Reklama

Gdyby ktoś mi rok temu powiedział, że Ewa zrobi coś takiego – wyśmiałabym go. Serio. Bo przecież byłyśmy jak siostry. Z Ewą można było pogadać o wszystkim – od problemów z szefem po złamane serce. A że ona zawsze miała dobre rady, to człowiek czuł się przy niej bezpiecznie. Ufałam jej. Może nawet bardziej niż powinnam.

Najpierw było niedowierzanie, potem wściekłość. A na końcu... no cóż. Na końcu była moja riposta. Bo ja może i długo się zbieram, ale jak już działam, to skutecznie. I nie, nie jestem łatwowierna – byłam po prostu zbyt lojalna.

Westchnęłam ciężko

Pewnego dnia poszłyśmy na kawę po pracy.

– No i co, powiedziałaś mu? – zapytała Ewa, mieszając cappuccino długą łyżeczką.

– Komu?

– No Krzyśkowi, że nie będziesz robić za dwie osoby.

Pokręciłam głową i westchnęłam ciężko.

Nie miałam odwagi. A poza tym... sama wiesz, jak on reaguje. Albo zacznie się śmiać, albo powie, że dramatyzuję. W końcu to szef.

– To, może ja mu powiem za ciebie? – spojrzała na mnie z takim błyskiem w oku, jakby miała zaraz ruszyć w bój.

– Bo to moja sprawa – odpowiedziałam ostrożnie. – Poza tym… nie chcę robić z tego afery.

– Zawsze boisz się zawalczyć o siebie. A przecież sama mówisz, że masz dość.

Miała rację, ale mimo to coś mnie tknęło. Ta jej gotowość do działania, taka... nadgorliwa.

– Posłuchaj, naprawdę doceniam, że chcesz pomóc, ale nie chcę, żebyś mówiła za mnie. Jasne?

– Dobra, dobra – wzruszyła ramionami i spojrzała w okno. – Jak chcesz.

Zmieniliśmy temat. Potem jeszcze pośmiałyśmy się z żartów z internetu, obgadałyśmy nową koleżankę i wróciłyśmy do domów. Byłam pewna, że temat mojej zawodowej relacji z Krzyśkiem się zakończył. Dopiero kilka dni później odkryłam, że Ewa... jednak z nim rozmawiała. Tylko że nie tak, jak się umawiałyśmy.

Żołądek zwinął mi się w supeł

Weszłam do biura i od razu poczułam, że coś jest nie tak. Nie wiem, czy to był ten gwar rozmów, czy może pełne zdziwienia spojrzenia koleżanek z działu. Krzysiek stał przy ekspresie i udawał, że nie widzi, jak wchodzę.

– Cześć wszystkim – rzuciłam neutralnie, zawieszając torebkę na krześle.

– Cześć – odpowiedziała Anka, ale jakoś bez przekonania.

Usiadłam przy komputerze, włączyłam system, przeglądałam maile. Po pięciu minutach podszedł Krzysiek.

Możesz na chwilę do salki? – zapytał cicho.

– Jasne – odpowiedziałam, choć żołądek już zdążył mi się zwinąć w supeł.

Zaciągnął zasłony, jakbyśmy mieli rozmawiać o planach wojskowych.

– Słuchaj... Ewa była u mnie.

Zamarłam.

– O czym?

– No... powiedziała, że źle się czujesz, że nie dajesz sobie rady z obowiązkami. Że jesteś przeciążona i nie chcesz nic mówić, bo boisz się reakcji.

Zacisnęłam pięści.

– Przepraszam, co?!

– Sądzę, że powinniśmy to przemyśleć. Może zmniejszyć ci zakres obowiązków albo... – zawiesił głos.

– Albo co?

– No, wiesz... delegować twój projekt komuś, kto ogarnie temat do końca.

Wstałam powoli, patrząc mu prosto w oczy.

– Dziękuję, że powiedziałeś.

Wyszłam, czując, jak twarz mi płonie. Już wiedziałam, że Ewa mnie wystawiła. I że zrobiła to tak, żeby wyglądało, jakby działała w moim imieniu. Tylko że ja wcale nie potrzebowałam rzeczniczki.

Chciałam odzyskać kontrolę

Nie zdążyłam jeszcze usiąść przy biurku, kiedy Ewa podeszła z kubkiem kawy i swoim standardowym, bezczelnym uśmiechem.

I jak tam? – zapytała niby od niechcenia.

– Możemy porozmawiać na osobności? – odpowiedziałam chłodno.

Zrobiła minę zdziwionego szczeniaka, ale poszła za mną do kuchni.

– Co się dzieje?

Zamknęłam za nami drzwi i spojrzałam jej prosto w twarz.

– Powiedziałaś Krzyśkowi, że sobie nie radzę? Że jestem przeciążona? Że potrzebuję pomocy?

– No... przecież mówiłaś, że jesteś zmęczona, że nie wyrabiasz. Chciałam tylko pomóc.

– Pomoc to jedno. A mówienie za moimi plecami – drugie. Wsadziłaś mnie na minę. On teraz myśli, że nie ogarniam!

Chciałam dobrze! – zawołała, podnosząc ręce w obronnym geście. – Myślałam, że się ucieszysz. Że ktoś się za tobą wstawił.

– A zapytałaś się, czy chcę takiej pomocy? – prychnęłam. – Nie. Po prostu zrobiłaś to po swojemu.

Milczała przez chwilę, potem westchnęła.

Może faktycznie przesadziłam...

– Może?! – uniosłam brwi. – Przez ciebie właśnie wylatuję z projektu, który prowadziłam od trzech miesięcy.

Ewa spuściła wzrok.

– Wiesz co? – dodałam ciszej. – Ty nie pomagasz. Załatwiasz swoje interesy cudzymi rękami. Nie dam się zepchnąć na boczny tor.

Wyszłam z kuchni, zostawiając ją w środku. Nie chciałam już jej słuchać. Teraz myślałam tylko o jednym – jak odzyskać kontrolę. I nie było mowy, żebym odpuściła.

Walczyłam o swoje

Wieczorem usiadłam z laptopem przy kuchennym stole. Przeglądałam maile z ostatnich miesięcy, notatki, prezentacje. Wszystko, co stworzyłam do projektu, który mi właśnie odebrano. Czułam, jak rośnie we mnie złość. Następnego dnia poprosiłam Krzyśka o spotkanie.

Widzę, że się nie poddajesz – mruknął, gdy weszłam do salki z segregatorem pod pachą.

– Nie walczyć. Po prostu nie dam sobie wmówić, że jestem słaba, bo komuś wygodnie mnie tak przedstawić – powiedziałam stanowczo. – Zobacz, tu są wyniki z ostatniego miesiąca. Nasze wskaźniki. Wszystko to ja zrobiłam.

Podałam mu dokumenty.

Nie mówię, że jesteś słaba... Po prostu, skoro sama mówiłaś, że jest ciężko…

– Powiedziałam to Ewie. Prywatnie. A ona wykorzystała to, żeby wypchnąć mnie z projektu i pewnie sama na nim zyskać.

Krzyśkowi mina zrzedła.

– Myślisz, że to miało drugie dno?

– Znamy się. Wiesz, że nie jestem święta, ale też nie jestem idiotką.

Westchnął, przetarł twarz dłońmi.

– Daj mi dzień. Muszę to przemyśleć. I pogadam z nią.

– Nie musisz gadać, ale jeśli Ewa przejmie mój projekt, ja rezygnuję z dodatkowych zadań. I nie zostanę tu na krok dłużej.

Patrzyliśmy na siebie chwilę w milczeniu. W końcu skinął głową.

– Masz rację. To było zagranie poniżej pasa.

Wychodząc, uśmiechnęłam się krótko. Pierwszy krok zrobiony.

Czułam satysfakcję

Nazajutrz Krzysiek wyszedł ze swojego gabinetu i zawołał Ewę. Poszli do salki konferencyjnej. Drzwi zamknęły się za nimi z cichym kliknięciem, ale przez przeszkloną ścianę widziałam ich twarze. Ewa najpierw była uśmiechnięta. Potem zaczęła mówić. Krzysiek tylko słuchał. W końcu pochylił się, powiedział kilka słów i wstał. Jej mina... bezcenna. Tak wygląda ktoś, kto właśnie stracił przewagę. Kiedy wyszli, Ewa zbliżyła się do mojego biurka z teatralnym spokojem.

Jednak postanowiłaś się poskarżyć – rzuciła chłodno.

– Nie poskarżyć, tylko wyprostować pewne sprawy – odpowiedziałam spokojnie, nie podnosząc wzroku znad dokumentów.

Przecież chciałam ci pomóc – próbowała jeszcze ratować ton.

– Nie, chciałaś się ustawić. A użyłaś mnie jako wymówki.

Zamilkła na moment. A potem, ku mojemu zdziwieniu, nachyliła się i syknęła:

– Myślisz, że to koniec? Nie wiesz, z kim zadzierasz.

Uśmiechnęłam się delikatnie, nie dając się sprowokować. Wstałam i poszłam do pokoju Krzyśka. Przyjął mnie z uśmiechem.

– Dobrze, że przyszłaś. Przeanalizowałem wszystko, co mi pokazałaś. Projekt wraca do ciebie.

– Dzięki.

– Sobie podziękuj.

Wyszłam z gabinetu spokojna, ale w środku czułam satysfakcję. Nie chodziło o zemstę. Chodziło o to, żeby nie pozwolić więcej nikomu tak mną pogrywać.

Wybrałam siebie

Minęło kilka tygodni. Projekt szedł pełną parą, a ja odzyskałam spokój. I szacunek – nie tylko Krzyśka, ale też kilku koleżanek, które wcześniej patrzyły na mnie jak na ofiarę. Z Ewą już nie rozmawiałam. Nie próbowała się pogodzić. Ja też nie zamierzałam wyciągać ręki. W pewnych sprawach nie ma powrotu. Pewnego dnia spotkałam ją na korytarzu, jak wychodziła z budynku. Przez chwilę popatrzyłyśmy sobie w oczy. W jej spojrzeniu nie było już tej pewności siebie, którą kiedyś podziwiałam. Była za to niechęć. I może odrobina wstydu.

– Gdybyś mnie po prostu zapytała – powiedziałam spokojnie – mogłybyśmy to zrobić razem, ale ty wybrałaś drogę na skróty.

– A ty wybrałaś zemstę – odburknęła, już odwracając się w stronę drzwi.

– Nie. Wybrałam siebie.

Nie odpowiedziała. Wyszła, stukając obcasami po marmurowej posadzce. Czasem trzeba coś stracić, żeby odzyskać siebie.

Katarzyna, 48 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama