Reklama

Zawsze byłam tą „trochę inną” w naszej rodzinie. Mama mówiła, że jestem wyjątkowa, tata twierdził, że po prostu bardziej wrażliwa. Ale między mną a Natalią – moją starszą siostrą – była różnica, którą trudno było zignorować. Ona miała ciemne włosy, pewność siebie, uśmiech, który podbijał świat. Ja – jasną czuprynę, nieśmiałość i tysiące pytań w głowie. Rodzice byli kochający, nie mogę powiedzieć, że nie, ale czułam, jakby byli o krok dalej ode mnie.

Niby blisko, ale jakby przez szybę

I choć bardzo ich kochałam, czasem miałam wrażenie, że nie do końca do nich należę. Słońce prażyło niemiłosiernie, a w powietrzu unosił się zapach pieczonych kiełbasek i grillowanego sera. Tata krzątał się przy grillu, z ręcznikiem przewieszonym przez ramię, mama rozkładała talerze na plastikowym stole w ogrodzie. Natalia znowu robiła sobie selfie pod wiśnią, a ja – jak zwykle – byłam tłem. Trzymałam talerz z sałatką i udawałam, że nie przeszkadza mi samotne snucie się między krzakami porzeczek a huśtawką.

– Julka, podaj cioci Kasie talerz – powiedziała mama.

Podbiegłam do ławki pod pergolą, gdzie ciocia już popijała swoje drugie wino. Siedziała z nogą założoną na nogę, w jednej ręce trzymając kieliszek, w drugiej kawałek ciasta z rabarbarem.

– Dziękuję, kochanie – uśmiechnęła się, po czym spojrzała na mnie z takim rozczuleniem, że aż mnie to zaniepokoiło. – No bo twoi rodzice tak bardzo cię pragnęli, po tylu latach starań o dziecko… nawet adopcja była dla nich cudem – powiedziała i upiła łyk wina.

Zamarłam. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Czy ona właśnie powiedziała… adopcja?

– Co ciocia powiedziała? – zapytałam, głos mi zadrżał.

– Och, nie przejmuj się, kochanie. Nie powinnam była mówić. To nie mój temat – bąknęła, patrząc gdzieś w bok.

– Kasia, wystarczy – przerwał jej tata, nagle bardzo poważny.

Wszyscy zamilkli. Tylko grill skwierczał dalej, jakby nic się nie stało.

Nie czekałam na deser, nie chciałam więcej wina cioci Kasi, nie mogłam już dłużej siedzieć przy tym stole, udając, że wszystko jest w porządku. Weszłam do domu, trzaskając drzwiami. Chwilę później usłyszałam kroki. Mama weszła pierwsza, zaraz za nią tata. Stanęli przede mną jak uczniowie wezwani na dywanik.

– Julia, co się dzieje? – zapytała cicho mama.

– Co się dzieje?! – wyrzuciłam z siebie. – Co się dzieje?! A co ciocia Kasia miała na myśli, mówiąc, że adopcja była dla was cudem?

Mama pobladła. Tata oparł się o ścianę i spuścił wzrok. Cisza między nami była cięższa niż kiedykolwiek wcześniej.

– Mamo… – zaczęłam znowu, tym razem szeptem. – To prawda?

Nie odpowiedziała od razu

Przełknęła ślinę, jej dłonie zaczęły się trząść.

– Chcieliśmy ci to powiedzieć. Chcieliśmy, naprawdę. Ale… nigdy nie znaleźliśmy odpowiedniego momentu – wyszeptała.

– Dlaczego nigdy mi nie powiedzieliście? – czułam, że głos mi się łamie.

– Czekaliśmy na odpowiedni czas. Chcieliśmy, żebyś najpierw była gotowa – próbowała tłumaczyć.

A Dzień Dziecka to odpowiedni moment? Tak?! – uniosłam się. – To właśnie dzisiaj miałam się dowiedzieć, że całe moje życie to kłamstwo?

Tata stał wciąż w milczeniu, patrząc w podłogę. Nie odezwał się ani słowem.

– Czy to dlatego zawsze czułam się… inna? – szepnęłam. – Bo naprawdę jestem inna?

Mama się rozpłakała. A ja wybiegłam z domu, zostawiając ich z tym, co już i tak nie mogło zostać niewypowiedziane.

Uciekałam bez celu, nie patrząc na to, dokąd mnie niosą nogi. Szłam w stronę placu zabaw, na którym bawiłam się jako dziecko. Był już pusty, skrzypiąca huśtawka poruszała się lekko na wietrze, jakby ktoś właśnie z niej wstał. Usiadłam na tej samej, co zawsze.

Metal był zimny, a ręce trzęsły mi się jak nigdy. Tyle lat… i ani słowa. Ani jednej rozmowy, sygnału, nic.

Zaczęłam się zastanawiać – kim jestem? Skoro nie jestem ich córką… to czyją? Czy moja prawdziwa mama też dziś świętuje Dzień Dziecka, ale z innym dzieckiem? Czy w ogóle mnie pamięta?

W głowie przelatywały mi obrazy z dzieciństwa. Mama czesząca mi włosy do przedszkola. Tata, który budował domek z koca i krzeseł. Urodziny, wspólne wyjazdy, choroby, kolacje. Czy to wszystko było udawane? Czy byli tacy dobrzy tylko dlatego, że chcieli się wykazać przed światem jako ci „idealni adopcyjni rodzice”?

A może po prostu… kochali mnie po swojemu? Ale dlaczego nie powiedzieli? Dlaczego przez siedemnaście lat pozwalali mi żyć w przekonaniu, że jestem kimś innym? Zdradzili mnie. Okłamali. I nagle nie mogłam oddychać.

Wbiłam wzrok w piasek pod nogami

Tak dobrze znałam to miejsce, a teraz wydawało się obce. Jak wszystko. Jak oni. Chciałam wrócić do domu, ale nie tego z cegieł i dachu. Chciałam wrócić do bezpieczeństwa, które właśnie zniknęło. I wiedziałam, że już nigdy go nie odzyskam.

Wróciłam po zmroku. W powietrzu czuć było zapach wilgotnej trawy i zimnego grilla. Ogród był pusty, światła w domu zgaszone, oprócz jednego – mojego pokoju. Weszłam cicho, jakby obawiając się, że hałas zburzy coś jeszcze bardziej. Po schodach wspięłam się niemal na palcach. Gdy otworzyłam drzwi, Natalia siedziała na moim łóżku, w piżamie i z kubkiem herbaty w dłoniach.

– Wróciłaś – powiedziała cicho.

– Jak widać – burknęłam, opierając się o framugę.

– Martwili się – dodała.

– To może powinni byli się martwić wcześniej, zanim mnie okłamali przez całe życie.

Nie odpowiedziała od razu. Upiła łyk herbaty i odłożyła kubek na stolik. Podeszła do mnie powoli, jakby nie była pewna, czy powinna.

Wiesz… ja zawsze wiedziałam – powiedziała szeptem.

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

– Co?

– Byłam mała, kiedy zaczęłam coś podejrzewać. Słyszałam rozmowy rodziców, urywki zdań. Ale byłam za mała, żeby zrozumieć. Potem… chyba bałam się zapytać. A później… uznałam, że to nie moja sprawa. Jesteś moją siostrą, niezależnie od wszystkiego.

– Ale ty jesteś ich prawdziwą córką – wyrzuciłam z siebie.

– Ty też. Inaczej, ale naprawdę. Julia, jesteśmy rodziną. I nic tego nie zmieni.

Zamilkłyśmy. Potem usiadłam obok niej. I przez chwilę po prostu siedziałyśmy w ciszy. Jedyna rzecz, która nadal miała sens.

Następnego dnia rano mama zapukała do mojego pokoju. Weszła ostrożnie, jakby bała się, że rzucę w nią poduszką. Nie miałam siły na gniew. Tylko patrzyłam na nią, czekając, co powie. Usiadła na brzegu łóżka, splatając nerwowo palce.

– Chcieliśmy cię ochronić – zaczęła. – Nie wiedzieliśmy, jak o tym rozmawiać. A potem czas leciał i wciąż wydawało się, że to jeszcze nie pora. Aż w końcu… było już za późno.

– Nie chcieliście mnie skrzywdzić – powtórzyłam jej słowa z poprzedniego dnia. – A jednak się udało.

Mama spuściła głowę

Po chwili wszedł tata, milczący jak zawsze, ale tym razem usiadł obok niej i złapał ją za rękę. Zobaczyłam w jego oczach coś, czego dawno nie widziałam – bezradność. Może nawet wstyd.

Opowiedzieli mi wszystko. Jak długo się starali. Jak wiele przeszli, zanim zdecydowali się na adopcję. Jak się bali, że nie będę chciała ich znać, jeśli powiem wcześniej. Że mogłabym ich odrzucić. Że stracą mnie. Nie płakałam. Słuchałam jak ktoś, kto właśnie dowiaduje się, że nie znał własnej historii.

Nie wybaczyłam im. Jeszcze nie. Ale słuchałam. A to już był krok.

Wstałam, podziękowałam cicho i wyszłam na zewnątrz. Na podwórku pachniało wczorajszym dymem z grilla. Usiadłam na huśtawce i patrzyłam w niebo. Niby nic się nie zmieniło, ale jednocześnie wszystko było inne. Nie wiedziałam, kim jestem. Ale po raz pierwszy od dawna… miałam ochotę to odkryć.

Julia, 17 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama