Reklama

Wyszłam z banku i po raz pierwszy naprawdę dopuściłam do siebie myśl, że to koniec. Nie miałam już z czego spłacać rat. Firma, w którą zainwestowałam wszystko, padła szybciej, niż zdążyłam zareagować. Kredyt został. Ogromny, przytłaczający jak betonowa płyta przyciśnięta do klatki piersiowej.

Nie płakałam. Ja nie płaczę. Po prostu włączyłam w sobie tryb „przetrwanie”. Wtedy pojawił się Tomasz. Najpierw kawa po spotkaniu networkingowym, potem przypadkowe kolacje, aż w końcu… on się zakochał. Ja? Ja po prostu musiałam jakoś przeżyć.

Czyli naprawdę nic do niego nie czujesz? – zapytała mnie Anita, opierając się o framugę moich drzwi z kubkiem wina.

– A co mam czuć? Ulga to też uczucie. Spłacił mi dwie raty, a ja mogę znowu oddychać. Trzeba sobie jakoś radzić, nie?

Wzruszyła ramionami, ale widziałam, że nie podoba jej się ta wersja mnie. Problem w tym, że to była jedyna wersja, jaka mi została.

Miłość? To był plan B. Plan A to było przetrwanie.

Miał gest

Tomasz pojawił się w moim życiu jak prezent. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to początek transakcji, której cenę dopiero miałam poznać.

– Wiesz, że odkąd cię zobaczyłem, coś we mnie pękło? – powiedział kiedyś, głaszcząc mój nadgarstek w restauracji, której rachunku sama nie ogarnęłabym nawet kalkulatorem.

Uśmiechnęłam się. Tak jak się uśmiecham, kiedy klient żąda trzech koncepcji na wczoraj. Słodko, uprzejmie, bez emocji.

Zaczął do mnie pisać. Rano, wieczorem. „Jak się czujesz?”, „Czy dobrze spałaś?”, „Zjadłaś coś dzisiaj?”. Najpierw mnie to bawiło. Potem zaczęłam na to czekać. Z czasem nie było dnia, żeby się nie odezwał. A potem… przyszedł ten moment.

Powiedz, ile ci brakuje – powiedział, gdy w przypływie słabości wypłakałam się, że mam nóż na gardle.

– Nie po to ci to mówiłam – próbowałam ratować resztki godności.

– Natalia, nie jestem idiotą. Widzę więcej, niż mówisz.

Przelał pieniądze. Nie zapytał o szczegóły. A ja? Ja tylko się uśmiechałam. I grałam dalej swoją rolę.

– Naprawdę go nie kochasz? Ani trochę? – zapytała Anita, kiedy powiedziałam jej, że spłacił mi raty i kupił weekend w spa.

– Nie. Ale przynajmniej raz w życiu ktoś się mną zaopiekował – odpowiedziałam, nie patrząc jej w oczy.

Było mi z nim dobrze

To było przed świętami. Tomasz zabrał mnie do swojej siostry na kolację wigilijną, bo – jak stwierdził – „jesteś częścią mojego życia, więc muszą cię poznać”. Stałam wtedy przy lustrze w jego mieszkaniu, poprawiając sukienkę, która kosztowała tyle, co moje dwie pensje. Kupił ją dla mnie. I nagle poczułam się... nieudawaną wersją siebie. Ładną. Potrzebną. Kochaną?

Wyglądasz jak milion dolarów – powiedział mi wtedy, całując w szyję.

Nie odpowiedziałam. Ale coś we mnie pękło. Jego siostra okazała się miła, dzieci biegały z prezentami, na stole wszystko pachniało prawdziwym domem. Czymś, czego nigdy nie miałam. Tomasz nie spuszczał ze mnie wzroku. Tego wieczoru przez chwilę uwierzyłam, że mogłabym naprawdę tu pasować.

W nocy śniła mi się matka. Siedziała przy kuchennym stole w starym fartuchu i mówiła:

Nie licz na miłość, licz na siebie. Jak się zakochasz, to cię zniszczą.

Obudziłam się zlana potem. A Tomasz spał obok, spokojnie, z ręką na moim biodrze. Wieczorem, gdy piliśmy wino, niemal się wygadałam.

– Wiesz, czasem się boję, że to wszystko jest za piękne. Że nie zasługuję…

– Każdy zasługuje. Ty tym bardziej – odpowiedział, głaszcząc mnie po dłoni.

I zamilkłam. Nie umiałam powiedzieć mu prawdy. Ale coraz trudniej było mi odróżnić, co nią jeszcze jest.

Nie umiałam go pokochać

To był piątek. Tomasz miał wrócić późno – spotkanie zarządu, jakieś ważne decyzje. Siedziałam w jego mieszkaniu, sącząc wino i czekając na Anitę. Potrzebowałam pogadać. W końcu przyszła. Bez kurtki, z butelką prosecco i miną pełną wyczekiwania.

– I co, księżniczko? Zaczynasz się zakochiwać?

– Wiesz, że nie o to chodzi... – zaczęłam, ale ona tylko westchnęła.

– Natalia, przestań udawać. Albo się zakochałaś, albo robisz z siebie potwora.

Wypiłyśmy po dwa kieliszki. A potem, po trzecim, powiedziałam to, czego nigdy nie powinnam.

– On myśli, że go kocham. Gdyby nie ten kredyt, nigdy bym z nim nie była.

Anita zamarła. Popatrzyła na mnie, jakby pierwszy raz mnie widziała.

– Wiesz, że to podłe?

– No i co?

Wtedy usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Poczułam zimno w plecach. Pobiegłam na korytarz, ale nikogo tam już nie było. Tomasz. On to słyszał. Zniknął na dwa dni. Nie wracał. Nie odbierał. Nie odpowiadał.

– Co mam robić? – płakałam do telefonu.

– On wszystko usłyszał, Natalia – powiedziała Anita z żalem. – Nie wiem, czy da się to jeszcze odkręcić.

Próbowałam. Pisałam, dzwoniłam. Cisza. Żadnego „dlaczego?”, żadnego „porozmawiajmy”. Tylko pustka. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że nie mam już nic. Ani planu, ani siły.

Nie chciał mnie znać

Minął miesiąc. Mieszkanie, w którym zostałam, zdawało się obce, jakby wszystko tu pachniało kimś, kogo już nie znałam. Otwierałam szafę i zamykałam ją po sekundzie. Jego koszule dalej wisiały na swoim miejscu. Jakby miał zaraz wrócić. Ale nie wracał. Chodziłam pod jego biuro. Stałam naprzeciwko, z kawą w ręce, jak idiotka. Raz mnie minął. Spojrzał. I przeszedł dalej. Jakbym była przypadkową kobietą na chodniku.

Napisałam list. Krótki. Bez błagania. Tylko jedno zdanie: Nie chciałam cię zranić. Chciałam przeżyć. Ale teraz wiem, że cię kochałam.

Zostawiłam go w jego skrzynce. Nie odpisał. Spotkałam się z jego siostrą. Powiedziała tylko:

Nie wiem, co mu zrobiłaś, Natalia, ale nie wróci do ciebie. Jego oczy… On wygląda, jakby ktoś go zniszczył od środka.

I wtedy wszystko pękło. Cała moja gra. Ta silna, zimna Natalia. Zamknęłam się w łazience i ryczałam tak, jak nie płakałam nigdy wcześniej. Bo zrozumiałam jedno – przestałam udawać. Już nie potrafiłam grać. Ani przed nim. Ani przed sobą. I właśnie wtedy go straciłam naprawdę.

Skrzywdziłam go

Zobaczyłam go przypadkiem. Wracałam z pracy, z torbą pełną zakupów i oczami podkrążonymi jak u zombie. Szłam chodnikiem, zapatrzona w ziemię, aż nagle… on. Stał przy kawiarni, rozmawiał z kimś przez telefon. Nadal elegancki, nadal pewny siebie. Ale coś w jego twarzy było twardsze. Jakby już nie znał czułości.

Zatrzymałam się. Nie mogłam się ruszyć. Spojrzał na mnie. I wiedziałam, że mnie poznał. Ale nie podszedł. To ja zrobiłam pierwszy krok.

– Tomasz… – zaczęłam cicho.

– Natalia – skinął głową. Bez emocji. Bez cienia uśmiechu.

– Możemy... porozmawiać?

Spojrzał na zegarek.

– Masz dwie minuty.

To zabolało.

Wiem, że cię zraniłam. I nie proszę o wybaczenie. Ale... chciałam, żebyś wiedział, że wszystko się we mnie rozpadło, kiedy zniknąłeś. Że dopiero wtedy zrozumiałam, że...

– Nie kończ – przerwał chłodno. – Zrobiłaś ze mnie idiotę.

Zamilkłam.

– Żegnaj – powiedział.

I odszedł. Po prostu. Zostawił mnie w tłumie ludzi, z torbą zakupów i sercem, które pękło jeszcze raz.

Natalia, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama