Reklama

Czasami myślę, że moje życie było zbyt spokojne, by je opowiadać. Takie przewidywalne, stabilne, normalne. Mieszkanie na wynajem w bloku z balkonem na wschód, praca w biurze, zakupy w sobotę rano i niedzielne leniwe śniadania z Michałem.

Nie wierzyłam w przesądy

Byliśmy razem trzy lata. On – informatyk, ja – racjonalna do bólu dziewczyna po dwudziestce, która nigdy nie wierzyła w przesądy, horoskopy, klątwy, znaki z nieba ani inne takie bzdety. Bo niby dlaczego los miałby się przejmować mną? Przecież nie jestem aż tak wyjątkowa.

A jednak poszłam na andrzejki do koleżanki. Michał pracował, więc umówiłam się z dziewczynami. Taki babski wieczór – trochę wina, trochę plotek, dużo śmiechu. Anka przyniosła karty, Magda miała nam wróżyć z fusów, tak dla śmiechu.

– Ola, patrz! – Anka przyglądała się mojej filiżance. – To walizka. Na pewno! Jedziesz dokądś?

– Nie wyjeżdżam nigdzie! Nawet paszportu nie mam – roześmiałam się.

– Walizka nie zawsze oznacza podróż – powiedziała cicho. – Czasem ktoś odchodzi…

Wzruszyłam ramionami. Przecież wszystko było na swoim miejscu. Praca, mieszkanie, Michał, miłość. Mieliśmy nawet w planach adopcję kota i remont łazienki. Nic nie wskazywało na to, że coś się zmieni. A ja nigdzie się nie wybierałam.

To się stało

Kilka dni po tamtym wieczorze Michał wrócił do domu szybciej niż zwykle. Nawet nie zdążyłam się ucieszyć, bo coś w jego spojrzeniu nie pasowało do codzienności. Otworzył drzwi, jakby go nie było przez tydzień. Nie zdjął kurtki, nie uśmiechnął się. Stał w przedpokoju i patrzył na mnie, jakby nie wiedział, czy wejść dalej.

– Musimy porozmawiać – powiedział.

Myślałam, że może chodzi o coś w pracy. Nowy projekt, zmiana planów na weekend. Ale nie, to nie był ten ton.

– Ola… ja muszę odejść. Potrzebuję być sam. Czuję się przytłoczony.

Nie rozumiałam. Jeszcze rano całował mnie w czubek głowy, zanim wyszedł, i rzucił to swoje krótkie „kocham cię”, jak każdego dnia.

– Nie potrafię tego wytłumaczyć. Po prostu… muszę odejść – powtórzył, unikając mojego wzroku.

– Czemu? Przecież rano mówiłeś, że mnie kochasz.

Wzruszył ramionami, jakby sam nie potrafił uwierzyć w to, co robi. Zaczął chodzić po mieszkaniu, wyjmując rzeczy z szuflad. Spakował się w milczeniu. Nie mówił nic więcej. Gdy skończył, stanął przy drzwiach.

Byłam zaskoczona

– Ale to ja miałam wyjechać… tak powiedziała Anka – rzuciłam półgłosem.

– Co? – odwrócił się zaskoczony.

W głowie miałam obraz tej przeklętej filiżanki i walizki. Może faktycznie coś w tym było? Tylko nikt nie powiedział, kto kogo zostawi. Stałam w miejscu, jak wryta. On wyszedł, walizki zostawił przy drzwiach. Nie wiem, czy zapomniał, czy uznał, że po nie wróci. Zostałam sama w naszym mieszkaniu. Bez dźwięku jego kroków, bez stukania talerzy w kuchni. Bez żadnych dźwięków, które tworzyły naszą codzienność. Patrzyłam na te walizki i czułam, jakby ktoś podmienił scenariusz. Miało być inaczej.

Pierwsze dni po jego odejściu zlały się w jedno. Nie odbierałam telefonów, nie zaglądałam do lodówki. Czasami budziłam się i przez chwilę myślałam, że to tylko sen. Ale walizki nadal stały tam, gdzie je zostawił. Mimo że jego już nie było, jego rzeczy zostawiły po sobie cień. Ubrania, książki, zapach na poduszce.

Po prostu odszedł

Zaczęłam się zastanawiać, czy coś przeoczyłam. Może powinnam była zauważyć, że milczy dłużej niż zwykle, że nie pyta, jak minął mi dzień? Szukałam przyczyn w sobie, tylko że nie dawało to żadnych odpowiedzi. Słowa Anki wracały do mnie jak echo – „czasem ktoś odchodzi”.

Po kilku dniach napisałam do niego bez większych nadziei. Chciałam tylko usłyszeć coś, co pozwoli mi to zrozumieć. Odpisał po kilku godzinach i zgodził się spotkać. Przyszedł spóźniony. Nie patrzył na mnie z czułością, nie patrzył w ogóle zbyt długo. Zamówił czarną kawę. Wyglądał na zmęczonego. Włosy miał dłuższe, jakby przestał się przejmować swoim wyglądem.

– Nie mam nikogo – powiedział, zanim zdążyłam zapytać. – Nie chodzi o zdradę. Po prostu… nie czułem się już sobą.

– Zostawiłeś mnie jak śmiecia. Nawet nie dałeś mi szansy zapytać dlaczego.

– Bo sam nie wiem. Coś się we mnie wypaliło.

– Wiesz, w andrzejki powiedzieli, że wyjadę. Chyba miało chodzić o ciebie.

Nie powiedział nic więcej. Wyszłam z kawiarni pierwsza. Poczułam, że to nie był przypadek – on odchodził powoli, tylko ja wcześniej tego nie zauważyłam.

Stanęłam na nogi

Wróciłam do mieszkania bez pośpiechu. Nie spieszyłam się, bo nie było do czego. Wszystko wyglądało tak samo jak przed jego odejściem, tylko że teraz nie miało żadnego znaczenia. Stałam w korytarzu, patrząc na jego walizki. Wciąż je omijałam, jakby były miną, jakby mogły wybuchnąć i zniszczyć resztkę spokoju, który we mnie został. Ale nie wybuchły. Po prostu stały, nieme i ciężkie. Wzięłam jedną z nich. Była chłodna w dotyku. Otworzyłam drzwi i wystawiłam je na korytarz. Potem drugą i zamknęłam drzwi bez hałasu.

Wyszłam do kuchni i zaczęłam sprzątać. Myłam kubki, talerze, przecierałam blaty. Zdjęcia zdjęłam ze ścian, jedno po drugim. Ich miejsca zostały puste, ale nie czułam potrzeby ich wypełniania. Włączyłam muzykę. Potrzebowałam dźwięku, który nie będzie jego głosem. Otworzyłam szafę i przeglądałam rzeczy jak ktoś, kto porządkuje cudze życie. Oddzielałam to, co jego, od tego, co moje. Wychodząc do śmieci, minęłam sąsiadkę z naprzeciwka.

– Ooo, ktoś się wyprowadza? – zapytała z udawaną ciekawością.

– Tak. Tylko jeszcze o tym nie wie – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.

Zostałam sama

Po raz pierwszy od tygodni poczułam coś, co przypominało ulgę. Nie wiedziałam jeszcze, co dalej, ale wiedziałam jedno – zrobiłam krok. Potem otworzyłam regał i wyjęłam pudełko z jego drobiazgami. Kilka rzeczy zostawił. Przez chwilę zawahałam się, czy nie wyrzucić tego wszystkiego, ale zamknęłam wieko i schowałam je głęboko. Może kiedyś je wyrzucę.

Usiadłam przy stole i spojrzałam na kalendarz. Minął dokładnie miesiąc od andrzejkowego wieczoru, od tamtej wróżby z fusów. Zapamiętałam ten wieczór z dziwnym rodzajem czułości.

Spojrzałam na siebie w lustrze. Trochę schudłam, twarz miałam spokojniejszą. Nie byłam już tą samą dziewczyną, która wtedy śmiała się z fusów.

– Nie jestem kobietą na walizkach – powiedziałam półgłosem. – Jestem kobietą, która została i przetrwała.

Ola, 27 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama