Reklama

Mam 35 lat. Dla jednych jestem singlem, dla innych starym kawalerem. Nie ukrywam, że marzę o własnej rodzinie, gdyż w duchu takich wartości zostałem wychowany. Mam troje rodzeństwa – siostry są zamężne, brat jest żonaty, wszyscy mają dzieci. Naciskają, abym wreszcie i ja zmienił stan cywilny, ale przecież nie wezmę za żonę pierwszej lepszej kobiety.

Kiedy poznałem Gosię, poczułem, że to jest właśnie to. Była pełna uroku, uśmiechnięta i tak śliczna, że trudno było oderwać od niej wzrok. Przyszła na staż do firmy, w której ja pracuję już od paru dobrych lat. Od razu wpadła mi w oko. Zawsze elegancko ubrana, zadbana, staranny makijaż i fryzura, paznokcie zrobione. Szybko się koło niej zakręciłem i umówiliśmy się na randkę.

Nie mogłem wyjść z podziwu. Jak nic, spotkałem istny ideał! Gosia miała sporo zainteresowań i chodziła na fitness trzy razy w tygodniu. Wspólnych tematów nam nie brakowało. Zadurzyłem się po uszy. Koledzy mi zazdrościli atrakcyjnej i tak niesamowitej kobiety. Nasza znajomość rozwijała się w szybkim tempie, ale wcale mi to nie przeszkadzało.

Widziałem w niej żonę i matkę

Ponoć biurowe romanse to kiepski pomysł, ale nie w przypadku moim i Gosi – zwłaszcza że nie pracowaliśmy w tym samym dziale. Oczywiście nie umknęło mej uwadze to, jak patrzą na nią inni faceci, ale ona nie zwracała na to uwagi.

– Nie jestem typem laski, która skacze z kwiatka na kwiatek – często to powtarzała.

Na naszą pierwszą randkę założyła klasyczną sukienkę. Wyglądała w niej wręcz powalająco, ale i skromnie. Spodobało mi się to, że nie świeciła dekoltem i czterema literami. Uznałem, że to świetnie rokuje na przyszłość. Dla mnie bardzo ważne jest, żeby dziewczyna nie obnosiła się zbytnio ze swoimi wdziękami. Na dodatek sama zaproponowała podzielenie rachunku na pół, więc byłem w siódmym niebie. Nie dość, że śliczna i z klasą, to nie chce też naciągać mężczyzny na kasę. Nie znoszę materialistek, które uważają, że to facet powinien płacić za randki. Na tym jednak nie koniec niespodzianek. Nie ukrywam, że przetestowałem Gosię – zasugerowałem delikatnie, abyśmy się przespali ze sobą, lecz odmówiła.

– No co ty, na pierwszym spotkaniu? Przecież to nie wypada – oznajmiła.

To sprawiło, że zapragnąłem jej jeszcze bardziej. Teraz kobiety są zupełnie pozbawione moralnego kręgosłupa i od razu wskakują facetom do łóżek. To odpychające, i niech nikt nie wciska mi bajek o jakimś feministycznym wyzwoleniu. Cóż, nie będę jednak udawał, że już wtedy nie miałem ochoty na seks z Gosią, bo miałem – i to ogromną. Niemniej jej wstrzemięźliwość podziałała na mnie niczym afrodyzjak.

– Takie kobiety jak ty to w dzisiejszych czasach rzadkość – wzdychałem.

– Wiem – uśmiechała się zalotnie. – Jestem po prostu wyjątkowa.

– To prawda.

Jej pewność siebie, niemająca niczego wspólnego z arogancją, była dla mnie bardzo pociągająca. Dokładnie takiej kobiety szukałem i dziękowałem w duchu niebiosom, że mi ją zesłały. Miałem nadzieję, że Gosia myśli o mnie tak samo poważnie jak ja o niej, bo trafić na kogoś takiego to niebywała rzadkość. Nie mogłem uwierzyć w to, że jestem takim szczęściarzem.

Szykowałem się na ożenek

Gdy mieliśmy na koncie już kilka udanych randek, uznałem, że najwyższa pora przedstawić Gosię mojej rodzinie. Zaprosiłem ją zatem na niedzielny obiad u moich rodziców. Wszyscy byli szalenie podekscytowani, a mama nie była w stanie wyjść z podziwu.

– Synu, to wspaniała dziewczyna, oby wam się ładnie układało – powiedziała, kiedy mieliśmy krótką chwilę, aby zamienić parę słów w cztery oczy.

– Dziękuję.

– Ty nie dziękuj, tylko bierz się za nią, bo ktoś ci sprzątnie ją sprzed nosa – podpowiadała mi mama.

Uznałem, że mama miała rację. Oczywiście zdawałem sobie sprawę z tego, że ja i Gosia nie znamy się zbyt długo, ale byłem święcie przekonany, że to jest ta jedyna, u boku której pragnę się zestarzeć. Byłem naprawdę mocno zakochany i chciałem, żeby to trwało wiecznie. Tak się niestety nie stało.

Lepiej nie oceniać książki po okładce

Pewnego dnia czar prysł. Spadły różowe okulary i roztrzaskały się w drobny mak. Spotykaliśmy się i bywaliśmy na obiadach u moich rodziców. W końcu doczekałem się chwili, kiedy to Gosia zaprosiła mnie do siebie. Ucieszyłem się.

– Zjemy kolację, obejrzymy coś fajnego, a potem to się zobaczy – taka wizja wieczoru przedstawiała się niezmiernie kusząco.

Wszystko między nami szło gładko, aż do momentu, gdy przekroczyłem próg jej mieszkania. Od razu zrobiło mi się gorąco, ale nie dałem niczego po sobie poznać. Suszarka, na której wisiało pranie, stała w salonie. Łóżko w sypialni nie było zasłane, a w zlewie walały się brudne naczynia.

– Wybacz, nie miałam czasu pozmywać – wytłumaczyła naprędce Gosia.

Tapicerka sofy na bank nigdy nie widziała środków piorących, a stół, przy którym mieliśmy zjeść kolację, był najzwyczajniej w świecie brudny. Niewiele brakowało, a złapałbym się za głowę. Miałem nieodpartą ochotę natychmiast wyjść, lecz jakimś cudem się powstrzymałem.

Wisienką na torcie była łazienka. Już na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić, że długo nie była sprzątana. Nie wierzyłem własnym oczom. Dziewczyna, której zamierzałem się oświadczyć, była po prostu syfiarą. W wyobraźni ujrzałem natychmiast, jak będzie wyglądać nasz wspólny dom. Utoniemy w śmieciach i bałaganie. Co to za żona, która z mopem jest na bakier?

To ona mnie testowała

Skutecznie odechciało mi się na następnych randek. Powiedziałem Gosi, że jednak sporo nas różni i nie możemy się dalej spotykać. Nie chciałem sprawiać jej przykrości swoją szczerością. Niedługo potem zwolniła się z firmy.

Od koleżanki, z która pracowała z nią w jednym dziale, dowiedziałem się interesujących i przykrych zarazem rzeczy o sobie. Jak przekazała mi Iza, Gosia miała mnie za niedojrzałego frajera, przywiązanego do mamusinej spódnicy. Na początku wydawało się jej, że jestem w porządku, ale szybko pojęła, że całe to randkowanie to był poważny błąd. Nie miała jednak pomysłu na to, jak kulturalnie mnie spławić, więc specjalnie zaaranżowała ten nieporządek w swoim mieszkaniu.

Ponoć miała powiedzieć koleżankom, że „to na sto procent odstraszy kogoś takiego jak on”. Smutne są takie rzeczy, ale przynajmniej się nauczyłem, żeby zbyt pochopnie nie wydawać opinii o ludziach, a już na pewno się nie zakochiwać. Dalej będę szukał swojej idealnej kobiety, ale… ostrożniej.

Paweł, 35 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama