„W mikołajki zrozumiałam, że dla męża jestem tylko kucharką. Żałuję, że 10 lat temu powiedziałam »tak« przed ołtarzem”
„Czasem zastanawiam się, ile jeszcze zdołam wytrzymać bez choćby jednej chwili tylko dla siebie – nie jako mama, nie jako żona, tylko jako kobieta. Z Kamilem dziś rozmawiamy głównie o tym, kto co kupi, kto odbierze dzieci, kto zrobi przelew za przedszkole. Nie pamiętam, kiedy usiedliśmy razem bez powodu albo kiedy ostatni raz spojrzał na mnie jak na kobietę, którą kocha”.

Codzienność potrafi człowieka zetrzeć jak stary kamień. Jeszcze niedawno myślałam, że mam wszystko – rodzinę, dom, stabilność. Teraz coraz częściej budzę się z uczuciem, że jestem jedynie trybikiem w cudzej maszynie. Wstaję, robię śniadanie, ogarniam dzieci, pędzę do pracy, wracam, robię obiad, prasuję, usypiam. I tak w kółko.
Nie dostrzegał mnie
Czasem zastanawiam się, ile jeszcze zdołam wytrzymać bez choćby jednej chwili tylko dla siebie – nie jako mama, nie jako żona, tylko jako kobieta. Z Kamilem dziś rozmawiamy głównie o tym, kto co kupi, kto odbierze dzieci, kto zrobi przelew za przedszkole. Nie pamiętam, kiedy usiedliśmy razem bez powodu albo kiedy ostatni raz spojrzał na mnie jak na kobietę, którą kocha.
Tamtego dnia Kamil wrócił z pracy trochę później niż zwykle. Wszedł do domu z torbą w jednej ręce i dużym pudłem w drugiej.
– To dla ciebie – powiedział, stawiając paczkę na stole. – Z okazji mikołajek.
Otarłam ręce o fartuch i spojrzałam na niego z lekkim zaskoczeniem. Nie zdążyłam nic powiedzieć, zanim dodał:
– Mama była w sklepie i mówiła, że twoje się już ledwo trzymają. No to kupiłem ci na prezent.
Spojrzałam na opakowanie. Komplet garnków. Błyszczące zdjęcie, sześć elementów. Przez chwilę nie wiedziałam, co zrobić. Patrzyłam to na pudło, to na niego. Czekał, nie z entuzjazmem, a raczej z taką niecierpliwością, jakby odhaczał coś z listy.
– Dzięki – powiedziałam, starając się uśmiechnąć.
– Mówiłaś, że twoje są porysowane – rzucił, jakby próbował mnie przekonać do własnego wyboru.
– Mówiłam, ale…
Myślałam, że to żart
Nie dokończyłam. Sama nie wiedziałam, jak miałabym ubrać to w słowa, żeby nie zabrzmiało jak pretensja. Nie chodziło przecież o garnki, a o to, że nie usiadł, nie pomyślał, tylko dał mi coś, co wybrała jego mama.
– Serio, są porządne. I ładne – powiedział jeszcze i poszedł się przebrać.
Zostałam z pudłem w kuchni. Dzieci w tym czasie oglądały bajkę. Za oknem padał śnieg, taki cichy, bez wyrazu, idealne tło do tej sceny. Otworzyłam górne wieko. Garnki były nowe, błyszczące, z gumowymi uchwytami na pokrywkach. Pachniały fabryką. Zamknęłam je z powrotem.
Wieczorem, kiedy dzieci już spały, my siedzieliśmy razem w salonie. On patrzył w ekran telewizora, ja przeglądałam pocztę w telefonie. Ani słowa o prezencie, żadnego „cieszysz się?”, żadnego „podobają ci się?”. Może uznał, że to oczywiste i nie wiedział, że we mnie to wszystko dudni. Zegar na ścianie tykał równym, spokojnym rytmem. Usiadłam przy stole. Garnki nadal stały pod ścianą, w tym samym miejscu, gdzie zostawiłam je kilka godzin temu. Wyglądały, jakby czekały, aż coś z nimi zrobię, jakby się przypominały. Może nawet miały w sobie więcej determinacji niż ja.
Z pokoju było słychać, jak Kamil się śmieje. Coś go rozbawiło w programie. Przez sekundę miałam ochotę wejść i zapytać, co, ale zgasiłam to w sobie, zanim zdążyło się rozpalić, bo wiedziałam, jakby to się skończyło – zdawkowym „nic takiego” i milczeniem, które mówi więcej niż słowa.
Nic nie rozumiał
Podeszłam do garnków, otworzyłam pudło i dotknęłam jednego z nich. Zimna stal, idealnie gładka powierzchnia. Pomyślałam wtedy, że każdy z nich mógłby być czymś więcej. Symbolem. Pierwszy – za wszystkie razy, kiedy chciałam, żeby mąż mnie przytulił, ale powiedział tylko „zmęczony jestem”. Drugi – za to, że przestałam marzyć. Trzeci – za każdą noc, kiedy zasypialiśmy plecami do siebie, udając, że to normalne. Czwarty – za wszystkie święta, kiedy słuchałam, czego pragnie każdy, ale nikt nie pytał o to mnie. Piąty – za to, że wciąż się uśmiecham, chociaż nie mam na to siły. Szósty… nie wiem. Może za to, że jeszcze tu jestem?
Zebrałam się na to kolejnego wieczoru. Dzieci spały, telewizor był wyłączony, w domu panowała cisza, której nie dało się już dłużej znosić. Siedział na kanapie z telefonem w ręku. Przysunęłam fotel, usiadłam naprzeciwko.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam.
Mój mąż spojrzał na mnie z niechęcią. Odłożył telefon na stolik, westchnął.
– Co znowu?
– Nie chcę więcej takich prezentów – zaczęłam. – Nie chcę garnków, mopów, ekspresów do kawy. Nie chcę dostawać rzeczy, które tylko przypominają mi, kim się dla ciebie stałam.
– Oliwia, o co ci chodzi? – Kamil skrzywił się. – Przecież to był normalny, praktyczny prezent. Potrzebowałaś ich.
Było mi przykro
– Potrzebuję rozmowy, bliskości. Od miesięcy funkcjonujemy obok siebie jak współlokatorzy. Ja ogarniam dom, dzieci, obiady, a ty żyjesz swoim rytmem i chyba nawet nie wiesz, jak się czuję. Nie pytasz.
– Przesadzasz. Zawsze coś ci nie pasuje – wzruszył ramionami. – Jak nie za mało romantycznie, to za mało ciepło. Teraz znowu garnki ci przeszkadzają? Może problem nie jest we mnie, tylko w tobie?
Poczułam, jak zbierają mi się łzy w oczach, ale nie zamierzałam płakać.
– Wiesz, co jest najgorsze? – zapytałam cicho. – Że ty naprawdę nie rozumiesz, o czym mówię i nigdy nie próbowałeś zrozumieć. Wszystko, co robię, jest oczywiste. Nie trzeba za to dziękować, nie trzeba zauważyć. Wystarczy, że działa, jak pralka, jak zmywarka.
– Już naprawdę nie wiem, czego chcesz – odpowiedział zniecierpliwiony. – Przecież mamy normalne życie. Dach nad głową, dzieci zdrowe, rachunki zapłacone. Czego jeszcze oczekujesz?
– Żebyś się czasem zastanowił, czy ja to wszystko jeszcze wytrzymuję – powiedziałam. – Żebyś chociaż raz zapytał, czy jestem szczęśliwa.
Zapadła cisza. Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy na siebie, jak obcy ludzie, których ktoś zamknął w jednym pokoju i kazał grać rodzinę. Wstałam.
– Nie martw się – powiedziałam, wychodząc. – Garnki są tam, gdzie je zostawiłeś. Możesz ich używać, kiedy mnie nie będzie.
Nawet nie zapytał, co miałam na myśli.
Potrzebowałam oddechu
Pojechałam do siostry. Zadzwoniłam do niej dopiero, gdy stałam pod domem. Otworzyła w piżamie, spojrzała na mnie, potem na torbę, którą miałam przewieszoną przez ramię, i tylko skinęła głową.
– Wchodź – powiedziała.
Weszłam, usiadłam na kanapie. Bez łez, bez tłumaczeń, po prostu siedziałam iI czułam, że wracam do siebie – do kobiety, którą kiedyś byłam, zanim stałam się tłem dla cudzych potrzeb.
W kuchni mojego domu nadal stało pudełko z garnkami. Mój mąż pewnie nawet nie zauważył, że jeszcze nie wróciłam, pewnie pomyślał, że wyszłam się tylko przewietrzyć. Jak zawsze, przeczeka, a potem wszystko wróci do normy. Tylko że tym razem nie wróci.
Zaczęłam od zera. Od własnego oddechu, od milczenia, które nie bolało, od pokoju u siostry, gdzie na parapecie stały książki, a na ścianie wisiał obraz, który kiedyś namalowałam.
Oliwia, 43 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż pożałował kasy na prezent na Mikołajki dla mnie. Mówi, że oszczędza, ale ja dobrze wiem, na co wydaje swoją pensję”
- „Ciągle latałam pomiędzy garami a pralką, usługując rodzinie. Zamarli, gdy zrobiłam coś, co przerwało ten złoty układ”
- „Mieliśmy 4 dzieci, małe mieszkanie i szarą codzienność. Gdy zakiełkowało piąte nasionko, wszystko zaczęło się walić”

