Reklama

Związek z Markiem trwał już dziesięć lat. Z czego siedem w małżeństwie. Gdyby ktoś mnie zapytał, czy jestem szczęśliwa, odpowiedziałabym dyplomatycznie: „jest stabilnie”. I to byłoby zgodne z prawdą. Stabilnie, czyli bez fajerwerków, ale też bez dramatów. Przynajmniej do pewnego momentu.

Marek był inżynierem, pracował w dużej firmie jako kierownik działu. Ja — graficzka freelancerka. Nasze życie toczyło się rytmicznie: kawa rano, obiad na szybko, serial wieczorem. Czasami rozmowa, czasami nie. Miał swoje hobby, ja swoje. Szanująca się, cicha relacja dorosłych ludzi.

A teściowa? Teściowa była zawsze tematem osobnym. Halina. Wysoka, chuda, wiecznie w szarych ubraniach i z natrętną potrzebą wtrącania się w cudze sprawy. Nigdy nie byłyśmy sobie bliskie. Ona była z tych, co to lubią przypominać o swoich zasługach — że „to dzięki niej Marek wyrosnął na porządnego człowieka”. A ja miałam jej za to być wdzięczna. Dyplomacja — tak bym opisała naszą relację. Uprzejma, ale chłodna.

Teściowa zrobiła się miła

Ostatnio jednak coś się zmieniło. Halina zaczęła do mnie mówić jakby cieplej. Przynosiła herbatki z ziołami, które „podobno dobrze robią na nerwy”. Pytała, jak mi się pracuje, czy się nie przemęczam. Trochę mnie to niepokoiło.

– Agnieszko, czy mogłabyś mi pokazać, jak działa komputer? Wiesz, tak podstawowo. Jak się pisze maile, jak się coś wyszukuje w internecie – zapytała pewnego popołudnia, kiedy niespodziewanie zajrzała do nas na kawę.

Popatrzyłam na nią zdziwiona. Do tej pory wzbraniała się przed technologią jak diabeł przed święconą wodą.

– A czemu akurat teraz? – zapytałam ostrożnie.

– Bo czasy się zmieniają – odpowiedziała z uśmiechem, który nie sięgał oczu. – Chcę być na bieżąco. I nie być zależna od nikogo.

Zgodziłam się. Przecież to nic złego nauczyć starszą osobę obsługi komputera, prawda? Tyle że... coś w jej głosie było niepokojące. Jakby nie mówiła mi wszystkiego. Ale wtedy jeszcze nie przeczuwałam, że cała ta lekcja z komputerem okaże się początkiem katastrofy.

Nauka szła błyskawicznie

– To jest myszka. Klikasz tu, prawym lub lewym przyciskiem. A to jest przeglądarka – tłumaczyłam, pokazując palcem ikonki na pulpicie.

– I co, teraz mogę wszystko zobaczyć, co jest w internecie? – zapytała Halina, marszcząc brwi.

– No, prawie wszystko. Możesz na przykład sprawdzić prognozę pogody, przeczytać wiadomości albo założyć maila.

– Maila... – powtórzyła jakby do siebie. – A jak się to robi?

Usiadła przy komputerze tak, jakby chciała go przesłuchać. Patrzyła uważnie na ekran, a potem zaczęła dziwnie szybko klikać. Zbyt pewnie jak na osobę, która „pierwszy raz widzi komputer z bliska”.

– Spokojnie. Poczekajmy aż się załaduje. Tu kliknij, żeby założyć konto. – Pokazałam, ale zauważyłam, że jej wzrok nie był skupiony na formularzu. Przesunęła kursor na pasek zakładek.

– A co to? – zapytała z niewinnym uśmiechem.

– To są zapisane strony. Można do nich szybko wrócić.

I wtedy ją przyłapałam. Kliknęła „Mail – Marek”. Wiem, bo sama kiedyś tam trafiłam, jak korzystałam z komputera Marka. A to był jego komputer i prywatny.

– Halino... – powiedziałam powoli.

Oj, przepraszam... Kliknęło mi się niechcący – rzuciła pospiesznie, ale coś w jej tonie było zbyt spokojne.

Odkryła sekret synka

– To się otworzyło samo... – zaczęła, ale nie dokończyła. Bo na ekranie pojawiły się wiadomości.

Nie zdążyłam zareagować. Halina już czytała. Widziałam, jak jej źrenice się rozszerzają, jak zaciska usta.

Kasia z siłowni? – przeczytała na głos. – „Nie mogę się doczekać soboty. Tylko ty i ja, bez żadnych wymówek...” – przeczytała kolejną linijkę. – Agnieszko, to chyba jakaś pomyłka, prawda?

Patrzyłam na ekran jak zahipnotyzowana. Te słowa nie zostawiały wątpliwości. Czułam, jak robi mi się słabo, a w gardle rosła gula. Chciałam wyłączyć komputer, zamknąć oczy, cofnąć czas.

– Halino, proszę... To nie miejsce, nie czas... – próbowałam zachować spokój, ale głos mi drżał.

– Ale ty to widzisz, prawda? Przecież to nie są służbowe wiadomości. – Jej oczy płonęły.

– Nie wiem, co widzę. Może to jakaś stara korespondencja... może to nic takiego – próbowałam się ratować.

– Agnieszko – przerwała mi cicho. – On cię zdradza.

Wstałam gwałtownie.

– Ja nie chciałam tego widzieć! Nie prosiłam, żebyś... – prawie krzyknęłam. – Po co mi to pokazałaś?

Zamilkła.

Wybuchła awantura

Marek wrócił późnym wieczorem. Wszedł jak zwykle – rzucił klucze na komodę, rozpiął kurtkę, nie patrząc mi w oczy.

– Hej. Coś się stało? – zapytał po chwili, widząc moją minę.

Siedziałam na kanapie, ręce złożone na kolanach, jakbym czekała na egzekucję.

– Musimy pogadać – powiedziałam spokojnie, aż za spokojnie. – O Kasi z siłowni.

Zmarszczył brwi. Udawał zdziwienie.

– O czym ty mówisz?

– Przeczytałam wasze maile. A właściwie... twoja mama przeczytała. Uczyłam ją obsługi komputera. Sama kliknęła.

– Co? – Marek od razu się ożywił. – Moja matka grzebała w moich mailach?

– Przypadkiem. Albo nieprzypadkiem. Nieważne. Liczy się treść – ucięłam.

Przeszedł się po pokoju, nerwowo przecierając twarz.

– Agnieszka, to nie tak...

W tym momencie z sąsiedniego pokoju dobiegł nas głos:

– Nie tak?! – Halina wyszła z cienia. – To jak niby?! Bo ja tu od dwóch dni próbuję to sobie wyjaśnić. Mówiłeś, że kochasz Agnieszkę. Że jesteś szczęśliwy. A tu jakieś „nie mogę się doczekać soboty”!

Mamo, nie wtrącaj się! – warknął Marek. – To moja sprawa.

– Twoja? Serio? Po tym, co zrobiłeś mojej synowej? Mojej... – głos jej się załamał.

Wstałam. Podeszłam do nich.

– Już wystarczy. Chcę znać prawdę. I to teraz.

Marek spojrzał na mnie jak na kogoś obcego. I nagle poczułam, że właśnie nim się stał.

Mąż mnie zdradzał

– Okej. Tak, spotykam się z Kasią – Marek powiedział to z kamienną twarzą, bez cienia skruchy.

Zrobiło się cicho. Tylko zegar tykał w tle. Halina zakryła usta dłonią. Ja się nie ruszałam. Jakbym zamarła razem z tą chwilą.

– Od kiedy? – zapytałam po chwili. Głos mi się załamał. – Od kiedy mnie okłamujesz?

– Pół roku – rzucił. Jakby mówił o pogodzie.

Wybuchłam.

– Pół roku?! A ja co?! Tu siedzę jak idiotka, gotuję ci, słucham o twojej pracy, o twoich problemach!

– Bo nie chodziło o ciebie, Agnieszka! Po prostu… Kasia mnie rozumie, jest... inna.

– Inna? – powtórzyłam, krztusząc się łzami. – Może po prostu młodsza? Mniej zmęczona życiem?

– Nie mów tak. To nie fair – burknął.

– Nie fair? Nie fair to są wiadomości do jakiejś baby, które twoja matka odczytuje razem ze mną!

– No i bardzo dobrze, że odczytałam! – Halina krzyknęła nagle. – Wiesz, czemu chciałam nauczyć się komputera? Bo coś czułam. Że się wymykasz. Że coś ukrywasz.

– To nie była twoja sprawa! – Marek zawył. – Ani twoja, mamo, ani twoja, Agnieszko! Nikt nie ma prawa mnie oceniać!

A kto ci dał prawo do zdrady? – zapytałam chłodno.

Nie odpowiedział. Wziął kurtkę, trzasnął drzwiami. I tyle go widziałam. Halina ruszyła za nim, ale ja ją zatrzymałam.

– Nie. Nie próbuj go teraz ratować. Nie rób z siebie bohaterki.

Przecież nie chciałam cię skrzywdzić... – szepnęła.

Musiałam wyjść. Potrzebowałam ciszy. Potrzebowałam nie być tam, gdzie wszystko runęło.

Teściowa stanęła po mojej stronie

Gdy wróciłam do domu, Halina czekała w kuchni. Siedziała sztywno przy stole, dłonie zaciśnięte w pięści, jakby coś trzymała w sobie, czego nie mogła dłużej tłumić. Marek stał pod oknem, wpatrzony w ciemność. Gdy mnie zobaczył, odwrócił się bez słowa.

– Siadaj – powiedziała Halina ostro, do syna.

Nie ruszył się.

– Powiedziałam: siadaj.

Usiadł, jak zbity pies. Nie odzywałam się. To nie była moja walka. Nie tym razem.

– Patrz na mnie – warknęła. – Ty wiesz, co zrobiłeś? Ty w ogóle masz pojęcie, jak bardzo mnie zawiodłeś?

– Mamo, proszę cię...

– Nie! Nie „mamo”! Ty mnie nie proś, tylko ty mi wytłumacz, jak można tak podle traktować kobietę, która przez tyle lat była ci wierna! – Jej głos podniósł się do krzyku. – I jeszcze te kłamstwa! Jak ty śmiałeś przynosić do tego domu obce uczucia, inne zapachy, inne słowa?!

Marek spuścił głowę.

– Zawsze myślałam, że wychowałam cię na porządnego mężczyznę – dodała ciszej, drżącym głosem. – A widzę przed sobą tchórza.

Spojrzała na mnie. W jej oczach był wstyd. Wstyd za niego.

– Agnieszko... jeśli zdecydujesz się odejść, zrozumiem. I wesprę cię. Nie zasłużyłaś na to, co zrobił mój syn.

Nie odpowiedziałam. Po raz pierwszy od wielu dni poczułam, że ktoś naprawdę stoi po mojej stronie. I że może... może nie jestem w tym wszystkim sama.

Marek nie powiedział już ani słowa. Ale w jego oczach po raz pierwszy pojawił się cień strachu.

Agnieszka, 36 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama