„Utrzymuję leniwą żonę i jej matkę. Jestem ich bankomatem, a w zamian nie mam nawet ciepłego obiadu”
„– Ty się słyszysz, kobieto? Przychodzisz do mojego domu, zjadasz moje jedzenie, żyjesz z moich pieniędzy i jeszcze masz czelność mówić mi, co mam robić?! – krzyknąłem. – To nie jest tylko twój dom! – odpyskowała. – A właśnie że jest! Mój kredyt, moje rachunki, moja praca! Ty tu jesteś gościem, który zasiedział się trzy lata za długo!”.

- Redakcja
Wszystko zaczyna się codziennie tak samo: dźwięk budzika o 6:15, szybki prysznic, kawa zalana wrzątkiem w biegu i ciemny garnitur, który chyba już ze mną zrośnięty. O 7:30 jestem już w samochodzie, przeklinając korki i starając się nie myśleć o tym, co mnie czeka, kiedy wrócę. Bo dom... dom to nie jest już miejsce odpoczynku. To miejsce, w którym czuję się jak gość, który tylko opłaca rachunki.
Jestem menedżerem średniego szczebla w jednej z tych korporacji, które produkują coś, czego nikt nie potrzebuje, ale wszyscy muszą mieć. Moja praca mnie wypala, ale przynajmniej daje pieniądze. Szkoda tylko, że mam coraz mniej poczucia, że te pieniądze dają mi cokolwiek więcej niż frustrację.
To miało być na chwilę
Od trzech lat mieszkamy razem z Haliną – moją teściową. Teoretycznie „na chwilę, aż się pozbiera”. Praktycznie – wprowadziła się i zakorzeniła. Najgorsze jest to, że już nawet nie udaje, że szuka jakiegoś lokum. Natalia, moja żona, uważa, że to normalne – przecież to jej mama, „potrzebuje wsparcia”, „jest starszą kobietą” i inne tego typu hasła, które słyszę na okrągło. Natalia zresztą też nie pracuje. Twierdzi, że „musi zająć się sobą”, że po tych wszystkich latach zasługuje na chwilę wytchnienia. Tyle że ta chwila trwa już ponad trzy lata.
Ja za to zasuwam. Wstaję, jadę do pracy, wracam – a wtedy... zamiast ciszy i ciepłego obiadu, witają mnie uwagi Haliny o tym, że zupa się przypaliła, bo Natalia miała pilates, i że znów wróciłem za późno, jakby to był jakiś akt złośliwości z mojej strony.
Dziś w pracy złapałem chwilę, żeby usiąść z Przemkiem, kumplem z open space’u. Jak zwykle siedzieliśmy z kubkami plastykowej kawy z automatu, pod ścianą, gdzie nikt nas nie podsłucha.
– Jak ty to wytrzymujesz, Adam? – zapytał, obracając kubek w dłoniach.
– Co? – udałem, że nie wiem, o co mu chodzi.
– No to wszystko. Żona w domu, teściowa w gratisie. Pracujesz jak wół, a one...?
Westchnąłem ciężko. Nawet nie miałem siły się bronić.
– Sam już nie wiem. Czuję się jak... jak bankomat, ale z funkcją gotowania i wynoszenia śmieci.
Przemek zaśmiał się krótko, ale jego spojrzenie mówiło więcej niż słowa.
– Może pora coś z tym zrobić.
Pokłóciliśmy się
Wróciłem do domu po trzynastu godzinach pracy. W korytarzu pachniało... niczym. Cisza i chłód. Zajrzałem do kuchni – pusta. W garnku resztka wczorajszej zupy, obok brudny talerz i kubek z zaschniętą herbatą. W salonie Natalia przewijała coś na telefonie, owinięta w koc, a Halina komentowała wiadomości w telewizji.
– Cześć – rzuciłem. – Jest coś do jedzenia?
Natalia nawet nie spojrzała.
– A nie mówiłeś rano, że może pójdziesz coś zjeść z Przemkiem?
– Ale nie poszedłem.
– No to sobie coś zrób.
Otworzyłem lodówkę i zamknąłem ją z hukiem. Halina odchrząknęła teatralnie.
– Kiedyś to mężczyźni wracali z pracy i nie narzekali. Po prostu robili swoje.
– A teraz wracają z pracy i dalej muszą robić wszystko – rzuciłem przez zęby.
Natalia się skrzywiła.
– Znowu zaczynasz?
– A ty kiedy przestaniesz? Siedzieć. Nic nie robić. Mam dość tego układu. Czuję się jak bankomat, serio.
– Nie musisz nam nic wypominać – powiedziała cicho.
– Nie muszę?! Serio? Może przypomnę ci, kto płaci za jedzenie, prąd, Netflixa i twoje hybrydy?
– A ty wszystko liczysz w pieniądzach? A uczucia?
– Jakie uczucia?! Ty ostatnio mnie nawet nie dotykasz, Natalia.
Halina wstała jakby miała zaraz wygłosić kazanie.
– Nie pozwolę, żebyś tak mówił do mojej córki!
– Nie pozwolisz? A może się w końcu wyprowadzisz?! To mój dom!
Nikt nie odpowiedział. A ja stałem w kuchni, głodny, w garniturze z plamą po kawie, i zastanawiałem się, kiedy ostatni raz ktoś mnie tu objął. Bez powodu. Po prostu – bo jestem.
Wygadałem się kumplowi
Była środa, coś koło osiemnastej, kiedy Przemek wysłał mi SMS-a: „Masz czas? Wpadnij na piwo”. Nie trzeba było mnie długo namawiać. Po tej kolacji – jeśli można tak nazwać kłótnię przy pustym stole – chciałem zniknąć choć na godzinę.
Usiedliśmy w małym barze niedaleko naszej firmy. Miejscówka nie miała nic wspólnego z elegancją, ale piwo było zimne, a światło przyciemnione – idealne, żeby powiedzieć na głos rzeczy, które zazwyczaj zostają w głowie.
– No to mów – Przemek podsunął mi kufel. – Widziałem cię dziś rano. Wyglądałeś, jakbyś miał ochotę uciec.
– Bo mam. I to nie od pracy. Praca to jedyne miejsce, gdzie czuję, że coś ode mnie zależy.
Przemek spojrzał na mnie poważnie.
– Adam, ty się dałeś zdeptać. Ta kobieta... To nie żona, to pasożyt. A jej matka to już w ogóle.
– Przesadzasz. Natalia ma... ciężki czas.
– Od trzech lat?! – uniósł brew. – Stary, ty jesteś nie mężem, tylko sponsorem.
Zamilkłem. Kufel z piwem zaczął mi ciążyć w ręku jak cegła. Wiedziałem, że nie przesadzał. To była brutalna prawda.
– Nie wiem, co robić. To mój dom, moja żona... Jakoś głupio tak po prostu...
– Po prostu co? Żyć jak niewolnik? Dla świętego spokoju?
W drodze do domu słowa Przemka brzęczały mi w głowie głośniej niż muzyka w aucie. Wjechałem na osiedle, zaparkowałem. Nie wysiadałem. Po raz pierwszy dostrzegłem, że drzwi do naszego mieszkania nigdy nie otwierają się z uśmiechem. Tylko z oczekiwaniem na pieniądze. Zamiast wejść, odpaliłem silnik i pojechałem w stronę stacji benzynowej. Wziąłem hot-doga i zjadłem go w aucie. I pierwszy raz od dawna poczułem się bardziej jak człowiek niż jak karta płatnicza.
Żona była leniwa
Wszedłem do mieszkania cicho, jakby miałem coś na sumieniu. W kuchni światło już zgaszone. W salonie Natalia leżała na kanapie z laptopem na kolanach. Haliny nigdzie nie było – pewnie poszła do sypialni oglądać swoje seriale. Idealny moment.
– Możemy pogadać? – zapytałem, stojąc jak gość w swoim własnym domu.
Spojrzała na mnie znad ekranu, z lekkim niepokojem. Nie była przyzwyczajona do poważnego tonu z mojej strony.
– Jasne… Co się stało?
Usiadłem na fotelu, nie obok niej. Potrzebowałem dystansu. Oddzielenia. Granicy, której od dawna nikt w tym domu nie widział.
– Natalia... Kiedy zamierzasz wrócić do pracy?
Zamilkła. Zamknęła laptopa. Przez chwilę myślałem, że w ogóle nic nie powie.
– Myślałam, że robisz to z miłości – powiedziała cicho. – Że chcesz, żebym miała czas dla siebie.
– Chciałem. Ale minęły trzy lata. A ja jestem zmęczony. Fizycznie, psychicznie, finansowo. Utrzymuję was obie. A ty nawet nie kupisz papieru toaletowego bez pytania mnie o pieniądze.
– Czyli wszystko liczysz w pieniądzach?
– A co mam liczyć? Dotyk? Bliskość? Bo tego nie ma. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy szczerze.
– Przesadzasz. Mam ciężki czas...
– Natalia, ty nie masz „ciężkiego czasu”, ty masz urlop od życia. A ja żyję za nas oboje.
– Czyli co? Mam iść do pierwszej lepszej roboty i udawać, że wszystko gra?
– Nie, masz zacząć coś robić. Cokolwiek. Pokazać, że ten dom to nie tylko moje zmartwienie.
Za drzwiami cichy szelest. Halina słuchała. Wiedziałem to. I miałem ochotę otworzyć te drzwi i wykrzyczeć jej wszystko. Ale się powstrzymałem. Natalia spuściła wzrok. Przez chwilę sądziłem, że powie „masz rację”. Ale nic nie powiedziała. Wstała i poszła do sypialni.
Nie wytrzymałem nerwowo
Był sobotni wieczór. Deszcz stukał w okna, w telewizorze grał jakiś reality show. Ja siedziałem w kuchni nad rachunkami, próbując domknąć miesiąc, który od dawna już nie miał prawa się domknąć.
– Słuchaj, może byś kupił nowy czajnik, ten stary strasznie gwiżdże – rzuciła Halina, wchodząc bez pukania.
Zignorowałem ją.
– Adam, słyszysz mnie?
– Słyszę – odpowiedziałem przez zaciśnięte zęby.
– No to co? Może byś coś zrobił z tym, zamiast ciągle siedzieć jak mruk?
Poderwałem się.
– Ty się słyszysz, kobieto? Przychodzisz do mojego domu, zjadasz moje jedzenie, żyjesz z moich pieniędzy i jeszcze masz czelność mówić mi, co mam robić?! – krzyknąłem.
– To nie jest tylko twój dom! – odpyskowała.
– A właśnie że jest! Mój kredyt, moje rachunki, moja praca! Ty tu jesteś gościem, który zasiedział się trzy lata za długo!
W drzwiach stanęła Natalia, zaspana, w szlafroku.
– Co się dzieje?
– Twoja matka mnie poucza, że powinienem kupić nowy czajnik!
– Przecież mówiła tylko…
– Nie jestem waszym sponsorem! Mam swoje granice!
Halina podniosła głos:
– Jak ci się nie podoba, to się wyprowadź!
Zamrugałem. W tej ciszy, która zapadła, te słowa wisiały jak nóż.
– Z mojego mieszkania?! – zaśmiałem się sucho. – Przecież wy nic nie macie! Nic! Żadnych dochodów, żadnej inicjatywy, żadnego szacunku! Tylko bierzecie, bierzecie, bierzecie!
Wyszedłem z kuchni, ubrałem kurtkę. Natalia próbowała coś powiedzieć, ale ją minąłem. Zamknąłem za sobą drzwi. Wsiadłem do samochodu. Siedziałem w milczeniu, patrząc w zaparowaną szybę. Nie wiedziałem, gdzie jechać. Spałem w aucie. Na parkingu pod blokiem. Sam. I po raz pierwszy od dawna nie bałem się tej samotności.
Miałem dość
Nad ranem obudziło mnie stukanie w szybę. Natalia. Stała z kubkiem kawy w ręce i tym swoim wyrazem twarzy, który trudno było odczytać. Nie płakała. Nie była zła. Była po prostu… obojętna.
Otworzyłem drzwi. Powietrze miało w sobie zapach wilgotnego asfaltu i przegrzanej klimatyzacji.
– Możemy porozmawiać? – zapytała cicho.
Skinąłem głową. Wyszła na chodnik, a ja za nią. Usiadła na murku przy śmietniku, jakby to była ławka w parku. Usiadłem obok.
– Przyniosłam ci kawę. Czarna, bez cukru. Jak zawsze.
Wziąłem kubek. Parzyła w dłonie. Milczeliśmy dłuższą chwilę.
– Nie mam już siły – powiedziałem w końcu. – Nie jestem szczęśliwy. Ty też nie.
Popatrzyła na mnie. Spokojnie.
– Myślałam, że to przejdzie. Że przestaniesz narzekać.
– Nie przestanę. Bo jestem człowiekiem, a nie bankomatem.
– Wiem – skinęła głową. – I wiesz co? Masz rację. Też się wypaliłam. I chyba nie mam ci już nic do dania.
Cisza. Słowa zawisły między nami, jakby ktoś powiedział coś nieodwracalnego. Bo może właśnie tak było.
– Ona ma się wyprowadzić – powiedziałem. – I nie mówię tego w złości. Po prostu… już nie umiem tam wrócić.
– Skoro tak chcesz – odpowiedziała bez cienia sprzeciwu. – Ale wyprowadzę się z nią.
– Ciekawe za co?
Wstała i poszła do domu. Dobrze wiedziałem, że nigdzie się nie ruszą.
Adam, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż poszedł na grzyby do lasu i już nigdy nie wrócił. Po 10 latach zobaczyłam go z nową rodziną”
- „Wydałam ostatnie pieniądze na wyprawkę szkolną, a córka powiedziała, że nigdzie nie idzie. Byłam zła, aż poznałam powód”
- „Przepisaliśmy mieszkanie na wnuczka, bo obiecał się nami zająć na starość. Tydzień później nie mieliśmy dachu nad głową”

