„W Black Friday pokłóciliśmy się z mężem o toster na promocji. Potem było już tylko gorzej z naszym małżeństwem”
„Zbliżał się Black Friday. Przypomniałam sobie, że mieliśmy kupić nowy toster – stary przypala grzanki i pryska iskrami jak nasze relacje. Zwykły, głupi toster. Ale gdy wysyłam Markowi link do tego, który mi się podoba, nie spodziewam się, że to właśnie od tej drobnostki zacznie się koniec”.

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz Marek spojrzał na mnie tak, jakby widział we mnie coś więcej niż współlokatorkę. Od miesięcy wymieniamy tylko podstawowe komunikaty: „Kup mleko”, „Zgubiłem ładowarkę”, „Dobrze spałaś?”. Słowa, które mają podtrzymać pozory – jak drgająca żarówka, która jeszcze się świeci, choć już za chwilę zgaśnie.
Każdy dzień wygląda tak samo. Wstajemy, jemy śniadanie w ciszy, on znika do swojego zdalnego świata, a ja gonię terminy w marketingu, udając przed wszystkimi, że ogarniam życie. Wieczorem jesteśmy zmęczeni, ale to nie ten rodzaj zmęczenia, który się dzieli. To raczej znużenie sobą nawzajem.
Czasem zerkam na niego, jakby z dystansu, jakbyśmy już nie byli „my”, tylko dwoma samotnymi punktami na mapie. Czy to jeszcze miłość? A może tylko przyzwyczajenie, z którym wstyd się rozstać?
Zbliżał się Black Friday. Przypomniałam sobie, że mieliśmy kupić nowy toster – stary przypala grzanki i pryska iskrami jak nasze relacje. Zwykły, głupi toster. Ale gdy wysyłam Markowi link do tego, który mi się podoba, nie spodziewam się, że to właśnie od tej drobnostki zacznie się koniec.
Pokłóciliśmy się
– Serio, chcesz wydać 500 złotych na toster? – Marek podniósł brwi, jakby powiedział coś o kupnie jachtu, nie kuchennego sprzętu.
– Chcę mieć coś ładnego. Raz. W. Życiu – odpowiedziałam chłodno.
– Ale przecież ten za 100 zł też robi grzanki.
– A ja nie chcę „też robi grzanki”. Chcę czegoś, co mi się podoba.
– Dramatyzujesz.
– Ty bagatelizujesz. Jak zawsze.
Zapadła cisza. Znowu. Nasz ulubiony sposób rozwiązywania sporów – odwrócić się do siebie plecami, odliczać w myślach do dziesięciu i udawać, że nic się nie stało. Tyle że tym razem coś pękło.
– Możesz raz w życiu po prostu powiedzieć: „Okej, kup ten cholerny toster”? – rzuciłam, zaskakując samą siebie. Głos mi zadrżał.
– To nie chodzi o toster – odburknął. – To chodzi o to, że zawsze musisz mieć ostatnie słowo.
– Bo ty nigdy nie masz żadnego.
W tym momencie nie rozmawialiśmy już o tosterze. Ani trochę. To był symbol wszystkiego, co niewypowiedziane – jego braku zaangażowania, mojej frustracji, tej ciszy, która już nie koiła, tylko dławiła. Wróciłam do komputera i zamknęłam stronę sklepu. Nie kupiłam go.
Byłam wściekła
Marek przez dwa dni nie powiedział nic więcej niż: „Zrobić ci herbaty?” i „Masz może moje słuchawki?”. Nie odpowiedziałam. Albo tylko wzruszałam ramionami. Jego obojętność wcale mnie nie uciszała – wręcz przeciwnie. Gotowało się we mnie.
Wieczorem zadzwoniłam do Agnieszki. Zawsze wiedziała, co powiedzieć.
– Pokłóciliśmy się o toster – westchnęłam, siadając na podłodze z kieliszkiem wina.
– Ludzie nie kłócą się o tostery. Kłócą się o wszystko, czego nie powiedzieli przez ostatnie pięć lat – rzuciła bez litości. – Ty go jeszcze kochasz?
Zamilkłam. Nie wiedziałam. To było najgorsze.
– Ale to chyba nie jest powód, żeby wszystko niszczyć?
– A nie niszczycie się już codziennie?
Wróciłam do sypialni, Marek już spał. Albo udawał. Położyłam się obok, centymetr po centymetrze oddzielona kocem i jego milczeniem. Patrzyłam w sufit.
Byłam w szoku
Wracałam z pracy wcześniej niż zwykle. Weszłam do mieszkania i już w przedpokoju usłyszałam jego głos.
– Nie mogę już dłużej tak żyć… – powiedział, a ja stanęłam w miejscu.
Zamarłam. Usłyszałam kroki. Cofnęłam się po cichu za drzwi kuchni. Serce waliło mi jak młot.
– Nie wiem, co dalej… Ale muszę to skończyć. Dla siebie – dodał.
Trzasnęła klapka laptopa. Zrobiłam kilka głębokich wdechów i weszłam do salonu.
– Z kim rozmawiałeś?
– To nie twoja sprawa – rzucił bez emocji.
– Czyli jednak kogoś masz?
– Może to ty byś się najpierw przyjrzała sobie, zanim zaczniesz szukać winnych.
Patrzył mi prosto w oczy. Nie odwracał wzroku. Po raz pierwszy od miesięcy.
– To koniec, prawda? – zapytałam.
Milczenie. I to milczenie powiedziało mi wszystko. Usiadłam na kanapie. Nie płakałam. Jeszcze nie. Tylko słyszałam w uszach te słowa, które nie padły: „Już cię nie kocham”. Ale wiedziałam, że tam były.
Coś się w nas wypaliło
Usiedliśmy przy kuchennym stole jak para obcych ludzi czekających na pociąg. Niby razem, ale w rzeczywistości każdy na swojej stacji.
– Musimy porozmawiać – zaczął Marek.
Jego głos był spokojny. Zbyt spokojny. Jakby ćwiczył tę rozmowę przed lustrem.
– To o kim była ta rozmowa? – zapytałam, choć czułam, że to nie ma znaczenia.
– O mnie – odpowiedział. – O tym, że… że czuję się samotny od dawna. Że nas już nie ma.
Zaśmiałam się nerwowo, z tych śmiechów, które brzmią jak płacz.
– Samotny? A ja to kto? Roślina doniczkowa? Dekoracja?
– Joasia… – pokręcił głową. – Jesteśmy tylko ludźmi, którzy dzielą lodówkę.
Coś we mnie pękło. Wzięłam kubek, ten od zestawu ślubnego, i cisnęłam nim o podłogę. Rozprysnął się jak my.
– To czemu nie powiedziałeś wcześniej?! – krzyknęłam.
– Bo się bałem, że cię skrzywdzę.
– A teraz?
– Teraz… chyba i tak się nie udało.
Usiadłam na podłodze wśród odłamków porcelany. Nagle wróciło do mnie wszystko – nasze pierwsze wakacje w Chorwacji, ślub w urzędzie, nocna pizza jedzona na kartonie, kiedy dowiedziałam się, że awansowałam. Chciałam to przytrzymać, ale wspomnienia przeciekały mi przez palce jak woda.
Czy można zacząć od nowa?
Marek wyprowadził się w sobotę. Spakował walizkę, dwie torby i swoją poduszkę. Nic nie powiedzieliśmy sobie na koniec. Tylko suche „trzymaj się”. Została cisza. I ten durny, stary toster na blacie, który teraz wydawał się jakimś ironicznym żartem.
Późnym wieczorem zadzwoniłam do mamy.
– A mówiłam ci, żebyś nie wychodziła za informatyka – westchnęła.
Parsknęłam śmiechem przez łzy.
– Mamo…
– Wiem. Przepraszam. Ale słuchaj… nie jesteś pierwsza, która zawiodła się na miłości. Ale możesz być pierwszą, która odrobi lekcję z tego.
Siedziałam długo przy oknie. Patrzyłam, jak sąsiad z naprzeciwka podlewa kwiaty. W jego kuchni grało radio. U mnie – nic. W nocy kliknęłam „kup teraz” przy nowym tosterze. Takim, jaki chciałam z funkcją rozmrażania. Dwa dni później zrobiłam tosty na śniadanie. Smakowały jak zapowiedź nowego życia.
Joanna, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Chciałem dać żonie byle co na urodziny. Obcy facet uświadomił mi, jakim beznadziejnym mężem jestem”
- „Znalazłem paragon na zegarek za kilka tysięcy i pomyślałem, że żona ma kochanka. Ale prawda wbiła mnie w ziemię”
- „Mąż na oczach całej firmy podrywał moją najlepszą przyjaciółkę. Nigdy w życiu nie wybaczę mu takiego upokorzenia”

