Reklama

Nigdy nie byłam naiwna. Może trochę, kiedy brałam ślub, ale to dawno minęło. Wierzyłam w miłość, w wierność, w to, że jeśli dwoje ludzi się kocha, to nie ma między nimi miejsca na kłamstwa. Naiwna czy nie – dałam się oszukać.

Reklama

Zaczęło się niewinnie

Paweł częściej zostawał w pracy, chował telefon pod poduszką, zaczął się lepiej ubierać. Klasyka. Niby coś podejrzewałam, ale wypierałam to, bo łatwiej było udawać, że wszystko jest w porządku. Aż któregoś wieczoru, kiedy wyszedł z domu niby „na spotkanie z kolegami”, zajrzałam do jego laptopa. Hasło? Nasza rocznica ślubu – ironia losu.

Tam było wszystko. Wiadomości pełne słodkich kłamstw, zdjęcia jego kochanki, rezerwacje hoteli. Świat mi się nie zawalił. Nie płakałam. Nie wrzeszczałam. Czułam tylko pustkę, a potem… coś innego. Coś gorzkiego, ciężkiego jak ołów. Nienawiść. I wtedy właśnie podjęłam decyzję. Nie odejdę cicho. Sprawię, że to jego świat się zawali.

Chciałam się zemścić

Telefon wibrował na nocnym stoliku. Paweł nawet nie drgnął, spał spokojnie, jakby nie miał na sumieniu nic poza niedokręconym kranem w łazience. A ja? Ja leżałam obok niego z oczami szeroko otwartymi, słuchając tego dźwięku, który przypieczętował moje podejrzenia. Chwyciłam aparat.

„Tęsknię, kochanie” – wiadomość od niej.

Przewijałam dalej. Zdjęcia – jej usta w półuśmiechu, czarne koronkowe majtki, selfie z hotelowego łóżka. Rezerwacje. Kolacje. Weekendowe wyjazdy. Oszukane delegacje. Czułam, jak robi mi się gorąco, jak dłonie drżą mi z wściekłości.

Mogłam go obudzić i zrobić scenę. Mogłam go wyrzucić. Ale nie. To byłoby za proste, za mało satysfakcjonujące. On mnie upokorzył. Teraz przyszła jego kolej. Nazajutrz zadzwoniłam do Andrzeja, mojego teścia. Zawsze mnie lubił, a ja zawsze dostrzegałam, jak na mnie patrzył – ukradkiem, z podziwem, z czymś więcej, niż powinien.

– Dzień dobry, Andrzeju. Moglibyśmy się spotkać? Chciałabym porozmawiać o Pawle…

I tak zaczęła się moja gra.

Wyżaliłam się teściowi

Andrzej zaprosił mnie do eleganckiej kawiarni w centrum. Miał na sobie starannie wyprasowaną koszulę i sweter w odcieniu głębokiego granatu. Zawsze dbał o siebie, był mężczyzną z klasą – czymś, czego Paweł nigdy nie odziedziczył.

– Kasiu, stało się coś? – zapytał z troską, kiedy usiedliśmy. – Brzmisz na zmartwioną.

Przygryzłam wargę i spojrzałam na niego tak, jak kobieta patrzy na mężczyznę, któremu zaczyna ufać. Wzięłam głęboki oddech, pozwalając oczom lekko się zaszklić.

– Andrzeju… Ja już nie wiem, co robić – zaczęłam drżącym głosem. – Paweł… on się zmienił. Oddalił się ode mnie, czuję, że coś jest nie tak.

Nie musiałam kończyć. Widziałam, jak jego dłoń zaciska się na filiżance, jak brwi ściągają się w gniewie.

– Coś podejrzewasz? – zapytał twardo.

Westchnęłam, spuszczając wzrok.

– Boję się, że nie jestem dla niego już wystarczająca – szepnęłam.

Zapadła cisza, a potem Andrzej położył rękę na mojej dłoni. Ciepły dotyk, delikatny, pełen troski. Dokładnie na to liczyłam.

Nie wiem, co on sobie wyobraża – powiedział w końcu. – Jesteś cudowną kobietą, Kasiu. Nie zasługujesz na to.

Posłałam mu wdzięczne spojrzenie. Wiedziałam, że to dopiero początek.

Spędzaliśmy razem coraz więcej czasu

Spotkania z Andrzejem stały się częstsze. Najpierw kawa, potem obiady. Rozmawialiśmy o wszystkim – o pracy, o Pawle, o samotności. A on? On coraz bardziej się otwierał, coraz częściej patrzył na mnie tak, jakby zapominał, że jestem żoną jego syna.

Któregoś wieczoru zaprosił mnie do siebie.

– Napijesz się wina? – zapytał, nalewając do kieliszków rubinowy płyn.

– Chętnie – uśmiechnęłam się, siadając na kanapie.

Patrzył na mnie z czułością, jakiej nigdy nie widziałam u Pawła. Po kilku kieliszkach zrobiło się późno. Kiedy wstałam, by się pożegnać, nagle znalazł się tuż obok.

– Kasiu… – wyszeptał, muskając opuszkami palców mój policzek.

Nie cofnęłam się. Pozwoliłam mu to zrobić. Pozwoliłam na ten pierwszy, nieśmiały pocałunek. Był inny niż te, które znałam – pełen ostrożności, szacunku, ale i desperacji. A potem wylądowaliśmy w łóżku. Wróciłam do domu roztrzęsiona. To był mój plan. Miałam go uwieść, zniszczyć Pawła. A jednak, stojąc przed lustrem, czułam coś więcej niż satysfakcję. Czy posunęłam się za daleko? A potem przypomniałam sobie Pawła – jego kłamstwa, jego zdrady. Wspomnienie znowu rozbudziło we mnie gniew.

Wszystko się wydało

Rodzina Pawła zebrała się przy stole – siostra z mężem, kuzyni, dzieci biegające między krzesłami. Andrzej siedział obok mnie, niemal dumny, niemal… zakochany. Paweł spóźnił się jak zwykle. Wszedł pewnym krokiem, rzucił mi krótkie spojrzenie, jakby nie widział we mnie niczego wartego uwagi. Idealnie. Wstałam, podniosłam kieliszek.

– Chciałam wam wszystkim podziękować – powiedziałam melodyjnie, celowo zatrzymując wzrok na Pawle. – Za to, że przyjęliście mnie do tej rodziny. I przede wszystkim… tobie, Andrzeju.

Zapanowała cisza. Paweł zmarszczył brwi.

– Kasiu, o czym ty mówisz?

Spojrzałam na Andrzeja i delikatnie ścisnęłam jego dłoń.

– O nas – oznajmiłam. – O tym, że wreszcie czuję się kochana.

Ktoś upuścił widelec, ktoś inny wstrzymał oddech.

– Co ty, do cholery, gadasz?! – ryknął Paweł, zrywając się z miejsca.

– O tym, że przez twoje zdrady nauczyłam się, jak to jest być z mężczyzną, który potrafi docenić kobietę – powiedziałam spokojnie.

Andrzej pobladł. Paweł rzucił się na niego, ale ktoś ich rozdzielił. W pokoju zapanował chaos. Krzyki, szok, gniew.

A ja? Ja tylko patrzyłam. I czułam, jak wreszcie smakuję zemsty.

Obaj byli na mnie wściekli

Po wszystkim wyszłam na taras. W domu wciąż słychać było krzyki – Pawła, Andrzeja, reszty rodziny próbującej poskładać to, co właśnie rozwaliłam w pył. Nie wtrącałam się. To już nie była moja sprawa. Drzwi za mną trzasnęły. Odwróciłam się i zobaczyłam Andrzeja. Twarz miał bladą, oczy pełne bólu.

Kasiu… powiedz, że to nie była gra.

Westchnęłam.

– A jak myślisz?

Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, jakby liczył, że dodam coś, co złagodzi cios. Nie zrobiłam tego.

– Boże… – szepnął. – Ty mnie naprawdę…

Nie dokończył. Po prostu odszedł, wolnym krokiem, jak człowiek, który właśnie stracił coś więcej niż tylko złudzenia. Za nim wyskoczył Paweł. Twarz miał czerwoną ze złości.

– Ty… ty wariatko! – syknął, zbliżając się do mnie. – Myślisz, że mnie zniszczyłaś?!

Uśmiechnęłam się chłodno.

– Już to zrobiłam.

Podszedł tak blisko, że czułam jego przyspieszony oddech. Przez moment myślałam, że mnie uderzy. Nie zrobił tego. Może dlatego, że wiedział, że wszyscy patrzą. Może dlatego, że bał się, co mogłabym zrobić w odpowiedzi.

– Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? – powiedziałam cicho. – Że nawet teraz nie żałujesz zdrad. Żałujesz tylko, że ja cię przechytrzyłam.

Odwróciłam się i odeszłam. Nie czułam już satysfakcji. Tylko pustkę.

Zostałam sama

Tydzień później siedziałam w kawiarni, mieszając łyżeczką zimną już kawę. Przez okno widziałam ludzi spieszących się gdzieś, śmiejących się, żyjących swoim zwykłym życiem. Jakby nic się nie stało. Jakby świat nie rozsypał się na kawałki.

Paweł wyprowadził się z naszego mieszkania. Andrzej przestał odbierać moje telefony. Rodzina Pawła odcięła się od niego i ode mnie– nie dlatego, że mnie zdradzał, ale dlatego, że przyniosłam im wstyd. Śmieszne, prawda?

Powinnam czuć triumf. Osiągnęłam swój cel. Zniszczyłam Pawła. Zrobiłam to w najokrutniejszy sposób. A jednak… nie czułam się wygrana. Spojrzałam na telefon. Żadnej wiadomości, żadnego połączenia. Nic. Zemsta była słodka tylko przez chwilę. Potem pozostawała już tylko gorycz. Wstałam, zostawiłam kilka monet na stole i wyszłam na ulicę. Jeszcze nie wiedziałam, dokąd pójdę. Ale jedno było pewne. Nie miałam już do czego wracać.

Katarzyna, 35 lat

Czytaj także: „Po 50-tce mąż chciał bardzo świętować karnawał. Nie sądziłam, że bal przebierańców zrobi w naszym łóżku”
„Opiekowałam się chorą babcią Zosią. Rodzina myślała, że mam dobre serce, a mi chodziło tylko o jej kasę”
„Synowa wpadła w furię, bo posprzątałam jej mieszkanie. Chciałam tylko pomóc, a jeszcze musiałam przepraszać”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama