„W czasie jesiennych porządków zobaczyłam coś, czego nie powinnam. Próbowałam ostrzec sąsiada, ale tylko się pogrążyłam”
„Zamarłam. Ścierka wypadła mi z dłoni. Przez okno patrzyłam, jakby to był film. Jak w transie zrobiłam zdjęcia. Gdy wrócili do domu, długo stałam w miejscu. Potem, niemal odruchowo, sięgnęłam po telefon i sprawdziłam fotki. Były dość wyraźne”.

- Redakcja
Od dekady mieszkam na spokojnym osiedlu domków jednorodzinnych pod Warszawą. Samotna. Nie mam dzieci, męża, nawet kota. Ale mam rutynę. Porządek w szafkach, równo ułożone ręczniki, sezonowe mycie okien.
To właśnie podczas tej zwykłej czynności – z wiadrem, płynem i ściereczką w dłoni – zobaczyłam coś, co nie daje mi spokoju do dziś. Ola, sąsiadka z naprzeciwka – młodsza, piękna, z idealnym życiem i równie idealnym mężem Danielem – stała w ogrodzie. Ale nie sama. Objął ją jakiś mężczyzna. Nie mąż. Obcy. I wtedy… pocałowali się. Jak para zakochanych.
Zamarłam. Ścierka wypadła mi z dłoni. Przez okno patrzyłam, jakby to był film. Jak w transie zrobiłam zdjęcia. Gdy wrócili do domu, długo jeszcze stałam w miejscu. Potem, niemal odruchowo, sięgnęłam po telefon i sprawdziłam zdjęcia, które zrobiłam. Trzy, dość wyraźne.
Nie chciałam tego widzieć. Ale nie mogłam też udawać, że nic się nie stało. „Daniel zasługuje naprawdę” – pomyślałam. Ale może… to nie moja sprawa?
Robiłam to dla jego dobra
Wzięłam się na odwagę i poszłam do niego, gdy wiedziałam, że jest sam.
– Dzień dobry. Masz chwilę? – zapytałam. Głos mi drżał, choć starałam się brzmieć spokojnie.
– Jasne, coś się stało? – uniósł brwi, zaskoczony.
– Może porozmawiamy... nie tutaj – wskazałam głową w stronę wnętrza mieszkania.
Zamknęłam drzwi i poczułam, jak serce wali mi jak młotem. Gdy odwróciłam się do niego, już wiedziałam, że nie ma odwrotu.
– Przepraszam, że się wtrącam. Ale... widziałam coś. Nie chciałam, to nie tak, że podglądam, po prostu... myłam okna i...
– O co chodzi? – przerwał mi, marszcząc czoło.
– Twoja żona. Była z kimś w ogrodzie. Z obcym mężczyzną. Całowali się. Zrobiłam zdjęcia... nie żeby cię skrzywdzić, tylko... żebyś wiedział – wyciągnęłam telefon, trzymając go jak brudny przedmiot.
Nawet nie spojrzał na telefon.
– Co?! Ty chora babo... – jego twarz pobladła, a zaraz potem zaczerwieniła się ze złości. – Co ty sobie myślisz?! Chcesz nam rozbić małżeństwo? Zazdrościsz, bo jesteś sama?!
– Nie... ja tylko...
– Jak można tak kłamać?! Z nudów, z samotności! Pewnie już ci się wszystko miesza w głowie – wysyczał i otworzył drzwi. – Nie waż się więcej wchodzić między mnie a moją żonę!
Prawie mnie wypchnął na korytarz. Zatrzasnął drzwi tak, że zadrżały szyby. Stałam na środku korytarza z pulsującym bólem w głowie. Nigdy nie czułam się tak upokorzona. To nie tak miało wyglądać. Chciałam mu tylko pomóc.
Zaczęli się na mnie mścić
Na początku myślałam, że to tylko moja wyobraźnia. Że może Daniel się wygadał w nerwach, może Ola coś usłyszała i teraz patrzą na mnie inaczej. Ale z dnia na dzień zaczęło się robić coraz dziwniej. Pani Halinka, która zawsze zagadywała mnie przy furtce, teraz przechodziła z wyraźnie odwróconym wzrokiem. Sąsiad z końca ulicy, ten od labradora, już nie odpowiadał na „dzień dobry”. Zamiast tego tylko spojrzenie – krótkie, lodowate.
Potem ktoś podrzucił śmieci pod moją furtkę. Siatka z obierkami, papiery, butelki. Raz, drugi, trzeci. Zgłosiłam to do wspólnoty, ale nic to nie dało. Któregoś ranka znalazłam przyklejoną do drzwi kartkę: „Uważać na nią – plotkara i psycholka”. Przyspieszył mi oddech.
Zadzwoniłam do Oli. Umówiłyśmy się na rozmowę przy bramie. Przyszła spóźniona, w ciemnych okularach i z uśmiechem, który nie miał nic wspólnego z sympatią.
– O co ci chodzi? – zaczęła, zanim zdążyłam otworzyć usta.
– Dlaczego mnie oczerniacie?
– Bo nie masz prawa wchodzić z butami w nasze życie. Co niby widziałaś?
– To, co się tam wydarzyło. Dobrze wiesz, co. Prawdę.
– Masz jakieś urojenia. Nikt ci nie wierzy. A Daniel teraz cię nienawidzi – rzuciła bezczelnie i odeszła, nie oglądając się za siebie.
Stałam jak wbita w ziemię. Sąsiedzi, których znałam od lat, teraz widzieli we mnie zagrożenie. Przez okna w domach czułam ich wzrok. Jakby czekali, aż zrobię kolejny krok. Może rzeczywiście powinnam się nie mieszać... Ale przecież to nie ja zrobiłam coś złego.
Musiałam postawić na swoim
Nie mogłam spać ani jeść. Myśl, że to ja jestem teraz „ta zła”, nie dawała mi spokoju. Co noc budziłam się zlękniona, sprawdzając, czy nikt nie podrzucił czegoś na posesję. Zaczęłam wyglądać zza firanki – i wtedy go zobaczyłam.
Ten sam mężczyzna. Tamten z ogrodu. Nie był przy Oli, ale krążył w pobliżu – jakby czekał. Dwa dni później pojawił się znów. Tym razem Ola wyszła do niego. Spotkali się przy przystanku, z dala od osiedla. Myśleli, że nikt ich nie widzi.
Zobaczyłam, jak trzymają się za ręce. Potem się pocałowali. Tym razem podkradłam się do nich w międzyczasie. Stanęłam za krzewem. Ręce mi się trzęsły, ale zdjęcie wyszło ostre. Wiedziałam, co robię. Wiedziałam też, do kogo pójdę. Do Daniela.
Zaproponowałam, żeby spotkali się ze mną na osiedlu, na skraju, gdzie nikt nas nie zobaczy. Przyszedł zrezygnowany, z miną, jakby nie chciał słuchać ani słowa więcej. Ale tym razem nie mówiłam nic. Tylko pokazałam ręką.
– Spójrz – szepnęłam.
Ola i tamten mężczyzna stali razem. Jakby byli sami na świecie.
– To... to niemożliwe... – Daniel wydukał z niedowierzaniem.
– To właśnie widziałam wtedy. I wiele razy później.
Długo milczał. Nie patrzył już na nich. Tylko przed siebie. Jakby szukał twardego gruntu pod nogami. W tamtej chwili wiedziałam, że świat mu się wali. I że nie będzie już odwrotu.
Wygrałam, ale czy na pewno?
Rozegrało się to zaledwie dwa dni później. Całe osiedle słyszało. Krzyki. Płacz. Trzask drzwi. Stałam w kuchni i parzyłam herbatę, kiedy usłyszałam wrzask Oli:
– To twoja paranoja! Podsłuchujesz, śledzisz, wymyślasz bzdury!
– Widziałem was! Na własne oczy, Ola! Przestań wreszcie kłamać! – Daniel krzyczał jakby nie do niej, ale do całego świata, który jeszcze chwilę wcześniej był jego domem.
– A może gdybyś był inny… gdybyś nie był taki przewidywalny, to nie musiałabym szukać emocji gdzie indziej! – wybuchnęła.
Zapadła cisza. Gęsta i duszna jak kurz w upalny dzień. Po niej – trzask drzwi. I już wiedziałam. Daniel się wyprowadził.
Następnego dnia zapukał do mnie. Stał w progu, z torbą podróżną, z oczyma jak po nieprzespanej nocy.
– Nie przyszedłem przepraszać – powiedział bez zbędnych ceregieli. – Ale... nie chciałem wiedzieć. Teraz dowiedziałem się – dzięki tobie.
– Wiem – odpowiedziałam cicho.
– Jest mi wstyd. Za wszystko. Za to, że ci nie uwierzyłem. Za to, że tak cię potraktowaliśmy.
Skinęłam tylko głową. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czasem nie trzeba mówić nic.
Po jego wyjściu usiadłam na fotelu. Za oknem kręciła się sąsiadka, ta, co wcześniej mnie unikała. Uciekała wzrokiem, ale wiedziałam, że słyszała wszystko. Chciałam prawdy. Teraz ją mam. Ale nikt nie powiedział, że to przyniesie ulgę.
Sprawa się wyjaśniła, niesmak pozostał
Minął miesiąc. Ola wyjechała. Podobno do siostry. Daniel wprowadził się do mieszkania swojej matki. Ja zostałam. W tym samym domu, przy tej samej ulicy. Ale już nie czuję się tu jak u siebie.
Sąsiedzi nadal patrzą na mnie spode łba. Nikt nie powiedział wprost: „przepraszam”. Nikt nie przyznał, że się pomylił. Nie spodziewałam się poklasku, ale nie sądziłam, że cena za prawdę będzie aż tak wysoka. Nikt nie zaprosił mnie na herbatę. Nie zagadał na ulicy. Nie zapytał, jak się czuję. Cisza może być gorsza niż najgorsze słowa.
Otwieram okna, bo już czas na wietrzenie. Jesienne liście leżą w ogródku Oli i Daniela, ale nikt ich nie sprząta. Nie ma już komu. Pusto tam. Nawet firanki zostały zdjęte.
Patrzę przez szybę. Odtwarzam w głowie tamten dzień. Całująca się para. Mój palec na ekranie telefonu. Zatrzymany moment, który uruchomił lawinę. Mogłam nie patrzeć. Mogłam nie robić zdjęć. Ale wtedy nie byłabym sobą.
Cisza w moim domu boli. Ale jeszcze bardziej bolałoby milczenie, gdybym udawała, że nic się nie stało. Myję znowu okna. Jak zawsze o tej porze roku. Jakby to miało coś oczyścić. Zmyć z nich nie tylko kurz, ale i tamten obraz. Choć wiem, że on już zawsze będzie częścią mojego widoku.
Martyna, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Weszłam do mieszkania syna i aż mnie cofnęło. Czułam się jak na wysypisku, a jemu wcale nie było wstyd”
- „Mój mąż wyliczał mi pieniądze z mojej własnej wypłaty. Zbuntowałam się i go zdradziłam, ale wcale nie tak, jak myślał”
- „Codziennie po zmroku słyszałem głośne jęki na cmentarzu. Ktoś wreszcie musiał sprawdzić, co tam się wyprawia”

