Reklama

Moje życie w korporacji było ciągiem identycznych dni, przesiąkniętych stresem i pośpiechem. Codziennie budziłem się wcześnie rano, by wsiąść do zatłoczonego autobusu i dojechać do biura, gdzie czekała mnie praca nad projektami, które nigdy mnie nie interesowały. Kolejne godziny spędzałem przed komputerem, zamknięty w szklanej klatce, z której wydostawałem się dopiero po zmroku. W weekendy próbowałem odetchnąć, ale myśli o nadchodzącym poniedziałku zawsze psuły mi odpoczynek.

Reklama

Z zazdrością obserwowałem ludzi, którzy mieli pasję, którzy robili w życiu coś, co ich uszczęśliwiało. Sam nigdy nie potrafiłem odkryć, co mogłoby być moim marzeniem. Wszystko zmieniło się pewnego dnia, gdy zobaczyłem w mediach społecznościowych zdjęcia Marka. Mój dawny znajomy uśmiechnięty na tle winorośli z lampką wina w dłoni. Otworzył własną winnicę w Portugalii i wyglądał na szczęśliwego. Patrząc na te zdjęcia, poczułem nieodparte pragnienie zmiany. Czy też powinienem zostawić wszystko i poszukać swojego miejsca na ziemi?

Marzyłem o zmianie

Wiedziałem, że muszę coś zmienić. Postanowiłem porozmawiać z Anią, moją dziewczyną, o moim pomyśle. Siedzieliśmy wieczorem w kuchni, kiedy zebrałem się na odwagę.

– Słuchaj, myślę o rzuceniu pracy i wyjeździe do Portugalii. Marek prowadzi tam winnicę. Chciałbym spróbować swoich sił w winiarstwie.

Zamilkła na chwilę, a potem wybuchnęła śmiechem, choć dostrzegłem, że to raczej nerwowa reakcja niż szczere rozbawienie.

– To szaleństwo! Chcesz porzucić stabilność dla chwilowej zachcianki?

– Nie chcę obudzić się za dziesięć lat i żałować, że nie spróbowałem. A ty masz jakieś marzenia? – zapytałem poważnie. Jej oczy pociemniały, a uśmiech zniknął.

– Mam, ale nie rzucam dla nich wszystkiego. Ty zawsze uciekałeś przed rzeczywistością.

Ta kłótnia rozgrywała się w mojej głowie na wiele sposobów, zanim się wydarzyła. Byłem przygotowany na jej sceptycyzm, ale mimo to bolało. Wiedziałem jednak, że muszę postawić na swoim.

W końcu mimo wątpliwości i obaw złożyłem wypowiedzenie i wkrótce potem wylądowałem w Portugalii. Marek pomógł mi skontaktować się z Carlosem, managerem winnicy, który zaoferował mi możliwość pracy i nauki. Stałem na progu czegoś nowego, pełen nadziei, ale też strachu przed nieznanym.

Rzeczywistość sprowadziła mnie na ziemię

Początkowo wyobrażałem sobie życie w winnicy jako idylliczne – pełne zapachów świeżych winogron, leniwe popołudnia spędzane przy lampce wina. Rzeczywistość szybko rozwiała moje wyobrażenia. Praca okazała się ciężką harówką. Codziennie wstawałem przed świtem, by w upale i kurzu zbierać winogrona. Bóle pleców stały się codziennością, a romantyczne wizje zostały zastąpione zmęczeniem.

Któregoś wieczoru, siedząc na ganku po ciężkim dniu pracy, podzieliłem się swoimi obawami z Carlosem.

– To miało być życie pełne pasji, a czuję się jak zwykły robotnik.

Carlos uśmiechnął się lekko, patrząc na mnie z wyrozumiałością.

– Każda pasja zaczyna się od ciężkiej pracy. Myślisz, że Marek od razu odniósł sukces?

Pokręciłem głową, próbując znaleźć w jego słowach pocieszenie.

– Nie sądziłem, że to będzie aż tak trudne.

Może twoje marzenie jest gdzie indziej? – zasugerował Carlos.

Te słowa długo krążyły mi po głowie. Wieczorami zacząłem spisywać swoje myśli i doświadczenia, traktując to jako formę terapii. Pisałem o trudach pracy, o ludziach, których spotykałem, o zapachach i smakach winnicy. Była to dla mnie nowa forma wyrazu, która z czasem zaczęła mnie fascynować.

Odkryłem coś innego

Pewnego dnia, gdy siedziałem w kafejce, pochłonięty pisaniem, ktoś przysiadł się do mojego stolika. To była Isabella, lokalna dziennikarka, która przypadkowo zajrzała mi przez ramię.

– Masz talent. Może to właśnie jest twoje powołanie? – powiedziała z uśmiechem, zaskakując mnie swoją bezpośredniością.

– Nie jestem pisarzem – odparłem, choć jej słowa w jakiś sposób mnie poruszyły.

– Ale piszesz. I robisz to dobrze – kontynuowała Isabella.

– Zawsze myślałem, że pasja to coś, co ma się od dziecka.

– A może pasja to coś, co odkrywasz po drodze? – odpowiedziała, patrząc mi prosto w oczy.

Pod jej wpływem zdecydowałem się wysłać jeden ze swoich tekstów do lokalnego magazynu. Pisałem o życiu w winnicy, o ludziach i ich historiach. Ku mojemu zaskoczeniu, redakcja chętnie go opublikowała. Moje słowa trafiły do szerszego grona, a ja poczułem dreszcz emocji, jakiego nie doświadczyłem wcześniej.

Ta chwila była dla mnie przełomowa. Odkryłem w sobie coś, czego istnienia nigdy bym się nie spodziewał. Pisanie stało się moją nową pasją, a słowa – narzędziem, za pomocą którego mogłem wyrazić siebie i świat wokół mnie.

Znalazłem swoją pasję

Moje dni zaczęły wypełniać się wizytami w różnych winnicach. Postanowiłem pisać przewodniki po lokalnych winiarzach, dokumentując ich historie, tradycje i sekrety produkcji wina. Odkryłem, że rozmowy z ludźmi i opisywanie ich pasji były dla mnie inspirujące. Każda winnica miała swoją niepowtarzalną opowieść, a ja miałem zaszczyt te historie poznawać i przekazywać dalej.

Pewnego dnia odwiedziłem Marka, który zaskoczył się moją przemianą. Siedzieliśmy razem na tarasie jego winnicy, podziwiając zachód słońca.

– Nie spodziewałem się, że zamiast wina będziesz sprzedawał słowa – powiedział, z lekkim uśmiechem.

– Ja też nie. Ale czuję, że robię coś, co naprawdę mnie cieszy – odpowiedziałem z przekonaniem.

Rozmawialiśmy długo o życiu i marzeniach. Marek był szczęśliwy, że znalazł swoją drogę, a ja zdałem sobie sprawę, że pisanie o ludziach takich jak on to coś, co chciałbym robić przez resztę życia. Zdecydowałem się zostać w Portugalii, ale już nie jako winiarz, lecz jako autor przewodników i bloger.

W końcu zrozumiałem, że moje marzenie nie musi być związane z konkretnym miejscem czy pracą. Chodziło o znalezienie czegoś, co wypełniało mnie szczęściem i dawało poczucie spełnienia.

Spełniłem moje marzenie

Podsumowując swoją podróż, zdałem sobie sprawę, jak wiele się nauczyłem. Nie zostałem winiarzem, jak pierwotnie planowałem, ale znalazłem coś, co mnie uszczęśliwiało. Pisanie stało się moim sposobem na życie, a opowiadanie historii ludzi, których spotykałem, dawało mi prawdziwą satysfakcję.

Zastanawiałem się, czy wrócić do Polski, ale serce mówiło mi, że moje miejsce jest tam, gdzie ludzie mają historie do opowiedzenia. Portugalia stała się moim domem, miejscem, które zainspirowało mnie do odkrycia siebie na nowo. Wiedziałem, że nie mogę już wrócić do życia, które kiedyś prowadziłem.

Podczas jednej z rozmów telefonicznych z Anią, jej głos był pełen ciekawości. Miałem nadzieję, że wkrótce do mnie dołączy.

Nie żałujesz? – zapytała z nutą sceptycyzmu.

– Nie. Bo wreszcie wiem, czego szukałem – odpowiedziałem z przekonaniem.

Zrozumiałem, że czasem trzeba podążyć za jednym marzeniem, by znaleźć zupełnie inne. Moja droga była pełna zakrętów, ale każda decyzja, każde spotkanie prowadziło mnie do odkrycia, kim naprawdę chcę być. Teraz wiedziałem, że nie zawsze trzeba wiedzieć, dokąd się zmierza, by znaleźć się dokładnie tam, gdzie się powinno. Znalezienie pasji w niespodziewanym miejscu było dla mnie najlepszym, co mogło się zdarzyć.

Jakub, 35 lat

Reklama

Czytaj także:
„Myślałam, że znalazłam w internecie miłość życia, ale szybko oprzytomniałam. Ten słodki owoc okazał się robaczywy”

„Matka latami żyła na mój koszt, skarżąc się na niską emeryturę. Gdy zobaczyłem wyciąg z jej konta, zamarłem”
„Mój mąż okazał się uciążliwym chwastem. Gdy udało mi się go wyplewić, moje serce od razu zabiło mocniej do innego”

Reklama
Reklama
Reklama