Reklama

Miałam wtedy dwadzieścia dziewięć lat i byłam przekonana, że wychodzę za mężczyznę mojego życia. Tomek – mój partner od sześciu lat – nie był ideałem, ale dla mnie był kimś, kto mnie znał jak nikt inny. Wiedział, że lubię spać z zimną nogą wystającą spod kołdry, że nie znoszę, gdy ktoś przekręca moje imię, i że nienawidzę czekolady z miętą. A mimo to... kochał mnie. Tak przynajmniej myślałam.

Przygotowania do ślubu trwały prawie rok

Były wzloty, spory, kompromisy i wzruszenia. Przez większość czasu Magda – moja świadkowa i przyjaciółka jeszcze z podstawówki – była przy mnie. Pomagała, doradzała, wspierała. Wiele razy to właśnie ona trzymała mnie za rękę, gdy zaczynałam panikować. Czasem tylko miałam dziwne wrażenie, że coś ukrywa. Nie umiałam tego nazwać. Takie spojrzenia kątem oka, przygaszony uśmiech, milczenie, gdy dzwonił Tomek i wychodziła z pokoju. Wmawiałam sobie, że to tylko stres. Że przecież Magda i Tomek nigdy za sobą nie przepadali – nie mieli o czym rozmawiać, więc może o to chodzi.

W noc przed ślubem nie mogłam zasnąć. Nie z ekscytacji. Z niepokoju. Miałam wrażenie, że coś się wydarzy. Że coś się kończy, zanim jeszcze na dobre się zacznie. Wstałam o szóstej. Spałam może trzy godziny. Makijażystka miała być za chwilę, więc nałożyłam sobie płatki pod oczy i poszłam zrobić kawę. Magda już krzątała się w kuchni, w satynowym szlafroku, jakby to był jej ślub.

– Nie możesz spać? – zapytała z tym swoim serdecznym uśmiechem, ale ja nie odpowiedziałam od razu. Czułam, jak mi się zaciska żołądek.

Wzięłam kubek i sprawdziłam telefon. I wtedy to się stało.

Jedna wiadomość. Z nieznanego numeru.

Gratulacje, ale wiedz, że Tomek nie zerwał z Martą. Nadal się spotykają. Zapytaj Magdy, ona wie wszystko”.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Przeczytałam jeszcze raz. Potem jeszcze raz. Nie, to jakiś żart. Ktoś się wygłupia. Przypadek.

– Wszystko okej? – Magda podeszła bliżej, ale szybko schowałam telefon.

– Jasne, tylko... wiadomość z pracy. – Uśmiechnęłam się, choć czułam, że zaraz zwymiotuję.

Makijażystka gadała o pogodzie, ale nie słyszałam połowy tego, co mówiła. Patrzyłam na Magdę kątem oka, jak coś szepcze do telefonu. Czy to możliwe? Czy to możliwe, że ona...? Nie, przecież to Magda. Znałam ją od dziecka. Albo tylko myślałam, że znam.

Pół godziny później robiłyśmy selfie w lustrze, a ja uśmiechałam się jak kukła.

W głowie miałam jedno: zapytać Tomka. Albo... zapytać Magdę. Ale nie teraz. Nie tu. Nie przed ślubem.

Jeszcze chwilę udam, że wszystko jest, jak trzeba.

Złożyliśmy przysięgę

Głos mi zadrżał tylko raz – przy słowie „uczciwość”. Może dlatego, że właśnie wtedy spojrzałam Tomkowi w oczy i coś w nich zobaczyłam. Albo nie zobaczyłam nic. Pustkę.

Wesele rozkręcało się szybko. Goście tańczyli, a ja jak automat podziękowałam rodzicom, przyjęłam kwiaty, piłam szampana. I cały czas czułam, że coś mnie od środka rozrywa.

Złapałam Tomka, gdy wychodził na papierosa.

– Hej, mogę na chwilę? – szepnęłam, trzymając go za rękę.

Zeszliśmy za róg sali, tam, gdzie nikt nas nie widział.

– Kto to jest Marta? – wypaliłam bez ostrzeżenia.

Tomek zamarł.

– Co? – Uśmiech zszedł mu z twarzy.

– Dostałam SMS-a. Ktoś twierdzi, że nadal się z nią spotykasz.

To jakiś absurd – odparł, ale zbyt szybko. Zbyt mechanicznie. – Ktoś chce nam zaszkodzić. Pewnie zazdrości.

– Czy Magda o tym wie? – zapytałam cicho.

– Magda? Co ma do tego Magda?

– Nie wiem. Może ty mi powiesz.

Zaczął się śmiać. Ale to nie był śmiech rozbawienia. Raczej paniki.

– Anka, kochanie, wiesz, że cię kocham, prawda? To wszystko to jakiś żart, manipulacja.

– Nie odpowiedziałeś.

Bo nie ma na co odpowiadać! – podniósł głos.

Wróciliśmy do środka. Orkiestra właśnie grała „Zawsze tam, gdzie Ty”. A ja poczułam, że on właśnie nie jest tam, gdzie ja.

I wtedy zauważyłam, jak Magda wychodzi bocznymi drzwiami. Sama. Nie zastanawiając się długo, ruszyłam za nią.

Magda rozmawiała przez telefon

Stała na tyłach sali, przy kuchennym wejściu. Skuliłam się za słupem i usłyszałam tylko strzępy:

– …nie, ona nic nie wie… – szeptała nerwowo. – …miałeś się nie odzywać… To miał być koniec…

Zacisnęłam pięści. Już nie było wątpliwości.

Wyszłam zza rogu.

– Z kim rozmawiasz?

Magda zbladła.

– Anna… co ty tu robisz?

– Słyszałam wszystko.

– To… nie tak, jak myślisz.

– Nie? To w takim razie wyjaśnij mi, co znaczy „ona nic nie wie”?!

– Boże, Ania, nie zrozumiesz – Magda zrobiła krok w moją stronę. – Ale to nie... ja nie... nigdy!

– Kiedy?! – wrzasnęłam. – Kiedy był ten błąd?! Przed zaręczynami? W czasie?! Wczoraj?!

– Nie... Anka, proszę cię...

Wtedy pękło we mnie wszystko. Zdjęłam obrączkę, która jeszcze godzinę temu wydawała się symbolem wieczności, i rzuciłam nią o kafelki.

– Mam dość tego przedstawienia. Wychodzę.

– Anka, nie... proszę cię, nie psuj sobie życia przez jakiś jeden głupi błąd...

To nie był mój błąd – wycedziłam i odeszłam, zostawiając ją w korytarzu z telefonem przy uchu i łzami, które – miałam nadzieję – były szczere.

Ale w tamtej chwili już mnie to nie obchodziło.

Siedziałam przy kuchennym stole w domu mamy, wciąż w sukni ślubnej. Dół był brudny, tren podarty. Zmywałam z twarzy makijaż, który już dawno spłynął razem z łzami.

Mama nalała mi herbaty.

– Powiesz mi w końcu, co się stało? – zapytała cicho.

– Zdradził mnie – wykrztusiłam. – Z Magdą. A może z Martą. Albo z obiema. Nie wiem.

Mama westchnęła. Nie wyglądała na zaskoczoną. Raczej jakby usłyszała coś, czego się obawiała.

– Wiesz… zawsze miałam przeczucie, że Magda ci zazdrości. Była z tobą, ale zawsze tak dziwnie komentowała Tomka.

– Czemu mi tego nie powiedziałaś?

– Bo ty byłaś zakochana, Aniu. A ja nie chciałam mieszać, może się myliłam… Ale widziałam, że patrzyła na niego inaczej niż powinna.

Wstałam. Musiałam się ruszyć. Weszłam do sypialni, tej samej, w której spędziłam dzieciństwo. Na komodzie leżał stary telefon Tomka. Oddał go kiedyś, bo „nie działał”, a potem o nim zapomniał. Wzięłam go do ręki i po kilku sekundach udało mi się go odblokować.

Wiadomości. Marta.

„Tęsknię. Wczoraj było cudownie.”

„Nie mogę się doczekać, aż wreszcie się rozwiedziesz.”

„Obiecujesz, że z nią zerwiesz po ślubie?”

Zrobiło mi się zimno. Całe ciało mi drżało, ale palce były lodowate.

Wzięłam telefon i napisałam:

„Musimy porozmawiać. Wiesz dlaczego. Anna, jeszcze-żona Tomka”

Wysłałam wiadomość do Marty.

Spotkałyśmy się w parku

Marta siedziała na ławce, opatulona w kurtkę mimo ciepła. Zobaczyła mnie i wstała, jakby chciała uciec, ale nie zdążyła.

– Anna… ja…

– Po prostu powiedz mi prawdę. Wszystko.

Westchnęła ciężko.

– My… widywaliśmy się. Tak, do niedawna. Myślałam, że coś z tego będzie. Że on w końcu się zdecyduje. Ale nigdy nie powiedział mi, że bierze ślub. Nigdy.

– Kiedy się ostatni raz widzieliście?

– Tydzień temu. Powiedział, że z tobą jest źle. Że to już koniec. Że czeka tylko, aż będzie po wszystkim, żeby się z tobą rozstać.

Zacisnęłam pięści.

– A Magda?

Marta spojrzała na mnie niepewnie.

– Myślałam, że to wasza przyjaciółka. Ale to ona mi wszystko przekazywała. Umawiała nas, pilnowała, żebyś się nie dowiedziała. Pisała do mnie z jego telefonu. Mówiła, że to „dla dobra Tomka”.

– Dla dobra Tomka... – powtórzyłam szeptem, bardziej do siebie niż do niej.

Zrobiło mi się słabo. Usiadłam obok niej, ale nie spojrzałam już w jej stronę.

– Przepraszam – powiedziała cicho.

– Nie przepraszaj mnie. Sama sobie jestem winna, że byłam taka ślepa.

Marta milczała. A ja czułam, że coś się we mnie kończy. Jakby ktoś właśnie zgasił ostatnie światło.

Wróciłam do mieszkania sama. Weszłam powoli, jakby to było obce miejsce. W kącie wciąż stały nasze walizki, spakowane na podróż poślubną. Na kanapie leżał garnitur Tomka. Pachniał jego wodą kolońską i zdradą.

Usiadłam na łóżku. Zegar w kuchni tykał głośno. Każda sekunda brzmiała jak wyrzut. Nie płakałam. Już nie. Byłam pusta. Jakby wszystko, co mnie trzymało, właśnie się rozsypało. I został tylko kurz. Złapałam telefon. Nie było nowych wiadomości. Tomek nie dzwonił. Magda też nie. Cisza. Głucha, przytłaczająca.

Patrzyłam na ekran, na tapetę – nasze wspólne zdjęcie sprzed roku. Uśmiechnięci, zakochani, głupi. Usunęłam je. Potem usunęłam jego numer. I numer Magdy. Nie wiem, co dalej. Nie wiem, czy będę się z nim rozwodzić. Może tak. Może nie. Ale wiem jedno – nigdy więcej nie zaufam nikomu bezgranicznie. Bo czasem ci, którzy trzymają cię za rękę, są tymi samymi, którzy wbijają nóż w plecy.

Ania,31 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama