„W 30 rocznicę ślubu zamiast świętować, klepałam schabowe. To wszystko wina moich niewdzięcznych dzieci”
„Na naszą okrągłą 30 rocznice zebrała się calutka rodzina. Każdy krzyczał nasze imiona i podśpiewywał sto lat. Byłam wycieńczona przygotowaniami, ale za to, jaka byłam szczęśliwa? Czułam się doceniona. A dziś? Nawet szkoda gadać. Córka ma ważniejsze sprawy, a syn nawet nie zadzwonił, czy ma w planie się pojawić”.

- Listy do redakcji
Córka w ostatniej chwili powiedziała, że nie odwiedzi nas w naszą rocznicę ślubu. Może to nie jest okrągła ilość lat, ale wciął 35 to szmat czasu, który miło byłoby godziwie uczcić. Było mi bardzo przykro, że nie mogę na nikogo liczyć. Nawet mąż najchętniej nie obchodziłby tego święta. Z pewnością wolałby wcinać schabowe z mizerią i oglądać kolejny mecz piłki nożnej w telewizji.
Na naszą okrągłą 30 rocznice zebrała się calutka rodzina. Każdy krzyczał nasze imiona i podśpiewywał sto lat. Byłam wycieńczona przygotowaniami, ale za to jaka szczęśliwa. Czułam się doceniona.
A dziś? Nawet szkoda gadać
Córka ma ważniejsze sprawy, a syn nawet nie zadzwonił, czy ma w planie się pojawić. Z pewnością nie. W końcu tak bardzo skupiony jest na swoim wielkomiejskim życiu, że ma gdzieś starych rodziców. Michalinka tylko zadzwoniła i oschle poinformowała:
– Mamo, nie obraź się, ale mi się zwyczajnie nie opłaca przyjeżdżać na jeden dzień, a nie dostanę wolnego. Dzieli nas połowa Polski. Jak ty sobie to wyobrażasz bez urlopu? Wynagrodzę ci to.
– Wiem, rozumiem. Bardzo mi przykro, ale rozumiem – powiedziałam zasmucona.
– Zawsze możemy wyjść, gdzieś do knajpy jak przyjadę następnym razem – powiedziała od niechcenia.
Może i możemy wyskoczyć do restauracji, ale to nie będzie właśnie w ten jeden jedyny wyjątkowy dzień. Zresztą, kiedy? Za pół roku, jak już się jej będzie opłacać, odwiedzić starą matkę? Odpuściłam. Nie organizowałam przyjęcia. Pogodziłam się z tym, że w tym dniu będę sama i nic wyjątkowego się nie wydarzy, dlatego zajęłam się codziennymi obowiązkami. Najpierw poszłam na targ. Musiałam w końcu kupić mięso, żeby wyklepać mężowi kotlety. Wybierając najbardziej dorodny schab, usłyszałam za sobą głos:
– Halinka! Jak dobrze cię widzieć! Co tam u ciebie słychać? – krzyknęła Agata, moja kuzynka, która właśnie wyłoniła się zza drzwi.
– Cześć, Agatko. No wiesz, stara bieda. Wszystko dobrze, a u ciebie?
– Dobrze, dobrze. A słuchaj, ja to pamiętam, że tobie to się szykuje jakaś rocznica prawda? Która to już?
– Jak zwykle pamięć cię nie zawodzi. 35-lecie moja droga.
– Proszę, proszę. To pewnie przygotowujecie jakąś imprezkę? Co ciekawego porabiacie.
– Nie tym razem kochana.
– Jak to? A dzieci? Nie zapraszacie nikogo?
– Nie o to chodzi. Zapraszamy. Ale niestety każdy ma ważniejsze rzeczy na głowie. Sami sobie posiedzimy.
– Oszalałaś? To skoro tak, to zapraszam do nas. Zrobimy sobie grilla i poświętujemy, jak należy – krzyknęła z radości i nie wiedzieć czemu, zgodziłam się.
Czułam, że mąż nie będzie zadowolony
Jakoś go do tego przekonam. Najwyżej będę słuchała pretensji i boczenia się przez kolejne dni.
– No co ty. Ja nie chce nigdzie iść. Mecz jest wtedy. Co ja mam tam niby robić i o czym z nimi rozmawiać? Nie możemy normalnie posiedzieć we dwoje, tylko musisz zawsze coś wymyślić – wypalił wściekły mąż.
– Słuchaj no. Codziennie siedzimy razem. Każdego dnia robimy te same rzeczy. Ja też chcę wyjść do ludzi! Mamy rocznicę, taka okazja długo się nie powtórzy...
Zgodził się, ale oczywiście z wielką łaską. Gdy nadszedł czas przygotowywania się, mąż mnie zaskoczył. Ubrał odświętne spodnie i elegancką koszulkę. Miałam okazje przypomnieć sobie, co ja w nim takiego zobaczyłam te ponad 30 lat temu. Ja tez wyglądałam całkiem ładnie. Założyłam ładniutką burgundową sukienkę, sandałki, pociągnęłam nawet oko kredką.
Dojechaliśmy na miejsce, ale atmosfera byłą wyjątkowo dziwna. Stół świecił pustkami. Agatka na pytanie o grilla odpowiadała wymijająco. Ciągle grzebała coś w telefonie, wychodziła z ogrodu. Nie podobało mi się to. Powoli żałowałam, że zgodziłam się tu przyjść. Mąż tez coraz bardziej marudził.
– Agata, to może my podjedziemy do sklepu na coś na tego grilla. Jestem już bardzo głodny.
– Wiecie co, a może byśmy podjechali razem? Weźmiemy nasze auto – powiedziała Agata. Była coraz dziwniejsza.
Nie miałam opcji i zgodziłam się
Od początku ta cała sytuacja mi śmierdziała. Nie mam prawa jazdy i nie jestem najlepsza z orientacji w terenie, ale czułam, że Agata wcale nie jedzie w kierunku sklepu. Dojechała do dużego eleganckiego budynku z napisem „restaurant” i zatrzymała auto na parkingu.
– Nie pomyliły ci się drogi Agatko? Mieliśmy jechać do sklepu.
– A wiesz, wpadłam na inny pomysł. Macie w końcu rocznice, więc zjemy w restauracji. Nic się nie przejmujcie. My stawiamy!
Skończyła zdanie i wyleciała z auta jak z procy. Pośpieszała nas, jakby nie mogła się czegoś doczekać. Za parę chwil miały rozwiać się moje wszelkie wątpliwości. Ledwo przekroczyłam próg, a zza stołu wyskoczyły nasze dzieci i wnuki. Wszyscy wykrzykiwali „sto lat” i „niespodzianka”, a ja stałam jak wryta. Czekała tam na nas cała rodzina.
Odwróciłam się do męża, a on podobnie jak ja, miał łzy w oczach. Nagle cała złość na Agatkę i nasze pociechy zniknęła. Byłam taka szczęśliwa, że dali radę się zebrać. Jakby radości było mało, to dzieciaki wykupiły nam na rocznicowy prezent wakacje all inclusive w Hiszpanii. Nie potrafiłam powstrzymać łez. Tak bardzo kocham moją rodzinę. Aż strach pomyśleć, co te łobuzy wymyślą na 40-lecie.
Czytaj także:
- „Matka uważała, że mam pusto w głowie, bo tylko maluję paznokcie. Gdy zobaczyła mój PIT, szybko zmieniła zdanie”
- „W Dzień Matki powiedziałam 30-letniej córce, że ją kocham. Taki prezent dostała po raz pierwszy w życiu”
- „Mam 4 wnuczki, ale nic na to nie poradzę, że lubię tylko jedną. Kasia jest mądra, a pozostałe mają fiu bździu w głowie”

