Reklama

Mam 34 lata i pracuję w dziale marketingu dużej firmy. Od sześciu lat jestem żoną Michała – człowieka, z którym kiedyś śmiałam się do łez, a teraz dzielę kuchnię, rachunki i milczenie przy kolacji. Nie twierdzę, że nasze małżeństwo jest złe. Po prostu... stało się ciche. Płaskie. Jakbyśmy każde żyli osobno, tylko pod jednym dachem. Codzienność wyglądała podobnie: praca, zakupy, kolacja. On wracał późno i zmęczony, ja nie miałam już siły udawać, że czekam. Czasem czułam, że jesteśmy jak współlokatorzy, nie partnerzy. I że bardziej tęsknię za samą sobą sprzed lat niż za nim.

W pracy odnajdywałam choć cień tego, co straciłam. Śmiech, rozmowy. Tam był Paweł – kolega z biura. Przystojny, uprzejmy, zawsze miał coś zabawnego do powiedzenia. Nigdy nie przekraczaliśmy granicy. Przynajmniej do tej pory.

Gdy dowiedziałam się, że jadę na służbowe szkolenie w góry, poczułam ulgę. Trzy dni z dala od Michała, z dala od rutyny. Spakowałam się szybko. Michał tylko skinął głową.

Jedź, skoro musisz.

Nie zapytał nawet, gdzie, ani z kim. Pierwszy raz pomyślałam, że może to nie tylko ja się oddaliłam.

Gdybym mogła zacząć od nowa

Bar hotelowy nie był niczym wyjątkowym – kilka stolików, przyciemnione światło, muzyka sącząca się z głośników. Po całym dniu wykładów i warsztatów większość naszej grupy schodziła tam jakby z automatu. Usiadłam w rogu, zamówiłam białe wino i odetchnęłam. Wtedy pojawił się Paweł.

Sama siedzisz? – zapytał, zerkając na mój kieliszek.

– Chwilowo. Reszta mojej grupy poszła chyba do jacuzzi albo spać – uśmiechnęłam się lekko.

Usiadł naprzeciwko bez pytania. Paweł był jednym z tych facetów, którzy nie muszą się starać, żeby wzbudzać sympatię. Miał w sobie luz, ale też coś... bezpiecznego. Rozmawialiśmy jak zwykle – trochę o pracy, trochę o współpracownikach. Zaczęliśmy żartować.

– Czasem myślę, że gdybym był odważniejszy, już dawno rzuciłbym to wszystko i wyjechał gdzieś na Islandię. Hodować owce i pić whisky.

– Najlepiej jeszcze wziąć ze sobą kogoś, kto lubi zimno i zwierzęta – odparłam.

Spojrzał na mnie uważnie. Nagle zrobiło się dziwnie cicho.

– A ty? Co byś zrobiła, gdybyś mogła wszystko zacząć od nowa?

Zamyśliłam się.

Może bym nie wyszła za mąż – rzuciłam chłodno, zanim zdążyłam się zastanowić.

Zapadła cisza. Potem oboje się zaśmialiśmy, próbując obrócić to w żart. Ale coś w powietrzu się zmieniło.

Nie pamiętam dokładnie, kto zaproponował drugiego drinka. Ani tego, kto pierwszy wspomniał, że przecież jesteśmy dorośli, wolni w swoich wyborach. Pamiętam za to, jak winda zatrzymała się na naszym piętrze. I jak jego ręka dotknęła mojej, kiedy wchodziliśmy do pokoju.

Czułam wyrzuty sumienia

Obudziłam się wcześniej niż zwykle. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem – obcy pokój, obca pościel, obca postać obok mnie. Paweł jeszcze spał, oddychał spokojnie, z lekkim uśmiechem na twarzy. A ja czułam, jakby ktoś położył mi kamień na klatce piersiowej.

Wstałam po cichu, zebrałam ubrania z podłogi i poszłam do łazienki. Lusterko nad umywalką pokazało mi kogoś obcego. Rozczochrane włosy, rozmazany tusz, nie moja twarz. Przez chwilę patrzyłam sobie w oczy i próbowałam zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. Ale pamiętałam wszystko.

– Ewelina? – jego głos był zaspany, lekko zmartwiony.

Wyszłam z łazienki, ubrana, zapięta pod szyję.

Muszę iść. Mamy za godzinę wykład – powiedziałam chłodno.

– Hej... spokojnie. Nie musimy nic z tym robić, okej? To była chwila. Przecież nikt nie musi o tym wiedzieć. Możemy... po prostu zapomnieć – próbował się uśmiechnąć, ale czułam, że też jest spięty.

– Paweł, to nie powinno się wydarzyć – powiedziałam, sięgając po torebkę.

– Może i nie. Ale się wydarzyło. I co teraz? Będziesz udawać, że mnie nie znasz?

Nie odpowiedziałam. Wyszłam, zostawiając za sobą pokój, zapach jego perfum i coś jeszcze – wstyd. Do siebie, do niego, do tego, że dałam się ponieść czemuś, co przecież nie miało prawa się zdarzyć. W drodze na salę konferencyjną powtarzałam sobie jedno: to się nie powtórzy. Nikt się nie dowie. To był błąd. Głupi, bolesny błąd. I moja tajemnica.

To był zupełny przypadek

Z hotelu wyjechaliśmy w grupie, bus firmy miał zabrać nas prosto do miasta. Byłam cicha, milcząca, zamknięta. Paweł próbował dwa razy nawiązać kontakt, rzucił jakiś żart – nie odpowiedziałam. W autobusie siedziałam sama. Słuchałam podcastu o relacjach – czysta ironia.

Już odjechaliśmy kawałek drogi, gdy przypomniałam sobie, że zostawiłam szalik. Taki czerwony, wełniany – prezent od mamy. Poprosiłam kierowcę, by mnie wysadził, mówiąc wszystkim, że złapię taksówkę do miasta później. Weszłam do recepcji, zapytałam. Młody recepcjonista skinął głową i zniknął na zapleczu.

Wtedy ich zobaczyłam. Drzwi windy się otworzyły. Michał i jakaś kobieta. Wysoka, blondynka, szpilki, płaszcz przewieszony przez ramię. Szli korytarzem obok recepcji, śmiali się cicho. Michał niósł jej torbę. Zamarłam. Jakby ktoś zaciągnął hamulec w moim ciele.

Nie zauważyli mnie. A może udali, że nie widzą? Michał miał klucz w ręku z brelokiem symbolizującym pokój dwuosobowy.

– Przepraszam... czy ten pan – wskazałam dyskretnie na Michała – jest gościem hotelu?

Recepcjonista, wracając z szalikiem, odpowiedział odruchowo.

– Tak, jest u nas od dwóch dni.

Wyszłam z hotelu z szalikiem w ręce, ale kolana miałam jak z waty. Słońce nagle przestało grzać. Jak to możliwe? Przecież Michał miał być w domu. W pracy. Nie tutaj. Nie z jakąś kobietą. Nie ja jedna miałam tajemnicę.

W złości sama się wygadałam

Wieczorem Michał wrócił do domu jak gdyby nigdy nic. Rzucił klucze na komodę, zsunął buty i wszedł do kuchni.

– Robimy coś na kolację?

A nie jadłeś już w hotelu? – zapytałam spokojnie, bez cienia drżenia w głosie. Ale wewnątrz paliło mnie wszystko.

Zamarł. Odwrócił się do mnie powoli.

– Słucham?

Widziałam cię dzisiaj. Byłeś w tym samym hotelu, w którym miałam szkolenie. Z jakąś kobietą. Dobrze się bawiliście.

Zrobił dwa kroki w moją stronę, ale się zatrzymał.

– Kochanie, wszystko ci wytłumaczę...

– Naprawdę? Bo ja myślę, że wyszedłeś z pokoju dwuosobowego z kobietą, której nie znam. I którą, jak przypuszczam, ty znasz bardzo dobrze.

– Ewelina...

Oszczędź mi kłamstw, proszę – wyjęłam z torebki telefon, pokazałam mu zdjęcie. Zrobiłam je z ukrycia, jak jakaś desperatka, gdy wychodzili.

Michał patrzył na ekran długo, w milczeniu.

Ile to trwa? – zapytałam, a głos zaczął mi się łamać. – Od kiedy mnie zdradzasz?

Westchnął ciężko, przetarł twarz dłonią.

– Prawie rok. To… Koleżanka z pracy. Zaczęło się naprawdę niewinnie...

– Och, jakie to proste – parsknęłam gorzko. – To zabawne, bo ja też cię zdradziłam. W tym samym hotelu. Też „niewinnie”. Ja przynajmniej żałowałam…

Urwałam. W tamtej chwili liczyło się dla mnie tylko to, żeby go zranić. Przypiec do żywego. A on milczał. Potem spojrzał na mnie tak, jakby zobaczył potwora.

– Ty... – wycedził. – Ty mi to mówisz? Tak bezczelnie?

– Mówię ci prawdę. W końcu. Przynajmniej ja nie udaję, że jestem ofiarą.

Zaczął krzyczeć. Ja też. Kłóciliśmy się wszystko. O minione lata, o zawiedzione nadzieje. O wspólne milczenie. Słowa padały jak ciosy. Nie zostało nic.

Całkiem się pogubiłam

Nie spałam ani minuty. Michał zamknął się w drugim pokoju, nawet nie próbował już rozmawiać. W salonie panowała taka cisza, że słyszałam każde tyknięcie zegara. Usiadłam na kanapie z herbatą, która zdążyła wystygnąć, zanim jej dotknęłam.

Zaczęłam myśleć o wszystkim od początku. O tym, jak Michał kiedyś czekał na mnie z obiadem, gdy miałam dłuższe zebranie. Jak potrafił zasnąć tylko wtedy, gdy trzymał mnie za rękę. Jak śmialiśmy się, robiąc dziurawe naleśniki. I o tym, jak potem przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Jak milczeliśmy przy stole, jak oddalaliśmy się powoli i cicho.

Zastanawiałam się, kiedy to się stało. Kiedy przestaliśmy być parą, a staliśmy się cieniem związku? Czy to ja odpuściłam pierwsza, czy on? Czy moja zdrada była podświadomą zemstą? Czy jego była ucieczką? Czy to, że mnie bolało, znaczyło, że jeszcze kocham? Nie wiedziałam. Nic już nie było pewne.

Zadzwoniłam do Magdy, mojej przyjaciółki. Odebrała od razu.

– Ewelina? Coś się stało?

Zdradziłam Michała... – głos mi zadrżał. – A on mnie. Tylko, że on robił to od roku. Wszystko się posypało.

– Jezu... – westchnęła, a potem zaczęła mówić cicho, spokojnie. – Chcesz przyjechać? Zostać na noc? Może nie powinnaś być sama.

– Nie wiem... Ja nie wiem, co teraz zrobić.

– Nie musisz teraz wiedzieć. Tylko oddychaj. Jutro rano coś wymyślimy.

Płakałam długo, cicho. I pierwszy raz poczułam, że jestem naprawdę sama. Nawet z przyjaciółką w słuchawce.

Wcale tego nie chciałam

Spakowałam się następnego dnia. Nie brałam dużo – tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Kilka ubrań, kosmetyki, książka, którą nigdy nie miałam czasu przeczytać. Michał nawet nie wyszedł z sypialni. Słyszałam jedynie, jak zamyka drzwi łazienki, spuszcza wodę, jak chodzi po mieszkaniu, ale żadne z nas nie próbowało rozmawiać.

Jadę do siostry – rzuciłam przez drzwi. – Zostanę tam kilka dni.

Nie odpowiedział. Nie zapytał, kiedy wrócę. Ani czy w ogóle wrócę. I chyba oboje wiedzieliśmy, że nie chodzi tylko o kilka dni. Wsiadłam do auta i dopiero wtedy się rozpłakałam. Płakałam za tym, co było. Za tym, co mogło być. Za sobą, którą zgubiłam gdzieś po drodze. Za nami.

W domu siostry było cicho. Uściskała mnie mocno, ale nie wypytywała. Dała mi czas i przestrzeń. Leżąc wieczorem na jej kanapie, patrzyłam w sufit i zastanawiałam się, kiedy to wszystko zaczęło się psuć. Może wtedy, gdy przestaliśmy się dotykać bez powodu. Gdy zamilkliśmy przy śniadaniu. Gdy bardziej interesowały nas ekrany telefonów niż twarze przy stole.

Nie wiem, czy to, co zrobiłam, było zemstą, słabością czy desperacją. Nie wiem, czy moja wina była większa niż jego. Wiem jedno – oboje się pogubiliśmy. Może zdrada nie zawsze zaczyna się w łóżku. Czasem zaczyna się od tego, że nie patrzymy sobie w oczy.

Ewelina, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama