Reklama

Kiedy na mojej drodze pojawił się Marek, to nawet nie przyszło mi do głowy, że w przyszłości zostanie on moim mężem. Wprawdzie lubiłam go, ale daleko nam było do porywów namiętności czy motylków w brzuchu. Dodatkowo Marek nigdy nie dał mi odczuć, że jestem kobietą, na którą warto zwrócić uwagę. A mimo to zdecydowałam się wyjść za niego za mąż. Być może trochę z braku innych alternatyw. I dopiero w dniu ślubu poczułam się prawdziwą kobietą. Niestety nie była to zasługa mojego męża.

Nie sądziłam, że weźmiemy ślub

Nigdy nie miałam zbyt dużego szczęścia w miłości. Wprawdzie byłam w dwóch poważnych związkach, ale żaden z nich nie przetrwał. I wtedy poznałam Marka. Pojawił się w moim życiu przez zupełny przypadek.

– Dzień dobry. Dostałem zlecenie na naprawę pani komputera – usłyszałam obok męski głos. Od kilku godzin walczyłam ze służbowym sprzętem i w końcu postanowiłam poprosić o fachową pomoc.

– No nareszcie – powiedziałam zirytowana. Szefostwo miało na głowie inne sprawy i naprawa mojego komputera nie była na pierwszym miejscu ich priorytetów. „Ale wymagają wykonania roboty” – psioczyłam w duchu. Ten dzień wybitnie nie należał do najbardziej udanych i chciałam, aby zakończył się jak najszybciej.

Na szczęście Marek okazał się całkiem sprawnym komputerowcem i dosyć szybko poradził sobie z problemem.

– Gotowe – powiedział z uśmiechem. A potem nieśmiała zapytał, czy jest jeszcze coś, w czym mógłby mi pomóc.

– Nie – odburknęłam niezbyt miło. Było już dosyć późno, a mnie znowu czekały nadgodziny. I wcale nie miałam ochoty, aby informatyk stał mi nad głową i zajmował mój cenny czas.

– Ok – odpowiedział tylko. A potem odwrócił się na pięcie i poszedł w swoją stronę.

Wtedy nawet nie przypuszczałam, że Marek już na dobre zadomowi się w moim życiu. Byłam przekonana, że moje spotkanie z nim było jednorazowe i nasze drogi więcej się nie przetną. No chyba, że służbowo.

Nasz związek był nudny

Stało się inaczej. Już kilka dni później mój komputer znowu wymagał interwencji. I znowu obok mojego biurka pojawił się Marek.

Znowu się widzimy – powiedział z uśmiechem. A ja zauważyłam, że ma całkiem ładny uśmiech, który rozświetla mu całą twarz.

Tym razem byłam nieco milsza. A gdy zaprosił mnie na kawę, to się zgodziłam. I od tego wszystko się zaczęło. Przez cały okres narzeczeństwa. Sama nie wiem, dlaczego zaczęłam się z nim spotykać. Być może po prostu potrzebowałam męskiego towarzystwa, a Marek akurat był obok.

– Zamieszkamy razem? – zapytał mnie któregoś razu. A kiedy zadałam mu pytanie, co go skłoniło do takiej propozycji, to odpowiedział, że ekonomia.

I tak właśnie wyglądał nasz związek. Marek był człowiekiem miłym, zaradnym i bardzo pragmatycznym. Jednak nie było w nim ani krztyny romantyzmu, namiętności czy spontaniczności. Czasami miałam wrażenie, że bliżej mu do robota niż do człowieka. Nie był też zbytnio wylewny.

– Podobam ci się? – zapytałam go któregoś razu, gdy szykowaliśmy się na wesele mojej kuzynki. Właśnie założyłam sukienkę i bardzo chciałam usłyszeć od mojego chłopaka jakiś komplement.

– Może być – powiedział tylko. A mnie najzwyczajniej w świecie zrobiło się przykro. Tym bardziej że poświęciłam naprawdę sporo czasu, aby zrobić się na bóstwo. – Pośpiesz się, bo się spóźnimy – usłyszałam jeszcze na koniec. Cóż było robić? Przełknęłam łzy, chwyciłam płaszcz i pobiegłam za Markiem do samochodu.

Szwagier był całkiem inny

Doskonale pamiętam dzień, w którym Marek poprosił mnie o rękę. Zawsze ten moment wyobrażałam sobie jako coś wzniosłego i romantycznego. A tymczasem mój chłopak pomiędzy kęsem chleba i pomidora zapytał, czy się pobierzemy. Nie mogłam w to uwierzyć. A mimo to się zgodziłam. Kilka dni wcześniej skończyłam trzydzieści lat i trochę obawiałam się, że nikogo lepszego już nie spotkam. A poza tym Marek wcale nie był taki zły. „Przynajmniej będę miała z nim spokojne życie” – myślałam. A potem spoglądałam na pierścionek zaręczynowy tkwiący na moim palcu i przekonywałam samą siebie, że dobrze zrobiłam. Problem w tym, że sama nie byłam tego taka pewna.

Przygotowania do ślubu ruszyły pełną parą. Marek dał mi wolną rękę, ale od razu zaznaczył, że musimy zmieścić się w określonym budżecie. Wcale mi to nie przeszkadzało, bo ja też nie chciałam wydawać na tę uroczystość zbyt dużych pieniędzy. I wtedy właśnie poznałam szwagra, który na naszym ślubie miał być fotografem.

– To mój brat – usłyszałam cierpki głos przyszłego męża. Marek rzadko opowiadał o swojej rodzinie, ale z tego, co zdążyłam się zorientować, to nie miał z nimi zbyt dobrych relacji.

– Miło mi – powiedział przystojny brunet, który ujął moją rękę i przytrzymał ja zdecydowanie dłużej, niż było to konieczne. – Marek nigdy się nie chwalił, że ma tak piękną narzeczoną – dodał z uśmiechem.

A ja poczułam, że robi mi się gorąco. Tego dnia byłam ubrana w dres i sportowe buty, więc nawet nie przypuszczałam, że ktoś mógłby mi powiedzieć taki komplement. Zresztą w ogóle nie byłam przyzwyczajona do jakichkolwiek komplementów, bo mój narzeczony nigdy mi ich nie mówił. Reszta popołudnia minęła nam na ustalaniu szczegółów zdjęć i filmów weselnych. Brat Marka okazał się profesjonalistą, który doskonale znał się na swojej robocie.

– Zresztą taka piękna panna młoda będzie wyglądała dobrze na każdym filmie i zdjęciu – powiedział pod koniec spotkania. A ja kolejny raz się zaczerwieniłam i nie wiedziałam, jak zareagować na kolejny w tym dniu komplement.

Jeszcze kilkukrotnie przed ślubem spotkałam się z Krzyśkiem, aby ustalić wszystkie szczegóły. A on któregoś razu zadał mi pytanie, które zupełnie zbiło mnie z pantałyku.

– Jesteś pewna, że chcesz wyjść za mąż za mojego brata? – usłyszałam.

Byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Ale w końcu przytaknęłam.

– To dobry człowiek – powiedziałam. I aż sama byłam zaskoczona, że nie przeszło mi przez gardło, że go kocham.

W dniu ślubu poczułam się kobietą

W dniu ślubu obudził mnie deszcz. „Może to jakiś znak” – pomyślałam smutno. Ale potem szybko się zbeształam i ruszyłam na spotkanie swojej przyszłości.

– Pięknie wyglądasz – powiedziała mi siostra, gdy tylko zobaczyła mnie w sukni ślubnej. Szkoda tylko, że mój przyszły mąż nie zdobył się na takie wyznanie i jak zobaczył mnie przed ołtarzem, to tylko lekko się uśmiechnął. „Nawet w takich okolicznościach nie może zdobyć się na komplement” – pomyślałam rozczarowana. Zupełnie inaczej rzecz się miała z jego bratem.

– Jesteś najpiękniejszą panną młodą, jaką do tej pory filmowałem – powiedział z uśmiechem. A ja po raz pierwszy poczułam, że być może popełniłam błąd.

Przez całe wesele brat Marka adorował mnie na każdym kroku. Wielokrotnie powtarzał, że jestem piękna i zabawna, a suknia ślubna leży na mnie jak na modelce. Przez cały ten czas mój mąż nie zdobył się na żaden komplement. Co więcej – czasami miałam wrażenie, że jestem mu zupełnie obojętna. I tylko pozostawało mieć nadzieję, że chociaż po ślubie to się zmienić.

– Wszystko będzie dobrze. To tylko stres – siostra próbowała mnie pocieszyć. Chyba zauważyła, że nie jestem najszczęśliwszą panną młodą.

I kiedy tak stałam i patrzyłam na swojego obojętnego męża, to podszedł do mnie szwagier.

Marek nie zasługuje na taką kobietę jak ty – powiedział cicho. A potem ujął moją dłoń i spojrzał mi głęboko w oczy. – Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć – dodał.

Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Ale przez cały wieczór myślałam o tym, co usłyszałam. Jednak kiedy chciałam porozmawiać ze szwagrem, to zorientowałam się, że już go nie ma. Został tylko mój mąż, który wciąż nie był w stanie powiedzieć mi żadnego komplementu. Słowa szwagra jeszcze długo nie chciały wyjść mi z głowy. To właśnie on, a nie mój mąż sprawił, że na swoim weselu poczułam się jak prawdziwa kobieta. To jedno zdanie wypowiedziane przez Krzyśka sprawiło, że moje wątpliwości co do tego ślubu jeszcze bardziej się nasiliły. Ale stało się. A ja tkwię w związku z mężczyzną, który w swojej żonie nie widzi prawdziwej kobiety, a jedynie zwyczajną towarzyszkę życia.

Katarzyna, 30 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama