„Ustawiałam znicze na grobie dziadka, a ktoś uparcie je zabierał. Uznałam, że trzeba zakończyć te cmentarne potyczki”
„Przyszłam tydzień później. Nie było go. Stałam z pustym spojrzeniem i patrzyłam w miejsce, gdzie postawiłam biały znicz. Teraz stał tam inny – większy, złoty, z czerwonymi zdobieniami. Już nie musiałam się domyślać. Ten styl, ta przesada. Znam to”.

- Redakcja
Wiało. Taki jesienny wiatr, który wciska się pod kurtkę i pachnie zgniłymi liśćmi. Stawiałam kroki powoli, z równowagą, jakbym każdy z nich miał znaczenie. W ręce trzymałam biały znicz z napisem: „Od rodziny”. Nieprzesadnie ozdobny, bez złota, bez kokardek. Tylko napis. To on był ważny.
Stanęłam przed grobem dziadka. Stefan. Dla innych ojciec, brat, teść. Dla mnie – całe dzieciństwo. Po śmierci taty to on zajął jego miejsce. Woził mnie na konkursy, robił kanapki z jajkiem, których nie lubiłam, ale nie miałam serca mu powiedzieć. To z nim siedziałam w milczeniu, gdy nie dawałam już rady płakać. Z nim uczyłam się świata.
Po pogrzebie wszystko się rozleciało. Mama zamknęła się w sobie. Nie umiała albo nie chciała rozmawiać. Ciocia Grażyna – siostra taty – zniknęła szybciej, niż więdną kwiaty na grobie. Od tamtego dnia nie powiedziałyśmy do siebie ani słowa. Chyba uznała, że za bardzo się rządziłam. Że wnuczka nie powinna przemawiać nad trumną, nie powinna rozdawać rzeczy po dziadku, nie powinna w ogóle czuć się „rodziną”. Ale ja byłam. Jestem. I ten znicz miał to przypomnieć. Nawet jeśli nikomu poza mną nie będzie się to podobać.
To było jak policzek
Przyszłam tydzień później. Nie było go. Stałam jak idiotka z pustym spojrzeniem i patrzyłam w miejsce, gdzie postawiłam biały znicz z napisem „Od rodziny”. Teraz stał tam inny – większy, złoty, z czerwonymi zdobieniami i tabliczką: „Córka z rodziną”. Już nie musiałam się domyślać. Ten styl, ta przesada. Grażyna. Przez chwilę miałam nadzieję, że to zbieg okoliczności. Ale znałam ją. Ozdobny, teatralny, jak ona sama. Mój zniknął. Jej stanął w to miejsce. Przypadek? Nie wierzę.
Po powrocie do domu zadzwoniłam do mamy.
– Mamo, byłaś może ostatnio na cmentarzu?
– Ja? Nie... nie byłam. Czemu pytasz? – jej głos jak zwykle wycofany.
– Bo ktoś usunął mój znicz. Ten z napisem „Od rodziny”. A w jego miejscu jest inny. Od cioci Grażyny.
– A może się stłukł? Może ktoś posprzątał...
– Nie, mamo. Ktoś go po prostu zabrał.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Mamo?
– Julia... może nie rób z tego afery. To tylko znicz.
– Tylko? – parsknęłam. – To nie był „tylko znicz”, to było wszystko, co mogłam postawić. To była moja obecność, pamięć.
– Wiem. Ale po co się kłócić? Ona zawsze miała swoje zdanie.
– A ja co? Nie mam żadnego? Nie wolno mi pamiętać po swojemu?
Mama westchnęła.
– Po prostu... nie wdawaj się z nią w żadne wojny. Proszę.
Ale ja już wiedziałam, że ta wojna się zaczęła. I że nie ja ją wypowiedziałam. Ale ja może ją skończę.
Powiedziałam jej prawdę
– No proszę... A jednak przyszłaś.
Głos ciotki Grażyny orzeźwił mnie jak zimna woda. Stała przy grobie z bukietem chryzantem, zgrabnie ułożonym w wiklinowym koszu. Wysoka, elegancka, nawet na cmentarz włożyła płaszcz z paskiem, jakby była na pokazie mody żałobnej.
– Odwiedzam dziadka. Nic nadzwyczajnego – odpowiedziałam, starając się brzmieć spokojnie.
– Ale twój znicz zniknął, prawda? – uniosła brwi. – Ten z napisem „Od rodziny”. Trochę był zuchwały, nie sądzisz?
– A co niby zuchwałego w tym, że postawiłam znicz dziadkowi?
– Z takim napisem? – ciotka Grażyna westchnęła teatralnie. – Julia, ty jesteś wnuczką. Ja jestem jego córką. Rodzina to nie tylko emocje, to formalność.
Zacisnęłam pięści.
– Nie, rodzina to obecność. A ty przez ostatnie trzy lata wolałaś nie wiedzieć, że on żyje. Nie pamiętam, żebyś przychodziła, kiedy chorował. Nie widziałam cię, kiedy nie poznawał już mojego imienia.
Ciotka Grażyna odwróciła wzrok.
– Nie wszystko musisz rozumieć. Miał swoje wybory.
– Tak, miał. Wybrał mnie. A ty mu tego nigdy nie wybaczyłaś.
– On był pogubiony... po śmierci Pawła... – zaczęła, ale urwała.
– A ty byłaś za daleko, żeby to zauważyć – dokończyłam za nią. – Nie chodzi o znicz, ciociu. Chodzi o to, że ty nie możesz znieść, że ktoś inny był dla niego ważniejszy niż ty.
Cisza. Tylko szelest liści i nasze ciężkie oddechy.
– Ty zawsze wszystko musisz robić po swojemu, co? – warknęła, a potem odwróciła się i odeszła.
Zostałam sama. Ale czułam, że właśnie zaczęłam mówić swym własnym głosem.
Nie chodziło o znicze
Kuzyna Kamila spotkałam przypadkiem. Wyszłam z piekarni z siatką bułek, a on stał obok, rozmawiając z jakąś kobietą. Minęły sekundy, zanim nasze spojrzenia się spotkały. Było w nim coś, co pamiętałam – ten cień w oczach, który miał już na pogrzebie. Ale teraz wyglądał spokojniej. Albo po prostu lepiej udawał.
– Julia... hej.
– Kamil. Cześć – odpowiedziałam, niepewna, czy mam się ucieszyć, czy uciekać.
– Masz chwilę?
Usiedliśmy na ławce obok skweru. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. W końcu on zaczął.
– Słyszałem, że byłaś na cmentarzu. I że znowu iskrzy.
– Nie „znowu”. Tam nigdy nie przestało iskrzyć. Pogrzeb to był początek. Wtedy wszystko się zaczęło.
Kamil pokiwał głową.
– Wiesz... mama nie umie zrozumieć jednej rzeczy. Że dziadek cię wybrał. I że to nie była twoja wina. Ani nasza.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
– Wybrał mnie?
– Po śmierci ojca... twój tata był dla niego wszystkim. A jak on zginął, to chyba nie umiał już wrócić do relacji z mamą. A potem przyszłaś ty. I nagle miał kogoś, kto go słuchał, kto z nim był. Mama nigdy nie potrafiła się z tym pogodzić.
– Ale przecież mogła przyjść. Zadzwonić. Byłoby miejsce i dla niej...
– Julia, ona nigdy nie potrafiła być córką tak, jak ty byłaś wnuczką.
Zapadła cisza.
– Wiesz, do tej pory myślałam, że to chodzi o znicz. Ale to nie była walka o świeczkę. To była walka o uznanie. O prawo do bycia najbliższym.
Kamil kiwnął głową.
– Dokładnie. A ty, Julia, przez samo istnienie przypominałaś mamie, jak bardzo się oddalili. Dlatego nigdy ci tego nie wybaczyła.
Skrywała w sobie żal
Ciotka Grażyna otworzyła drzwi bez słowa. Patrzyła na mnie z rezerwą, jakby już żałowała, że się zgodziła. W jej mieszkaniu pachniało woskiem i czymś przypalonym. Może ciastem. Albo przeszłością.
Usiadłam przy stole w kuchni. Ciotka nalała herbaty. Nie słodzę, ale nie powiedziałam, gdy wsypała dwie łyżeczki. Nie o to chodziło.
– No i? – zaczęła. – Przyszłaś mnie przekonać, że jesteś bardziej rodziną niż ja?
– Nie. Przyszłam, żebyśmy przestały się gryźć nad grobem dziadka. Jemu to niepotrzebne.
– Łatwo ci mówić. Byłaś jego ulubienicą. O mnie nawet nie pytał.
– Pytał. Codziennie.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Mówił: „Ciekawe, czy Grażyna jeszcze się odezwie. Wiesz, ona zawsze miała trudny charakter. Po matce”.
– Świetnie. Jeszcze mnie obgadywał – szybko się napiła, jakby chciała coś w sobie zalać.
– Nie obgadywał. Tęsknił. Ale duma mu nie pozwalała zadzwonić pierwszemu.
Grażyna spojrzała w okno.
– Nie potrafiłam już z nim rozmawiać. Po śmierci Pawła... on jakby się zmienił. Udawał, że wszystko gra. A przecież to ja straciłam brata! Ja! I zamiast się trzymać razem, on... zamknął się z tobą w swoim świecie.
Zamilkła.
– Myślisz, że było mi łatwo? – odezwałam się cicho. – Ja też straciłam ojca. I miałam tylko jego. Nie zabierałam go tobie. Po prostu był. A ty byłaś za daleko.
– Bo nie potrafiłam być blisko – jej głos zadrżał.
– Może teraz już wystarczy tej walki?
Nie odpowiedziała. Ale nie wyrzuciła mnie też za drzwi. I to już było coś.
Z rodziną nie jest łatwo
Szłam powoli, jakby każdy krok miał ważyć mniej. W jednej ręce niosłam dwa znicze – biały i złoty. Położyłam je obok siebie. Jeden opisałam „Od wnuczki”, drugi – „Od córki”. I nagle poczułam, że nie muszą walczyć. Że mogą po prostu stać obok siebie.
Stałam chwilę w ciszy, aż usłyszałam znajomy chrzęst żwiru.
– Mogłam się domyślić, że cię tu znajdę – powiedziała mama.
Ubrana jak zawsze: prosto, spokojnie. W rękach miała wiązankę z gałązek świerku i jarzębiny.
– Ładnie... – dodała, patrząc na znicze. – Dobrze to wymyśliłaś.
– To nie miało być „wymyślane”, mamo. Po prostu... nie chcę już wojny.
– Myślisz, że kiedyś będzie z was znowu rodzina?
– Nie wiem. Może nie musi być. Może wystarczy, że przestaniemy udawać, że wszystko gra.
Mama westchnęła. Spojrzała na grób.
– Stefan... był trudny. Ale kochał was. Każdą inaczej. I każdą po swojemu zawiódł.
– Ale był. Do końca. I nie chciałam, żeby stał tu tylko jeden znicz. Jakbyśmy się nawzajem wymazali.
Mama skinęła głową.
– Zawsze byliście rodziną. Tylko nie umieliście nią być razem.
Usiadła na ławce. Przez chwilę siedziałyśmy obok siebie, nie mówiąc już nic. Było cicho. Spokojnie. Bez teatru. Bez afiszowania żalu. Pomyślałam, że już nie muszę wygrać. Nie chodziło o uznanie. Chodziło o prawdę. O to, kto naprawdę był, kiedy trzeba było być. I o to, żeby więcej nie walczyć tam, gdzie wystarczyło po prostu zostać.
Tak musi pozostać
Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek usiądę z ciocią Grażyną przy jednym stole. Nie wiem, czy kiedykolwiek spojrzymy sobie w oczy bez tego cienia, który zawsze będzie między nami. Może już nie muszę tego wiedzieć. Są rzeczy, których nie da się naprawić. Ale można przestać je rozdrapywać.
Dziadek był moim światem. Był ojcem, nauczycielem, opoką. Ale nie był święty. Miał swoje winy, miał swoje wybory. I być może naprawdę pominął własną córkę z bólu, z żalu, ze strachu przed porażką. Może mnie uczynił „lepszą wersją relacji”, której nie udało mu się zbudować z Grażyną. A ja – przez lata – pozwoliłam, żeby to podziałało jak nóż między nami. To nie znaczy, że moje uczucia były fałszywe. To nie znaczy, że nie byłam rodziną. Bo byłam.
Trzeba pamiętać, że rodzina to nie tylko metryka. To te kanapki z jajkiem, których nie znosiłam, ale jadłam, żeby nie zrobić mu przykrości. To jego głos, gdy mówił: „Dasz radę, Julka. Bo jesteś moją wnuczką”. To wszystkie noce, gdy zostawałam przy nim, bo bał się snów, które nie pozwalały mu zasnąć. Tego nikt mi nie odbierze. Znicze stoją obok siebie. Mam nadzieję, że nikt już ich nie ruszy.
Julia, 26 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Moja teściowa co roku robi ze Święta Zmarłych rewię mody. Teść przewraca się w grobie, a ja chcę się spalić ze wstydu”
- „Wolałam umyć stare znicze, niż kupować nowe na Wszystkich Świętych. Cała rodzina się ze mnie śmiała”
- „Posprzątałem grób dziadka na Wszystkich Świętych. Mama była na mnie zła, bo nie zasłużył nawet na to”

