„Ucieszyłem się, że żona ma gorącego kochanka. Ona jest zadowolona, a ja mam w końcu święty spokój”
„Nie przypominam sobie, aby wcześniej nosiła takie fatałaszki – no, może jeszcze na początku naszego związku jej się zdarzało. Wnioski nasunęły się same. Wszystko wskazywało na to, że Marta spotyka się z kimś na boku. Jeśli okazałoby się to prawdą, to nawet zły bym nie był – raczej ciekawy, kim jest jej wybranek”.

Im człowiek starszy, tym bardziej docenia święty spokój. Nie mam wygórowanych oczekiwań. Po powrocie z pracy pragnę jedynie coś zjeść i poleżeć na kanapie. Nie chcę, by ktoś mi zawracał głowę i wymagał nie wiadomo czego. Nie uważam tego za lenistwo. To raczej kwestia priorytetów, które zmieniają się wraz z upływem czasu.
Moja żona to mistrzyni dramatów
Z igły zrobi widły jak mało kto. Ma do tego wrodzony talent. Byle iskra wystarczy i kłótnia gotowa. Nieustannie zarzuca mnie pretensjami. Czepia się dosłownie o wszystko. Nawet głupia ścierka w kuchni, która nie została złożona w taki sposób, w jaki ona by sobie życzyła, potrafi wyprowadzić ją z równowagi. Naprawdę nie rozumiem, co jej to daje i co chce przez to osiągnąć.
Dla mnie jej zachowanie jest strasznie męczące. Co prawda jesteśmy małżeństwem od 25 lat i do pewnych rzeczy już po prostu przywykłem, ale odnoszę wrażenie, że zdolność do irytowania mnie nasila się jej z wiekiem. Gdy słucham opowieści moich kolegów, wiem przynajmniej, że nie jestem w podobnych odczuciach osamotniony.
Zawsze mnie pouczała
– Pamiętaj o wstawieniu prania, jak wrócisz z pracy – Marta wydała polecenie tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Ja będę dzisiaj później.
– Postaram się nie zapomnieć – mruknąłem niechętnie.
Zmierzyła mnie spojrzeniem ostrym niczym brzytwa.
– Nie martw się, przypomnę ci SMS-em.
Już zamierzałem powiedzieć coś w stylu „w to nie wątpię”, ale na szczęście zdążyłem się ugryźć w język. Nie miałem ochoty na przepychanki z samego rana. Poza tym na bank przyczepi się o to, że wrzuciłem do pralki to, co nie powinno się w niej znaleźć. Cieszyło mnie natomiast to, że chociaż przez kilka godzin będę w domu sam. Odpocznę, pooglądam telewizję, może się piwa napiję – bez wysłuchiwania narzekania.
Niekiedy zastanawiam się nad sensem kontynuowania tego małżeństwa, po czym dochodzę do wniosku, że jestem za stary za zabawę w rozwód. Najzwyczajniej w świecie nie chce mi się przez ten cyrk przechodzić. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że Marta zamieniłaby zwykłą sprawę rozwodową w teatralne przedstawienie.
Zauważyłem pewne zmiany
Wróciła do domu bardzo późno, było po 23. Zajrzała do łazienki, żeby sprawdzić, czy pranie jest zrobione, ale nic nie powiedziała. Nie było to w jej stylu, ale darowałem sobie komentarz.
– Padam na twarz, idę spać – oznajmiła.
Poczułem od niej alkohol. Przemyła tylko twarz, pomijając swoją wieczorową rutynę. Pomyślałem, że to pewnie przez procenty szumiące w uszach. Niemniej w ciągu następnych dni dostrzegłem kolejne subtelne zmiany.
Stała się trochę mniej zrzędliwa, ograniczyła słodycze, a do pracy zaczęła się malować nieco mocniej niż zwykle. Zauważyłem też nowy komplet bielizny – nie domknęła szuflady w swojej komodzie w sypialni. Nie przypominam sobie, aby wcześniej nosiła takie seksowne fatałaszki – no, może jeszcze na początku naszego związku jej się zdarzało.
Wnioski nasunęły się same. Wszystko wskazywało na to, że Marta spotyka się z kimś na boku. Jeśli okazałoby się to prawdą, to nawet zły bym nie był – raczej ciekawy, kim jest jej wybranek.
Dobrze przeczuwałem
Po kilku tygodniach miałem już całkowitą pewność, że żona kogoś ma. Zaczęła bardziej dbać o siebie, coraz częściej zostawała w pracy po godzinach i zbytnio się mną nie przejmowała. Byłem autentycznie szczęśliwy, bo wreszcie miałem święty spokój. Niemniej zamierzałem się upewnić, że moje przypuszczenia dotyczące kochanka są słuszne.
Przejrzenie telefonu Marty nie wchodziło w rachubę, bo praktycznie się z nim nie rozstawała. To oczywiście utwierdziło mnie w przekonaniu, że coś jest na rzeczy. Któregoś dnia, gdy poinformowała mnie, że wróci późno, pojechałem pod jej biuro. Pracę zawsze kończyła o 17. Czekałem jakieś pół godziny, aż się doczekałem. Wyszła w towarzystwie swojego szefa. Uśmiechali się do siebie i posyłali sobie maślane spojrzenia. Zaparkowałem na tyle blisko, żeby to zobaczyć. Wsiedli do jego samochodu. Nie zauważyła mnie. Przypuszczam, że gdybym przeszedł obok, to zostałbym zignorowany – do tego stopnia była zaabsorbowana swoim lowelasem.
Nie byłem zły
Sam się zdziwiłem, lecz poczułem wyłącznie ulgę. Zero złości, zazdrości czy gniewu – jakby Marta była zupełnie obcą osobą. A niech romansuje do woli – grunt, że się odczepiła i mam spokój. Miałem o tym z nikim nie gadać, ale tak jakoś wyszło, że powiedziałem najlepszemu kumplowi. Żalił się, że małżeństwo mu się sypie. Wyznałem zatem, jak to u mnie wygląda.
– Serio nie zamierzasz zareagować? – patrzył na mnie z niedowierzaniem. – Stary, przecież ona ci rogi przyprawia.
– Niech robi, co jej się żywnie podoba, byle by się nie czepiała.
– To jest chore tkwić w czymś takim – stwierdził Mirek.
– Może i chore – wzruszyłem ramionami – ale czy tylko takie rzeczy w życiu się liczą?
Mirek i jego żona planowali wybrać się na terapię dla par. Nie sądzę, aby terapeuta był stanie pomóc mnie i Marcie, skoro mieliśmy siebie dość nawzajem. Jest jak jest, po co się szarpać i tylko niepotrzebnie problemów sobie dokładać? I bez tego jest ich niemało.
Żona się przyznała
Taki stan rzeczy trwał przez dłuższy czas – aż do momentu, kiedy żona przyznała się do zdrady.
– Mam romans – oznajmiła pewnego sobotniego poranka.
– Wiem o tym od dawna – nie zamierzałem udawać nieświadomego niczego męża.
– No cóż – westchnęła – wcale mnie nie dziwi, że słowa nie pisnąłeś.
– Tak, a niby dlaczego?
Pod moim adresem posypały się liczne zarzuty o to, że od dawna mam ją w głębokim poważaniu i że nic mnie nie interesuje poza czubkiem własnego nosa.
– To co teraz? – zapytałem, starając się trzymać emocje na wodzy.
– Złożyłam pozew o rozwód. Mam nadzieję, że niczego nie będziesz utrudniać.
– W porządku – przytaknąłem.
Nie wierzyłem, że Marta podejmie taką decyzję, więc byłem zaskoczony. Zdążyła już też powiadomić o tym naszą dorosłą córkę. Podobno Magda podeszła do tematu ze zrozumieniem, ale na pewno z nią porozmawiam. Parę dni później Marta wyprowadziła się do kochanka. Ponoć planowali wspólną przyszłość. Wszystko zadziało się bardzo szybko. I teraz mam dopiero całkowity święty spokój.
Arek, 54 lata
Czytaj także: „Pojechałam na ferie ze sprzętem na narty, a wróciłam z trumną męża. Z ośnieżonego stoku zjechał wtedy po raz ostatni”
„Córka z ferii wróciła z brzuchem. Nie chce nam powiedzieć, kto jest ojcem i myśli, że uwierzymy w niepokalane poczęcie”
„Po śmierci męża poczułam się, jakbym otworzyła jego komnatę tajemnic. Z komornikiem już prawie się zaprzyjaźniłam”

