„Uwielbiałam dom mojego chłopaka, ale jedne drzwi były zawsze zamknięte na klucz. Nie mogłam uwierzyć, co tam ukrywał”
„Eryk był czuły, inteligentny, zabawny. Trochę starszy ode mnie. I tylko jedna rzecz mnie niepokoiła. Zawsze zamknięte drzwi na piętrze. Z początku nie zwracałam na to uwagi. Potem zaczęłam je dostrzegać. Nigdy nie wspomniał, co tam jest”.

- Redakcja
Miałam wtedy 28 lat i całkiem dobrze poukładane życie. Pracowałam w wydawnictwie, wynajmowałam małe mieszkanie na warszawskim Żoliborzu, chodziłam na pilates, spotykałam się z Magdą na wino i seriale. Nie szukałam miłości. Prawdę mówiąc – miałam dość związków. Długo byłam sama i myślałam, że mi to wystarcza. A potem pojawił się Eryk.
Poznałam go przypadkiem w księgarni. Wyciągaliśmy ręce po tę samą książkę. Uśmiechnął się, przeprosił i zapytał, czy często czytam Dostojewskiego. A potem – kawa, wiadomo. I zanim się zorientowałam, byłam częstym gościem w jego domu.
Nie mieszkaliśmy razem. Zawsze zaznaczałam, że to dla mnie ważne – niezależność. Ale prawda była taka, że czułam się u niego coraz bardziej... obecna. Zostawiałam szampon w łazience, książki na szafce nocnej. Eryk był czuły, inteligentny, zabawny. Trochę starszy ode mnie. I tylko jedna rzecz mnie niepokoiła. Zawsze zamknięte drzwi na piętrze.
Z początku nie zwracałam na to uwagi. Potem zaczęłam je dostrzegać. I czuć. Ciężkie, jakby z innego czasu, innego świata. Nigdy nie były uchylone. Nigdy nie wspomniał, co tam jest.
Kiedy powiedziałam o tym Magdzie, prychnęła przez telefon:
– Weronika, mówię ci, uważaj na takich. Jak nie pokazuje ci części swojego życia, to znaczy, że coś ukrywa.
A ja zaczęłam się zastanawiać – czy ja naprawdę czegoś się boję, czy tylko szukam wymówki.
Musiałam to sprawdzić
To był czwartek. Pamiętam, bo Eryk zawsze chodził wtedy na spotkania zarządu, które przeciągały się do późna. Tego dnia powiedział:
– Jeśli chcesz, możesz poczekać u mnie. W lodówce jest wino, a ja postaram się wrócić przed dziesiątą.
Skinęłam głową i uśmiechnęłam się blado, choć w środku aż mnie nosiło. Już od kilku tygodni nie dawały mi spokoju te drzwi na piętrze. Eryk był wobec mnie ciepły, obecny, ale... zamknięty. Tak, jakby czegoś nie chciał dopuścić, jakby jakaś część jego życia była schowana właśnie za tymi drzwiami.
Kiedy wyszedł, najpierw siedziałam w salonie. Próbowałam czytać, ale wciąż spoglądałam w górę schodów. W końcu wstałam. Powoli, jak złodziej. Szłam ostrożnie, nie chcąc skrzypnięcia stopni. Na piętrze panowała cisza. Przystanęłam. Podeszłam do drzwi. Dotknęłam klamki. Zamknięte. Przyłożyłam ucho. I wtedy... coś usłyszałam. Nie byłam pewna. Szmer? Może radio? Jakieś delikatne stukanie? Albo skrzypnięcie...? Zamarłam.
Nagle usłyszałam dźwięk, którego się nie spodziewałam – klucz przekręcany w zamku drzwi wejściowych. Zerwałam się na równe nogi i zbiegłam na dół tak szybko, jak tylko mogłam. Usiadłam na sofie, udając, że właśnie przeglądam jego książki. Eryk wszedł i spojrzał na mnie podejrzliwie.
– Byłaś na górze? – zapytał.
– Chciałam tylko... zobaczyć. Jedne drzwi są zawsze zamknięte. Nie uważasz, że to dziwne?
– Nie twoja sprawa – rzucił chłodno. – Pewnych rzeczy nie musisz wiedzieć.
A ja poczułam dreszcz, którego nie potrafiłam już zignorować.
Próbowałam pokojowych metod
Dwa dni nie mogłam spokojnie spać. W kółko analizowałam jego słowa. „Nie twoja sprawa”. Co to miało znaczyć? Byliśmy razem. Spędzaliśmy ze sobą noce, dzieliliśmy myśli, śmiech, ciało. A jednak... istniała jakaś część jego świata, do której nie miałam dostępu. W sobotę zaprosiłam go do siebie. Chciałam, żebyśmy porozmawiali na spokojnie. Może lepiej się zrozumieli. Usiadł na mojej kanapie, wyglądał na zmęczonego. Zrobiłam herbatę. Usiadłam naprzeciwko niego i spojrzałam mu w oczy.
– Powiedz mi w końcu – zaczęłam cicho. – Co ukrywasz? Dlaczego nie mogę tam wejść?
Zacisnął usta.
– Weronika, nie możesz żądać ode mnie odpowiedzi. Nie jesteśmy małżeństwem.
Zrobiło mi się gorąco. Słowa zabolały bardziej, niż się spodziewałam.
– Ale jesteśmy razem. Czy to nic nie znaczy?
Patrzył w bok. Milczał.
– Gdybym to ja miała w swoim mieszkaniu zamknięte drzwi i nie pozwalała ci wejść, co byś pomyślał? – zapytałam, głos mi zadrżał. – Że cię nie kocham? Że coś ukrywam?
– Nie wiem, Weronika. Nie wszystko musi być takie oczywiste – rzucił, wstał i sięgnął po kurtkę. – Muszę iść.
Zostawił mnie z kubkiem zimnej herbaty i milionem myśli. Wtedy postanowiłam, że nie będę już czekać. Że jeśli on nie powie mi prawdy, sama ją znajdę. Nie miał prawa zamykać mnie w połowie swojej rzeczywistości. Nie dam się tak traktować. Nie tym razem.
Postanowiłam zaryzykować
Nie zapowiedziałam się. Pomyślałam, że może wtedy go złapię takim, jakim jest naprawdę – bez masek. Kiedy podjechałam pod jego dom, była dziesiąta rano. Samochód stał na podjeździe. Drzwi wejściowe nie były zamknięte na klucz. Zdziwiło mnie to, bo Eryk zawsze miał obsesję na punkcie zamków.
Weszłam po cichu, wołając:
– Eryk?
Zero odpowiedzi. W domu panowała cisza, ale ta cisza była nienaturalna. Nasłuchiwałam. I wtedy – gdzieś z góry, z piętra – usłyszałam głos. Przyspieszyłam kroku, wspięłam się po schodach i zatrzymałam przy zamkniętych drzwiach. Usłyszałam gdzieś obok jego głos, cichy, spięty. Rozmawiał przez telefon w sypialni.
– Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. Weronika nie przestaje. Zosia też zaczyna zadawać pytania...
Zamarłam. Serce zaczęło mi walić jak szalone. Zosia? Kim była Zosia? Dlaczego nic o niej nie wiedziałam?
– Musimy to jakoś rozwiązać. Nie chcę jej skrzywdzić, ale... nie wiem, jak długo jeszcze dam radę – kontynuował.
Nie mogłam tego słuchać.
– Kim jest Zosia?! – wykrzyknęłam, wchodząc gwałtownie do środka.
Eryk odwrócił się powoli, z telefonem w dłoni. Zbladł.
– Weronika... To nie tak, jak myślisz...
– To wytłumacz mi to. Bo najwyraźniej nic nie rozumiem. Cały czas coś ukrywasz. Kim ona jest?
Nie odpowiedział od razu. Odłożył telefon, podszedł do mnie i westchnął ciężko.
– Chodź. Pokażę ci.
Zawahałam się, ale coś w jego twarzy mówiło mi, że to będzie moment, który wszystko zmieni.
W życiu się tego nie spodziewałam
Eryk zatrzymał się przy tych drzwiach. Tych zawsze zamkniętych. Sięgnął do kieszeni po klucz. Otworzył zamek. Zrobił to bez słowa. Pchnął drzwi.
– Proszę – powiedział cicho.
Weszłam. Pokój był jasny, pełen kolorów. Zabawki, książki, rysunki przyklejone do ścian. A pośrodku... mała dziewczynka. Siedziała na dywanie, układała puzzle. Miała może sześć lat. Podniosła na mnie oczy. Ciemne, duże, zbyt poważne jak na dziecko.
– Zosia, to jest Weronika – powiedział Eryk spokojnie. – Moja znajoma.
Dziewczynka skinęła głową, nie mówiąc nic. Odwróciłam się do niego. W oczach czułam łzy, ale nie wiedziałam jeszcze, czy to złość, czy niedowierzanie.
– To… twoja córka?
Skinął głową.
– Monika… jej matka… wyjechała. Zostawiła ją. Nie kontaktuje się z nami od ponad roku.
– I ty ją tu trzymasz? Ukrywasz? – głos mi się załamał. – Jak... jak przed światem? Przede mną?
– Bałem się, że jak się dowiesz, to odejdziesz – powiedział. – Że to za dużo. Że to zniszczy wszystko.
– Ale zamiast zaufać mi, wybrałeś kłamstwo. I zamknąłeś dziecko w pokoju.
Patrzył na mnie, ale nie miał już żadnych argumentów. Nie mogłam tam dłużej stać. Odwróciłam się i wybiegłam, czując, że wszystko się sypie. Całe moje wyobrażenie o nim. Kim on w ogóle był? Nie znałam go.
Było mi jej żal
Minęły trzy dni. Nie odbierałam jego telefonów. Magda mówiła, że powinnam zakończyć to raz na zawsze, że trzymanie dziecka w ukryciu to granica, której się nie przekracza. Ale ja… nie umiałam przestać o niej myśleć. O Zosi. Miała takie same oczy jak Eryk. I to spojrzenie – smutne, ciche, jakby znała już więcej świata, niż powinna.
W końcu wróciłam. Zapukałam, choć miałam klucz. Drzwi otworzyła Zosia. Stała boso, w sukience w misie. Spojrzała na mnie uważnie.
– Cześć – powiedziała cicho.
– Cześć. Jest tata?
– W kuchni. Ale ja... mogę z tobą pogadać?
Zawahałam się, ale skinęłam głową. Usiadłyśmy w salonie, obok siebie. Dziewczynka bawiła się końcówką rękawa, jakby nie wiedziała, od czego zacząć.
– Tata mówi, że jesteś dobra. Że może będziesz tu częściej.
– A ty? Co ty byś chciała?
Spojrzała na mnie długo. Bardzo poważnie, jak na sześciolatkę.
– Żebyś została. Ale nie musisz. Ja i tak już jestem przyzwyczajona, że ludzie odchodzą.
Zatkało mnie. Czułam, jak ściska mnie w gardle. Jakbym połknęła kamień. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W drzwiach pojawił się Eryk. Stał w milczeniu, nie wtrącał się.
Zosia nachyliła się do mnie, wyszeptała:
– Ale ty się trochę różnisz.
Spojrzałam na nią. Chciałam powiedzieć, że nikt jej nie zostawi. Ale nie mogłam dać słów, których nie byłam pewna. Uśmiechnęłam się tylko, smutno.
Jeszcze nie zdecydowałam
Wróciłam do siebie tego samego wieczoru. Bez słowa. Eryk mnie nie zatrzymywał. Nie prosił. Może zrozumiał, że teraz wszystko zależy już tylko ode mnie. Nie odezwałam się przez kolejne dni.
Zosia nie dawała mi spokoju. Jej spokojne „Ja i tak już jestem przyzwyczajona, że ludzie odchodzą” nie brzmiało jak dziecięce zdanie. Brzmiało jak wyrzut. Jak echo czyjegoś odejścia, którego nie zrozumiała, ale zapamiętała bardzo dobrze.
Eryk wysłał mi jedną wiadomość: „Nie oczekuję niczego. Ale jeśli chcesz nas zobaczyć, drzwi będą otwarte”. Nie odpisałam. Ale przeczytałam to zdanie wiele razy. Czy można ufać komuś, kto ukrywał coś takiego? Czy dziecko – opuszczone, a potem zamknięte w czterech ścianach – powinno znów doświadczać niepewności? Czy ja chcę wchodzić w ten chaos? Nie wiem.
Ale kiedy spojrzałam jej w oczy, zobaczyłam w nich coś znajomego. Potrzebę obecności. A może – odbicie własnej tęsknoty? Nie zdecydowałam jeszcze, co zrobię. Nie wróciłam do Eryka. Nie podjęłam żadnej ostatecznej decyzji. Siedzę na balkonie z kubkiem herbaty i patrzę w nocne niebo. I myślę: być może wszyscy mamy jakiś zamknięty pokój. Problem w tym, że niektórzy trzymają w nim prawdę, która boli nie tylko ich… ale i tych, którzy chcą ich kochać.
Weronika, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż zdradzał mnie z asystentką, a ja nie pozostałam mu dłużna. Przez biurowe romanse straciliśmy zbyt wiele”
- „Mąż przywiózł z firmowej imprezy taką pamiątkę, że do końca życia nie tknę go palcem. Może pakować walizki”
- „Myślałam, że mąż odkłada kasę na wspólną przyszłość. Za późno zrozumiałam, że jego inwestycja nie dotyczy rodziny”

