Reklama

Od trzech lat jestem żoną Michała. Mówią, że jak się kogoś bierze za męża, to całą jego rodzinę też dostaje się w pakiecie. W moim przypadku ten „gratis” ma na imię Grażyna i jest chodzącym przepisem na pasywno-agresywną katastrofę. Od początku naszej znajomości teściowa traktowała mnie z rezerwą. Zawsze uprzejma, zawsze z uśmiechem – takim, który mówi „cieszę się, że jesteś” i jednocześnie „dlaczego mój syn nie znalazł kogoś lepszego?”.

Starałam się. Naprawdę. Komplementowałam jej ogórki kiszone, znosiłam pytania w stylu „a kiedy wnuki?”, pomagałam przy świętach – choć tak naprawdę nigdy nie pozwoliła mi niczego dotknąć w swojej kuchni. „Usiądź, odpocznij sobie” – mówiła, a ja czułam się jak gość w domu, do którego nie zaprasza się dwa razy.

Teraz zbliżają się święta i jak co roku jedziemy do niej. Michał jak zwykle twierdzi, że przesadzam, ale ja wiem swoje – z Grażyną nigdy nic nie jest przypadkiem.

Teściowa upiekła pierniczki

Wigilia u teściowej zawsze przypomina mi bal maskowy – wszyscy udają, że się lubią, chociaż ledwo to znoszą. Grażyna witała nas z szerokim uśmiechem.

– Anitko, kochanie, jak dobrze cię widzieć! – mówiła takim tonem, że przez chwilę sama nie wiem, czy mnie właśnie przywitała, czy obraziła.

Zasiadamy do stołu. Barszcz, uszka, karp – klasyka. W pewnym momencie Grażyna wniosła półmisek z piernikami.

– W tym roku trochę poszalałam. Niektóre są z niespodzianką! – oznajmiła

– Niespodzianką? – pytam, unosząc brwi.

– A, tak dla zabawy. Trochę eksperymentu kulinarnego – puściła oczko. – Ciekawe, komu trafi się ten wyjątkowy.

Wzięłam jednego. Smakował normalnie. Drugiego. Też w porządku. Trzeci... i nagle poczułam, jakby mi się język zapalił. Ostrość wdarła się do gardła, oczy łzawiły, a ja zrobiłam się cała czerwona.

– Co jest do cholery… – szepnęłam, wypluwając piernika.

Wszyscy patrzyli na mnie. Michał nie wiedział, co się dzieje. Agnieszka parsknęła śmiechem.

– O rany, trafiłaś! – Grażyna przyłożyła rękę do ust.

Ty to zrobiłaś specjalnie – syknęłam, dusząc łzy.

– Oj, nie przesadzaj – powiedziała z uśmiechem. – Trochę poczucia humoru, Anitko.

Uciekłam do łazienki. Była zła, upokorzona i całkiem pewna, że „niespodzianka” była tylko dla mnie.

Dla męża to było zabawne

Późnym wieczorem, już w domu, napięcie wisiało w powietrzu jak zapach goździków, którego nie mogłam się pozbyć z włosów. Siedziałam na kanapie, owinięta kocem.

– Serio nic z tym nie zrobisz? – spytałam cicho, patrząc na Michała, który przeglądał coś w telefonie.

– Z czym? – rzucił bez podnoszenia wzroku.

– Z twoją matką. Michał, ona mnie ośmieszyła przed całą rodziną! Celowo!

– Przestań, Anitka… To tylko pierniczki. Przesadzasz.

– Nie! – podniosłam głos. – To NIE był tylko piernik! To była upokarzająca zagrywka. Ty nie widzisz, co ona robi, bo jesteś ślepy!

– Albo ty jesteś przewrażliwiona. – W końcu odłożył telefon. – Zawsze myślisz, że wszyscy cię atakują.

– Bo twoja matka mnie atakuje! Od dnia naszego ślubu. I wiesz co? Mam dość udawania, że to „nic takiego”. A ty? Nigdy, ani razu, nie stanąłeś po mojej stronie.

Michał zamilkł. Patrzył na mnie długo, jakby pierwszy raz mnie widział.

– Może po prostu... nie pasujecie do siebie – powiedział w końcu. – Ty i ona.

– A może nie pasujemy my do siebie. – wypowiedziałam te słowa szybciej, niż zdążyłam pomyśleć.

Zostaję sama w salonie. Michał wychodzi do sypialni bez słowa. Piernik już dawno nie pali mi w ustach, ale zostawił coś gorszego – gorzki posmak zdrady.

Zrobiło mi się przykro

Noc była niespokojna. Michał zasnął szybko, jakby kłótnia nie zrobiła na nim większego wrażenia. Ja przewracałam się z boku na bok, czując, jak coś mnie dławi. Rano zeszłam do kuchni, żeby napić się wody. I wtedy to usłyszałam.

Cichy głos z salonu. Michał. Rozmawia przez telefon.

– Nie wiem, czy to było konieczne, mamo – mówił szeptem. – Trochę przesadziłaś.

Zamarłam.

– Ojej, Michałku – głos Grażyny był wyraźny przez głośnik. – To miał być tylko drobny żart. Trochę się rozgrzała i już tragedia? Może w końcu nauczy się trochę pokory.

– Ale po co w ogóle to chili? – zapytał Michał cicho.

– Bo nie rozumiesz, że ona nie szanuje tej rodziny. Ciągle coś ma do powiedzenia, zawsze niezadowolona. Trochę ostrości jej się przydało.

Zrobiło mi się zimno. I gorąco. Jednocześnie. Weszłam do salonu bez słowa. Michał aż podskoczył.

– No proszę – powiedziałam cicho. – Czyli jednak.

– Anita... – zaczął, ale mu przerwałam.

– Nie, Michał. Już nic nie mów. Wszystko słyszałam.

W jego oczach pojawiło się coś między wstydem a bezradnością.

– Chciałem ci powiedzieć, ale...

– Ale nie powiedziałeś. Bo zawsze ważniejsze było to, żeby mamusia się nie obraziła.

Nie czekałam na odpowiedź. Poszłam do sypialni, czując się jak ktoś, kto właśnie zobaczył całą prawdę.

Teściowa mnie nie akceptuje

Następnego dnia obudziłam się z jednym celem: pojechać do Grażyny. Twarzą w twarz. Bez Michała, bez świadków, bez udawania.

Otworzyła drzwi zaskoczona, ale szybko przybrała znajomy wyraz twarzy – sztuczna uprzejmość, jak zawsze.

– O, Anita. Co za niespodzianka! Chcesz wejść?

– Tylko na chwilę. Chcę wyjaśnić jedną rzecz.

Weszłam. Usiadłam sztywno przy stole, jak na przesłuchaniu.

– Słyszałam twoją rozmowę z Michałem. O pierniczkach. O mnie. Już nie musisz się uśmiechać.

Grażyna westchnęła. Po raz pierwszy jej twarz przestała udawać.

– A więc jednak słyszałaś.

– Tak. I chcę wiedzieć dlaczego. Dlaczego mnie nienawidzisz?

– To nie nienawiść, Anita. – Jej głos był spokojny, prawie łagodny. – To rozczarowanie. Miałam inne wyobrażenie o kobiecie dla mojego syna.

– I dlatego postanowiłaś mnie ośmieszyć?

– Myślałam, że zrozumiesz aluzję. Że może zastanowisz się nad swoim zachowaniem.

– A może ty powinnaś się zastanowić, jakim jesteś człowiekiem?

Grażyna spojrzała mi prosto w oczy.

Nie jesteś dla niego odpowiednia. Nigdy nie byłaś. I nie zmieni tego ani twój krzyk, ani łzy. A pierniczki… Czasem trzeba poczuć na własnej skórze to, co się funduje innym.

Zamrugałam. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Potem po prostu wstałam i wyszłam. Trzasnęłam drzwiami. Tym razem to ja zostawiłam ją samą – bez słowa, bez wyjaśnień, bez udawania.

Mam dość poniżania

W samochodzie siedziałam dłuższą chwilę, zanim w ogóle przekręciłam kluczyk. W środku było zimno, ale nie chciało mi się wracać do domu. Do Michała. Do tej ciszy, w której każde z nas udaje, że nie widzi pęknięcia, które już dawno przestało być rysą.

Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do mamy.

– Anitka? – odezwała się zaspanym głosem. – Wszystko w porządku?

– Nie. I nie będzie – odpowiedziałam szczerze. – Wiesz, co zrobiła Grażyna?

Opowiedziałam jej wszystko. Piernik. Rozmowa. Konfrontacja.

– Kochanie... – westchnęła. – Ty się tam męczysz. I jeszcze się starasz. Za bardzo. Za dwoje.

– A on? – zapytałam, prawie płacząc. – On nic. Milczy, jakby go to nie obchodziło.

– Bo może mu wygodnie. Może to ty jesteś tą, która ciągle musi się dopasować.

Po chwili wróciłam do mieszkania. Michał siedział w salonie, jakby czekał.

– Byłaś u niej? – zapytał.

– Byłam. I powiedziała mi wszystko. Bez ściemy.

Milczał.

– Michał... ja nie dam już rady. Nie mogę być ciągle tą, która się tłumaczy, która musi znosić złośliwości i jeszcze udawać, że wszystko jest w porządku.

– To, co teraz? – spytał cicho.

– Muszę się wyprowadzić. Chociaż na chwilę. Potrzebuję oddechu.

Nie zatrzymał mnie. Nie próbował walczyć. I to bolało najbardziej.

Anita, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama