„W Dzień Matki córka ogłosiła, że zostanę babcią. Też musiałam jej coś wyznać, ale wcale się nie ucieszyła”
„– Nie! Nie będę spokojna! – jej głos zadrżał. – Całe życie byłaś odpowiedzialna, rozważna. A teraz, w takim wieku? Co ty sobie wyobrażałaś? Że to będzie zabawne? Że będziemy razem chodzić do szkoły rodzenia? – krzyczała na mnie”.

- Redakcja
Nigdy nie planowałam być matką po raz drugi. A już na pewno nie w wieku czterdziestu pięciu lat. Życie miałam poukładane – może nie idealne, ale na tyle stabilne, by nie marzyć o wielkich zmianach. Klaudia, moja córka, dorosła, studiuje na uczelni w Warszawie. Mieszka z chłopakiem, czasem do mnie wpada, ale od dawna prowadzi już swoje życie.
Z Tomkiem jestem od sześciu lat, jest moim drugim mężem. To mądry facet – opanowany, rozsądny, dojrzały. Nigdy nie planowaliśmy wspólnego dziecka, bo niby po co? On już miał swoje, ja miałam Klaudię. Raczej marzyliśmy o wolności – o podróżach, winie pitym bez wyrzutów sumienia w środku tygodnia, późnych porankach w soboty.
I nagle wszystko się wywróciło. Dwa paski na teście. Najpierw myślałam, że to menopauza, jakieś hormonalne zawirowania. Ale nie – ciąża. Prawdziwa, nieodwołalna, bijące serce na USG. Patrzyłam na to maleństwo na ekranie i czułam... wszystko naraz. Szok, przerażenie, ulgę, wzruszenie. I ogromną obawę.
Jak ja powiem Klaudii? Jak powiem jej, że jej matka, kobieta, którą uważa za rozsądną, stabilną, nagle w wieku 45 lat zaszła w ciążę? Jak ona to przyjmie?
Córka myślała, że żartuję
Córka zaprosiła mnie na obiad z okazji Dnia Matki. Była tak podekscytowana, że od razu poczułam, że też coś chce mi powiedzieć. Podejrzewałam zaręczyny. Może nowa praca. Ale ciąża? Nie, tego się nie spodziewałam. A jednak... Widziałam jej drżące ręce, niepewny uśmiech, dziwną delikatność w głosie.
I wtedy do mnie dotarło – ona też ma swoją tajemnicę. I obie wybrałyśmy ten sam dzień, by ją wyznać.
– Mamo, chciałam, żebyśmy dziś zjadły coś razem. Tylko we dwie – powiedziała Klaudia, odsuwając krzesło w małej restauracji na Saskiej Kępie. Wybrała miejsce z oknami na ogród. Było tam cicho, zbyt cicho, jak na coś, co miało być „zwykłym” obiadem.
Widziałam, że się stresuje. Wodziła wzrokiem po karcie, ale nie czytała. Palce miała splecione jak do modlitwy, tylko że w nerwowym splocie, który ją zdradzał. Czekałam, pozwalając, żeby sama zaczęła.
– Mamo... – powiedziała w końcu, ściszając głos. – Ja... jestem w ciąży.
Zamrugałam szybko. Świat na chwilę się zatrzymał. Miałam gotowe słowa w głowie, ale przez sekundę zapomniałam, w jakiej kolejności się je wypowiada.
– To niesamowite... ja też.
Klaudia roześmiała się. Głośno, nerwowo.
– Mamo, nie żartuj teraz – parsknęła. – Serio mówię.
– Ja też – powtórzyłam cicho. – Naprawdę.
Uśmiech zniknął z jej twarzy. Spojrzała na mnie jak na obcą kobietę. Zamarła, blednąc w oczach. Cisza między nami nagle zgęstniała.
– Ty... jesteś w ciąży? – zapytała już nie z rozbawieniem, tylko z czymś pomiędzy niedowierzaniem a szokiem.
Pokiwałam głową, bo słowa nie chciały przejść mi przez gardło.
W jej oczach coś zgasło. Jakby nagle straciła grunt pod nogami. Czułam, że to dopiero początek czegoś bardzo trudnego.
Była na mnie zła
– Jak mogłaś mi to zrobić?! – Klaudia uderzyła dłonią w blat, aż sztućce podskoczyły. – Mamo, ty jesteś... za stara! Przecież to absurd!
– Klaudia, spokojnie... – zaczęłam, ale nie dała mi dokończyć.
– Nie! Nie będę spokojna! – jej głos zadrżał. – Całe życie byłaś odpowiedzialna, rozważna. A teraz, w takim wieku? Co ty sobie wyobrażałaś? Że to będzie zabawne? Że będziemy razem chodzić do szkoły rodzenia? – krzyczała na mnie.
Zabolało. Mocno. Poczułam, jak robi mi się gorąco na twarzy.
– To nie było zaplanowane. Ale to się dzieje. I ja... ja nie zamierzam tego ukrywać, ani się wstydzić – powiedziałam, siląc się na spokój. – Czy to naprawdę tak dużo – oczekiwać wsparcia?
– Wsparcia?! – jej śmiech był zimny. – Ja tu przyszłam ci powiedzieć, że sama zostanę matką, że się boję, że nie wiem, co robić... a ty przy stole wyskakujesz z tym, że... że będziesz miała dziecko! Boże!
Milczałyśmy chwilę. Ona ze wzrokiem wbitym w stół. Ja ze ściśniętym gardłem.
– Jesteś samolubna, mamo – powiedziała cicho. – Zawsze myślałam, że jesteś mądra, ale teraz... nie rozumiem cię.
– Może kiedyś zrozumiesz – odpowiedziałam, ledwo powstrzymując łzy.
Wstała nagle, chwytając torebkę.
– Nie potrafię tu teraz siedzieć i jeść z tobą obiad. Muszę wyjść.
Zostałam sama przy stoliku. I po raz pierwszy od lat poczułam się naprawdę zlekceważona.
Zaczęłam mieć wątpliwości
Wróciłam do domu przytłoczona. Cisza w mieszkaniu była jak beton – ciężka, nieprzenikalna. Tomek siedział w kuchni z gazetą, ale od razu odłożył ją na bok, gdy mnie zobaczył.
– I jak poszło? – zapytał ostrożnie, widząc moją minę.
Usiadłam naprzeciwko i przez chwilę tylko patrzyłam na jego twarz. Spokojną, pewną. Tak bardzo chciałam się do niej przytulić, a jednocześnie czułam, że zaraz pęknę.
– Klaudia też jest w ciąży – powiedziałam w końcu.
Tomek uniósł brwi, ale nie powiedział nic. Poczekał.
– I... kiedy jej powiedziałam o sobie, zareagowała, jakby ktoś jej dał w twarz. Krzyczała, że jestem egoistką. Wyszła. Po prostu wyszła.
Westchnął ciężko.
– Zaskoczyłaś ją. Tak samo, jak zaskoczyłaś mnie. Ale wiesz co? – ujął moją dłoń – Ja nie jestem zły. Zawsze wiedziałem, że życie nas jeszcze zaskoczy. I chyba wolę taki scenariusz niż nudną rutynę.
– Ale ja się boję – szepnęłam. – Tomek, ja nie wiem, czy dam radę. Mam czterdzieści pięć lat. Nie wiem, czy mam w sobie jeszcze tyle siły.
– To nie kwestia siły – powiedział. – To kwestia miłości. A ty masz jej w sobie więcej, niż sama myślisz.
Zamilkłam. Tliło się we mnie pytanie: czy ja tego naprawdę chcę? Ale teraz nie było już odwrotu. I w tej jego spokojnej obecności, z kubkiem herbaty w dłoniach, poczułam pierwszy raz od dawna... że może wszystko jakoś się ułoży.
Musiałyśmy szczerze pogadać
Siedziałam przy stole, wpatrując się w kubek po herbacie. Czułam się jak wydmuszka. Cały dom był cichy, Tomek wyszedł na spacer z psem, a ja tylko słuchałam odgłosów lodówki i tykania zegara. I wtedy usłyszałam szczęk klucza w drzwiach. Zamarłam. Klaudia.
– Cześć – powiedziała cicho, wchodząc bez pytania. – Maciek odwiózł mnie, nie chciałam siedzieć w mieście.
Stała w progu, z tym samym upartym wyrazem twarzy, który pamiętam z jej dzieciństwa. Zawsze najpierw się złościła, a dopiero potem płakała.
– Klaudia… – zaczęłam, ale podniosła rękę.
– Nie teraz, mamo. Najpierw herbata. Potem rozmowa.
W milczeniu zrobiłam dwie herbaty, te z imbirem, które zawsze piła, gdy coś ją trapiło. Usiadłyśmy na kanapie. Patrzyła gdzieś za okno, a ja czekałam. Nauczyłam się już, że moja córka potrzebuje czasu, żeby ubrać emocje w słowa.
– Nie potrafię się cieszyć – powiedziała w końcu. – Chciałam ci powiedzieć, że jestem w ciąży, a wyszłam z tego spotkania z poczuciem, że wszystko straciłam. Ciebie, normalność.
Poczułam, jak ściska mi się gardło.
– Klaudia… ja też się boję. Myślisz, że dla mnie to jest łatwe?
Spojrzała na mnie – pierwszy raz naprawdę. Bez złości, tylko z tą kruchą bezradnością, którą znałam od urodzenia.
– Mamo, ja nie wiem, czy umiem być czyjąś matką. A teraz muszę być jeszcze… siostrą.
Nie odpowiedziałam. Tylko sięgnęłam po jej dłoń i ujęłam ją w swoją. Po raz pierwszy od lat poczułam, że znowu jesteśmy tylko my – matka i córka. I może to właśnie był nasz pierwszy wspólny krok.
Zaczęłyśmy wszystko planować
Kilka dni później Klaudia weszła do kuchni z naręczem tulipanów. Czerwone, trochę pogniecione. Takie jak ona – dumne, mimo że po przejściach.
– Nie miałam, w co zapakować – mruknęła. – Ale są. Na Dzień Matki. Trochę późno, ale... wiesz.
Podeszłam, wzięłam je do rąk. Pachniały wiosną, mimo że za oknem wisiała listopadowa mgła.
– Najpiękniejsze, jakie dostałam. – Uśmiechnęłam się. – I dość symboliczne, biorąc pod uwagę... nasz wspólny stan.
Usiadła przy stole. Przypatrywała mi się, jak kroję cytrynę do herbaty.
– Ty naprawdę masz zamiar ... urodzić?
– A ty? – spojrzałam na nią z ukosa.
Parsknęła śmiechem.
– Czeka nas wspólne macierzyństwo.
– Ja biorę noce, ty poranki – rzuciłam.
– Ja będę zmieniać pampersy, o ile nie będzie za bardzo śmierdzieć – dodała.
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Głośno, szczerze, jak dawno nie.
– Wyobrażasz to sobie? Ty z wózkiem, ja z wózkiem. Dwa niemowlaki. Ludzie będą myśleć, że jesteś moją starszą siostrą – powiedziała, mrużąc oczy.
– Super, będzie o nas reportaż w telewizji śniadaniowej. „Dwie matki, dwa pokolenia, jeden wózek” – dodałam.
I nagle śmiech przerodził się w coś więcej. W ulgę. W akceptację. W bliskość, która przez te tygodnie wydawała się nie do odzyskania. Klaudia spojrzała na mnie poważnie.
– Wiesz... może i to wszystko jest pokręcone. Ale chyba wolę być w tym pokręceniu z tobą, niż sama.
– Ja też – odpowiedziałam.
I w tej kuchni, przy herbacie z cytryną i zwiędłych tulipanach, po raz pierwszy od dawna naprawdę czułam, że wszystko jeszcze może się ułożyć.
Beata, 45 lat
Czytaj także:
- „Na Dzień Matki dostałam krem przeciwzmarszczkowy. Dla dzieci jestem tylko służącą z obniżonym poziomem kolagenu”
- „W Dzień Matki powiedziałam 30-letniej córce, że ją kocham. Taki prezent dostała po raz pierwszy w życiu”
- „W prezencie na Dzień Matki dostałam od dzieci bilet do Chorwacji. Nie wiedziałam, że już stamtąd nie wrócę”

