„W Dzień Kobiet przez skarpetki w kotki zakończył się mój związek. Czekałam na luksusowy prezent mierzony w karatach”
„Po pracy poszłam prosto do mieszkania Szymona. Kiedy otworzył mi drzwi, w rękach trzymał paczuszkę owiniętą w kolorowy papier. Serce zaczęło mi bić szybciej. Byłam pewna, że to ten najważniejszy moment”.

- Redakcja
Od kilku tygodni moje życie kręciło się wokół jednego celu. Chciałam, żeby Szymon, mój chłopak od trzech lat, zrozumiał, jak bardzo pragnęłam, byśmy przeszli na kolejny etap naszej relacji. Nie musiałam mówić tego wprost. Byłam przekonana, że zna mnie na tyle dobrze, by zrozumieć subtelne sygnały, które mu wysyłałam. Często wspominałam o sklepach jubilerskich, zostawiałam otwarte karty na laptopie, a nawet moja przyjaciółka Karolina żartowała, że subtelniej już się nie da.
Każda z nas marzyła o tej chwili – romantycznym zaręczynowym momencie, w którym spojrzenie pełne miłości łączy się z błyskiem pierścionka na palcu. Byłam pewna, że to właśnie Szymon będzie tym, który mi go wręczy. Niestety, Dzień Kobiet miał pokazać, jak bardzo się myliłam.
Marzyłam o innym prezencie
Od samego rana czułam ekscytację, jakby w powietrzu unosiło się coś magicznego. Wstałam wcześniej niż zwykle, chcąc się odpowiednio przygotować na ten wyjątkowy dzień. Wyprostowałam włosy, nałożyłam staranny makijaż i wybrałam granatową sukienkę, którą Szymon uwielbiał – dopasowaną, z lekkim rozkloszowaniem u dołu. Chciałam wyglądać olśniewająco.
Po pracy poszłam prosto do mieszkania Szymona. Kiedy otworzył mi drzwi, w rękach trzymał paczuszkę owiniętą w kolorowy papier. Serce zaczęło mi bić szybciej. Byłam pewna, że to ten moment. Uśmiechnęłam się szeroko, powoli rozrywając papier, by nie zdradzić swojej ekscytacji.
W środku leżały… skarpetki w koty. Były urocze, ale… Mrugnęłam kilka razy, próbując zrozumieć, co właśnie się wydarzyło.
– Ojej… – wydusiłam, starając się ukryć rozczarowanie.
Szymon patrzył na mnie z uśmiechem, jakby podarował mi diamenty.
– Podobają ci się? – zapytał z entuzjazmem.
Nie odpowiedziałam od razu. W gardle urosła mi gula, a w oczach zaszkliły się łzy.
– Tak, ale myślałam, że… – urwałam.
Nie chciałam brzmieć jak rozkapryszone dziecko. Może po prostu coś źle zrozumiałam. Może pierścionek czekał gdzieś indziej.
– Skarpetki to taki zabawny prezent od serca, Magda – powiedział z pełnym przekonaniem. – A zaręczyny to poważna sprawa.
Czyli rozumiał wszystkie aluzje tylko… nie chciał tego, co ja. Spojrzałam na niego i poczułam, jak coś we mnie pęka. Czy w ogóle chciał się ze mną zaręczyć?
Nie mogłam tego zapomnieć
Przez resztę wieczoru starałam się nie dać po sobie poznać, jak bardzo mnie to zabolało. Śmiałam się z jego żartów, oglądaliśmy film, ale w środku czułam, że coś się zmieniło. Kiedy wróciłam do domu, wyciągnęłam skarpetki z torebki i położyłam je na łóżku. Patrzyłam na nie, czując mieszankę smutku i frustracji. Czy on naprawdę nie rozumiał, że czekałam na coś więcej? Że chciałam poczuć się ważna, doceniona? Nie chodziło o sam pierścionek, ale o to, co za nim stało – decyzję, że jesteśmy gotowi na wspólne życie.
Nie mogłam powstrzymać się przed napisaniem do Karoliny: „Dostałam skarpetki na Dzień Kobiet”.
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast: „Co?! Po tym wszystkim, co mu mówiłaś?”. Odpisałam: „Tak. Powiedział, że zaręczyny to poważna sprawa”.
Karolina wysłała emotkę przewracającą oczami słowa: „Nie tylko tobie powinno zależeć na poważnym traktowaniu tej relacji”. Te słowa utkwiły we mnie jak drzazga. Czy naprawdę byłam z kimś, kto nie traktował mnie na poważnie? Czułam, że nie mogę tego zignorować. Musiałam coś z tym zrobić.
Przez resztę nocy przewracałam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć odpowiedzi. Czy powinnam się z tym pogodzić, czy może przyszedł czas, by postawić sprawę jasno?
Musiałam go o to zapytać
Następnego dnia w pracy byłam jak duch. Myśli krążyły mi po głowie, odbijając się jak echo. Nie mogłam się skupić na żadnym zadaniu. Kiedy Szymon napisał wiadomość, odczytałam ją, ale nie odpisałam. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć, jak wyrazić to, co czułam.
Wieczorem zaprosił mnie na kolację. Wahałam się, ale w końcu postanowiłam pójść. Może to była szansa na szczerą rozmowę.
– Coś się stało? – zapytał, gdy zajęliśmy miejsca przy stoliku w naszej ulubionej restauracji.
Westchnęłam ciężko.
– Szymon… czy ty w ogóle myślisz o naszej przyszłości?
Zmarszczył brwi, jakby moje pytanie go zaskoczyło.
– Oczywiście, że tak. Ale wszystko w swoim czasie. Nie chcę podejmować decyzji pod presją.
Pod presją? Przez chwilę patrzyłam na niego, próbując zrozumieć, jak nasze spojrzenia na związek mogą się tak bardzo różnić. Czy mówienie mu, że po trzech latach myślę o zaręczynach, to presja?
– A kiedy będziesz gotowy? – zapytałam cicho, niepewna, czy chcę usłyszeć odpowiedź.
Szymon wziął głęboki oddech, a jego milczenie było jak uderzenie w twarz.
– Nie wiem.
Te dwa słowa uderzyły mnie mocniej, niż się spodziewałam. Widziałam w jego oczach, że nie rozumie, jak bardzo mnie zranił. Ale teraz to ja musiałam podjąć decyzję.
Czułam, że stoję na krawędzi
Tamtej nocy nie zmrużyłam oka. Leżałam w łóżku, przewracając się z boku na bok, a wspomnienia naszych rozmów z Szymonem nie dawały mi spokoju. Kiedyś mówił, że marzy o wspólnym domu, dzieciach, ślubie. A teraz, gdy przyszło do konkretów, nie był pewny? To było jak zimny prysznic.
Następnego dnia w pracy byłam jeszcze bardziej rozkojarzona niż wcześniej. Koleżanki z biura zauważyły, że coś jest nie tak, ale nie chciałam się otwierać. To była moja walka i musiałam sama się z nią zmierzyć.
Wieczorem zadzwoniła Karolina. Wiedziała, że coś się dzieje i nie zamierzała odpuszczać.
– I co zamierzasz? – zapytała bez ogródek, jak tylko odebrałam.
– Nie wiem – odpowiedziałam, powtarzając te same słowa, które usłyszałam od Szymona.
Karolina westchnęła z frustracją. Znałyśmy się od lat i wiedziałam, że martwiła się o mnie.
– Magda, czy naprawdę chcesz być z kimś, kto cię nie docenia?
– Kocham go… – powiedziałam, choć w głosie brakowało pewności.
– Ale czy on kocha ciebie tak, jak na to zasługujesz? – naciskała.
Nie miałam odpowiedzi na to pytanie. Wiedziałam, że Szymon mnie kocha, ale czy wystarczająco, by podjąć decyzję o wspólnej przyszłości?
Zrozumiałam, że nadszedł czas, by porozmawiać z Szymonem na poważnie i postawić sprawę jasno.
Sama miłość nie wystarczy
Zdecydowałam, że muszę przeprowadzić szczerą rozmowę z Szymonem. Umówiliśmy się na spotkanie w naszej ulubionej kawiarni. Miejsce, które kiedyś kojarzyło mi się z beztroską i miłością, teraz stało się tłem dla jednej z najtrudniejszych rozmów w moim życiu.
– Musimy pogadać – zaczęłam, starając się, by mój głos brzmiał pewnie.
Szymon spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam cień niepokoju.
– O co chodzi? – zapytał, choć chyba domyślał się, dokąd zmierza nasza rozmowa.
Wzięłam głęboki oddech. Wiedziałam, że to może zmienić wszystko.
– Nie wiem, czy chcę dalej być w tej relacji – powiedziałam wprost.
Jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu, jakby nie mógł uwierzyć, że naprawdę to powiedziałam.
– Co? Magda, o czym ty mówisz? – zapytał, w jego głosie było coś desperackiego.
– O tym, że jesteśmy razem trzy lata, a ty nie wiesz, czy chcesz ze mną przyszłości – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
Szymon otworzył usta, ale przez chwilę nie mówił nic. W końcu wykrztusił:
– Przecież cię kocham.
– Ale nie na tyle, by być ze mną na serio – odparłam, czując, że nie ma już odwrotu.
Patrzyłam na niego uważnie, czekając, aż powie coś, co zmieni moje zdanie. Ale on milczał. W tym momencie zrozumiałam, że muszę być silna i podjąć decyzję, która była dla mnie najlepsza.
Wszystko przez skarpetki
Tego wieczoru wróciłam do domu z pustką w sercu. Decyzja o zakończeniu związku z Szymonem była jedną z najtrudniejszych, jakie kiedykolwiek podjęłam, ale wiedziałam, że była konieczna. Czułam ból i smutek, ale również ulgę, jakby ciężar spadł mi z ramion.
Przez następne dni starałam się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Nie było łatwo. Czasem łapałam się na tym, że myślę o nim i o tym, co mogliśmy mieć. Ale za każdym razem przypominałam sobie, dlaczego podjęłam taką decyzję.
Kilka dni później, podczas sprzątania mieszkania, znalazłam skarpetki w koty. Patrzyłam na nie przez chwilę, przypominając sobie tamten dzień, kiedy moje marzenia o przyszłości rozpadły się na kawałki. W końcu schowałam je na dno szuflady. Dla mnie stały się symbolem wszystkiego, czego nie chciałam w swoim życiu – półśrodków, niezdecydowania, wymówek.
Nie wiedziałam, co przyniesie przyszłość. Może gdzieś tam czekał ktoś, kto naprawdę będzie gotów podzielić ze mną życie, kto zrozumie mnie i doceni. A może najpierw musiałam odnaleźć samą siebie i zrozumieć, czego naprawdę pragnę. Jedno było pewne. Zasługiwałam na więcej niż to, co dostałam, i wiedziałam, że teraz już nigdy nie zadowolę się mniej.
Spojrzałam w okno, patrząc, jak miasto powoli zapada w sen. Czułam, że to dopiero początek nowego rozdziału w moim życiu. Rozdziału, w którym to ja decyduję o swoim szczęściu i przyszłości.
Magdalena, 28 lat
Czytaj także:
„Na Dzień Kobiet chciałam pierścionek, więc dostałam ten po byłej. To tak jak resztki z pańskiego stołu”
„Moja siostra kochała pieniądze bardziej niż rodzinę. Wolała luksusowe życie w samotności, niż czyste sumienie i honor”
„Dzień przed ślubem straciłam nie tylko pierścionek, ale i najważniejszą osobę. Tego nie chce usłyszeć żadna Panna Młoda”