nocy nie mogłam zasnąć. Przekręcałam się z boku na bok, w głowie mając tysiąc myśli: o pracy, o Olku, o tym, że znów zostawił mnie samą, choć jego obecności nie czułam już w domu dawno temu. W końcu wstałam i zeszłam do kuchni po wodę”.

- Redakcja
Od sześciu lat jestem w związku z Olkiem – stabilnym, bezpiecznym… i coraz bardziej jałowym. Ludzie mówią, że jesteśmy „zgraną parą”, szkoda tylko, że nikt nie widzi, jak rzadko się do siebie odzywamy. Nikt też nie słyszy, że jego „kochanie” brzmi teraz bardziej jak „przesuń się”, a może nawet „nie przeszkadzaj”. I zdecydowanie częściej patrzy w ekran komputera niż na mnie. Jest dobrym człowiekiem, naprawdę. Nie pije, nie krzyczy, dba o mnie na swój sposób. Tyle tylko, że z każdym rokiem coraz mniej jestem z nim. On po prostu wraca z pracy, robi sobie herbatę, rzuca to swoje: „Wszystko okej?” i siada do laptopa. A ja? Ja siedzę obok i czuję się jak część wyposażenia mieszkania.
W zeszłym tygodniu rzucił do mnie od progu:
— Eryk przyjedzie na kilka dni. Pamiętasz Eryka? Taki mój kumpel z liceum.
— Ten Eryk od twoich imprez? — zdziwiłam się.
— No. — Pokiwał głową z lekkim roztargnieniem. — Dziewczyna go rzuciła, stracił pracę. Nie ma gdzie mieszkać.
Westchnęłam ciężko.
— Olek — mruknęłam. — Jesteśmy parą, a nie schroniskiem.
— On nie ma nikogo — twierdził uparcie. — Nie możemy go tak zostawić.
Pomyślałam tylko: „Czasem odnoszę wrażenie, że mam mniej do powiedzenia w tym domu niż obcy ludzie”.
Dwa dni później Eryk przekroczył próg naszego mieszkania. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że razem z nim właśnie wpuszczam do życia coś, co już nigdy nie pozwoli mi wrócić do tego, co było.
Uśmiechnął się smutno
Eryk pojawił się w piątek wieczorem. Miał na sobie szarą kurtkę i sportowy plecak, jakby wybierał się na weekendowy wypad, a nie wprowadzał do cudzego życia. Uśmiechnął się lekko, choć w jego oczach czaiło się coś ponurego.
— Dzięki, że mogę się u was zatrzymać. Nie będę przeszkadzał — powiedział, jakby z góry przepraszał za sam fakt istnienia.
Olek przywitał go z entuzjazmem, jakiego nie widziałam u niego od miesięcy. Poklepał go po plecach, nalał mu piwa, a mnie rzucił spojrzenie mówiące „no, bądź miła”. Więc byłam. Zrobiłam kolację, uśmiechnęłam się, zapytałam Eryka o plany. A on... cóż, okazał się zupełnie inny niż Olek. Był cichy, choć cały czas obecny. Nie gadał o sobie, nie narzekał, a jednak widziałam, że coś go przygniata. Czasem w milczeniu wpatrywał się w podłogę, jakby tam chciał znaleźć odpowiedź na wszystko.
W niedzielę wieczorem Olek oznajmił, że musi lecieć do Poznania na cztery dni — podobno miał jakieś szkolenie firmowe.
— Zostajecie tu sami. Dogadacie się, co? — rzucił lekko, jakby pytał, czy kupić mleko.
Zostaliśmy, bo i co innego nam pozostało? Pierwszego dnia Eryk wysprzątał kuchnię, zanim wstałam.
— Nie musisz ciągle sprzątać — odezwałam się wtedy. — To nie hotel.
— Wolę coś robić. Łatwiej wtedy nie myśleć – odparł.
— A o czym nie chcesz myśleć? — zainteresowałam się mimo woli.
— O wszystkim. — Uśmiechnął się smutno i poszedł robić herbatę.
To było dziwne – pierwszy raz od dawna ktoś naprawdę usłyszał moje pytanie. Dzięki temu poczułam, że on jest tu naprawdę, nie tak jak Olek.
Nie masz prawa
Drugiej nocy nie mogłam zasnąć. Przekręcałam się z boku na bok, w głowie mając tysiąc myśli: o pracy, o Olku, o tym, że znów zostawił mnie samą, choć jego obecności nie czułam już w domu dawno temu. W końcu wstałam i zeszłam do kuchni po wodę.
Eryk już tam był. Siedział przy stole, oświetlony tylko blaskiem lampki nad zlewem. Trzymał kubek w dłoniach, jakby próbował się przy nim trochę ogrzać.
— Nie śpisz? — spytałam cicho.
— Nie potrafię — odparł bez zaskoczenia, jakby spodziewał się tego pytania. — Za wiele mam myśli w głowie.
Usiadłam naprzeciwko i tak chwilę milczeliśmy.
— Wiesz, że to chyba pierwsza rozmowa, w której nie muszę nikogo udawać? — powiedział nagle. — Nie muszę się uśmiechać, być twardy, nie narzekać. Mogę po prostu być.
Poczułam, jak coś we mnie drgnęło — może dlatego, że odniosłam dokładnie takie samo wrażenie.
— Masz w sobie coś, czego on nie dostrzega — powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy.
Zamarłam.
— Nie mów tak. Nie masz prawa — szepnęłam.
— Może — przyznał. — Ale to prawda.
Wstałam. Atmosfera zrobiła się zbyt gęsta, zbyt... napięta. Zanim wyszłam, spojrzałam na niego jeszcze raz i już wiedziałam, że nie skończy się tylko na herbacie.
Powoli skinął głową
Nie planowałam tej nocy. Żadna kobieta nie planuje czegoś takiego, gotując wcześniej zupę pomidorową i wkładając stary T-shirt do spania. A zaczęło się od wina — jedna lampka, potem druga. Eryk mówił o tym, jakim był idiotą w tamtym związku. Jak czekał, aż ktoś go pokocha za samo „bycie”, nie za rolę do odegrania. A ja siedziałam i słuchałam, jakby ktoś właśnie czytał fragment mojego życia.
Nie pamiętam, kto pierwszy zbliżył się bardziej — może ja, może on. Może to się po prostu wydarzyło, bo tak miało być. Całował mnie, jakby jutro miało nie nadejść: delikatnie, ale bardzo namiętnie. Jego ręce były ciepłe, pewne. A ja... Ja w końcu poczułam się zauważona, po raz pierwszy od lat.
Rano jednak nie pachniało kawą, tylko winą. Zwłaszcza że weszłam do kuchni w jego bluzie. Eryk już tam był, znów przy stole. Siedział jak poprzedniej nocy, tylko spojrzenie miał inne, bardziej odległe.
— Nie chcę, żeby to było tylko... to — powiedziałam, przerywając ciszę.
Spojrzał na mnie i powoli skinął głową.
— To nie było tylko to — odparł. — Ale musisz wiedzieć, że to zmieni wszystko.
— Już zmieniło — szepnęłam.
Nie próbował mnie dotknąć ani pocałować. Chyba chciał mi dać trochę przestrzeni... albo próbował mnie zostawić, zanim ja zostawię jego. Usiadłam naprzeciwko i po raz pierwszy pomyślałam, że wrócić do tamtego życia... już się nie da.
Kolacja była farsą
Olek wrócił w środę po południu. Pachniał hotelowym mydłem i miał ten swój zmęczony uśmiech człowieka, który nie zauważa, że jego świat już się zawalił.
— Cześć, mała — powiedział, całując mnie w czoło. — Wszystko w porządku?
— Tak – odpowiedziałam automatycznie, jakbym właśnie odgrywała swoją rolę.
Eryk był w kuchni. Olek przywitał go jak zawsze – z grzecznością, z odrobiną chłodnego entuzjazmu. Potem zajął się rozpakowywaniem torby, jakby wrócił do jakiegoś „normalnego” trybu.
Tyle że ten tryb już dawno nie istniał.
Kolacja była farsą. Mówiliśmy o wszystkim i o niczym: czy były korki na trasie, czy dopisywała pogoda, jak mi szło w pracy. Mimo to czułam, że żaden gest nie jest prawdziwy. Potem siedliśmy na kanapie. Olek objął mnie ramieniem, jakby szukał potwierdzenia, że wszystko jest jak dawniej. Wtedy zesztywniałam, choć usilnie próbowałam oddychać.
— Coś się zmieniło? — zapytał nagle.
Spojrzałam mu w oczy. Był zmęczony, może nawet trochę smutny, ale wciąż nie widział.
— Tak — przyznałam. — Ale jeszcze nie wiem, czy w tobie, czy we mnie.
Rozwarł szerzej oczy i przyjrzał mi się uważniej.
— Julia, co się dzieje?
— Sama próbuję to zrozumieć — mruknęłam.
Wstałam i poszłam do łazienki, gdzie prędko przekręciłam zamek. Patrzyłam w lustro, nie poznając kobiety z odbicia.
To nie była prosta, oczywista zdrada. Chodziło o to, że nie chciałam już być tą Julią, która potrafi milczeć latami. Która potrafi nie czuć i to akceptować.
Coś się skończyło
Eryk czekał w salonie. Siedział bokiem do mnie, zapatrzony w noc za oknem, jakby chciał coś z niej wyczytać. Usiadłam obok. Milczeliśmy przez chwilę, każde w swoim chaosie.
— Kochałeś mnie tej nocy? — zapytałam, nie patrząc na niego.
Zamarł. Potem skinął lekko głową.
— W każdej sekundzie — powiedział szczerze. — Ale nie wiem, czy mam prawo do tej miłości.
Spojrzałam na jego profil, który tak dobrze już poznałam, choć przecież ciągle był obcy.
— A ja nie wiem, czy mam siłę, by dalej udawać — wyszeptałam.
Eryk odwrócił się do mnie. Nie próbował mnie dotknąć, tylko patrzył.
— Nie chcę cię ciągnąć w żadną stronę, Julia — stwierdził. — To nie gra. Nie będę z tobą, jeśli to ma być ucieczka.
— To nie była ucieczka — odpowiedziałam szybko. — To był powrót. Do siebie.
Znowu zapadła cisza. Takie... zawieszenie.
— Wyprowadzę się jutro — powiedział cicho. — Zasługujecie, żeby to sobie poukładać. Nawet jeśli to będzie znaczyło, że już nigdy cię nie zobaczę.
Nie odpowiedziałam, bo nie znajdowałam odpowiednich słów. Wiedziałam tylko, że coś się skończyło, a jednocześnie coś się zaczynało. I wszystko to wreszcie naprawdę.
Wszystko się zmieniło
Eryk wyprowadził się w piątek rano. Nie było żadnych wielkich słów ani morza wylanych łez — po prostu zabrał swoją torbę i zniknął za drzwiami. Olek jeszcze wtedy spał. Nie pytał potem, czemu Eryk nagle się wyprowadził. Nie próbował też rozmawiać ze mną o tym, co się wydarzyło: może wyczuł, że coś jest nie tak, a może po prostu już od dawna przestało go to obchodzić. Zostaliśmy razem. W tym samym mieszkaniu, w tym samym rytmie, w tych samych schematach, co zawsze, A jednak coś się zmieniło.
Zaczęłam mówić „nie”, tym samym przestając pytać o pozwolenie na własne emocje. Gdy Olek próbował mnie przytulić, odsuwałam się. Gdy pytał, czy wszystko w porządku, odpowiadałam, że nie i nie tłumaczyłam się z tego. Nie opowiedziałam mu też, co się wydarzyło. Nie ze strachu, tylko dlatego, że... to nie miało już znaczenia.
Eryk nigdy więcej się nie odezwał, a ja nigdy go nie szukałam. Nikt się nie dowiedział o tym, co między nami zaszło, ale wszystko się zmieniło. I nigdy, przenigdy nie będzie już takie, jak kiedyś.
Julia, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Moja żona traktowała mnie jak bankomat. Gdy zabrakło pieniędzy, zabrała dzieci i poszła do matki”
- „Siostra przyjechała na weekend i zachowywała się jak królowa. Wystawiłam jej rachunek nawet za oddychanie”
- „Pojechałam w delegację, a teściowa urządziła sobie SPA w mojej łazience. Obraziła się, gdy wysłałam jej rachunek za wodę”

