„W pracy udawaliśmy nieznajomych, a wieczorami nie mogłam oderwać od niego wzroku. Słono zapłaciłam za ten układ”
„To był początek. Spotkania po godzinach, szybkie wypady do jego mieszkania, zero zobowiązań. Nie pytaliśmy się nawzajem o przeszłość, nie dzwoniliśmy bez potrzeby. Wszystko działało, jak trzeba. Tyle że z czasem zaczęłam zauważać, że omijam spojrzeniami innych facetów”.

- Redakcja
Otworzyłam kolejne zestawienie w Excelu, jednym okiem zerkając na migającą ikonę czatu firmowego. Open space brzęczał szumem drukarek, rozmów i udawanych śmiechów. Ktoś z działu HR wysłał kolejne przypomnienie o kulturze pracy zdalnej, a ja pomyślałam, że jedyną kulturą, jaką tu mamy, są plotki przy automacie do kawy. Praca w finansach miała być stabilna. I była. Stabilnie nudna. Wieczory spędzałam sama, przeglądając seriale, które już znałam na pamięć. Michał pojawił się znienacka – przystojny, błyskotliwy, z działu analiz. Gdy zaproponował „układ bez zobowiązań”, nie zastanawiałam się długo. Wtedy jeszcze sądziłam, że to mi wystarczy.
Mijaliśmy się z chłodem
– Cześć, analityczko od rzeczy niemożliwych – usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się, opierając łokcie o blat kuchenny. Michał stał blisko, może trochę za blisko, trzymając kubek z logo jakiejś konferencji, której nazwy nawet nie próbowałam odczytać. Jego koszula – jak zwykle idealnie dopasowana – miała rozpięty pierwszy guzik. Jakby zawsze był gotów na flirt.
– Cześć, geniuszu od zaokrągleń w górę – odpowiedziałam z przekąsem.
– Kolacja w czwartek? – zapytał bez ceregieli, popijając kawę.
To był początek. Spotkania po godzinach, szybkie wypady do jego mieszkania, zero zobowiązań. Nie pytaliśmy się nawzajem o przeszłość, nie dzwoniliśmy bez potrzeby. Wszystko działało, jak trzeba. Tyle że z czasem zaczęłam zauważać, że omijam spojrzeniami innych facetów. Że wypatruję go przy ekspresie. Że się uśmiecham, gdy jego nazwisko pojawia się w mailu. I wtedy przyszło ogłoszenie o awansie. Michał – nowy starszy analityk, mój bezpośredni przełożony.
– Chyba musimy przystopować – powiedział, gdy w piątek wieczorem spotkaliśmy się w jego mieszkaniu. – Tak będzie bezpieczniej.
– To tylko układ, pamiętasz? – odpowiedziałam chłodno.
Ale coś się we mnie zmieniło. Uśmiechnęłam się, wyszłam jak gdyby nigdy nic, ale całą drogę do domu czułam ścisk w gardle. Od tamtego dnia nie napisał. Ja też nie. Ale szukałam go wzrokiem w kuchni. I nie znosiłam, gdy go tam nie było.
Cisza przy ekspresie do kawy
Ekspres do kawy szumiał jak zwykle. Ludzie przechodzili obok, śmiejąc się z jakiegoś żartu o KPI-ach, ale ja czułam się, jakby świat stanął w miejscu. Michał stał kilka metrów ode mnie. Wzrok wbity w ekran, twarz kamienna. Żadnego skinienia głową, żadnego „hej”. Jakby mnie nie znał.
– Masz chwilę? – zagadnęłam, gdy minął mnie w korytarzu.
– W pracy? – odparł oschle.
Zaparło mi dech.
– Michał, możemy porozmawiać? Chociaż przez minutę?
Zatrzymał się. Spojrzał na mnie przez ramię.
– W kuchni. Za pięć minut – rzucił cicho.
Czekałam, oparta o blat. Wyszedł z sali konferencyjnej z telefonem przy uchu, skinął mi głową i wszedł do środka. Wyłączył rozmowę.
– Kaja, nie chcę, żeby ktoś coś podejrzewał. To dla mnie ważne stanowisko.
– A ja jestem nieważna?
– Nie o to chodzi.
– Właśnie, że dokładnie o to chodzi – przerwałam mu.
W głowie kłębiły mi się myśli. Czułam, jak coś się we mnie gotuje.
– Przestań się zachowywać, jakbym była problemem, który trzeba „zminimalizować”. Nie dam się tak traktować.
Patrzył na mnie długo. Bez emocji. Jakby ważył, czy jestem warta odpowiedzi.
– Muszę iść na spotkanie – rzucił chłodno i wyszedł.
Stałam tam jeszcze chwilę. Z kubkiem kawy, który zdążył wystygnąć. Po raz pierwszy od dawna poczułam się jak ktoś, kogo się należy wstydzić.
Zdegradował mnie jak obcą
Mail przyszedł w środę, tuż przed końcem dnia. Zmieniona struktura zespołu. Nowy lider projektu. Nowe zadania. Nowe miejsce. Czyli: degradacja, bez jednego słowa wyjaśnienia. Patrzyłam w ekran, jakby miał mi coś podpowiedzieć. Nic nie mówił. Michał też nie. Minął mnie na korytarzu, nawet nie mrugnął. W czwartek rano poszłam do sali konferencyjnej, gdy wiedziałam, że będzie sam. Drzwi się zamknęły i od razu zadałam pytanie:
– Zrobiłeś to, żeby się mnie pozbyć?
Nie odpowiedział od razu. Wstał zza stołu, jakby potrzebował dystansu.
– Musiałem. Nie rozumiesz, jak to wyglądało z zewnątrz.
– Nie. To ty nie rozumiesz, jak się mnie potraktowałeś.
Zrobił dwa kroki w moją stronę, ale zatrzymał się, widząc moją minę.
– Myślałem, że dasz sobie radę gdzie indziej. Że lepiej będzie, jak to… ucichnie.
– To był układ, Michał. Pamiętasz? Bez zobowiązań. I co? Przestraszyłeś się, że się nie trzymam umowy?
Wzruszył ramionami.
– Może trochę.
– A może bałeś się, że ktoś pomyśli, że masz serce? – rzuciłam ostro.
Zamilkł. Nie potrafił spojrzeć mi w oczy. Dla niego to była strategia. Dla mnie – zdrada. Nie tylko zawodowa. Wyszłam z sali. Miałam ochotę trzasnąć drzwiami, ale zamiast tego cicho je domknęłam. Żeby nikt nie zauważył. Tak jak on chciał.
To tylko facet
– I co teraz zamierzasz? – zapytała Agata, moja przyjaciółka, gdy kolejny raz zaciągnęłam ją na kawę po pracy.
– Nie wiem – odpowiedziałam, bawiąc się łyżeczką. – Może rzucę to wszystko. Może zmienię dział. Może wyjadę. Może…
– Może się zakochałaś? – przerwała mi.
Zamarłam. Po raz pierwszy ktoś powiedział to na głos. W mojej głowie brzmiało to jak absurd. A jednak…
– Nie. To znaczy… Nie wiem. Przecież to był układ. To nie miało być „na serio”.
Agata spojrzała na mnie ze współczuciem.
– Kaja, to tylko facet. Jeden z wielu. Znasz ich przecież. Świetni, póki nie trzeba się za nic wziąć.
Parsknęłam gorzko.
– A może to moja wina. Może naprawdę zrobiłam z siebie problem. Może za dużo chciałam. Za bardzo… się odsłoniłam.
– Albo po prostu trafiłaś na dupka – rzuciła Agata. – Sorry, ale tak to wygląda.
Milczałam. Po powrocie do domu włączyłam laptopa i zaczęłam przewijać stare wiadomości. Patrzyłam, kiedy to się zaczęło. Kiedy przestałam udawać, że mi nie zależy. Zatrzymałam się na jednej wiadomości od niego: „To będzie nasza mała tajemnica. Tak będzie najbezpieczniej”. I zrozumiałam. Ja byłam jego tajemnicą. Ukrytą, przesuniętą do innego folderu. Przestałam być partnerką. Zaczęłam być zagrożeniem.
W lustrze spojrzałam na siebie uważnie. Po raz pierwszy od dawna bez filtra ironii. Kaja, kobieta po trzydziestce. Serio myślałaś, że nie złamie ci serca?
Spotkanie przy drinku
Firmowy event z okazji zamknięcia kwartału. Wszyscy w eleganckich ciuchach, lampki prosecco, rozmowy o niczym. Stałam przy barze z drinkiem w dłoni, gdy go zobaczyłam – Michał, śmiejący się z jakąś brunetką z nowego zespołu. Miała na sobie czerwoną sukienkę i tę bezczelną pewność siebie, której mnie ostatnio brakowało.
Nasze spojrzenia się spotkały. Michał zesztywniał na ułamek sekundy, ale zaraz odwrócił wzrok. Ruszył w stronę toalety, a ja – zanim zdążyłam się zastanowić – poszłam za nim. Złapałam go przy wyjściu.
– Bałeś się, że ktoś się dowie? A teraz już ci nie przeszkadza? – zapytałam cicho, ale zbyt ostro, by brzmieć niewinnie.
Zawahał się.
– Nie miałem wyboru, Kaja. Ty też nie byłaś bez winy.
Zachciało mi się śmiać. Ironia, gorzka i zimna.
– Nie? Bo ja pamiętam, jak mówiłeś, że „to tylko układ”. I jak robiłeś wszystko, by nikt się nie dowiedział. Ale jak przyszło co do czego, zostawiłeś mnie na lodzie. Bo tak było wygodniej.
– To nie było tak proste.
– Ależ było. Tylko ty wybrałeś siebie. I dobrze, Michał. Zapamiętam. Zawsze mamy wybór. Ty wybrałeś siebie.
Nie odpowiedział. Odwrócił się i odszedł, a ja wróciłam na salę. Patrzyłam, jak znowu rozmawia z brunetką. Śmiał się. Znowu był czarujący. Tylko ja już wiedziałam, co jest pod spodem.
Kiedy przestajesz być sobą
W poniedziałek nie przyszłam do pracy. Nie pojawiłam się też we wtorek. Zostawiłam HR-owi lakoniczną wiadomość o urlopie zdrowotnym. Bez szczegółów. Nie musieli ich znać. Siedząc przy kuchennym stole, patrzyłam przez okno, gdzie ktoś spacerował z psem. Usiadłam po raz pierwszy od dawna nie po to, by analizować wykresy, ale by pozwolić sobie poczuć. I bolało. Cholernie bolało.
Ale nie przez Michała. Już nie. Bolało przeze mnie. Bo w tym całym układzie zapomniałam o jednej rzeczy – o sobie. Zgodziłam się na bycie tajemnicą, cieniem, dodatkiem do jego wieczorów. I kiedy próbował mnie odsunąć, zamiast odejść z podniesioną głową, błagałam o resztki uwagi. Wiedziałam, że coś we mnie pękło. Ale może właśnie tego potrzebowałam.
Nie napisałam skargi do HR. Nie było sensu. Nie miałam już siły walczyć z systemem, który i tak przykryje wszystko eleganckim komunikatem. Za to powoli zaczęłam przeglądać oferty pracy. Inne miasta. Inne firmy. Inne ja? Nie wiedziałam jeszcze, gdzie pójdę. Ale wiedziałam jedno: nie chcę już wracać tam, gdzie przestałam być sobą.
Miłość to nie był błąd. Była prawdziwa. Ale pozwolenie, by ktoś mnie zdegradował – jako pracownika, kobietę, człowieka – to już był mój wybór. Tego żałowałam. Wstałam od stołu. Włączyłam cicho muzykę. I po raz pierwszy od tygodni – wzięłam głęboki oddech.
Kaja, 34 lata
Czytaj także:
- „Po ślubie dom syna wyglądał jak pobojowisko, a synowa nie chce mu prać i robić kanapek. Już ja ją nauczę bycia żoną”
- „Byłam wdową w żałobie. Iluzja naszego szczęśliwego małżeństwa rozpadła się, gdy zobaczyłam jego kochankę przy trumnie”
- „Na rajdzie rowerowym wykręciłam nie tylko kilometry. Zrobiłam z siebie pajaca, ale o miłość trzeba czasem walczyć”

