Reklama

Staram się być miła, uśmiechnięta, nie wchodzę nikomu w drogę. Ale jeśli ktoś przez trzy lata sukcesywnie podkopuje twoją samoocenę, insynuuje, że twoje pierogi smakują jak tektura, a na dodatek uparcie sugeruje mężowi, że „może lepiej byłoby wrócić do tej Kaśki sprzed lat”, to nawet najłagodniejszy człowiek w końcu straci cierpliwość.

I tak oto, pewnego poranka, stojąc nad garnkiem z wrzącym olejem, postanowiłam, że nadszedł czas na lekcję pokory dla mojej teściowej. Nie zamierzałam robić niczego strasznego. Po prostu wpadłam na pewien… kulinarny eksperyment. Pomysł był prosty: niech Grażynka raz w życiu poczuje prawdziwy ogień w sercu. A właściwie – w gardle.

Przyłożyłam się, żeby pączki wyszły

Plan miał być prosty i elegancki. Teściowa Grażynka uwielbiała się popisywać przed koleżankami swoimi wyrobami cukierniczymi, więc postanowiłam dać jej szansę na kolejne niezapomniane doświadczenie. Pączki. Klasyczne, domowe, pachnące wanilią. Tyle że z odrobiną piekielnego twistu.

Uzbrojona w rękawiczki ochronne sięgnęłam po największą papryczkę chili, którą ktoś najwyraźniej stworzył, żeby testować granice ludzkiej wytrzymałości. Zblendowałam ją na gładką pastę, wymieszałam z konfiturą malinową i – voila! – nadzienie gotowe.

– Co ty tam knujesz? – Tomek, mój mąż, zajrzał do kuchni, wciągając powietrze nosem. – Pachnie… normalnie.

A czego się spodziewałeś, siarki i smoły? – rzuciłam, starając się wyglądać niewinnie. – Robię pączki.

– Pączki? Ty? – jego mina mówiła wszystko.

Prawda była taka, że do tej pory moje umiejętności kulinarne ograniczały się do perfekcyjnego zamawiania pizzy. Ale zemsta wymagała poświęceń.

– Moja mama będzie zachwycona – dodał z przekąsem.

O tak, pomyślałam. Zachwycona to mało powiedziane.

Byłam zadowolona

Kiedy ostatni pączek został wypełniony piekielnym nadzieniem, spakowałam je w eleganckie pudełko, przewiązałam wstążką i poczułam się jak prawdziwa gospodyni domowa. Gdyby tylko teściowa wiedziała, ile serca włożyłam w ten wypiek… I odrobinę złowrogiej satysfakcji.

– Naprawdę to zrobiłaś – mruknął Tomek, patrząc na pudełko z lekkim przerażeniem. – Masz plan awaryjny, jeśli coś pójdzie nie tak?

– Jasne – uśmiechnęłam się niewinnie. – Udam zaskoczenie i zasugeruję, że to nowa receptura.

Tomek przewrócił oczami, ale nie powiedział nic więcej. Zresztą, było już za późno na wątpliwości. Pączki miały dziś trafić na cotygodniowe spotkanie Grażynki i jej elitarnej Loży Szyderców, czyli osiedlowego klubu starszych dam, które uznały plotkowanie za swoją życiową misję.

Pojechałam do teściowej

Punktualnie o 16 zadzwoniłam do drzwi teściowej, trzymając w dłoniach swój słodko-piekielny dar.

– Ooo, a to niespodzianka – Grażynka uniosła brwi, widząc mnie z wypiekami. – Sama piekłaś?

– Tak, pomyślałam, że czas się czegoś nauczyć – odpowiedziałam z uśmiechem.

– No, no, cud się stał. Chodź, akurat pijemy herbatkę.

Weszłam do salonu, gdzie czekały już jej koleżanki, w tym sąsiadka Jadzia i ciocia Bożenka. Nieświadome zagrożenia, sięgnęły po pączki.

Chciało mi się śmiać

Grażynka uniosła pączka do ust, przyjrzała mu się z lekką podejrzliwością, po czym wgryzła się w miękkie ciasto. Jadzia i Bożenka poszły w jej ślady. Przez pierwsze dwie sekundy nic się nie działo. Potem… piekło rozpętało się w salonie.

– Ooooo…! – Grażyna nagle krzyknęła. Jej oczy rozszerzyły się jak spodki, twarz momentalnie poczerwieniała, a oddech przyspieszył. – Co… co to jest?!

– Matko jedyna! – krzyknęła Bożenka, wachlując się serwetką. – Czuję, jakby mi język stanął w ogniu!

Jadzia poderwała się z fotela, kaszląc tak, jakby połknęła rozżarzony węgielek. – Wody! Herbaty! Czegokolwiek! – jęknęła, sięgając po filiżankę Grażynki i duszkiem wypijając całą zawartość.

Tymczasem teściowa wstała, trzymając się za gardło, a jej twarz przeszła przez całą gamę odcieni czerwieni i fioletu.

– Coś… coś ty mi tu wsadziła?! – wychrypiała.

Uśmiechnęłam się.

To była pikantna zemsta

– To taka nowoczesna wariacja na temat klasycznego pączka. Trochę pikanterii. Mówiłaś, że moje jedzenie jest bez smaku… więc dodałam odrobinę charakteru.

Grażynka patrzyła na mnie, a z jej oczu lały się łzy – choć nie wiedziałam, czy bardziej z bólu, czy z wściekłości.

– O, Grażynko, mówiłaś, że kiedyś kobiety miały większą odporność na ostre przyprawy… – rzuciła Jadzia, starając się złapać oddech.

Z trudem powstrzymałam śmiech. Zemsta nigdy nie smakowała lepiej.

Teściowa zapamięta ten dzień

Grażyna dyszała jak smok, który właśnie zionął ogniem i sam się nim poparzył. Bożenka wymachiwała rękami, jakby to miało przewietrzyć jej język, a Jadzia – bidulka – próbowała to wszystko popijać wodą.

– Ja… ja zaraz umrę – wycharczała teściowa, chrapliwie łapiąc powietrze.

– Nie przesadzaj, Grażynko – mruknęła Jadzia, nadal dysząc. – To tylko trochę… piekła na podniebieniu.

– Piekła?! – Grażyna wyglądała, jakby właśnie doszła do wniosku, że spisała swój testament za wcześnie. – To jest tortura!

Z oczu ciekły jej łzy, makijaż powoli zaczął się rozpływać, a usta przybrały kolor dojrzałego pomidora.

Ja tymczasem, pełna niewinności, sięgnęłam po jednego pączka i ugryzłam go na oczach wszystkich. Oczywiście, tego normalnego, który zostawiłam sobie na boku.

– Hmm, no faktycznie… dość intensywny smak – powiedziałam, teatralnie przechylając głowę. – Może to ta nowa konfitura.

Grażynka spojrzała na mnie tak, jakby w myślach oblewała mnie wrzątkiem.

– No cóż – kontynuowałam, wzruszając ramionami. – Może warto czasem spróbować czegoś nowego?

Wtedy Jadzia, wciąż ledwo żywa, parsknęła śmiechem. Bożenka zaczęła się krztusić, a Grażynka… cóż, wyglądała, jakby postanowiła, że moje dni w tej rodzinie są policzone.

Ale wiedziałam jedno. Już nigdy nie skrytykuje mojej kuchni.

Była wściekła na mnie

Grażynka w końcu odzyskała mowę – niestety.

– Ty… Ty…! – wycharczała, wskazując na mnie drżącym palcem. – To był zamach na moje życie!

– Grażynko, nie przesadzaj – Jadzia ocierała łzy śmiechu, choć nadal ciężko oddychała. – Przeżyłaś, masz teraz wyjątkowe wspomnienia.

– Wyjątkowe wspomnienia?! – teściowa spojrzała na nią, jakby właśnie zdradziła cały ich babciny sojusz. – Ja nigdy ci tego nie zapomnę!

I już miałam świętować sukces, kiedy usłyszałam znajomy dźwięk.

– Mamo, co się dzieje?! – Tomek wpadł do salonu, rozglądając się nerwowo.

– Twoja żona mnie truła! – Grażyna od razu wskazała na mnie, jakby Tomek był policjantem w programie kryminalnym.

– Truła to chyba złe słowo… – zaczęłam powoli.

Ale Tomek już sięgnął po pączka, wgryzł się i…

– Matko boska! – zakaszlał, łapiąc się za gardło. – Co ty tu wsadziłaś?!

Ups.

– No, to chyba… ten egzotyczny dżem – mruknęłam, robiąc krok w tył.

Mąż przyznał mi rację

Grażynka triumfowała.

– Widzisz synku? A ty zawsze jej bronisz!

Tomek spojrzał na mnie, wciąż kaszląc, i westchnął.

– Kochanie, powiedz mi tylko jedno… dlaczego?

Zamyśliłam się na chwilę.

– A pamiętasz, jak twoja mama powiedziała, że moje pierogi smakują jak karton po butach?

Tomek spojrzał na Grażynkę. Potem na mnie. I znowu na Grażynkę.

– No dobra – odchrząknął. – Może i miałaś powód – zaczął się śmiać.

Grażynka wyglądała, jakby miała dostać drugi atak. A ja? Cóż… To był zdecydowanie mój najsmaczniejszy sukces.

Alicja, 30 lat

Czytaj także: „Na stażu ciągle biegałam do cukierni po pączki dla szefa. W końcu pokazałam mu, że stać mnie na więcej”
„W tłusty czwartek dostałam pączki od tajemniczego wielbiciela. Cieszyłam się, dopóki nie dowiedziałam się, kto nim jest”
„Teściowej nie smakowały moje pączki. Pluła nimi przy całej rodzinie i śmiała się, że jestem niedojdą w kuchni”

Reklama
Reklama
Reklama