Reklama

Kiedy skończyłam szkołę, miałam przed sobą całkiem niezłe perspektywy. Maturę zdałam dobrze i dostałam się na wymarzoną uczelnię. Miałam studiować anglistykę, w sumie nawet zdążyłam ją zacząć. W przyszłości miałam celować w branżę tłumaczeń, choć mogłam też robić cokolwiek innego, co wiązało się z bardzo dobrą znajomością języka.

Tyle tylko, że w międzyczasie, gdy wyszłam wieczorem do baru, poznałam Krzysztofa. Opijał wtedy jakiś kontrakt i cieszył się z każdej następnej kolejki, jaką podtykał mu barman. Otaczał go wianuszek bogatych znajomych, ale on z jakiegoś powodu upatrzył sobie właśnie mnie.

Jesteś zjawiskowa – powiedział mi wyraźnie nakręcony alkoholem. – Musisz mi potowarzyszyć. Będę zaszczycony!

Zaimponował mi wtedy. Zupełnie zlekceważyłam to, że w sumie to nie do końca wie, co mówi i co robi – skupiłam się na jego przechwałkach: jak to przejął firmę po ojcu i choć jest raptem cztery lata starszy ode mnie, dorobił się już na niej fortuny. A kontrakt, który właśnie podpisał, miał jeszcze pomnożyć jego zyski.

Uważałam, że jest przystojny, a jednocześnie bardzo zaradny. Przemknęło mi nawet przez myśl, że dobrze by się było z nim związać. Nie przypuszczałam jednak, że wszystko to ostatecznie skończy się na ślubie.

Koleżanka mnie ostrzegała

Gdyby ktoś oprócz Agi odwodził mnie od tej relacji, pewnie bym to przemyślała. Niestety, tylko mojej przyjaciółce włączyła się czerwona lampka i to ona jako pierwsza zwróciła uwagę, że kompletnie z Krzysztofem do siebie nie pasujemy.

– W nim jest coś dziwnego, Marta – powiedziała mi krótko po tym, jak oświadczyłam, że się oficjalnie spotykamy. – Nie umiem powiedzieć co, ale mi się nie podoba. Uważaj na niego.

Zamiast wtedy zastanowić się nad jej słowami, uniosłam się oburzeniem, przekonana, że po prostu mi go zazdrości – ona umawiała się tylko z nudnym chłopakiem z roku, którego wciąż utrzymywali rodzice. Tak, Daniel został jej mężem, a połączyła ich prawdziwa miłość – nie to śmieszne nic, które było między mną i super bogatym Krzysztofem.

Aga nigdy więcej nie poruszyła tego tematu, uznała pewnie, że nie będzie się więcej wtrącać, bo przecież jestem dorosła, uparta i to moje życie. A mnie nic innego nie zastanawiało, zwłaszcza że rodzina uparcie twierdziła, że powinnam się go trzymać.

To facet, który ustawi cię na całe życie! – rozpływała się moja matka. – Nie możesz z niego w żadnym wypadku zrezygnować!

Przez niego rzuciłam studia

Mnie samej zaczęło to trochę nie pasować, bo Krzysztof coraz mocniej narzekał na moje studia. Według niego traciłam czas i nie miałam go dostatecznie dużo dla niego.

– No ale po co ci te studia? – powtarzał bez końca. – Nie musisz ich robić. Nie musisz robić nic. Ja ci wszystko zapewnię. Lepiej, jeśli zajmiesz się po prostu byciem ze mną.

Wtedy trochę mnie to zaniepokoiło. Bo co miało znaczyć „zajmowanie się byciem z facetem”? Wszelkie moje wątpliwości uśpiła jednak tamtym razem starsza siostra, Klara.

– A, Marta, ty jak zawsze przesadzasz – stwierdziła z przekąsem. – Facet ma rację. Po co chodzisz na te studia? Z nim będziesz mieć dużo więcej kasy. Pewnie nic nie będziesz musiała robić do końca życia. Każda by na to poszła!

Matka oczywiście jej zawtórowała, a ja, głupia, przyznałam im rację. Tym sposobem przyjęłam zaręczyny Krzysztofa, rzuciłam studia, a potem wzięłam ślub. Huczny, piękny i potwornie luksusowy. Wtedy mi to nie przeszkadzało, choć czułam się trochę niekomfortowo. Dopiero po upływie kilku miesięcy pojęłam, że raczej nie jestem jedną z tych wielu kobiet, które radośnie by się ze mnie zamieniły.

Żyłam w złotej klatce

Miałam wszystko – wielki dom, masę wolnego czasu i niemal nieograniczony dostęp do kasy. Sęk w tym, że to między mną i Krzysztofem to nie była miłość. Po mniej więcej roku pojęłam, że nie łączy nas ani żadna chemia, ani wyższe uczucia. Ja byłam mu po prostu potrzebna. Uważał, że jestem ładna, umiem się dobrze ubierać i świetnie się nadam na wszelkie przyjęcia, bankiety i inne imprezy, na których musiał się pojawiać.

Miałam odgrywać rolę – stać się idealną żoną, która będzie jego ozdobą i przyjemnym dopełnieniem, w najgorszym wypadku łagodzącym spory.

– Znalazł sobie żonę, bo rodzice twierdzili, że jest za bardzo beztroski i musi poprawić swój wizerunek – powiedziała mi kiedyś jego siostra. – Studiowałaś? Jemu takie rzeczy nie pasują. Kobieta powinna przecież tylko ładnie wyglądać i się uśmiechać.

Mąż był przeciwny

Nie uwierzyłam jej. Kiedy jednak po jakimś czasie rzuciłam, że chciałabym wrócić do nauki, wybuchnął.

Nie będziesz robić takich głupot! – krzyczał. – Moja żona nie potrzebuje żadnych studiów i papierków! To strata czasu, rozumiesz? Masz chyba co robić w domu!

No właśnie nie miałam. Mimo to przekonywana przez rodzinę, trwałam w tym związku kolejne lata. W końcu jednak coś we mnie pękło. Niewykluczone, że sprawiła to informacja o zaocznym kursie językowym. Uznałam, że może nie wszystko jeszcze stracone. Miałam prawie trzydzieści lat, czyli nie aż tak znowu dużo i pełno wolnego czasu. Co mogło pójść nie tak?

Nauka przynosiła mi radość

Nic nie sprawiało mi takiej satysfakcji, jak kurs, na który się zapisałam. Wybrałam wersję stacjonarną, by nie tylko się uczyć, ale i odzyskać jakiś kontakt z ludźmi. Przez ostatnie lata obracałam się wyłącznie wśród znajomych męża – zadufanych, bogatych snobów, którzy patrzyli na mnie z góry, jak to na głupiutką żonkę ich cenionego kumpla. Reszta kobiet potrafiła godzinami rozmawiać o paznokciach, ja natomiast umierałam wtedy z nudów. Od kiedy zaczęłam jednak naukę, powtarzałam materiał na telefonie i mogłam choć na chwilę wyrwać się z tego męczącego towarzystwa.

Mimo wszystko uznałam, że całe to moje przedsięwzięcie powinnam ukrywać przed Krzysztofem. Już wcześniej kupowałam sobie różne pomoce naukowe – podręczniki, dodatkowe słowniki, no i literaturę po angielsku, ale dobrze ukrywałam paragony. Czułam, że na pewno zrobiłby awanturę. Kiedyś mi wyrzucał, że kupiłam sobie za dużo powieści.

– I po co to kupujesz? Nie masz już na co pieniędzy wydawać? – warczał. – Inne kobiety mają normalne zajęcia, a ty się rozbijasz po księgarniach!

Nie dyskutowałam z nim wtedy, bo nie widziałam sensu. W mojej głowie narodził się jednak plan, który postanowiłam zrealizować. A mój sekret potrzebowałam utrzymać w tajemnicy.

Podzieliłam się moim sekretem

Któregoś dnia spotkałam się z Agą. Robiłyśmy to raczej rzadko, bo Krzysztof kręcił nosem, gdy widział mnie ze starymi znajomymi. Oczywiście, wtajemniczyłam ją w kurs i dodatkowe szkolenia, które sobie wykupiłam. Ona jednak nie rozumiała, dlaczego to ukrywam.

– Idzie mi coraz lepiej – pochwaliłam jej się przy kawie. – Niedługo będę mogła złapać coś porządnego.

– A jak Krzysiek zareagował? – spytała. – No wiesz, na to, że planujesz pracę…

– Nie mówiłam mu – odparłam ze spokojem.

Aga wytrzeszczyła na mnie oczy.

To on dalej nie wie? – spytała. – Nie powiedziałaś mu?

Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam się tłumaczyć, bo nie uważałam, żebym robiła źle.

– Po co w tym w ogóle siedzisz? Dlaczego po prostu go nie zostawisz i nie zaczniesz wszystkiego od nowa?

Uśmiechnęłam się lekko.

– Właśnie przygotowuję sobie grunt.

Zamrugała.

– To znaczy? – Wciąż przyglądała mi się podejrzliwie.

– No, a myślisz, że gdzie mogłabym iść, bez wykształcenia czy jakichkolwiek kwalifikacji? – rzuciłam. – Opanuję wszystko, zrobię papiery i zacznę nowe życie.

Minęło kilka miesięcy od mojej rozmowy z Agą. Wciąż się doszkalam, wybrałam się nawet na dodatkowe warsztaty, gdy Krzysztof był w delegacji. Nadal skrzętnie ukrywam wszelkie faktury i rachunki, żeby niczego się nie domyślił. Mam nadzieję, że już niedługo będę mogła złożyć pozew o rozwód. On zupełnie się tego nie spodziewa, zresztą, uważa, że nigdy tego nie zrobię, bo przecież w jego mniemaniu zostawi mnie z niczym. Ja jednak wolę niewielką pensję niż życie w złotej klatce.

Marta, 31 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama