„Uwielbiałam chodzić na grzyby, ale mąż wolał zalegać na kanapie. Nie moja wina, że kompan do koszyka znalazł się sam”
„Co roku prosiłam Pawła, żeby poszedł ze mną. Żebyśmy chociaż raz podzielili ten mój świat. On zawsze miał jakieś wymówki – praca, zmęczenie, albo zwyczajnie, że to nuda. A ja chciałam tak niewiele. Chciałam, żebyśmy razem poszli między drzewa”.

- Redakcja
Nazywam się Lena. Mam trzydzieści pięć lat i choć na pierwszy rzut oka moje życie mogłoby wydawać się spokojne i poukładane, w środku od dawna czułam, że czegoś mi brakuje. Z Pawłem, moim mężem, jesteśmy razem już kilkanaście lat. To nie jest złe małżeństwo – nie ma awantur, nie ma zdrad, nie ma dramatów. Ale właśnie ta cisza, ta rutyna, ta pustka między nami zaczęła mnie dusić.
Paweł od lat skupia się głównie na pracy. Wraca późno, zmęczony, z nosem w telefonie albo komputerze. W naszym domu są piękne meble, nowoczesny telewizor i sprzęty, o których jeszcze kilka lat temu mogłam tylko marzyć. Tylko że żadna rzecz nie zastąpi ciepła, spojrzenia, zainteresowania. A tego od niego coraz częściej brakowało.
Moją małą obsesją od dziecka były grzyby. Ten zapach lasu o poranku, miękki mech pod stopami, satysfakcja z pełnego koszyka – to była moja radość, mój sposób na oderwanie się od wszystkiego. Co roku prosiłam Pawła, żeby poszedł ze mną. Żebyśmy chociaż raz podzielili ten mój świat. On zawsze miał jakieś wymówki – praca, zmęczenie, albo zwyczajnie: „Przecież to nuda”.
A ja chciałam tak niewiele. Chciałam, żebyśmy razem poszli między drzewa, żeby spojrzał na mnie jak wtedy, gdy byliśmy jeszcze młodzi i ciekawi siebie nawzajem.
Pamiętam jedną z naszych rozmów, kilka dni przed tym, gdy wszystko zaczęło się zmieniać:
– Paweł, w sobotę ma być piękna pogoda. Może pójdziemy razem do lasu? – zapytałam z nadzieją.
– Lena, naprawdę nie mam do tego głowy. Muszę skończyć ważny projekt, a poza tym... co ja tam będę robił? – machnął ręką, nawet na mnie nie patrząc.
– Byłbyś ze mną. Tylko tyle – uśmiechnęłam się słabo.
– Idź sama, skoro to dla ciebie takie ważne – rzucił chłodno i zajął się telefonem.
Wtedy poczułam się tak, jakbym była dla niego przezroczysta. Właśnie dlatego następnego dnia poszłam do lasu sama.
Towarzysz znalazł się sam
Las powitał mnie ciszą, jakiej nie było w żadnym innym miejscu. Krople rosy połyskiwały na źdźbłach traw, a mech pachniał wilgocią i czymś kojącym, co od razu uspokajało moje rozedrgane myśli. Z każdym krokiem czułam, jak napięcie opuszcza moje ciało. Mogłam wreszcie oddychać.
Schyliłam się, żeby zerwać pierwszego podgrzybka, kiedy usłyszałam, że ktoś idzie ścieżką. Odwróciłam głowę i zobaczyłam mężczyznę z wiklinowym koszem. Był ubrany prosto, w ciemną kurtkę i kalosze, które zdradzały, że dobrze znał to miejsce. Zauważyłam, że uśmiechnął się lekko, jakby widok drugiej osoby w lesie wcale go nie zdziwił.
– Piękny okaz – odezwał się, wskazując na grzyba w mojej dłoni. – Ale niech pani sprawdzi spód kapelusza. Młody, jeszcze nie przejedzie się nikomu po żołądku.
– Znam się trochę – odpowiedziałam, czując, jak policzki mi się rumienią. – Ale dobrze, że pan przypomina. Zdarzało mi się wrócić do domu z całym koszem śmieciowych grzybów.
Roześmiał się szczerze.
– Oj, kto nie pomylił muchomora z kanią, ten nie zna życia.
Nie wiedzieć czemu, to zdanie mnie rozbawiło. Uśmiechnęłam się szerzej, niż planowałam.
– Często pan tu chodzi? – spytałam, podnosząc kolejnego maślaka.
– To moje miejsce ucieczki – odparł, a w jego głosie zabrzmiała jakaś nuta melancholii. – Jak tylko mam cięższy dzień, pakuję kosz i idę w las. Tu wszystko wraca na swoje miejsce.
Te słowa we mnie utkwiły. „Miejsce ucieczki”. Pomyślałam, że i ja od czegoś uciekam – od pustki w domu, od obojętności Pawła, od samotnych wieczorów.
– Rozumiem – powiedziałam cicho. – Ja też… potrzebuję czasem schować się między drzewami.
Przez resztę drogi szliśmy obok siebie, wymieniając się uwagami o grzybach, opowiadając drobne anegdoty. Nic wielkiego, a jednak czułam, że ktoś na mnie patrzy. Że ktoś mnie słucha. A tego brakowało mi najbardziej.
Gdy rozstawaliśmy się na rozwidleniu, mężczyzna skinął mi głową.
– Do zobaczenia. W lesie zawsze jest czas, żeby się spotkać.
Choć nic więcej nie powiedział, poczułam, że chciałabym go znów zobaczyć.
Rozumiał mnie jak nikt
Od tamtego dnia zaczęłam częściej chodzić do lasu. Najpierw mówiłam sobie, że to tylko dla grzybów, dla ciszy, dla samej siebie. Ale w środku wiedziałam, że czekałam na niego. I prawie zawsze tam był.
Spotykaliśmy się niby przypadkiem – on z koszem, ja z wiaderkiem – a jednak coraz mniej wierzyłam, że to zwykły zbieg okoliczności. Zaczynaliśmy od rozmów o tym, gdzie najłatwiej znaleźć prawdziwki, które miejsca lepiej omijać, bo zbyt suche. Z czasem słowa płynęły same – o pracy, o tym, co nas męczy i co cieszy.
Marek – tak miał na imię – miał w sobie spokój, którego od dawna nie doświadczałam. Gdy mówił, patrzył mi prosto w oczy. Nie zerkał na telefon, nie zbywał mnie półsłówkami. Słuchał naprawdę.
Pamiętam dzień, kiedy po raz pierwszy poczułam, że dzieje się coś, czego nie da się już zatrzymać. Siedzieliśmy na powalonym pniu, a słońce przeciskało się przez korony drzew. Rozmawialiśmy o tym, jak to jest żyć z kimś, a jednak czuć się samotnym.
– Twój mąż wie, jak ważne to jest dla ciebie? – spytał nagle Marek, wskazując na las dookoła.
Zawahałam się.
– Nie… – odpowiedziałam w końcu. – On nigdy tu ze mną nie był. Nie rozumie, po co się chodzi między drzewa, skoro można w tym czasie coś zrobić, zarobić, obejrzeć.
Marek skinął głową, a w jego spojrzeniu zobaczyłam coś, czego od dawna nie widziałam u Pawła – ciepło i współczucie. Poczułam, jak jego dłoń muskając przypadkiem moją, zostawia po sobie dreszcz.
– Czasem człowiek potrzebuje, żeby ktoś po prostu był obok – powiedział cicho.
Nie odpowiedziałam, bo w gardle miałam gulę. Ale tego dnia, gdy żegnaliśmy się przy ścieżce, nasze dłonie zatrzymały się na sekundę za długo.
A kilka spotkań później, kiedy pochylałam się nad koszem pełnym maślaków, poczułam, jak jego palce dotykają mojej dłoni pewniej. Podniosłam głowę i zobaczyłam w jego oczach pytanie, którego nie musiał wypowiadać. Odpowiedziałam bez słów.
Pocałował mnie powoli, nieśmiało, jakby bał się, że się odsunę. Ale ja nie uciekłam. Wtedy wiedziałam już, że przekroczyłam granicę, zza której nie ma powrotu.
Teraz nagle się zjawił
Tego dnia las był inny. Nie wiem, czy to ja miałam w sobie więcej niepokoju, czy faktycznie w powietrzu wisiało coś gęstego, jakby ostrzeżenie. Marek czekał już na znajomej polanie. Uśmiechnął się, kiedy mnie zobaczył, a ja poczułam ciepło rozlewające się po ciele.
– Spóźniłaś się – zażartował.
– Mąż dłużej siedział przy komputerze. Nie chciałam, żeby się domyślił – odpowiedziałam, udając lekkość, choć w środku coś mnie ściskało.
Rozmawialiśmy, żartowaliśmy, a potem Marek podał mi rękę, kiedy przeskakiwałam przez zwaloną gałąź. Nasze palce splatały się naturalnie, jakby od zawsze tak miało być. W chwili, gdy serce zabiło mi szybciej, usłyszałam trzask gałęzi.
Odwróciłam się i zobaczyłam Pawła. Stał kilka metrów dalej. W jego oczach nie było ani gniewu, ani krzyku – tylko bezdenny smutek. Tak, jakby zobaczył coś, czego nigdy nie chciał, ale co od dawna przeczuwał.
Zamarłam. Puściłam rękę Marka, ale było za późno. Paweł nie powiedział ani słowa. Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, po czym odwrócił się i odszedł ścieżką w głąb lasu.
– Lena… – Marek dotknął mojego ramienia.
– Nie – wyszeptałam, cofając się. – Muszę iść.
Wróciłam do domu późnym popołudniem. Paweł siedział w salonie, wciąż w kurtce, jakby nie potrafił się ruszyć. Spojrzał na mnie, a ja poczułam, że drży mi całe ciało.
– Widziałem was – powiedział spokojnie. – Widziałem, jak trzymałaś go za rękę. Jak się śmiałaś.
Chciałam coś powiedzieć, ale zabrakło mi słów.
– Dlaczego… akurat w lesie? – jego głos zadrżał. – Dlaczego nie ja?
Otworzyłam usta, ale gardło miałam ściśnięte. Nie potrafiłam odpowiedzieć. On czekał chwilę, po czym odwrócił wzrok.
– Tyle razy prosiłaś, żebym z tobą poszedł. Zawsze mówiłem, że nie mam czasu. A teraz widzę, że chodziło o coś więcej. I że nie chciałem tego zobaczyć.
Słowa Pawła były jak nóż. Nie krzyczał, nie oskarżał – a jednak nigdy nie czułam się tak winna.
– Paweł, ja wcale… – zaczęłam, ale on tylko podniósł rękę, jakby chciał, żebym zamilkła.
W pokoju zapadła cisza cięższa niż kiedykolwiek.
Wina była po obu stronach
Wieczorem w domu panowała atmosfera, jakiej nigdy wcześniej nie czułam. Nie było krzyków, nie było trzaskania drzwiami – tylko cisza, która ciążyła jak kamień. Mąż siedział przy stole, dłonie miał splecione, wzrok wbity w blat. Ja stałam przy oknie, bojąc się podejść.
– Paweł… – zaczęłam niepewnie. – Ja nie chciałam, żeby tak to wyglądało.
Podniósł wzrok. W jego oczach zobaczyłam ból, jakiego się nie spodziewałam.
– Ale tak wygląda – westchnął ciężko. – Latami cię odpychałem, prawda? Latami mówiłem: „Nie mam czasu, później, innym razem”. A ty chciałaś tak niewiele… tylko żebym poszedł z tobą do lasu.
– Ja czułam się sama… – wyrzuciłam z siebie drżącym głosem. – Sama w naszym domu, sama przy tobie. Próbowałam mówić, prosić, tłumaczyć. Ale ty zawsze miałeś coś ważniejszego.
Paweł milczał chwilę, po czym uderzył dłonią w stół – nie z wściekłości, a z bezsilności.
– Myślałem, że robię to dla nas! – podniósł głos. – Że im więcej pracuję, tym lepsze życie ci daję. Że nowy samochód, że wakacje raz w roku, że dom, w którym niczego nie brakuje. Nie rozumiałem, że w tym wszystkim zabrakło mnie.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Nie planowałam tego… z Markiem. To się po prostu stało. Po prostu się spotkaliśmy. Kiedy patrzył na mnie, czułam, że istnieję. Kiedy był obok, milczenie nie bolało.
Paweł spojrzał na mnie z goryczą.
– Ale ja byłem ślepy. Myślałem, że skoro nie kłócimy się i nie brakuje nam pieniędzy, to jesteśmy szczęśliwi. A tymczasem ty codziennie coraz bardziej odchodziłaś.
– Nie chciałam odejść – wyszeptałam. – Chciałam tylko, żebyś mnie zauważył.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Widziałam w nim gniew, żal, ale i coś jeszcze – strach. Jakby pierwszy raz bał się, że naprawdę mnie straci.
– Nie wiem, Lena… – powiedział w końcu cicho. – Nie wiem, czy potrafię walczyć o nas, skoro ty już znalazłaś sobie kogoś innego.
Serce mi pękało. Prawda była taka, że sama nie wiedziałam, czego chcę.
Nie chciałam go oszukiwać
Umówiliśmy się przy tej samej polanie, gdzie wszystko się zaczęło. Marek już tam był, siedział na powalonym pniu, z koszem pełnym grzybów, jakby nic się nie zmieniło. A jednak ja czułam, że zmieniło się wszystko.
Podszedł, a na mój widok uśmiech zgasł mu z twarzy.
– Lena… coś się stało? – zapytał od razu.
Usiadłam obok i przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie słowa. W końcu westchnęłam.
– Stało się to, że mój mąż nas widział. W lesie.
Marek zamarł, a potem skinął głową, jakby już się tego domyślał.
– Przecież nie widział nic specjalnego. Co powiedział?
– Nie krzyczał, nie zrobił awantury. A potem w domu… – zawahałam się, bo głos mi drżał. – W domu powiedział, że wie, że przez lata mnie zaniedbywał. Ale też, że nie wie, czy potrafi walczyć o coś, co już stracił.
Marek położył mi rękę na dłoni.
– I co ty na to?
Patrzyłam na splecione palce, a w gardle miałam gulę.
– Nie wiem.
Przez chwilę milczeliśmy, słuchając tylko szelestu liści. W końcu Marek spojrzał na mnie uważnie, prawie surowo.
– Lena, powiedz mi szczerze. Czy ty… mnie kochasz? Czy tylko znalazłaś we mnie to, czego mąż ci nie dawał?
To pytanie uderzyło we mnie jak grom. Poczułam, że serce zaczyna bić szybciej.
– Marek… ja… – zacięłam się. Słowa grzęzły mi w gardle.
– Bo ja cię kocham – dodał cicho. – Ale nie chcę być tylko ucieczką. Nie chcę być cieniem twojego małżeństwa.
Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam w nich nie tylko czułość, ale i ból. Chciałam odpowiedzieć, że kocham, że wybiorę jego, że pójdę za nim choćby na koniec świata. Ale prawda była inna. Nie byłam pewna. Byłam rozdarta.
– Ja… nie potrafię teraz odpowiedzieć – wyszeptałam. – Potrzebuję czasu.
Marek skinął głową, choć widziałam, że to go rani.
– Zasługujesz, żeby wiedzieć, czego chcesz. Ale pamiętaj, Lena… ja nie będę czekał wiecznie.
Zamilkliśmy. A las, który dotąd był miejscem ucieczki i radości, nagle stał się świadkiem mojej bezradności.
Nie wrócę do dawnego życia
Wracałam do domu powoli, jakbym szła przez gęste błoto. Każdy krok był ciężki, bo w głowie kotłowały mi się słowa Marka: „Nie chcę być tylko ucieczką”. W uszach wciąż brzmiał też głos Pawła: „Dlaczego nie ja?”.
Kiedy weszłam do domu, mąż siedział w salonie. Nie spał, choć było już późno. Wpatrywał się w ciemne okno, a jego sylwetka wydawała się mniejsza, jakby coś go przygniotło. Podniosłam się na odwagę i usiadłam obok.
– Paweł… – zaczęłam. – Nie wiem, co będzie. Nie możemy wrócić do tego, co było. Nie chcę takiego życia.
Odwrócił głowę. W jego oczach nie było już złości, tylko zmęczenie.
– Ja też nie – westchnął. – Ale wiem jedno: jeśli mamy jeszcze jakąś szansę, to tylko wtedy, gdy będziemy ze sobą szczerzy.
Milczałam chwilę, a potem przyznałam:
– Ja… coś poczułam do Marka. Ale to nie jest proste. Nadal coś czuję do ciebie.
Paweł oparł się o krzesło i zakrył twarz dłonią.
– Może potrafiłbym walczyć o ciebie, gdyby nie to, że dopiero teraz zrozumiałem, jak bardzo cię zraniłem. Nie wiem, czy nie jest za późno.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Ja też nie wiem, czy potrafię wybrać. Las dał mi spokój, którego w domu brakowało. Marek dał mi uwagę, której od ciebie nie dostawałam. A ty… ty jesteś częścią mojego życia, mojej przeszłości.
Zapanowała cisza. Czułam, że oboje wiemy jedno – że nie da się cofnąć tego, co się stało. Ale też nie da się udawać, że nic się nie wydarzyło.
– Jeśli chcesz… możemy spróbować – powiedział w końcu Paweł. – Ale nie obiecuję, że dam radę.
Spojrzałam na niego. W jego oczach dostrzegłam strach, ale i cień nadziei. A we mnie – pustkę i chaos.
Tej nocy nie zasnęłam. Patrzyłam w sufit i pytałam samą siebie: czy w ciszy lasu naprawdę znalazłam miłość, czy tylko lustro własnej tęsknoty? Odpowiedzi nie miałam. I może długo mieć nie będę.
Lena, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na grzybobraniu poznałam pewnego mężczyznę. To, co wydarzyło się w lesie, zmieniło mnie na zawsze”
- „Matka wiedziała o zdradzie mojego męża, ale milczała. Tłumaczyła, że miała powód, ale ja go do dziś nie pojmuję”
- „Liczyłam na gorące harce w leśniczówce, a najadłam się strachu. Więcej nie pójdę sama przez las”

