„W marcu wysiewałam z teściem rzodkiewkę. Sprawnie zasiał nasionko nie tylko na wiosennej grządce”
„Odwróciłam głowę. Patrzył na mnie, a w jego oczach było coś, czego nie umiałam nazwać. Smutek? Pożądanie? Może jedno i drugie. – Adam… – zaczęłam, ale nie pozwolił mi dokończyć. Jego usta dotknęły moich”.

Przeprowadzka na wieś miała być początkiem nowego etapu. Tomek mówił, że to szansa – dom rodzinny, kawałek ziemi, ogród pełen możliwości. Że będziemy bliżej natury, że jego rodzice potrzebują pomocy, że to tylko na chwilę, dopóki się nie dorobimy na coś własnego.
Patrzyłam na to inaczej. Wolałam życie w mieście, kawiarnie pełne ludzi, dźwięk tramwajów za oknem. Ale kochałam Tomka, więc spakowałam nasze rzeczy i wprowadziłam się do jego rodziców, do domu, który pachniał drewnem i wspomnieniami, ale nigdy nie był moim miejscem.
Tomek codziennie znikał do pracy, a ja zostawałam tu, w tej ciszy, z teściami. Teściowa Maria była chłodna, oszczędna w słowach, zawsze zajęta czymś w kuchni. Teść Adam – inny. Żywiołowy, silny, z tajemniczym śmiechem. To on pokazywał mi ogród, tłumaczył, kiedy siać, jak przekopywać ziemię. Spędzaliśmy dnie wśród grządek i wilgotnej ziemi, a ja czułam, że w tej ciszy rośnie coś jeszcze. Coś, czego nie powinno być.
Pracowaliśmy razem w ogrodzie
– Widzisz, Julka, ziemia to nie tylko praca. Trzeba ją czuć. Jak kobietę – powiedział Adam, rozsypując nasiona rzodkiewki na dłoń.
Mój teść uśmiechnął się półgębkiem, ale w jego oczach było coś, co sprawiło, że nagle zrobiło mi się gorąco. Klęczeliśmy na skraju grządki, palcami rozgarniając wilgotną ziemię. Miałam wrażenie, że wszystko wokół ucichło – nie słychać było nawet wiatru szeleszczącego w konarach jabłoni. Tylko my, rzodkiewki i ta dziwna chemia między nami.
– Nie wiedziałam, że można o tym myśleć w ten sposób – odpowiedziałam cicho, choć serce waliło mi jak oszalałe.
Adam patrzył na mnie uważnie. Był inny niż Tomek – mocny, pewny siebie, a jednocześnie czułam, że skrywa w sobie jakąś surową samotność. Z Marią ledwie zamieniali kilka słów dziennie, a w jego spojrzeniu, kiedy na nią patrzył, było coś na kształt rezygnacji. Ale kiedy patrzył na mnie… czułam, że dostrzega coś więcej.
Przypadkowe muśnięcie dłoni, kiedy podawał mi garść nasion, trwało ułamek sekundy, ale wystarczyło. Dreszcz przeszedł mi po kręgosłupie, a ja nie potrafiłam zdecydować, czy chcę się cofnąć, czy wręcz przeciwnie.
– Jutro zrobimy drugą grządkę – powiedział nagle, prostując się. – Musisz nauczyć się, jak ziemia oddycha.
Tylko kiwnęłam głową, czując, że grunt pod stopami zaczyna mi się osuwać.
Przekroczyliśmy granicę
Dom był pusty. Tomek wyjechał na kilka dni w delegację, Maria pojechała do siostry. Zostałam sama z Adamem. Wieczór był ciepły, choć to dopiero marzec. Otworzyłam okno w kuchni, pozwalając, by zapach wilgotnej ziemi i dymu z ogniska wdarł się do środka. Adam siedział na werandzie, dłonie oparł na kolanach, patrząc w ciemność. Wahałam się przez chwilę, ale w końcu nalałam dwa kieliszki wina i wyszłam na zewnątrz.
– Samotny wieczór? – zapytałam, podając mu szkło.
– Od lat – odpowiedział bez uśmiechu.
Usiadłam obok niego. Poczułam ciepło jego ciała. Wino było cierpkie. Milczeliśmy, ale nie było to milczenie niezręczne. Czułam napięcie, które wibrowało w powietrzu, gęste, ciężkie.
– Życie mija, Julia – odezwał się po chwili. – Człowiek czasem budzi się i myśli: co ja tu jeszcze robię?
Odwróciłam głowę. Patrzył na mnie, a w jego oczach było coś, czego nie umiałam nazwać. Smutek? Pożądanie? Może jedno i drugie.
– Adam… – zaczęłam, ale nie pozwolił mi dokończyć.
Jego usta dotknęły moich. Nie delikatnie, nie ostrożnie. Jakby pękło coś, co od dawna było napięte do granic możliwości. A ja nie cofnęłam się ani wtedy, ani później, gdy wylądowaliśmy w łóżku.
Tego się nie spodziewałam
Od tamtej nocy unikałam Adama. Nie mogłam patrzeć mu w oczy, nie mogłam nawet przejść obok niego bez tego świdrującego uczucia w żołądku. Co ja najlepszego zrobiłam?
Tomek wrócił z delegacji, całował mnie w czoło, pytał, czy wszystko w porządku. Przytulał mnie wieczorami, jakby nic się nie stało. Jakby nie czuł, że od tamtej chwili, gdy usta jego ojca dotknęły moich, ja nie byłam już tą samą Julią. A potem zaczęło mnie mdlić.
Na początku myślałam, że to stres, wyrzuty sumienia, ale mdłości nie mijały. Każdy zapach w kuchni był torturą. Pewnego ranka, gdy pochylałam się nad sedesem, dotarło to do mnie jak uderzenie w twarz. Spóźniał mi się okres. Zamknęłam się w łazience z testem ciążowym, patrząc na niego jak na wyrok. Dwie kreski. Serce waliło mi jak oszalałe. To niemożliwe. To musi być dziecko Tomka. Przecież... przecież tamta noc z Adamem zdarzyła się tylko raz. Ale kiedy zaczęłam liczyć dni, coś we mnie się zatrzęsło.
Wieczorem Adam spojrzał na mnie badawczo.
– Julia, co się dzieje?
– Nic – rzuciłam szybko, uciekając wzrokiem.
Czułam niepokój
Napięcie w domu rosło z każdym dniem. Maria patrzyła na mnie spod przymrużonych powiek, Tomek wracał później niż zwykle, a Adam… Adam milczał. Nie szukał mojego wzroku, nie zaczepiał mnie już w ogrodzie. Udawał, że nic się nie stało. I może byłoby lepiej, gdybyśmy wszyscy nadal udawali. Ale prawda zawsze znajdzie drogę, żeby się wydostać na światło dzienne.
Tego wieczoru Tomek był dziwnie spięty. Chodził po kuchni, przeglądał telefon, jakby zbierał myśli. W końcu usiadł naprzeciwko mnie i powiedział:
– Julia, powiedz mi prawdę.
Zamarłam.
– Jaką prawdę? – zapytałam, starając się brzmieć naturalnie.
– Mama coś podejrzewa. Twierdzi, że… – zawahał się, zaciskając dłonie w pięści. – Że może to wcale nie jest moje dziecko.
Cisza, jaka zapadła, była nie do zniesienia. Maria stała w progu, z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na mnie z wyższością, jakby od początku wiedziała, jak to się skończy.
– Co za bzdury! – wyrzuciłam z siebie, czując, jak serce tłucze mi się w piersi.
Ale wtedy Adam wstał od stołu. Powoli, ostrożnie, jakby ważył każdy ruch.
– Julia – odezwał się cicho, ale stanowczo. – Musimy porozmawiać.
Wtedy wiedziałam, że już nie ma ucieczki.
– Nie mamy o czym rozmawiać – rzuciłam szybko, wstając od stołu.
Czułam na sobie wzrok wszystkich. Tomek był blady, zaciskał szczękę, jakby powstrzymywał się przed wybuchem. Maria patrzyła na mnie z czymś na kształt satysfakcji. Ale to Adam był najgorszy. Jego spojrzenie było spokojne, ale czujne.
To musi być dziecko męża
– Nie wiem, skąd w ogóle wzięły się te podejrzenia – rzuciłam, siląc się na oburzenie. – Tak, jestem w ciąży. Tak, to dziecko Tomka. Koniec tematu.
Tomek spojrzał na mnie z wahaniem.
– Przysięgasz? – zapytał cicho.
Poczułam ścisk w żołądku. Kłamstwo paliło mnie od środka, ale nie miałam wyboru.
– Tak – powiedziałam stanowczo. – Przysięgam.
Maria prychnęła cicho, jakby nie wierzyła ani przez chwilę. Ale Tomek… Tomek chciał mi wierzyć. Widziałam to w jego oczach.
Adam jednak nie odrywał ode mnie wzroku. W końcu skinął głową, jakby przyjmując do wiadomości moją decyzję.
– Skoro tak mówisz – mruknął, odwracając się i wychodząc na zewnątrz.
Wiedziałam, że to nie koniec. Wiedziałam, że prędzej czy później prawda i tak mnie dogoni. Ale na razie musiałam robić to, co potrafiłam najlepiej – udawać.
Dobrze udawałam
Przez kolejne tygodnie wszystko wróciło do normy – przynajmniej na zewnątrz. Tomek przyjął moją wersję wydarzeń, nawet jeśli gdzieś w głębi siebie miał wątpliwości. Maria nadal patrzyła na mnie z niechęcią, ale nie miała dowodów.
A Adam? Adam trzymał dystans, choć czułam jego spojrzenie, czułam, że chciałby powiedzieć coś więcej, ale nie zamierzał być tym, który wszystko zniszczy. Brzuch rósł, a wraz z nim rosło we mnie coś jeszcze – strach. Co jeśli dziecko będzie do niego podobne?
Julia, 30 lat
Czytaj także: „Teściowa ciągle mi dogryzała. W końcu 1 zdaniem sprawiłem, że zrobiła się czerwona jak piwonia”
„Nie po to przeszłam na emeryturę, żeby niańczyć cudze dzieci. Dodatkowa kasa kusi, ale chyba wolę święty spokój”
„Byłam dobrą matką i brałam kredyty, żeby pomóc dzieciom. Teraz mam nędzną emeryturę, a one nie chcą mi pomóc”

