„Ukochany wyciągnął mnie na rower i już po kwadransie zaczęłam żałować. Nie sądziłam, że pęknę szybciej niż opona”
„Sport, w jakiejkolwiek formie, nigdy nie był moją mocną stroną. A mimo to, zgodziłam się. Może chciałam mu zaimponować, a może po prostu chciałam wyjść ze swojej strefy komfortu”.

- Redakcja
Zawsze byłam typem domatorki. Zresztą, to nie tak, że nie próbowałam uprawiać sportu. Próby były, owszem, ale zawsze kończyły się podobnie – kilkoma chwilami zadyszki, mnóstwem bólu i niekończącym się pragnieniem powrotu na kanapę z książką w ręku. Krzysiek natomiast... no cóż, on był z innego świata. Świata pełnego wyzwań, adrenaliny i ekstremalnych sportów. Kiedy zaproponował rowerową randkę, wiedziałam, że to może być przygoda mojego życia. Albo totalna katastrofa.
Nie mogłam jednak pozbyć się myśli, że nie sprostam zadaniu. Sport, w jakiejkolwiek formie, nigdy nie był moją mocną stroną. A mimo to, zgodziłam się. Może chciałam mu zaimponować, a może po prostu chciałam wyjść ze swojej strefy komfortu. Nawet jeśli wszystko pójdzie nie tak, jak powinno, przynajmniej będę miała co wspominać.
Czułam niepokój
– No, gotowa? – Krzysiek zapytał, uśmiechając się szeroko, gdy tylko dotarliśmy na miejsce.
Jego entuzjazm był niemal zaraźliwy, choć ja sama czułam, jak moje serce bije szybciej z zupełnie innych powodów.
– Jasne, gotowa – odpowiedziałam, starając się brzmieć przekonująco.
Patrzyłam na wąską, krętą ścieżkę, która zdawała się prowadzić wprost do nieba i zastanawiałam się, co ja tutaj robię. Krzysiek zaczął opowiadać o górskich widokach, które miały się nam objawić na trasie. Jego oczy lśniły z poekscytowania.
– Zobaczysz, będzie super – dodał.
Starałam się skupić na jego słowach, ale w głowie kołatała mi jedna myśl: „Co, jeśli nie dam rady?” Uśmiechałam się i przytakiwałam, ale czułam niepokój. Może jednak powinnam zaproponować coś innego, coś, co bardziej pasowałoby do mojego stylu życia? Ale z drugiej strony, czy to nie było właśnie to, czego potrzebowałam – wyzwanie, które zmusi mnie do wyjścia poza granice własnych możliwości? Kiedy wyruszyliśmy na trasę, moje mięśnie od razu zaczęły protestować. Krzysiek mknął przodem, z energią i zapałem, a ja starałam się dotrzymać mu kroku, choć każda pedałująca sekunda zdawała się ciągnąć w nieskończoność.
– Dasz radę – Krzysiek obrócił się do mnie, jakby czytał w moich myślach.
Przyłapałam się na tym, że zastanawiam się, co on we mnie widzi – dziewczynę, która zawsze wybiera wygodę zamiast ryzyka? Czułam, że to nie tylko trasa była naszym wyzwaniem.
Byłam sfrustrowana
W miarę jak ścieżka stawała się coraz bardziej stroma, moje nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Oddech stawał się płytki. Myślałam, że nie dam rady jechać dalej. Krzysiek jechał przed siebie, jakby nie istniały żadne przeszkody. Co jakiś czas oglądał się za siebie, upewniając się, że nadążam. Ale ja, mimo że próbowałam, czułam się coraz bardziej zmęczona i sfrustrowana.
– Wszystko w porządku? – zapytał, gdy po raz kolejny zatrzymał się na krótką przerwę.
Jego ton był pełen troski, ale ja słyszałam w nim także nutę zaniepokojenia.
– Tak, jasne – skłamałam.
Nie chciałam, by widział, jak bardzo mnie to przerasta. Zastanawiałam się, dlaczego w ogóle próbuję to wszystko znieść. Może chciałam udowodnić sobie, że dam radę. Ale teraz, pośrodku tej górskiej trasy, wszystko zdawało się zmierzać ku nieuchronnej porażce. Patrząc na Krzyśka, zastanawiałam się, czy rzeczywiście rozumiemy się nawzajem, czy może nasze różnice są zbyt duże, by je zniwelować. Wiedziałam, że muszę podjąć decyzję. Czy kontynuować, choć wszystko we mnie krzyczało, by przestać, czy jednak zaakceptować swoje granice i pogodzić się z nimi?
Nie mogłam już dłużej udawać
Na jednym z zakrętów zatrzymałam się nagle, zjeżdżając z trasy. Oparłam się o drzewo, czując, jak moje serce bije w rytmie nie do zniesienia. Nie mogłam już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Czułam się wyczerpana, zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. To był ten moment, kiedy musiałam zaakceptować swoje ograniczenia. Krzysiek, zauważywszy, że zostałam w tyle, szybko zawrócił i podjechał do mnie. W jego oczach dostrzegłam coś pomiędzy zaskoczeniem a zmartwieniem.
– Co się stało? – zapytał, spoglądając na mnie uważnie.
– Nie dam rady. Naprawdę przepraszam, ale to nie dla mnie – odpowiedziałam z trudem, czując, jak łzy napływają mi do oczu.
Wstyd i poczucie porażki mieszały się z ulgą, że w końcu to powiedziałam. Na początku jego twarz wyrażała coś na kształt niezrozumienia, ale chwilę później zauważyłam, jak delikatnie przygryza wargę, jakby próbując przetrawić sytuację. Potem jego twarz złagodniała, a w oczach pojawiło się zrozumienie.
– Przepraszam. Chyba za bardzo dałem się ponieść swoim pasjom – powiedział, stawiając rower na bok i podchodząc bliżej. – Nie chciałem, żebyś czuła się tak, jak teraz. Powinniśmy byli wybrać trasę, która odpowiadałaby nam obojgu.
Byłam zaskoczona jego reakcją.
– Pospacerujmy. Mogę poprowadzić oba rowery, jeśli będziesz chciała. Ważne, żebyśmy dobrze się bawili, bez względu na to, jak – zaproponował.
Poczułam, jak jego słowa otulają mnie niczym ciepły koc. Nie tylko nie skrytykował mnie, ale też zaproponował rozwiązanie, które uwzględniało moje potrzeby. W tym momencie zobaczyłam w nim coś więcej niż tylko pasjonata ekstremalnych sportów. Dostrzegłam człowieka, który potrafił zrozumieć i zaakceptować ograniczenia innych. Zaczęliśmy schodzić z góry, powoli i bez pośpiechu, a ja czułam, jak coś zmienia się w moim postrzeganiu Krzyśka i naszej relacji.
Zaskoczył mnie
Nasza powolna wędrówka stała się okazją do rozmowy. Szliśmy obok siebie, a Krzysiek, zgodnie z obietnicą, prowadził oba rowery.
– Nigdy nie mówiłaś, że nie lubisz sportu – zagadnął Krzysiek po chwili ciszy.
– To nie jest tak, że nie lubię – zaczęłam, zastanawiając się, jak ubrać w słowa to, co czuję. – Może po prostu zawsze czułam, że to nie moja bajka. Wiesz, nigdy nie byłam dobra w rywalizacji. Zawsze bałam się, że nie sprostam oczekiwaniom, że się ośmieszę.
Krzysiek spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
– Może to nie chodzi o rywalizację, a o to, żeby cieszyć się tym, co robisz – powiedział, zerkając na mnie z boku. – Sport jest dla mnie ważny, bo pozwala mi się zrelaksować i poczuć wolność. Ale nigdy nie chciałem, żebyś robiła coś wbrew sobie.
Jego słowa zmusiły mnie do refleksji. Może rzeczywiście chodziło o znalezienie czegoś, co sprawiałoby mi przyjemność, a nie o sprostanie cudzym oczekiwaniom.
– A co z tobą? Zawsze byłeś taki wysportowany? – zapytałam, chcąc dowiedzieć się więcej o nim samym.
– Nie zawsze – odpowiedział z uśmiechem. – Kiedyś byłem nieśmiały i zamknięty w sobie. Sport pomógł mi otworzyć się na innych i na świat. Znalazłem w nim coś, co dawało mi poczucie przynależności. Ale wiem, że nie każdy musi przechodzić tę samą drogę.
Rozmawialiśmy dalej o różnych rzeczach – o marzeniach, o planach na przyszłość, o drobnych codziennych sprawach, które mogłyby umknąć w pośpiechu. Odkryłam, że mamy więcej wspólnych zainteresowań i wartości, niż mogłam się spodziewać. Krzysiek opowiadał o swoich planach na przyszłość, o miejscach, które chciałby odwiedzić, a ja dzieliłam się swoimi marzeniami o podróżach i pisaniu. To, co miało być ekstremalnym wyzwaniem, zmieniło się w spokojną podróż.
Dobrze się z nim bawiłam
W końcu dotarliśmy na dół góry, gdzie ścieżka zamieniała się w szeroką, wygodną drogę. Było już późne popołudnie, a słońce zaczynało chować się za horyzontem, rzucając ciepłe, pomarańczowe światło na otaczający nas krajobraz. Zatrzymaliśmy się na moment, żeby ochłonąć i napić się wody. Mimo że trasa nie przebiegła zgodnie z pierwotnym planem, czułam, że wynieśliśmy z tego dnia coś znacznie ważniejszego niż tylko fizyczny wysiłek.
– Cieszę się, że mnie nie zostawiłeś – powiedziałam, czując, jak wdzięczność wypełnia mnie od środka.
– W końcu to była nasza wspólna przygoda – odpowiedział z uśmiechem.
Patrzyłam na niego i zastanawiałam się, jak wiele się zmieniło w naszym postrzeganiu siebie nawzajem. Myślałam nad przyszłością naszej relacji. Czy to doświadczenie zmieni coś na dłużej? Czy nauczy nas otwartości i szczerości, które są kluczem do każdej udanej relacji? Choć nie miałam gotowych odpowiedzi, czułam, że ta trudna randka była ważnym krokiem naprzód.
– Co teraz? – zapytał Krzysiek, kiedy zaczęliśmy kierować się w stronę samochodu.
– Może pizza i film? – zaproponowałam z uśmiechem, wiedząc, że tym razem stawiam na coś, co na pewno mi się spodoba.
– Brzmi idealnie – odpowiedział, uśmiechając się szeroko.
Byłam pewna, że to dopiero początek wielu wspólnych przygód, które jeszcze przed nami.
Magdalena, 31 lat
Czytaj także:
- „Po zdradzie pocieszyłem się siostrą bliźniaczką mojej ex. Okazało się, że nie tylko z wyglądu są jak 2 krople wody”
- „Przypadkiem odkryłem sekret mojej 15-letniej córki. Jej tłumaczenia sprawiły, że pojąłem, czym naprawdę jest ojcostwo”
- „Na wakacjach chcieliśmy mieć i plażę, i góry. Urlop marzeń nad Jeziorem Żywieckim pokrzyżował nam jeden drobiazg”

