Reklama

W kuchni pachniało kapustą z grzybami, ale ten zapach nie ocieplał atmosfery. Choć choinka stała już ubrana, świeciła się nerwowo, jakby też czuła napięcie. Siedziałam przy stole i lepiłam uszka, a Zosia, moja kilkuletnia córeczka, coś rysowała kredkami obok, pochylona nad kartką, z językiem na brodzie.

Myślałam o nim

Mama krzątała się przy piekarniku, w milczeniu – jak zwykle, kiedy przychodziło do świąt. U nas święta nigdy nie były czasem rozmów. Zastanawiałam się, jak to się stało, że ja – kobieta po przejściach, samotna matka, która twardo stąpa po ziemi – wciąż tęsknię za czymś, czego nie znam?

Ojciec – ten temat w naszym domu był bardziej tabu niż polityka przy wigilijnym stole. Zniknął, kiedy miałam cztery lata. Niby „odszedł”, ale nikt nigdy nie powiedział dokąd, jak, dlaczego. Nie widziałam jego zdjęć, nie znałam jego głosu, nie kojarzyłam nawet jego twarzy. Mama, gdy tylko próbowałam pytać, natychmiast zmieniała temat albo rzucała krótkie:

– Po co rozdrapywać stare rany?

Z czasem nauczyłam się nie pytać, ale nie zapomniałam. Czasem, kiedy patrzę na Zosię, zastanawiam się, jak to jest być ojcem. Czy to ciężar, czy dar? Czy mój ojciec miał w sobie cień miłości do mnie? Czy byłby ze mnie dumny?

Odłożyłam jedno z uszek na deskę i nagle poczułam ukłucie w gardle. Przełknęłam ślinę, by nie dać się łzom. Tego dnia nie wolno płakać, tak mnie uczono.

Nie znałam ojca

Wszystko było gotowe. Obrus leżał idealnie wyprasowany, świeca paliła się w lampionie, a barszcz cicho pyrkał w garnku. Stałam przy stole i układałam sztućce, mama przemykała między kuchnią a pokojem, spięta jak zawsze, gdy coś nie szło po jej myśli, choć przecież wszystko wyglądało tak, jak powinno. Zosia śpiewała coś pod nosem, bujając nogami na krześle, jakby wyczuwała, że ten wieczór ma w sobie coś uroczystego, ale jeszcze nie rozumiała, że uroczystość nie zawsze znaczy radość.

I wtedy ktoś zapukał. To było wyraźne, zdecydowane pukanie. Zamarłyśmy. Mama spojrzała na mnie, ale nic nie powiedziała. Wstałam, wytarłam ręce o fartuch i podeszłam do drzwi. Przez chwilę stałam, wsłuchując się, czy się powtórzy. Znów pukanie. Otworzyłam.

Na klatce stał starszy mężczyzna, może koło siedemdziesiątki, z twarzą, której nie znałam. W jednej ręce trzymał czapkę, którą nerwowo ściskał, w drugiej torbę podróżną.

– Dzień dobry. Olga? Chciałem zobaczyć, jak wyglądasz – powiedział.

Cofnęłam się o krok.

– Kim… kim pan jest? – zapytałam, chociaż coś w środku już wiedziało.

Byłam w szoku

Z tyłu dobiegł mnie głos matki. Cichy, suchy, jakby mówiła do siebie, a nie do nas.

– Jerzy…

Przez chwilę słyszałam tylko szum w uszach i czułam, że serce wali mi tak, jak nie waliło od lat. Mężczyzna patrzył na mnie bez uśmiechu, jakby próbował się dopasować do obrazu, który sam stworzył. Patrzyłam na niego, nie mogąc się poruszyć. W głowie miałam chaos, a mimo to dostrzegłam drobne szczegóły – jak ściągnięte brwi, spierzchnięte usta, to, że co chwilę unosił dłoń, jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymywał.

– Olga, zamknij drzwi – powiedziała matka, ale nie podniosła głosu.

Nie zamknęłam. Stałam i patrzyłam w oczy człowiekowi, który kiedyś postanowił, że nie będzie mnie znał. A teraz stał tu i chciał tylko zobaczyć, jak wyglądam.

Usiedliśmy w czworo przy stole, tym samym, przy którym przed chwilą rozkładałam sztućce. Zosia bawiła się w pokoju, nieświadoma niczego. Mama nalała herbaty, nie pytając, czy ktoś chce. Jerzy, bo nie potrafiłam jeszcze powiedzieć „tata”, trzymał kubek w obu dłoniach, jakby potrzebował czegoś, co go zakotwiczy.

– Nie umiałem być ojcem, ale to nie twoja wina – powiedział spokojnie.

Chciałam poznać prawdę

Zacisnęłam palce na brzegu stołu. Głos miał miękki, cichy, a ja czułam, że każde jego słowo wbija się we mnie, choć nie było w tym żadnego dramatu, tylko prawda.

– Dlaczego teraz? Dlaczego dziś? – Zapytałam. Drżał mi głos.

– Widziałem cię kiedyś przez szybę. Miałaś wtedy może z dziesięć lat. Nie podszedłem.

Mama nie powiedziała nic. Siedziała sztywno, wpatrzona w swoje dłonie. Poczułam żal, który nosiłam w sobie od dziecka. Patrzyłam na matkę, na tego obcego mężczyznę, i nie wiedziałam, komu bardziej nie ufam.

– Nie chcę niczego – powiedział Jerzy. – Chciałem tylko spojrzeć na ciebie.

Milczenie zrobiło się ciężkie. Odwróciłam wzrok, nie chcąc, żeby zobaczył, że płaczę. Mama też unikała spojrzenia. Tylko serce waliło mi jak oszalałe. Po kilkunastu minutach Jerzy wyszedł bez słowa. Nie zapytał, czy może zadzwonić, nie poprosił o numer. Zamknęłam drzwi i przez chwilę opierałam się o nie plecami, jakby miały mnie przed czymś chronić. Potem odwróciłam się do mamy.

Nie wiedziałam, co myśleć

Stała przy oknie, tyłem do mnie.

– Ukrywałaś go przede mną – powiedziałam cicho. – Kłamałaś całe życie.

Nie odwróciła się, tylko westchnęła, jakby to wszystko, co miała do powiedzenia, zawierało się w jednym dźwięku.

– Bo tak było łatwiej.

– Nie dla mnie. Dla ciebie – odpowiedziałam ostro.

W końcu się odwróciła. Twarz miała bladą, jakby o kilka lat starszą niż rano.

– Zostawił nas bez słowa. Nie pisał, nie pytał o ciebie. Nie chciałam, żebyś żyła w oczekiwaniu albo w żalu.

– A teraz co mam zrobić z tym, że przez całe życie patrzyłam w pustkę, zamiast w twarz ojca?

Mama nie odpowiedziała. Oparła się o blat i patrzyła w ścianę, jakby tam mogła znaleźć odpowiedź.

– Nie wiem, które z was kłamie – powiedziałam. – Ale jedno wiem na pewno: nie miałam wyboru. Wybraliście za mnie.

Wyszłam z kuchni, zostawiając ją samą. Potrzebowałam powietrza, przestrzeni, czegokolwiek, co nie pachniało zawiedzionym dzieciństwem.

Zostałam z tym sama

Stanęłam przy oknie, patrząc na puste podwórko. Na ulicy śnieg był nieruszony, jakby nikt jeszcze nie miał odwagi wyjść z domu. Mama siedziała w kuchni i coś tam robiła. Nie odzywałyśmy się od rana, nie było już o czym rozmawiać. Wszystko, co miało paść, padło, a reszta została między nami jak gruby, niewidzialny mur.

Jerzy nie zadzwonił. Nie miał numeru i może dobrze. Może to nie był czas na rozmowy. Wyszedł tak samo, jak wszedł – cicho, bez oczekiwań. Zostawił wszystko w moim wnętrzu – ten bałagan należał teraz do mnie.

Nie wiem, co będzie dalej. Może ten dzień był tylko pęknięciem, szczeliną w twardej ziemi mojego życia, ale przez tę szczelinę wpadło coś, co poruszyło we mnie miejsce, które dawno zamknęłam. Jerzy nie przyszedł po nic. Chciał tylko zobaczyć, jak wyglądam i ja też chcę zobaczyć – siebie.

Olga, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama