„W mikołajki mąż przygotował kolację. Cieszyłam się, że się postarał, ale wcale nie zrobił tego z miłości”
„– Może twój związek już był tylko fasadą – powiedziała. – Może Michał po prostu nie miał odwagi odejść wcześniej. Poczułam, jak coś się we mnie łamie. Nie dlatego, że miała rację, ale dlatego, że mówiła to z taką lekkością, jakby chodziło o zmianę dekoracji w salonie”.

Zawsze lubiłam grudzień. Ten klimat, światła w oknach, pomarańcze, cynamon, powrót do dzieciństwa. Michał mówił, że jestem jak choinkowa bombka – łatwo mnie zachwycić, ale jeszcze łatwiej stłuc. Śmiałam się z tego, ale on miał rację. Chyba za bardzo chciałam wierzyć, że mimo rutyny, przemilczeń i chłodu między nami, wszystko jeszcze da się naprawić. Przecież każdy związek ma gorsze chwile. Po prostu trochę się od siebie oddaliliśmy, prawda?
W pracy siedziałam po nocach, Michał też. Zdarzało się, że całe tygodnie mijaliśmy się tylko w drzwiach, ale tłumaczyłam sobie, że to przecież normalne. Kiedy więc zaproponował kolację na mikołajki, aż mnie ścisnęło w środku. Może wreszcie coś się zmieni? Może będzie jak dawniej? Włożyłam sukienkę, której dawno nie nosiłam. Usiadłam przy stole z kieliszkiem czerwonego wina. Pachniało czosnkiem, winem, i czymś, czego wtedy nie umiałam nazwać. Czekałam na ciepło, a przyszła burza.
To miał być miły wieczór
Zamknęłam oczy i delektowałam się smakiem wina, kiedy usłyszałam, jak stawia talerze na stole. Michał ugotował makaron z krewetkami. Wiedział, że to moje ulubione danie – takie rzeczy się pamięta po siedmiu latach małżeństwa. Przy świecach wyglądał prawie jak dawniej: elegancki, skupiony. Przez chwilę miałam ochotę wstać i go przytulić. Ale coś mnie powstrzymało. To, jak unikał mojego wzroku? A może fakt, że od początku wieczoru był jakiś nienaturalnie spokojny?
– Nie musiałeś się tak starać – powiedziałam, siadając naprzeciwko.
– Musiałem – odpowiedział cicho, po czym nalał mi jeszcze wina.
– Nie robimy tego od dawna, wiesz? Tak po prostu… kolacji.
– Wiem – przyznał.
– Tęskniłam – dodałam, zaskakując samą siebie tą szczerością.
– Ja też – powiedział.
Ale jego głos nie pasował do słów. I wtedy, kiedy odłożył widelec, spojrzał mi w oczy i powiedział:
– Spotykam się z kimś innym. Od pół roku. I… myślę, że to koniec nas.
Zamrugałam, jakby te słowa mogły zniknąć, jeśli szybko zamknę oczy.
– To jakiś żart, prawda? Dlaczego teraz? W mikołajki?!
– Bo nie mogę już dłużej udawać.
– Więc ta kolacja… to był pożegnalny prezent?
– Nie chciałem, żebyś dowiedziała się od kogoś innego.
Czułam, jak kolacja podchodzi mi z powrotem do gardła. Świat zawirował. Chciałam coś powiedzieć, krzyknąć, rzucić talerzem, ale tylko siedziałam. I próbowałam zrozumieć, kiedy to wszystko się zaczęło.
Nie mogłam zasnąć
Każdy dźwięk w mieszkaniu brzmiał jak krzyk. Kiedyś wierzyłam, że jeśli coś pęka w środku, to tylko symbolicznie. Ale teraz... czułam prawdziwy fizyczny ból w klatce piersiowej. Jakby serce naprawdę się rozrywało. O trzeciej w nocy zadzwoniłam do Anki. Nie odbierała. Po szóstej oddzwoniła.
– Magda? Co się stało?
– Michał mnie zostawił – powiedziałam, a głos mi się załamał.
– Że co? Jak to...?
– Spotyka się z kimś innym. Od pół roku. Powiedział mi to na mikołajkowej kolacji.
Usłyszałam, jak wciąga gwałtownie powietrze.
– Jezu... Magda...
– Wiesz, co boli najbardziej? Że ta kolacja... była jak prezent. Jakby chciał się dobrze pożegnać. Jakby zdrada była czymś, co da się zapakować w pudełko i przewiązać wstążką.
– To potworne... – wyszeptała.
– Ale wiesz co? Ty też mnie zdradziłaś.
– Co?
– Wiedziałaś. Prawda?
Zapadła cisza. Czekałam, aż zaprzeczy, ale nie usłyszałam nic.
– Anka.
– Magda… Widziałam ich raz. Przypadkiem. Myślałam, że... że to nic. Że to może kryzys.
– I nie powiedziałaś mi?
– Nie wiedziałam jak. Myślałam, że to przejściowe. Nie chciałam cię ranić.
– Myślałam, że jesteś moją przyjaciółką – powiedziałam, a potem się rozłączyłam.
Jego spokój mnie irytował
Kiedy wróciłam do mieszkania, zastałam go przy walizce. Zsuwał z wieszaka koszulę, którą kupiliśmy razem w Barcelonie. Miałam ochotę mu ją wyrwać z rąk.
– Tak po prostu się pakujesz? – spytałam cicho.
Zamarł. Odwrócił się, ale nie patrzył mi w oczy.
– Magda, nie chcę, żebyśmy się rozstawali w gniewie.
– A jak niby się rozstaje bez gniewu? Kiedy się zdradza kogoś przez pół roku i gotuje mu makaron w świąteczne wieczory?
Nie wytrzymałam. Wyrwałam mu koszulę z ręki i rzuciłam na podłogę.
– Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej? Dlaczego nie walczyłeś?
– Bo się bałem. Że to zniszczy wszystko. Ale... przecież i tak się rozpadliśmy.
– Zostawiasz mnie dla innej, ale to JA jestem tą złą?
– Nie, ale już nie chcę być twoim mężem.
Te słowa uderzyły mnie mocniej niż jakiekolwiek „przepraszam”. Bez emocji. Jakby po prostu wymieniał fakt.
– A ona? – spytałam drżącym głosem. – To z nią chcesz budować teraz życie?
– Tak.
Popatrzyłam na niego. I zobaczyłam człowieka, którego nie znałam. Kogoś obcego, choć spaliśmy obok siebie przez tyle lat. Bez słowa wyszedł, ciągnąc za sobą walizkę. Zatrzasnął drzwi. Zostałam sama.
To bolało
Mieszkanie wydawało się większe i zimniejsze. Każdy mebel, każdy kąt krzyczał pustką. Siadłam na kanapie, przygarbiłam się i wpatrywałam w światło ulicznych latarni wpadające przez okno. Cisza była przytłaczająca. Byłam zbyt słaba, by zrobić cokolwiek poza siedzeniem i płaczem.
Sąsiadka z góry wpadła przypadkiem, gdy wynosiłam śmieci. Zatrzymała się na chwilę, patrząc na mnie z troską.
– Zawsze tak ładnie wyglądaliście razem. Co się stało? – spytała cicho.
– Zapytałabym go… – odpowiedziałam drżącym głosem, – ale już go nie ma.
– Może to lepiej – powiedziała. – Czasem prawda jest jedyną szansą na nowy początek.
Patrzyłam na nią, na światło w jej oczach, na szczerość, której brakowało mi w tym domu. Nie wiedziałam, czy mogę jej uwierzyć. Czytałam w książkach, słyszałam od przyjaciół: po burzy przychodzi spokój. Ale nie teraz. Teraz była tylko pustka i echo słów, które uderzyły mnie jak młot: „Odchodzę”.
Sięgnęłam po stare fotografie, odłożyłam je po chwili. Zamiast wspomnień miałam wspomnienia z bólem. Roztrzaskałam kubek, zdjęcie, paczkę z prezentem – wszystko jedno po drugim. Czułam, jakby kawałki mojego życia odlatują w powietrze, a ja zostaję naga, bez ochrony. I nagle zrozumiałam: nie mogę już wracać do tego, co było.
Musiałam ją poznać
Znalazłam ją w mediach społecznościowych. Jej profil był publiczny, pełen pięknych zdjęć, uśmiechów, kaw z idealną pianką, cytatów o "miłości, która przychodzi, kiedy jesteś gotowa". Im dłużej przeglądałam, tym bardziej zaciskała mi się szczęka. W końcu napisałam. Krótko. Rzeczowo. "Chcę z tobą porozmawiać. Osobiście."
Spotkałyśmy się dwa dni później w kameralnej kawiarni, która wyglądała jak wycięta z jej zdjęć. Kasia siedziała już przy stoliku – schludna, spokojna, jakby to było zwykłe spotkanie. A dla mnie to był koniec czegoś, co trwało siedem lat.
– Kasia? – zapytałam, choć znałam odpowiedź.
Podniosła wzrok. Skinęła głową. Nie zaprosiła mnie gestem do stołu. Przysiadłam się mimo to.
– Wiesz, kim jestem? – spytałam cicho.
– Domyślam się – odpowiedziała. – Magda, prawda?
– Michał był moim mężem – zaczęłam, a głos mi zadrżał. – Może nadal jest. Przynajmniej na papierze.
Nie odpowiedziała od razu. Upiła łyk kawy. Utrzymała kontakt wzrokowy, ale była w tym jakaś bezczelna pewność siebie.
– To nie było zaplanowane – powiedziała w końcu. – Po prostu... coś się wydarzyło.
– Coś się wydarzyło? – powtórzyłam z gorzkim uśmiechem. – To tak się teraz mówi o zdradzie?
– To nie ja podjęłam decyzję, żeby odejść. To był jego wybór.
– Ale ty nie cofnęłaś się nawet o krok.
– Bo też jestem człowiekiem – powiedziała cicho, ale stanowczo. – Też mam prawo do uczuć.
– Masz prawo do uczuć, ale nie kosztem cudzego małżeństwa – rzuciłam. – Zbudowałaś szczęście na moim nieszczęściu.
Nie czuła się winna
Kasia westchnęła, jakby rozmawiała z kimś, kto nie chce zrozumieć.
– Może twój związek już był tylko fasadą – powiedziała. – Może Michał po prostu nie miał odwagi odejść wcześniej.
Poczułam, jak coś się we mnie łamie. Nie dlatego, że miała rację, ale dlatego, że mówiła to z taką lekkością, jakby chodziło o zmianę dekoracji w salonie.
– Ty naprawdę nie masz pojęcia, co zrobiłaś – powiedziałam. – A może wiesz, tylko ci to nie przeszkadza.
Wstałam. Dłużej nie mogłam tam siedzieć.
– Przyszłam tu po coś, ale już nie wiem, co to było – dodałam. – Może po odpowiedź, ale chyba dostałam wszystko, co trzeba.
– Magda... – zaczęła, ale przerwałam jej ruchem dłoni.
– Życzę ci, żebyś kiedyś nie była po tej stronie, po której ja jestem teraz – powiedziałam i odeszłam, nie oglądając się za siebie.
Za drzwiami czułam tylko drżenie w dłoniach i chłód grudniowego powietrza. Nie było ulgi. Nie było katharsis. Było pęknięcie. I pierwszy krok po gruzach.
Magda, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż twierdzi, że nie mam prawa do jego kasy. Dzieci ubieram w lumpeksie, bo moja pensja nie wystarcza na więcej”
- „W grudniu zdarzył się cud i wygrałem w totolotka. Myślałem, że to początek nowego życia, ale myliłem się”
- „Łożę pieniądze na studia córki, by została kimś i dobrze zarabiała. Mimo to cały czas wyciąga do mnie ręce po kasę”

