„W domu ciągle coś się zmieniało, a mąż sypiał w piwnicy. Gdy powiedział mi, co się dzieje, wyrzuciłam go za drzwi”
„Weszłam do kuchni. Półki inaczej ułożone. Mój kubek schowany na tyłach, a na stole stał jakiś nowy. Spojrzałam na lodówkę – magnesy ułożone w innej kolejności. Przeszłam do łazienki. Obok mojej szczoteczki – druga, inna. Damska. Różowa”.

- Redakcja
Czasami zastanawiam się, co właściwie łączyło mnie z Grześkiem. Ja – analityczka w międzynarodowej firmie, przyzwyczajona do tabelek, planów, harmonogramów. On – wolny duch, człowiek bez grafiku, freelancer z wiecznym „mam coś na oku”. Dziwny miks, który przez lata funkcjonował tylko dzięki temu, że rzadko bywaliśmy razem w domu.
Często wyjeżdżam w delegacje – głównie Niemcy, Belgia, czasem Czechy. Lubię wracać do zapachu mieszkania, kawy, starego drewna i odrobiny perfum Grześka. Bo mimo wszystko... kochałam go. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Tym razem wracałam po tygodniu spędzonym w Dusseldorfie. Marzyłam o świętym spokoju – kocu, lampce wina, długiej kąpieli i Grześku obok. Ale już od progu coś mi nie pasowało. Mieszkanie niby to samo, a jednak... jakieś obce. Zasłony pachniały jak perfumeria dla mężczyzn – i nie były to perfumy Grześka. W zlewie stał nowy kubek. A w salonie... przesunięta kanapa i dywanik pod stolikiem. Jakby ktoś próbował ukryć plamę.
Usiadłam na brzegu łóżka i poczułam niepokój – głęboki, namacalny. Jakby ktoś przez tydzień żył moim życiem. „Coś tu śmierdzi... dosłownie. Pachnie jakby ktoś rozlał męskie perfumy na zasłonach” – pomyślałam. Może wcale nie tęskniłam za Grześkiem. Tęskniłam za spokojem. A to właśnie straciłam.
Coś się nie zgadzało
W mieszkaniu panowała cisza. Ale inna niż zwykle. Normalnie zostawiał radio grające cicho w tle, mówił, że „tak mniej samotnie się pracuje”. Teraz – zupełna pustka. Tylko ten zapach… ciężki, duszący, męski. Nie znałam go ani trochę.
– Grzesiek? – zawołałam, choć dobrze wiedziałam, że go nie ma.
Weszłam do kuchni. Półki inaczej ułożone. Mój kubek z liskiem schowany na tyłach, a na stole stał jakiś nowy. Metaliczny, duży, z delikatną rysą. Cudzy. Nie nasz. Spojrzałam na lodówkę – magnesy ułożone w innej kolejności. Zabrakło tego z Barcelony. Zawsze był na górze.
Przeszłam do łazienki. Obok mojej szczoteczki – druga, inna. Damska. Różowa, jakby specjalnie zaprojektowana do bycia podejrzaną. Moje serce zaczęło walić.
– Czy on mnie zdradza? – wymamrotałam, siadając na brzegu wanny.
Ale to nie miało sensu. Nic nie pasowało. Na parapecie w sypialni leżała puszka napoju energetycznego. My takich nie pijemy. Ktoś tu był. Mieszkał?
Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Oli.
– Ola, a gdybyś wróciła do domu i zastała obcą szczoteczkę?
– Julka... tylko się nie denerwuj, ale... może on cię zdradza?
– W naszym łóżku?! W naszym domu?! – syknęłam przez zęby. – Nie. Grzesiek nie jest taki.
– A jeśli nie zdradza... to co? Ktoś tu był, to pewne. Julka, musisz z nim porozmawiać. Od razu.
Tyle że ja już wiedziałam. Czułam to w kościach. Tu nie chodziło o zdradę. To było coś gorszego.
Miał pewną tajemnicę
Grzesiek wrócił po siedemnastej. Wszedł jak gdyby nigdy nic – z rozwianymi włosami i tym swoim zadowolonym półuśmiechem. Jakby wracał z masażu, a nie... z czegoś, czego jeszcze nie rozumiałam.
– Hej, już jesteś! – zawołał z przedpokoju. – Jak było w Niemczech?
Stałam w kuchni, oparta o blat, z rękami skrzyżowanymi na piersi.
– Grzesiek, powiedz mi prosto w oczy – kto tu był?
Zamarł. Jego twarz, zwykle otwarta, nagle zrobiła się pusta. Jak maska.
– Co? W sensie... kto?
– Nie udawaj. Obca szczoteczka. Obcy kubek. Inne zasłony, inna pościel. Pachnie obcym facetem, Grzesiek. Kto tu był?
Patrzył na mnie jakby szukał odpowiedzi gdzieś za moim ramieniem. A potem, nagle, jakby się poddał:
– No… ludzie. Różni.
– Co? – podniosłam głos. – Jak to „ludzie”?
– Wynajmowałem nasze mieszkanie. Na doby. Tylko wtedy, jak byłaś w delegacji. Spałem w piwnicy, spokojnie. Wszystko miałem pod kontrolą...
– Spałeś... gdzie?! Zwariowałeś?!
– No w tej piwniczce, co trzymamy kartony. Wrzuciłem tam materac, podłączyłem przedłużacz. Przecież nie mogłem spać na kanapie z nimi. To byłby dramat logistyczny...
Opadłam na krzesło. Serce tłukło mi się w piersi jak szalone.
– Zrobiłeś z naszego domu hotel? Za moimi plecami? Kiedy ja harowałam za granicą?!
– Nie rób takiej miny, Julka. Chciałem dorobić. Starałem się coś zarobić!
Złapałam się za głowę. Przed oczami miałam obce ręce na naszej pościeli, cudze stopy w naszych kapciach. To nie była zdrada. To było coś znacznie bardziej upokarzającego.
To był jakiś absurd
Nie spałam całą noc. Grzesiek leżał obok, mrucząc przez sen, jakby nic się nie stało. A ja patrzyłam w sufit i próbowałam ogarnąć, w czym tak naprawdę uczestniczę. To już nie był tylko zapach perfum czy kubek. To był jakiś nowy rodzaj zdrady.
Rano wzięłam laptopa. Wpisałam nazwę naszego miasta i kilka charakterystycznych haseł: „apartament”, „centrum”, „romantyczny”. I nagle zobaczyłam to. Nasze mieszkanie. Nasza sypialnia, nasz balkon, nasze zasłony – na zdjęciach z ogłoszenia. „Romantyczny apartament w centrum, idealny dla par. Prywatność, wygoda i niepowtarzalna atmosfera. Świeża pościel, ekspres do kawy i streaming w cenie”. Zamrugałam. Czyli moje życie miało teraz niepowtarzalną atmosferę?
Zamknęłam laptopa i wyszłam z mieszkania. Musiałam z kimś porozmawiać. Poszłam do sąsiada z dołu – pana Ryszarda, emeryta, który wie wszystko, nawet jeśli nie chce wiedzieć.
– Pani Julio, ja nic nie mówiłem, bo... no wie pani, nie chciałem się wtrącać – powiedział, drapiąc się po głowie. – Ale raz jakaś para się pomyliła i waliła do mnie. Mówili, że „apartament na trzecim”…
– Apartament?! – prawie się zakrztusiłam. – Oni tu naprawdę przychodzili?!
– No tak, ale myślałem, że to jacyś znajomi państwa...
Wróciłam do domu wściekła. Grzesiek siedział przy komputerze, jakby przeliczał zarobek.
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?! – krzyknęłam.
– Bo chciałem cię zaskoczyć… finansowo. Zobacz, mamy już tysiąc złotych zysku! – wyjął z portfela gotówkę, jakby mi chciał dać medal.
– Tysiąc złotych? Za oddanie naszego łóżka obcym ludziom?! Za wymazanie granicy między domem a handlem?!
– To przecież tylko na chwilę, Julka...
– Dla ciebie wszystko jest „na chwilę”. Ale to była moja rzeczywistość. Moja bezpieczna oaza. I ktoś ją właśnie sobie wynajął na doby!
Nie mogłam o tym zapomnieć
Cały dzień chodziłam po mieszkaniu jak po scenografii do jakiegoś kiepskiego filmu. Dotykałam przedmiotów, które do tej pory były tylko moje – mój fotel, moja filiżanka, moje ulubione prześcieradło z falbanką. Teraz widziałam je oczami obcych ludzi. Jakiś facet mógł tu leżeć nago, popijając colę i oglądając serial, a Grzesiek? On może akurat wtedy siedział w piwnicy, grzebiąc w telefonie. Bo „starał się zarobić”.
Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Oli. Wcześniej tylko jej wspomniałam, teraz powiedziałam wszystko. Każdy szczegół.
– On mnie upokorzył – powiedziałam, siadając na ławce w parku. – A najbardziej boli mnie to, że nie rozumie, dlaczego jestem oburzona.
– On nie dorósł do ciebie, Julka. Nigdy nie dorósł. To chłopiec w ciele mężczyzny. I nawet pewnie nie zdaje sobie sprawy, że cię zdradził – emocjonalnie, mentalnie, jakbyś była tylko współlokatorką.
Milczałam. W głowie miałam scenę: Grzesiek w naszej kuchni parzy kawę dla turystki. Może nawet flirtuje. Ona pyta: „To twoje mieszkanie?”, a on mówi z dumą: „Tak, w centrum. Wiesz, wynajmuję ludziom z całego świata”.
Tego wieczoru nie czekałam, aż wróci z zakupami. Spakowałam jego rzeczy – szybko, bez sentymentu. Wrzuciłam do torby wszystko, co było jego: laptop, dresy, tę koszulkę, którą uwielbiał. Wyszłam na klatkę schodową i położyłam torbę pod drzwiami.
Gdy usłyszałam dźwięk windy, nie wytrzymałam. Otworzyłam drzwi i rzuciłam przez próg:
– Chcesz spać w piwnicy? To teraz naprawdę tam będziesz.
Spojrzał na mnie jak zbity pies.
– Julka, ale…
– Nie. Już nie jestem twoim apartamentem. Nie jestem twoją inwestycją. Wynajmij sobie nową rzeczywistość, Grzesiek.
Zatrzasnęłam drzwi, nie czekając na odpowiedź.
Nie rozumiał, w czym problem
Następnego dnia usłyszałam pukanie do drzwi. Ciche, niepewne. Jakby bał się, że znów wyleci z klatki razem z butami. Otworzyłam. Stał tam – z kwiatami. Róże, jak zwykle. Jakby róże mogły naprawić zdradę i obcych ludzi w moim domu.
– Julka… tylko daj mi powiedzieć, dobra? – zaczął od progu. – Ja... Ja naprawdę myślałem, że to ci się spodoba. Że cię zaskoczę. Chciałem poczuć się... potrzebny. Może nawet zaradny.
– Zaradny? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – Ty wystawiłeś naszą prywatność na licytację! Mieliśmy wspólny dom. Teraz czuję się jak portierka w pensjonacie!
Grzesiek opuścił wzrok.
– To tylko wtedy, kiedy cię nie było. Nigdy nie dopuściłbym, żeby ktoś był tu, kiedy jesteś w domu.
– Czy ty naprawdę nie rozumiesz, że dom to nie jest coś, co się wynajmuje, kiedy właściciela nie ma? – głos mi zadrżał. – To nie chodzi o pościel, Grzesiek. To chodzi o mnie. O to, że mnie zdradziłeś. Z moją nieobecnością. Z cudzym komfortem.
– Ale nie z żadną kobietą! – rzucił szybko. – To nie była zdrada! Przecież...
– A gdybym ja, kiedy jesteś na piwie z kumplami, wynajęła twoje łóżko? I spała w kuchni? Jakby nigdy nic?
Zamilkł. Może pierwszy raz coś do niego dotarło. Może.
– Nie jestem złym człowiekiem, Julka – powiedział w końcu. – Po prostu czasem robię głupie rzeczy. Ale z dobrych pobudek. Naprawdę wierzyłem, że ci pomagam.
– Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ty naprawdę tak myślałeś – szepnęłam.
A potem zamknęłam drzwi. Cicho, bez trzaskania. I usiadłam obok kwiatów, które już traciły płatki.
Odzyskałam swój dom
Minął tydzień. Grzesiek nie dzwonił. Nie pukał do drzwi. Czasem tylko jakaś sąsiadka mówiła, że widuje go w piwnicy, jak wyciąga kabel z przedłużacza albo wynosi materac. Jakby sam próbował się z niej wymeldować.
Nie płakałam. Może trochę – jedną noc, kiedy oglądałam nasze wspólne zdjęcia z czasów, gdy wszystko było proste. Gdy jeszcze wierzyłam, że Grzesiek to tylko „wolny duch”, a nie ktoś, kto potrafi sprzedać kawałek mojego domu za 140 złotych za noc.
Siedziałam w pustym salonie z kubkiem w dłoniach. Tym z liskiem. Moim. Nikt inny już z niego nie pił. Przynajmniej nie bez mojego pozwolenia. Mieszkanie znowu pachniało naszym życiem – tym, co było przed całą farsą. Ale ten zapach też mnie zdradzał. Wiedziałam, że on już nie będzie taki sam. Nigdy nie zasnę spokojnie, nie patrząc na drzwi od łazienki i zastanawiając się, kto trzymał szczoteczkę obok mojej.
Grzesiek zostawił mi list. Nie otworzyłam. Nie dlatego, że nie chcę znać jego słów. Po prostu... teraz to nie ma znaczenia. On powiedział już wszystko. Za dużo i za późno. Patrzyłam przez okno na ludzi idących szybko chodnikiem. Zimno. Szarówka. Idealna pogoda na refleksję. „Może czas wystawić też siebie. Na lepsze życie”.
Julia, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Synowa zmieniła zamki w drzwiach i zostawiła mnie na wycieraczce. Teraz oglądam wnuki tylko na zdjęciach”
- „Cieszyło mnie, że żona ma smykałkę do biznesu. Nie myślałem jednak, że nasz związek też traktuje jak dobrą transakcję”
- „Chciałam urządzić mieszkanie po taniości. Pojechałam po używany fotel z ogłoszenia, a przywiozłam przyszłego męża”

