Reklama

Nie będę nikogo zanudzać historią, jak poznałam Darka, jak się w sobie zakochaliśmy i zostaliśmy małżeństwem. Powiem tylko tyle, że jesteśmy nim od ponad dziesięciu lat. Czy też byliśmy… do niedawna. Pozostawaliśmy w związku małżeńskim przez dekadę… aż trudno w to uwierzyć. Przy czym połowę z tego walczyłam z nim, żeby przestał pić.

Z perspektywy czasu wydaje mi się, że od zawsze miał problemy z alkoholem, tylko ja jakoś miałam wyłączony radar. To dziwne, bo mój tata był alkoholikiem i wiem, przez co przechodziła mama. Mnie się natomiast wydawało, że on po prostu lubi imprezy, ale w pewnym momencie było tego za dużo i za często – nawet jak na moją tolerancję.

Może swoją drogą dlatego tak długo to znosiłam, bo w pewnym sensie, przez problem ojca, przywykłam do tego i wielu rzeczy nie widziałam od razu. No… nie ma co gdybać.

Na pewno bardzo mi zależało na tym, by ratować nasze małżeństwo, więc gdy tylko zdałam sobie sprawę z problemu (czy też mówiąc wprost: przestałam wypierać prawdę), próbowałam rozmów, próśb, tłumaczeń, gróźb i co tylko można sobie wyobrazić.

Jak się łatwo domyślić, nic nie działało. Ja natomiast zachowywałam się jak klasyczna osoba współuzależniona. Z tego jednak zdałam sobie sprawę jeszcze później, a dokładniej uświadomiła mi to moja przyjaciółka, Iza.

– Kochana, przecież ty wiesz, jak to działa – mówiła. – On musi chcieć.

– Ale jak mam mu pomóc zrozumieć, że warto? Że ma rodzinę, ma mnie, ma pracę, całe życie przed sobą…

– W tym rzecz Karola, że to on musi czuć, że chce, a nie ty masz mu tę motywację podać na tacy. To on musi zrozumieć, co straci.

Znałyśmy się od dziecka. Od takiego małego brzdąca. Razem biegałyśmy po osiedlu. Była moją bratnią duszą i powierniczką, a ja jej. Poza nią bardziej ufałam tylko matce.

– I wiesz, co tak naprawdę powinnaś zrobić?

Westchnęłam.

– Tak, wiem. Powinnam odejść, ale nie jestem na to gotowa – odpowiadałam całymi latami.

Moja cierpliwość w końcu się wyczerpała

Po prawie pięciu latach postanowiłam się poddać. Walczyłam wystarczająco długo – razem wyszło dziesięć lat. Wiedziałam jednak, że nie mogę tego zrobić na łapu capu, bo zostanę z niczym. W naszym związku to on zarabiał więcej. Był spawaczem i dostawał naprawdę duże pieniądze na budowach i nie tylko.

Ja natomiast miałam własną działalność kosmetyczną. Robiłam paznokcie, farbowałam włosy, robiłam makijaż i inne takie rzeczy, które dla kobiet są ważne. O tyle dobrze, że nie miałam etatu i mogłam postarać się o więcej zleceń i sobie dorobić. Chciałam zabezpieczyć sobie możliwość wyprowadzenia się i opłacenia wszystkich kosztów.

Dodać muszę, że mieszkanie, w którym mieszkaliśmy z Darkiem, należało wyłącznie do niego. Nigdy nie zostałam jego współwłaścicielką, a dostał je w spadku po babci. Tak więc w momencie, w którym bym się wyniosła, zostaję bez dachu nad głową. Na kredyt na mieszkanie nie było mnie natomiast stać wcale. Na początek planowałam jakiś wynajem. Poza tym nie był to dobry moment na kupno czegoś własnego. Dlaczego? Bo mamy wspólność majątkową i gdybym kupiła mieszkanie teraz, miałby do niego prawo.

– Słusznie kombinujesz – Iza pokiwała głową, gdy opowiedziałam jej o moich planach. – Tę kasę musisz jednak gdzieś wpłacać i nie może być na twoje nazwisko. Pogadaj może z rodzicami albo z bratem.

Nie chciałam angażować rodziny w takie finansowe przepychanki. Zresztą nie czułam się jeszcze gotowa obwieścić światu swojej decyzji. Zwierzyłam się z niej tylko Izie.

– Słuchaj… wiem, że proszę o wiele, ale może ty byś mi tę kasę przechowała? – zapytałam.

– Wolałabym się nie mieszać…

– Wiem i rozumiem – powiedziałam ze smutkiem w głosie.

– Ale ci pomogę. Założymy konto na moje nazwisko i będziesz sobie tam trzymała pieniądze – dodała Iza z uśmiechem. Rzuciłam się jej na szyję, szczęśliwa, że mam na kogo liczyć. Borze szumiący… jak bardzo się myliłam… ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam.

No i tak sobie dziergałam na to konto. Zaczęłam więcej pracować, ale mąż tego nie zauważał za bardzo, bo po pracy siadał przed telewizorem z piwem i tam zasypiał. Nie wiedział więc nawet, o której wracałam do domu. Smutne, ale w tamtym czasie było mi to już bardzo na rękę.

Przyszedł czas złożyć pozew o rozwód

Choć żyłam z tą myślą rok, to i tak, jak przyszło co do czego, nie było łatwo. Mimo wszystko odbiera się to trochę jak własną porażkę. Tak, wiem – bez sensu, a jednak takie wrażenie pozostaje. Pozostaje też uczucie żalu i niespełnionych nadziei. W sumie dobrze, że nie mieliśmy dzieci.

Zdecydowałam się na złożenie pozwu z orzekaniem o winie, bo uznałam, że jeśli się uda, powinnam wywalczyć dla siebie alimenty. Mąż zaniedbywał mnie latami. Teraz zostanę z niczym w zasadzie, więc muszę spróbować zawalczyć o coś dla siebie. Z niczym oficjalnie, bo przez rok udało mi się uzbierać na koncie zadziwiająco dużą kwotę: prawie trzydzieści tysięcy złotych. Samą mnie to zaskoczyło, jak wiele mogę zdziałać, gdy nie muszę zajmować się pijanym trutniem.

Jesteś bardzo dzielna – powiedziała Iza, gdy któregoś dnia podzieliłam się z nią tą informacją. Chciałam się pochwalić, a ona wiedziała przecież o wszystkim.

Jak się łatwo domyślić, Darek dostał szału, jak dowiedział się o pozwie. Wyprowadziłam się wcześniej, niż dostał odpis pozwu. Na moją wyprowadzkę w zasadzie nie zwrócił uwagi. Zadzwonił pierwszego dnia zapytać, gdzie jestem i gdzie są moje rzeczy.

– Darek, wiele razy ci mówiłam, że jeśli nie przestaniesz pić, to się wyprowadzę.

– No jasne, wyniosłaś się, to jak to ma mnie zmotywować? Teraz to już będzie koniec!

– Nie koniec, tylko początek. Ja już dłużej nie mogę w tym tkwić.

I to w zasadzie tyle. Natomiast gdy dostał pismo z sądu, zadzwonił i wyzywał mnie takimi słowami, że nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Rozłączyłam się, bo nie było sensu próbować rozmawiać.

Pół roku później odbyła się rozprawa, na którą wezwani byli świadkowie. Wśród moich byli moi rodzice, brat, kilkoro znajomych i oczywiście moja przyjaciółka Iza.

Nikt nigdy mnie tak nie zawiódł

Najbardziej oczywiście liczyłam na pomoc przyjaciółki i najbardziej się zawiodłam. Początkowo odpowiadała wzorowo. Mówiła o tym, jak walczyłam o nasz związek, jak tłumaczyłam, że prosiłam, by poszedł na terapię. Opowiadała, jak sama zapisałam się na terapię, bo już nie dawałam sobie rady, a potem… wyśpiewała wszystko.

– Karola planowała to już rok wcześniej.

– Ale co? – zapytał sędzia.

– Wyprowadzkę. Zaczęła sobie odkładać kasę, żeby mieć na start.

– Skąd pani o tym wie?

– Bo założyła konto na moje nazwisko. Całkiem ładnie jej poszło! Jestem z niej dumna, bo ma prawie trzydzieści tysięcy złotych.

Mój mąż po drugiej stronie sali prawie się udławił na tę wiadomość, a ja nie mogłam uwierzyć, że ona to mówi. Przecież po to to było na jej nazwisko, żeby on nie wiedział. Żeby nikt nie wiedział!

Po wszystkim, gdy wyszłam z sali, ona dalej była na korytarzu.

– I jak poszło? – zapytała z uśmiechem.

– Jak poszło? Przecież on miał o tym nie wiedzieć!

– Ale zeznawałam pod przysięgą! Nie mogłam składać fałszywych zeznań!

Ale kto by miał wiedzieć, że je składasz, skoro o koncie wiedziałam tylko ja i ty? – miałam wrażenie, że ktoś odebrał Izie rozum. Czy ja naprawdę aż tak nie znam się na ludziach?

– A kto wie, czy kiedyś byś nie powiedziała! – tego było za wiele. Jak mogła tak w ogóle pomyśleć i powiedzieć? Pierwszy raz w życiu miałam ochotę kogoś uderzyć. Odwróciłam się i poszłam w drugą stronę.

Od tego czasu, a minęło ledwie kilka miesięcy, nie rozmawiałam z Izą. Próbowała do mnie dzwonić, a nawet kontaktować się przez mojego brata, ale ja nie chcę z nią mieć nic wspólnego. Jak można było przekreślić tyle lat znajomości? Ja jej zaufałam, a ona wątpiła we mnie?

Karolina, 36 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama