Reklama

Z Kamilem byłam trzy lata. Trzy lata, które w mojej głowie były fundamentem. Dla niego? Teraz już nie wiem. Kiedyś, na samym początku, robił te wszystkie rzeczy, które rozgrzewają serce: wysyłał mi wiadomości o drugiej w nocy tylko po to, żeby powiedzieć, że tęskni. Potrafił rzucić wszystko i przyjechać, kiedy byłam chora. Mówił, że mnie kocha.

Byłam podekscytowana

Dlatego w tym roku Mikołajki miały być wyjątkowe. Czułam to. Ba, byłam przekonana. Chciałam, żeby ten wieczór był przełomem, jak z filmów, gdzie kelner przynosi deser, a tam – pierścionek, gdzie chłopak klęka, ludzie biją brawo, a ja się rozklejam jak szczęśliwa idiotka. Na mikołajkową kolację włożyłam granatową sukienkę. U fryzjera byłam rano. Spięłam włosy w lekko niedbały kok i zarezerwowałam stolik w restauracji, gdzie mieliśmy naszą pierwszą randkę.

Zaczęło się od tego, że się spóźnił. Siedziałam już dobre piętnaście minut przy stoliku, a on się nie zjawiał. W restauracji panował świąteczny klimat – choinka przy wejściu, ciepłe światło, spokojna muzyka. Ludzie wokół rozmawiali, śmiali się, kelnerzy roznosili dania. Nasz stolik był tuż przy oknie. Czekałam i co chwilę zerkałam na drzwi. Serce biło mi szybciej, kiedy ktoś wchodził, ale za każdym razem to nie był on.

W końcu przyszedł. Bez pośpiechu, bez prezentu, bez nawet cienia uśmiechu na twarzy. Miał na sobie ten sam płaszcz co zawsze, zapięty niedbale, jakby był w biegu, ale jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Spojrzał na mnie, jakbyśmy się widzieli rano, a nie jakby to był szczególny wieczór.

– Hej – powiedział cicho i usiadł.

– Hej… – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć. – Dobrze, że jesteś.

Wszystko zaplanowałam

Nie spojrzał na mnie, tylko od razu wyjął telefon i coś na nim sprawdzał. Usiłowałam nie dać po sobie znać, że już na tym etapie było inaczej, niż to sobie wyobrażałam.

– Nie zapytałeś nawet, co zamówiłam… Kamil, wiesz, że dzisiaj Mikołajki? – powiedziałam w końcu, z trudem powstrzymując się przed drżeniem głosu.

– Serio? Myślałem, że to jakiś zwykły dzień. Przepraszam, miałem sporo pracy – odpowiedział beznamiętnie i schował telefon.

Patrzyłam na niego, na tę twarz, którą przecież znałam na pamięć. Nagle wydała mi się obca. Kiedyś, gdy tylko na mnie patrzył, robiło mi się cieplej na sercu. Teraz nie patrzył prawie wcale. Był obecny ciałem, ale duchem zupełnie gdzie indziej. Siedział naprzeciwko mnie jak gość, który przyszedł z obowiązku. Zastanawiałam się, o czym myśli. Czy żałuje, że tu przyszedł? Czy może ma nadzieję, że ta kolacja skończy się szybko?

Rozmowa się nie kleiła. Próbowałam coś mówić o pracy, o tym, że dekoracje świąteczne są wszędzie wcześniej niż zwykle. Kiwał głową, odpowiadał półsłówkami. Z każdą chwilą czułam się mniejsza i mniej ważna. Głosy wokół jakby się nasilały, śmiech przy sąsiednich stolikach wbijał się w moje uszy jak szpilki.

Było mi przykro

Chciałam uciec, ale też kurczowo trzymałam się myśli, że może to tylko zły dzień. Może za chwilę wyjmie coś z kieszeni, uśmiechnie się, powie coś, co odwróci bieg tego wieczoru, ale on tylko siedział, milczący, zamknięty. Czułam, jak w środku narasta niepokój, jak z każdą minutą robi się coraz bardziej duszno, mimo że dookoła pachniało świętami. Nie zdążyłam zamówić deseru, gdy nagle odsunął krzesło i wstał. Patrzyłam na niego zaskoczona.

– Ola… – zaczął spokojnie. – Nie chcę cię ranić, ale… to nie to, już od jakiegoś czasu. Chciałem powiedzieć ci to wcześniej.

Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem.

– Więc czemu przyszedłeś? Żeby mnie zostawić w środku kolacji? W Mikołajki?

Nie odpowiedział. Wyjął z kieszeni portfel, położył na stole trochę gotówki.

– To za kolację. I… przepraszam.

Zanim zdążyłam powiedzieć cokolwiek więcej, wyszedł, tak po prostu. Zostawił mnie tam, między rozbawionymi parami, z kieliszkiem wina, którego już nie tknęłam. Siedziałam nieruchomo, czując, że ktoś właśnie przekreślił trzy lata w kilka sekund.

Byłam załamana

W głowie pojawiły się obrazy – jak mnie obejmował na lotnisku, kiedy wyjeżdżaliśmy na nasze pierwsze wakacje, jak zasypiał przytulony do mnie, jak mówił, że jestem jedyna i jak to wszystko właśnie zgasło. Bez awantury, bez łez. Po prostu zniknął.

Po powrocie do domu długo siedziałam w płaszczu. W mieszkaniu było cicho. Zegar w kuchni tykał nieznośnie głośno, jakby liczył czas od chwili, kiedy przestałam być czyjąś dziewczyną. Rano długo nie mogłam się zwlec z łóżka. W końcu usłyszałam, jak ktoś w kuchni nastawia czajnik. Mama. Od razu wiedziała, że coś jest nie tak. Zawsze wiedziała.

– Ola, jak kolacja? – zapytała z uśmiechem, gdy weszłam do kuchni.

Usiadłam i spuściłam głowę. Nie musiałam mówić nic więcej.

– Wyszedł. W środku kolacji – powiedziałam cicho. – Powiedział, że to już nie to.

Mama przez chwilę milczała, potem sięgnęła po filiżankę i postawiła ją przede mną.

– Nie trać łez na chłopaka, który cię zostawia przy stoliku w Mikołajki.

Miałam żal

Do kuchni wszedł Filip, mój brat, w samych skarpetach, rozczochrany, jak zwykle. Spojrzał na mnie z współczuciem i irytacją.

– A ja ci mówiłem. Zawsze coś kombinował. Nigdy go nie lubiłem.

– Nie rozumiecie! – Uniosłam głos, aż mama się wzdrygnęła. – On był inny. Przez większość czasu był dobry, dbał o mnie, martwił się. Mówił, że jestem dla niego wszystkim.

– To czemu odszedł? – zapytał Filip. – Może nie był aż tak dobry, jak myślałaś?

Nie miałam odpowiedzi. W głowie przewijały się te wszystkie chwile, kiedy naprawdę czułam się przy nim ważna, ale też te, kiedy patrzył w telefon niż na mnie. Po prostu przestał się starać, a ja próbowałam trzymać nas razem.

Tydzień później pojechałam na rynek po lampki do pokoju. Chciałam zająć czymś myśli. Zatrzymałam się przy jednym ze straganów z grzanym winem, kiedy kątem oka zobaczyłam Kamila. Szedł w moją stronę, ale nie sam. Trzymał za rękę. Uśmiechniętą, szczupłą dziewczynę z rozpuszczonymi włosami i różowym szalikiem.

Dosłownie oniemiałam

Nie zauważył mnie od razu, ale gdy spojrzał w moją stronę, nasze spojrzenia się spotkały. Nie zatrzymał się, tylko popatrzył i poszedł dalej. Tyle. Jakbyśmy się znali ledwie z widzenia. Patrzył na tę dziewczynę tak, jak kiedyś na mnie.

Wróciłam do domu pieszo. Weszłam do pokoju, ściągnęłam kurtkę i zaczęłam otwierać szuflady. Wyciągałam po kolei wszystko, co mi się z nim kojarzyło. Zdjęcia, bilety z kina, opaskę z koncertu. Wszystko wrzuciłam do pudła. Przez chwilę patrzyłam na to, potem wyniosłam to do śmietnika. On naprawdę myślał, że rzucając napiwek wtedy w restauracji, zamknie sprawę. Że załatwi trzy lata jednym banknotem zostawionym na blacie.

Nie miał odwagi powiedzieć mi tego wcześniej, nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy. Nie chciał mnie, ale nie chciał też być tym złym, więc uciekł, zanim zrobiło się naprawdę niewygodnie. Wolał rzucić „to nie to” i odwrócić się plecami. A ja naprawdę wierzyłam, że mnie kocha. Do samego końca.

Ola, 25 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama